2. Niedziela po Świątkach, 10.06.2012

Drodzy Wierni!

Ewangelia dzisiejsza przekazuje nam słynną przypowieść Jezusową o gospodarzu, który zaprosił swych przyjaciół na ucztę.

I. Kto jest tym człowiekiem, który wydał wielką ucztę? – Pan Bóg. Kto zaproszonymi? – Żydzi. Kto sługą, który został wysłany do zaproszonych? Jezus Chrystus i każdy, który bywa wysłany przez Niego w Jego miejsce. Co mamy rozumieć przez wielką ucztę? Trzy rzeczy: 1) Całą sumę objawień i przykazań, łask i obietnic, które Bóg dał ludziom przez Jezusa Chrystusa. 2) Świętą wieczerzę, w której Chrystus sam siebie daje za pokarm; 3) Żywot wieczny, do którego mamy wejść po śmierci. Wielką jest uczta w każdym z trzech powyższych znaczeniach.

A. Objawienia Boże są wielką ucztą. Uczta jest pokrzepieniem dla głodnych i zmęczonych; jest tym większą, im liczniejsi goście i im bogatsze nasycenie i ucieszenie. Co jest dla zmęczonej, spragnionej ludzkości radośniejszym i więcej pocieszającym, niż objawienie o Bożej miłości, która nie chce potępienia ludzi, lecz ich uszczęśliwienia? Ta miłość daje jedynego Syna światu na śmierć, aby grzeszników wydrzeć śmierci. Nie może być większej, więcej podnoszącej i uszczęśliwiającej prawdy, jak ta, którą im objawił Jezus.

Także łaski Boże są ucztą, przynoszącą niewypowiedziane posilenie i pokrzepienie. Nie możemy pomyśleć większej pociechy, jak łaskę darowania winy grzechów i odpuszczenia kary wiecznej. Żadnej rozkoszy zmysłowej nie może uśmierzyć niepokój i lęk sumienia, i wszelką radość zatruwa ten niepokój serca. Cóż więc znaczy słowo: „Grzechy twoje ci się odpuszczają?” Jest to jakoby bogata uczta, jakoby radosne święto dla duszy, nieporównane niczemu na ziemi. To samo odnosi się do wszystkich innych łask, darowanych nam od Ojca przez Jego Syna w Duchu Św.

B. Po drugie, rozumiemy przez tę ucztę, ustanowioną przez Jezusa Chrystusa, Komunię św. Faryzeusze, do których Pan Jezus mówił to porównanie, nie mogli zrozumieć tego związku. Duchowi Jezusa jednak przedstawiało się zawsze nie tylko co najbliższe, lecz On widział całość, początek, rozwój i koniec. Tak też myślał o Najświętszym Sakramencie, gdyż właśnie w nim miało być Jego królestwo w świecie, w widocznej postaci uczty Komunijnej. Królestwo niebieskie na ziemi ukazuje się nam w Kościele Chrystusowym. Widzimy Chrystusa wpośród swoich wiernych jako ich głowę, ich uświęcenie, ich pocieszenie, ich pokarm ku życiu wiecznemu. Chrystus jest teraz prawdziwie w Najświętszym Sakramencie, rzeczywiście i istotnie obecny między wiernymi. Tu jest ich głową, ich pojednawcą, ich żywicielem.

Czy więc ta wieczerza nie jest wielką? Jest wielką ze względu na Tego, który ją ustanowił, na to, co nam daje, i na tych, którzy są zaproszeni.

Ten, który tę wieczerzę wydał i nas na nią zaprosił, jest jednorodzonym wszechmogącego Ojca, któremu jest dana wszelka władza na niebie i na ziemi. Gdy On zstępuje do ludzi, aby ich zgromadzić, posilić i nakarmić, jaki bogaty mąż swoich przyjaciół i gości, jest to naprawdę czymś wielkim. Lecz wielkość uczty pokazuje się dopiero prawdziwie w tym, co zaproszonym ofiaruje. Królowie i książęta, gdy wydają uroczyste uczty, podają wyborne potrawy i wyszukane wina. Inaczej Syn Boży w najświętszej wieczerzy. Nie daje martwych dóbr i zewnętrznych darów, daje samego siebie. I wprawdzie nie tak, jak mogą czynić inni w miłych słowach i życzliwych uczuciach, lecz w zupełnym ofiarowaniu siebie, które oddaje krew i życie. Udziela On w wielkiej uczcie swoje ciało ofiarowane na krzyżu i przelaną krew. W tym ciele i krwi daje siebie samego, ofiarowanego w miłości, z wszystką łaską, zawartą w tej ofiarniczej śmierci. Oddaje się ze wszystką swoją miłością, łącząc się z tą miłością z wiernymi i przemieniając Ich serca według swego Boskiego Serca. Jest to nie tylko coś wielkiego i wspaniałego, ale jest rzeczą największą i najwspanialszą, jaką można pomyśleć. Czymże jest wobec tej wieczerzy każda wieczerza świata, gdzie tylko zmysły się radują, a ciało odżywia? Nie zapominajmy, że człowiek tak samo potrzebuje pokarmu dla duszy, jak pokarmu dla ciała. Pokarmem duszy jest zaś Jezus Chrystus, który się ofiaruje pod postaciami chleba i wina w Najśw. Sakramencie. Kto tego chleba nie pożywa, nie daje swej duszy pokarmu; życie jej musi obumierać, jeżeli już nie zamarło.

Wielkość uczty zależy też od liczby zaproszonych. Gdy książęta zaproszą do swego stołu tych wszystkich, którzy się czymś odznaczyli, to nazywają to wielką i wspaniałą ucztą. Bóg jednak zaprasza nie tylko setki lub tysiące, lecz wszystkich, całą ludzkość. Cały rodzaj ludzki ma się gromadzić u Jego stołu. A zaproszeni są nie tylko wielcy i znakomici, lecz także najniżsi i najubożsi. To jest to osobliwe i wielkie w uczcie Jezusa Chrystusa, że nikt tam nie jest wyższym, nikt niższym, wszyscy są przednimi, bo gośćmi takiego Pana, wszyscy niskimi, bo stworzeniami i grzesznikami. Niema tu miejsca pierwszego i ostatniego, niema tu stopni i stanów, są tylko bracia.

C. Przez wieczerzę mamy wreszcie rozumieć wieczne, szczęśliwe życie, które Bóg zgotował ludziom. Teraz jeszcze trwa dzień roboczy, przygniata nas często swoim ciężarem i mozołem. Ale się skończy i przychodzi wieczór. Kto wtedy wiernie nosił ciężar dnia, tego czeka pokrzepiająca wieczerza, którą Bóg zgotował wiernym. Wtenczas zmęczony wzmocni się i uraduje. Ile milionów żyło od czasów Adama, ile ich żyje i ile milionów jeszcze będzie żyć! Jakie pełne trudności było ich życie! Lecz nadszedł ich wieczór, uschły ich łzy i pot. Wszyscy są powołani na ucztę Pańską i do wiecznego pokoju. Czyż to nie jest wielką ucztą? I co jest wiernym zgotowane? Tego nie pojmie i najbujniejsze przeczucie. Jest pewnym, że bogactwo i wspaniałość uczty będą odpowiednie Temu, który ją zgotował. Jaką nieogarnioną szczęśliwość zgotował Bóg ludziom!

II. Zaproszeni nie śpieszą się, przynajmniej pierwsi, to jest Żydzi. Lecz i między później zaproszonymi są tacy, którzy się wymawiają z różnych powodów: wieś, para wołów, wesele – wszystko sprawy ziemskie, doczesne. Więc dobra ziemskie są im ważniejsze od wieczerzy Pańskiej, od objawień i łask Bożych, od samego Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, od życia i wiecznego. Najpierw ziemskie usposobienie, samolubstwo, zmysłowość odbierają człowiekowi wiarę w rzeczy wyższe. Kto utonie w zarobkowaniu, ten będzie zapewniać, że przez świat się nie przejdzie prawością, sprawiedliwością i rzetelnością. Zmysłowy człowiek będzie uważać wstrzemięźliwość za przesadę i mądrości życia szukać będzie w używaniu życia. Gdy tak zabraknie wiary we wyższe rzeczy, jakże ma ich szukać? Gdy wiara w wyższe rzeczy jeszcze nie zaginęła, to przynajmniej zmysł i skłonność ku nim. Człowiek niedocenia rzeczy niebieskich, nie smakują mu one, ma je za płaskie i nudne. Jak ślepy nie odczuwa piękności barw i głuchy wspaniałości tonów, tak ziemski człowiek jest ślepym i głuchym na rzeczy nieba, są one dla niego zamknięte. A jeżeli już nie to jest, to jednak obawia się człowiek wysilenia, potrzebnego, aby się zrzec rzeczy ziemskich, przyjąć zaproszenie do rzeczy wiecznych. Nie dziw więc, że zaproszeni się uniewinniają i nie przychodzą.

III. Jeżeli jednak Bóg przygotował wieczerzę, to nie stało się to na próżno, bo Pan Bóg nic nie robi na próżno. Jeżeli zaproszeni nie stawią się, nie jest to czymś dla Niego nieprzewidzianym; On zna tych, którzy przybędą na ich miejsca i z radością przyjmą zaproszenie. Pośle więc swe sługi do tych drugich. Któż są ci drudzy? Porównanie wymienia ubogich, ślepych i chromych, którzy leżą na ulicy, i obcych na drogach i przy płotach. Kogo ma Pan Jezus na myśli? Ubodzy na ulicy, to prości i pogardzeni ludzie żydowskiego narodu, celnicy i grzesznicy; obcy ca drogach to poganie. I ci mają być powołani, bo dla jednego narodu stół Boży jest za wielki. Chociaż tysiące i tysiące Żydów przyjęło zbawienie, to ono nie było wyczerpane, starczyło dla całej ludzkości.

Tak też Jest do dnia dzisiejszego. Do dzisiaj przygotowana jest wieczerza, lecz bogaci i uczeni, pyszni i zarozumiali nie przychodzą. Nie mają czasu, bo nie mają żadnego zmysłu ani potrzeby. Na ciele i duszy dręczeni, ubodzy i grzesznicy, ci przychodzą, bo łakną. Gospodarz rzekł: „Wyjdź natychmiast na ulice i zaułki miasta i sprowadź ich”. Tego się biedni, ślepi, żebracy i obcy nie spodziewali, że będą zaproszeni na tak wspaniałą ucztę. Jakże mógł Pan Jezus o nich myśleć i ich wołać? Lecz On nie patrzał na ich nędzę, ale szedł ze swoją miłością i swoim miłosierdziem.

I do dziś stół biesiadny Boży nie jest zapełniony. Jeszcze teraz wzywa się do niego i chrześcijan, i pogan. Jak długo jeszcze potrwa, aż wszystkie narody ziemi usłyszą i przyjmą Ewangelię? Kiedyż nadejdzie czas, że wszyscy, którzy się przyznają do Ewangelii, będą według niej żyć? Raz przyjdzie wieczór, zakończenie czasów. Jaki to widok będzie, gdy wszystkie te miliony wybranych zasiądą u stołu wielkiego Gospodarza! Stół będzie zapełniony, ale nie wszyscy zaproszeni będą tam siedzieć. Pogardzili zaproszeniem Boga i przywiązali swe serce do innych rzeczy. Teraz są odrzuceni. Niechaj się nikt nie łudzi i mówi: Gospodarz jest bogaty i dobry, jeżeli teraz nie przyjdę, to mnie innym razem zaprosi. Nikt nie wie, czy będzie drugi raz proszony, a jeżeli tak, to czy wtedy jego serce nie będzie jeszcze silniej związane ziemskimi rzeczami? Dlatego nie odkładajmy zuchwale pokuty i nawrócenia, lecz pamiętajmy w świętej bojaźni o słowach: „Albowiem powiadam wam, że żaden z tamtych mężów zaproszonych nie zakosztuje uczty mojej”. Amen.

 

Ks. E. N.

 

Na podstawie: Ks. Wł. Sypniewski, Niedzielne Ewangelje, t. II, 1921, s. 26.