Drodzy Wierni!
Co roku 3 maja Kościół św. obchodzi pamiątkę Odnalezienia Św. Krzyża.
Był to rok 70 po Chrystusie. Rzymianie zdobyli Jerozolimę. Wprawdzie żydzi długo się bronili, a czynili to z ogromnym uporem i poświęceniem, jednak nie zdołali się oprzeć. Ulegli przemocy. Mury miasta runęły i fala zdobywców wpadła do środka, ogniem i mieczem siejąc zniszczenie. Kamień na kamieniu nie pozostał. Wszystkie piękne budowle znikły. I życia ludzkie gasły, jedno po drugim. W tym ogólnym posiewie zniszczenia nie oszczędzono też miejsc świętych. Wszystkie te drogie sercu chrześcijanina, uświęcone życiem i krwią Jezusową, miejsca zostały zasypane. Zniknął grób Chrystusowy. Na Golgocie, gdzie dokonało się zbawienie świata, gdzie Bóg, Słowo Wcielone, składał najświętszą Ofiarę miłości, stanęła świątynia pogańska, poświęcona Jowiszowi i bogini Wenus. Ich posągi zajęły miejsce Krzyża, który z szczytów Golgoty rozpościerał swe ramiona. Teraz znikł, zasypany gdzieś gruzami ginącego miasta, które „nie poznało czasu nawiedzenia swego” (Łk 19, 34).
Tak pozostało długie lata. Prawie trzy wieki minęły, a Krzyż Jezusowy ciągle jeszcze leżał przytłoczony rumowiskiem i posągami pogańskich bożków. Nastał wreszcie rok 326. Do Jerozolimy przybyli cesarz Konstantyn i jego matka, św. Helena. Zerwali świątynie i zrzucili posągi, a potem podjęli się trudnej i mozolnej pracy odszukania Krzyża. Długo pracowali przy odrzucaniu gruzów. Zdawało się, że nie będzie końca ich wysiłkom. Aż wreszcie po bardzo ciężkich i mozolnych robotach znaleźli trzy Krzyże, a obok, nieco dalej, gwoździe i napis krzyżowy. Nie było wątpliwości, że odnaleźli Krzyż Jezusowy. Ale, który z tych trzech jest Krzyżem Zbawiciela? – Jeden, z nich na pewno, ale który? Przywiedli więc ciężko chorą niewiastę, która daremno szukała ulgi i zdrowia u lekarzy. Kładli ją kolejno na pierwszy krzyż, potem na drugi, i wreszcie na trzeci, – gdy nagle wstała zdrowa. Nie było już śladu jej długich cierpień. Mamy Krzyż Chrystusa! Radość ogarnęła świat chrześcijański.
Dzisiaj, na gruzach walącego się świata, zatrutego duchem rewolucji francuskiej, wyrosła świątynia nowoczesnego pogaństwa. A w niej pierwsze miejsca zajęły Jowisz i Wenus, bóg siły i bogini brudnej cielesnej rozkoszy. Znikł krzyż z życia narodów i państw. Przygniata go brzemię grzechów i ludzkich niesprawiedliwości. Na miejscu zerwanego krzyża miało wyrosnąć szczęście ziemskiego życia ludzkiego. Człowiek bez Boga, jego praw i prawdy chciał sobie wyczarować raj ziemski, gdzie nic i nikt by go nie krępował. Tymczasem to co począł wbrew i mimo Boga, wszystko to legło w gruzach. Człowiek jest chory. Szuka leków i nie może znaleźć. I coraz częściej wzrok i nadzieja kieruje się na Krzyż. Już jesteśmy przy odwalaniu gruzów. Już pracujemy nad odnalezieniem Krzyża. Wprawdzie robota jest żmudna i postępuje powoli. Ale nasze siły nie wyczerpują się. Krzepi je nadzieja, że gdy go odnajdziemy i z nim się zetkniemy, doznamy uleczenia. W tej pracy zasila nas pewność, że tylko Chrystus może. przewodniczyć nowym czasom. Już nie wątpimy, że w Krzyżu nasze zbawienie.
Wprawdzie i dzisiaj jeszcze, według słów Apostoła Narodów, krzyż jest „żydom zgorszeniem a poganom głupstwem”. Ale dla nas, „samym wezwanym” jest on „mocą Bożą i mądrością Bożą”. I tak staje się nam on Krzyż „mądrością Bożą”, której „początkiem jest bojaźń Pańska”. Bo „głupstwo Boże jest mądrzejsze nad łudzi, a mdłość Boża jest mocniejsza nad łudzi” (1 Kor 1, 23). Zawsze, gdy ludzka złość dochodzi do szczytu i zdaje się, że uśmierciła Boga na krzyżu, wtedy zaczyna się triumf Drzewa Chrystusowego.
On, w czasach, gdy toczy się walka duchów, dobra ze złem, staje się znakiem, który rozstrzyga ją zawsze na szalę zwycięstwa Boga. Gdy niewiara chce zwalczyć wiarę, gdy niesprawiedliwość uciska sprawiedliwość, gdy czystość obyczajów ulata przed cuchnącą rozpustą, wtedy idące od niego „dokonało się” (J 19, 30) kładzie kres mocom piekła. Ta walka toczy się i dziś. Rozpętała się na całej linii, i nikomu nie wolno w niej pozostać na uboczu. Bo „kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie” (Mt 12, 30). Każdy musi brać udział w niej. Gdy nie stanie w szeregach żołnierzy Chrystusowych, staje w szeregach jego wrogów. Już Krzyż wschodzi wiernym na zbawienie, a poganom na sąd, by zobaczyli „kogo przebodli” (J 19, 37). I oto ten „kamień, który odrzucili budujący, ten stał się głową węgła. Od Pana się to stało, i dziwne jest w oczach naszych” (Mt 21, 42).
Gdy żydzi w drodze do ziemi obiecanej padali trupem, ukąszeni jadem węży, wracali do życia, kiedy Mojżesz wystawił drzewo z zawieszonym miedzianym wężem, ku któremu podnoszono im wzrok. Dziś, kiedy jest tak wiele trupów ducha, podobne drzewo przywraca życie. Drzewo Krzyża z rozpiętym Synem Bożym każdemu, kto kieruje z wiarą, ufnością i miłością a żalem za swe winy swój wzrok ku niemu, daje nowe życie. „Bo nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby sądził Świat, ale iżby świat był zbawiony przez niego”. Tu na ziemi Bóg kieruje się względem nas tylko miłością. On nas kocha i chce nas tą miłością uszczęśliwić. Dlatego ten Krzyż na Golgocie – to najwymowniejszy wyraz serca Bożego. Sąd czeka tylko tych, którzy zapoznali Chrystusa. Krzyż rozprasza te ciemności, które tak ukochali, bo kochali nieprawość i grzech (J 3, 1nn).
Krzyż zawsze zwycięża. Choć go usunie ludzka ręka, staje się to tylko na pewien czas. Bo zawsze ta sama ręka ludzka musi go znowu ustawić tam, gdzie stał, gdzie jego miejsce i królowanie. Jeszcze dziś pamiętamy jedną z najważniejszych publicznych adoracji Krzyża św. w XX wieku. Dnia 18 maja 1927 r. na ruinach Koloseum rzymskiego dokonywała się potężna uroczystość. Zgromadziła ona królową włoską z córkami, ministra wyznań, co najznaczniejsze osobistości Rzymu, wojsko, młodzież uniwersytecką i rzemieślniczą, niezliczone tłumy. Przyszli, by uczestniczyć w tej wielkiej uroczystości ustawienia krzyża tam, skąd go niedawno usunięto. Stawiano na nowo krzyż w miejscu, gdzie ziemia nasiąkła krwią męczeńską jego wyznawców z czasów, gdy ta arena była ołtarzem, na którym życie składali ci, którzy w Krzyżu szukali zbawienia i znaleźli. A gdy czoła rozmodlonego tłumu pochylały się w uwielbieniu zwycięstwa Krzyża, ponad nimi krążyły samoloty i zsyłały deszcz kwiatów na drzewo, co teraz w triumfie wyrastało ponad głowami ludzkimi. Tak zawsze kończy się każda walka z Krzyżem.
Na podstawie: Ks. Roman Mieliński w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVI, 1934, s. 305.
Wasz duszpasterz, ks. Edmund