Drodzy Wierni!
Ewangelia dzisiejsza jest dalszym wyjątkiem owej mowy pożegnalnej, którą P. Jezus miał po ostatniej wieczerzy. Zeszłej niedzieli zapowiedział uczniom, że już niedługo, a nie ujrzą Go, dzisiaj już wprost mówi: „Idę do Tego, który mnie posłał, a żaden z was nie pyta Mnie, dokąd idziesz?” Ten wyrzut, uczyniony Apostołom: „Żaden z was nie pyta mnie, dokąd idziesz?” można z pewną małą zmianą skierować do wielu i bardzo wielu chrześcijan. I my bowiem wszyscy jesteśmy w podróży, wszyscy bez wyjątku, rzadko jednak i bardzo rzadko zadajemy sobie pytanie: Ty dokąd idziesz?
Małgorzata, królowa hiszpańska, przechadzając się po komnatach pałacu królewskiego, stanęła przed obrazem, dzisiaj znanym, przedstawiającym dwie drogi. Jedna z nich wąska, stroma, wznosiła się ku obłokom, a na niej mała gromadka ludzi wspinała się z wielkim trudem pod górę. Prowadził ich Anioł. Na drugiej połowie była namalowana droga szeroka, prowadząca w dół, na niej nieprzeliczona rzesza ludzi, różnych stanów i różnego wieku, szła przy muzyce, tańcach i zapadała się w przepaść. Rozmyślając nad tym obrazem, królowa zaczęła płakać. Powiedziała dla służącej: Płaczę, bo patrząc na te dwie drogi, które prowadzają do wieczności, nie wiem, którą drogą idę. Nie wiem, czy po śmierci moją duszę poprowadzi Anioł ku górze, czy też ona stoczy się w otchłań potępienia. Rozmyślając o tym królowa stała się świętą. Z tego przykładu łatwo osądzimy, jak ważne jest ono pytanie: Dokąd idziesz? Dlatego często pytajmy siebie: Dokąd idę? Jeżeli idę ze światem, drogą szeroką, przyjemną i wygodną dla zmysłów, zlecę w przepaść wiecznej niedoli.
Słowa P. Jezusa: „Idę do Tego, który mnie posłał”, napełniły Apostołów żalem i smutkiem. Oni widzieli w Nim najlepszego Mistrza, najszczerszego przyjaciela, oni przylgnęli do Niego całą duszą, nie mogli więc pojąć, czemu ich chce opuścić. Zbawiciel uspokaja ich mówiąc: „Że wam to powiedziałem, smutek napełnił serca wasze. Ale Ja prawdę wam powiadam, pożyteczno wam, abym Ja odszedł”. Jakaż tu wielka różnica w zapatrywaniu pomiędzy Mistrzem, a uczniami. Im się Jego odejście wydaje przykre, a On twierdzi, że jest pożyteczne. Prawie codziennie powtarza się w życiu to samo zjawisko. Sądy i zdania ludzkie nie sięgają tak daleko, ani tak głęboko, jak oko Boże. My ludzie nie umiemy należycie osądzić, co dla nas dobre, a co złe; my często uważamy to za dobre, co jest nam szkodliwe, i odwrotnie, uważamy za złe, co jest pożyteczne.
Na przykład, niejeden żeniąc się z ukochaną osobą, mniema, że zrobił szczęście, tymczasem niedługo po ślubie nastają niezgody i kłótnie i poczyna przeklinać ową chwilę, w której podjął decyzję. Albo niejeden cieszy się, że odziedziczył bogaty spadek, lecz pieniądz zawraca mu głowę, wiedzie do marnotrawstwa i czyni biedniejszym, aniżeli był przed spadkiem. Dzieje się także odwrotnie. Syn Izaaka, Jakub, czuł się bardzo nieszczęśliwym, kiedy z bojaźni przed bratem Ezawem musiał opuścić dom rodzicielski i uciekać w cudze kraje. Jednakże to mniemane nieszczęście wyszło mu na dobre, bo w cudzym kraju znalazł żonę, i jako bogacz wrócił do ojca.
Job stracił całe mienie i nawet swoje dzieci, a w dodatku nawiedzony ciężką chorobą leżał na gnoju i musiał znosić wyśmiewanie się żony, lecz w końcu wrócił mu P. Bóg stratę, aby jego i nas przekonać, że nasze sądy są mylne, że tylko Bóg sam dokładnie wie, co dla nas pożyteczne, a co szkodliwe. Nie buntujmy się tedy, gdy nas dotknie ubóstwo, albo śmierć drogich osób, bo Bóg jest Ojcem najlepszym i wie, co czyni i jako wszelką uciechę potrafi zamienić w płacz, tak też wszelki smutek w radość. Z naszej strony pozostaje ciągle powtarzać: Panie, bądź wola Twoja!
Dla tym pewniejszego uspokojenia Apostołów, którzy zasmucili się zapowiedzią odejścia Jezusowego, podaje Zbawiciel także przyczynę, dla której od nich odchodzi. „Jeśli nie odejdę, powiada, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeśli odejdę, przyślę Go do was”. Choć odchodzę, nie zostawiam was bez opieki i pomocy. Owszem, ja idę do Ojca, a stamtąd poślę wam Ducha św., który was pocieszy, oświeci, wzmocni i ciągle będzie się wami opiekować. On przez was dokona wielkich rzeczy, „bo gdy przyjdzie, będzie karał świat z grzechu i ze sprawiedliwości i z sądu. Z grzechu mówię, iż nie wierzyli we Mnie; a ze sprawiedliwości, iż idę do Ojca; a z sądu, iż książę tego świata już jest osądzony”.
Cóż znaczą te słowa Zbawiciela? Trudne bardzo do pojęcia nawet dla uczonego. Św. Augustyn tłumaczy je tak. Duch Święty „będzie karał świat z grzechu, że nie uwierzyli we Mnie”, to znaczy, potępi niedowiarstwo ludzi, którzy Chrystusa nie chcieli uznać za Mesjasza, swojego dobrodzieja i odkupiciela, ani też dać wiary jego nauce. Powtórnie ten Duch Św. Pocieszyciel będzie „karał świat ze sprawiedliwości”, to jest wykaże i udowodni, że Chrystus jest święty i sprawiedliwy, choć żydzi go złośliwie oczerniali, nazywając zwodzicielem, bluźniercą i przestępcą prawa mojżeszowego. Wreszcie Duch Św. „będzie karał świat z sądu, iż książę tego świata jest już osądzony”, to znaczy: zarzucano mu, że jest w spółce z szatanem i jego imieniem wyrzuca czarty. Otóż Duch Św. wykaże, że ten sąd fałszywy, że diabeł, książę i przewodnik tego świata, jest przez Chrystusa zwyciężony i potępiony. Więc krótko: Duch Św., którego Ja wam poślę, będzie karcił świat za niedowiarstwo; powtórnie za to że Mnie zwał niesprawiedliwym; wreszcie za to, iż Mnie przypisywał spółkę z szatanem.
Wszelako samo zrozumienie słów P. Jezusa nie wystarcza, jeżeli ich nie zastosujemy do siebie. Strzeżmy przede wszystkim niedowiarstwa, o które Zbawiciel obwinia świat, bo ono jest źródłem i początkiem każdego grzechu. Skądże bowiem wychodzą różne grzechy i złości? Głównie stąd, że ludzie nie mają wiary. Póki niedowiarstwo trwa w człowieku, powiada św. Augustyn, póki i inne grzechy trwają w nim, a skoro niedowiarstwo ustąpi, wtedy znikną także inne występki.
A obok wiary potrzebna nam jest sprawiedliwość chrześcijańska; potrzeba, abyśmy wiedli życie prawe, a nie szli śladem zwolenników tego świata, którzy zachowują przyzwoitość tylko na zewnątrz, dla oka. Taką pozorną sprawiedliwość potępi Bóg, bo On umie odróżnić prawdę od fałszu.
Na koniec płynie ze słów Zbawiciela ta przestroga, abyśmy nie trzymali z szatanem, księciem i wodzem złych, bo jako szatan jest osądzony i potępiony, tak osądzeni i potępieni zostaną jego słudzy i zwolennicy.
W ostatnim ostępie Ewangelii powiada P. Jezus do uczniów: „Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie”. Miałbym wiele prawd objawić, ale wy jako rybacy mało uczeni obecnie nie pojmiecie. Zaczekajcie jakiś czas. „Gdy przyjdzie Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy”. Duch Św. wasz rozum uczyni zdolnym do pojęcia najgłębszych nauk, a tak przysposobiwszy, udzieli wszystkich prawd. „On nie sam od Siebie mówić będzie, bowiem z mego weźmie, a wam opowie”. I nie tylko Apostołowie zostawali pod opieką Ducha Św.; ich następcy t. j. biskupi otrzymują także aż dotąd od Ducha Św. tę samą pomoc, co Apostołowie, oczywiście, jeśli słuchają się głosu tego Ducha, a nie głoszą własne teorie.
Jakaż to pociecha dla nas, wiedzieć i mieć pewność, że Kościół, do którego należymy, kierowany jest przez Ducha Św. Jakie szczęście posiadać niewątpliwe zabezpieczenie, że wszystko jest nieomylną prawdą, co nam głosi, co przepisuje, co poleca, jeśli tylko to jest autentyczny głos kościoła, a nie głos tego świata, przemawiający ustami niektórych obecnych przedstawicieli tego Kościoła. Wszystkie błędy i wątpliwości kiedyś miną i ta opieka Ducha Św. stanie się po raz kolejny dla wszystkich widoczna. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Tomasz Dąbrowski, Homilie na niedziele, 1911, s. 220.