Drodzy Wierni!
W słowach dzisiejszej Ewangelii św. Pan Jezus przygotowuje swych uczniów na okropne, do głębi wstrząsające wypadki wielkopiątkowe. Wiedział, że ich proste, dziecięce serca uderzy cios, który jak niszczący grom gotów zdruzgotać ich wiarę i zrujnować wszelkie nadzieje. Doświadczenie zaś uczy, że nieszczęście mniej jest bolesne, gdy jest oczekiwane. Więc powiada im Zbawiciel: „Już niedługo, a nie będziecie mnie oglądać”. Jeszcze kilkanaście godzin, a on, Pan życia, będzie martwy spoczywać w kamiennym grobie. Zniknie z przed ich oczu ten ukochany Mistrz, za którym apostołowie poszli, wszystko zostawiając. Nie usłyszą już jego głosu, który im niósł słowa prawdy i miłości.
Lecz Pan Jezus ich również pociesza. Niedługo potrwa ich żałość. „I znowu niedługo, a ujrzycie mnie, bo idę do Ojca” – nie znikam zupełnie, nie będę zwyciężony przez śmierć, idę do czekającego na mnie Ojca, który zatwierdzi moje posłannictwo do was. Znów upłynie zaledwie kilkadziesiąt godzin, a stanie wśród nich on, zmartwychwstały, ten, który zwyciężył śmierć i wszelki ból. A wtedy ich smutek się zamieni w radość, i nikt im już tej radości nie weźmie.
„Już niedługo” – oto słówko pełne pociechy. Przecież życie nie skąpi nam smutku i żałości. Uginamy pod obuchem wspólnej niedoli i wspólnej niepewności losu. Któżby dziś nie narzekał na ciężkie warunki życia? A poza tym ile osobistych nieszczęść, ile smutków, zawodów i bólów! Daleko więcej, aniżeli się wydaje na pozór, gdyż ludzie wolą się ukrywać z tym, co ich nęka. Mało jest takich, którzy mogą sobie powiedzieć: Dzięki Bogu, nie mam żadnego utrapienia, który mnie gryzie.
Lecz pociechą nam jest, że wszystko przemija, że i największy ból jest ograniczony co do czasu. Już niedługo! „Wszystko przemija pod słońcem, – mówi Mędrzec Pański, – czas płakania i czas śmiania, czas narzekania i tańcowania” (Ekkl. 3, 4). Bylebyśmy umieli znosić cierpienie z pokornym poddaniem się woli Bożej, – byleby ono nas oderwało od świata i grzesznych myśli, a przykuło ściślej do Boga! Wtedy to, co nam się wydaje złem, zostanie policzone na nasze dobro; wtedy to sprawdzi się przysłowie, że niema takiego złego, co by nie wyszło na dobre.
Ile przecież więcej znaczy godzić się z wolą Opatrzności w chwilach ciężkich, bolesnych, niż w dniach powodzenia i szczęścia! Cierpienia właśnie sprawiają, że życie staje się podobne do klejnotów, które mało wprawdzie zabierają miejsca, ale dużo ważą i znaczą. Co więcej, upodabnia się ono wtedy do życia Chrystusa, który nam jest „drogą, prawdą i życiem”. A pociechą nam jest, że i najgorsze przejścia mijają. „Już niedługo!” Słówko to napełnia nas smutkiem w chwilach szczęśliwych (bo rozumiemy, że będą trwali bardzo krótko), ale jest dla nas szczęściem w smutku. Rychło minie wszelakie nieszczęście, bo czyż samo życie nie trwa tylko niedługo, czyż nie mija jak sen? Mędrzec Pański porównuje je do okrętu, który przebiega morze. Skoro przepłynął, na próżno szukasz kolei, którą wyżłobił w rozkołysanych falach. Podobne one do strzały lecącej do celu; rozdziela powietrze, które natychmiast się zlewa, że nie widać ani śladu drogi strzały. „Tak i my urodzeni zostaliśmy i wnet być przestaliśmy” (Mądr 5, 13). A zarazem z tym szybko lecącym życiem mijają, nie zostawiając śladu za sobą, jego dobre i złe chwile, jego krótkie radości, lecz także smutki i bóle.
Zahartujmy zatem nasze serce. Nie przeceniajmy tych chwil ciężkich, które przecież mijają! Pan Bóg zsyła nam krzyże, byśmy je dźwigali z Chrystusem ku dobru naszej duszy, lecz nie na to, byśmy się pod nimi gubili, zatracali. Krzyże nie osłabiają, a przeciwnie, hartują naszą świętą nadzieję. Ze wszystkich ciosów największy zadaje śmierć. Jak mówi Mędrzec Pański, gdy dla niewiasty zbliży się jej godzina, wtedy zjawia się trwoga i przychodzą na nią takie bóle, że jej ludzka istota zda się zanikać. Ale narodził się dziecko, i cierpienie kończy się. Matka zapomina o niej z radości, że człowiek przyszedł na świat. Tak z cierpień i bólów rodzi się nowe życie.
I przed śmiercią przechodzi człowiek trwogi i bóle, wije się w ostatnich konwulsjach. Ale już niedługo! Z tych bólów rodzi się nowe życie, na wieki młode, szczęśliwe. Prędko smutek śmierci zamienia się w radość wyzwolenia. Nie wszyscy ludzie tak patrzą na śmierć. Niejednych zimną grozą chwyta za serce myśl, że zostawią wszystkich i wszystko, co drogie, że staną się rzeczą martwą, której przeznaczeniem ciasna trumna i ciemny grób. Tam w dole będą nicością, na powierzchni ziemi również niczym! Po prostu, znikną! Cóż to za okropna myśl! Nam jednak chrześcijanom, gdy wspomnimy o śmierci, przyświeca myśl, że „pójdziemy do Ojca” za Chrystusem, naszym Mistrzem i Zbawicielem. Śmierć będzie nam wyzwoleniem z więzów ciała, przejściem do nowego, pełnego i szczęśliwego życia. Myśl o ostatniej chwili życia opromienia nam nadzieja, że nasz smutek rychło zamieni się w radość.
Ludzie przed śmiercią pocieszają się zwykle słowami: „Tam, na drugim świecie, zobaczymy się znowu!”. Czy wszyscy się tam znów zobaczą? Czy człowiek, który bez Boga żył i bez Boga umiera, może w ten sposób pocieszać siebie i tych, których żegna? Chyba, że im życzy potępienia, jak sam musi się liczyć z nim. Przecież tam, na drugim świecie, są dobrzy i źli. Są tacy, którym Chrystus powie: „Przyjdźcie do mnie, błogosławieni” – i tacy, do których się odezwie: „Idźcie ode mnie precz, przeklęci!” Dla potępionych niema radości w wspólnym cierpieniu, jest w tym chyba tylko zaostrzenie męki. Jedynie w Bogu jest radość i szczęście. W nim tylko może cieszyć i uszczęśliwiać widok tych, którzy nam byli drodzy na ziemi. Tylko w Bogu smutek rozłączenia zamienia się w radość oglądania na wieki.
A więc jedno tylko powinno zajmować nasze serce i umysł: obyśmy doszli do Boga. Jeżeli nasze życie jest jak strzała, wypuszczona z ręki Bożej, by leciała do celu, to nie wytrącajmy jej z drogi. Nie, obciążajmy jej winą, bo może chybić i przelecieć mimo celu! Pracujmy na to, byśmy kiedyś ujrzeli Chrystusa zmartwychwstałego, który sam jeden może nasz smutek obrócić w radość, w taką radość, że już na wieki nikt nie zdoła jej nam odebrać. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Mieczysław Buławski w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVI 1934, s. 241.