Drodzy Wierni!
Ewangelia drugiego dnia Wielkanocy opowiada nam o spotkaniu dwóch uczniów, Łukasza i Kleofasa, ze zmartwychwstałym Jezusem. Tego samego dnia, którego Pan powstał z grobu, Łukasz i Kleofas wyszli z Jerozolimy. Nie należeli oni do grona Apostołów, bo tych było tylko 12, lecz do owych uczniów, których było 72. Wyszli z Jerozolimy, gdyż po ukrzyżowaniu i pogrzebaniu Mistrza opadł ich smutek, a zarazem obawa, aby żydzi z nimi, jako zwolennikami P. Jezusa, nie postąpili tak samo, jak z Mistrzem. Szli zaś do miasteczka, oddalonego kilka kilometrów, zwanego Emaus.
Kiedy dwie albo trzy osoby odbywają podróż, rozmawiają ze sobą w drodze. O czym mówili? „O tym wszystkim, co się o stało”, to jest o zdradzie Judasza, o pojmaniu Pana Jezusa, o męce, jaką poniósł, o śmierci na krzyżu, o pogrzebie, ale najwięcej o zmartwychwstaniu, albowiem nim wyszli z Jerozolimy, już niewiasty, wracające od grobu przyniosły tę ważną nowiną.
A więc rozmowa uczniów była poważna, religijna i pożyteczna, dotycząca najważniejszych tajemnic wiary. Czytamy w Ewangelii wg św. Mateusza takie słowa P. Jezusa: „Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię Moje, tam i Ja jestem w pośrodku ich” (Mt 18, 20), to znaczy: towarzystwa prowadzące rozmowy próżne, puste, szkodzące sławie bliźniego, wyganiają Boga ze swego grona. I odwrotnie, gdzie omawiają się sprawy poważne, budujące i pobożne, Chrystus chętnie przebywa.
Uczniowie rozprawiali o Chrystusie, a On, tak pisze Ewangelia, zjawił się z dala, przybliżył się, szedł z nimi, niepoznany przez uczniów, bo „pokazał się im w innym kształcie” (Mk 16, 12). „Co to za rozmowy, zapytał, które idąc macie między sobą, a jesteście smutni?” Odpowiedział Kleofas: „Czy Ty cudzy jesteś, czy tylko jako gość byłeś w Jerozolimie, że nie wiesz, co się w nim stało w tych dniach?” Pan Jezus chcąc, aby odkryli usposobienie swej duszy, rzekł: „Cóż się stało?” I mówili obaj: Był tu taki Jezus Nazareński, Prorok potężny w słowie i w uczynku, a kapłani żydowscy i przełożeni skazali Go na śmierć i przybili do krzyża. My się spodziewali, że On zbawi Izraela, ale już trzeci dzień, jak to się stało, i nic! Wszystkie oczekiwania i nadzieje były próżne.
Te krótkie wyrazy malują dokładnie ich duszę. Obaj zaliczają siebie do zwolenników Ukrzyżowanego i nie ukrywają przed obcym sobie towarzyszem, że Jego los ich mocno obchodzi. Obaj nazywają Go Prorokiem, wyznają miłość i przywiązanie do Jego osoby, ale zarazem zdradzają słabą wiarę i wyraźną wątpliwość w Jego zmartwychwstanie. Wątpią w świadectwo trzech niewiast i w świadectwo i Jana; wątpią, choć kilkakroć z ust samego Mistrza słyszeli, że będzie ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. W ich sercu wre ciężka wałka…
Podobne walki w życiu przechodzi niemal każdy chrześcijanin. Często nasuwają się nam wątpliwości w rzeczach wiary, powiadając: Może to jest nieprawdą co ja wierzę? Może P. Jezus nie jest Synem Bożym, lecz zwykłą postacią historyczną? Może po śmierci już więcej nie zmartwychwstanę? Może niema sądu ani piekła, ani przyszłego życia? Cóż mamy czynić, jak postąpić, gdy takie lub podobne wątpliwości wstrząsają naszą wiarą? Najmądrzej postąpimy, jeśli podobne myśli po prostu odepchniemy, bo są czysto negatywne, negujące, nikt nie może ich udowodnić. A dowodem naszej wiary jest Słowo Boże, boski autorytet słów chrystusowych. Cóż ci z tego, jeżeli rzucisz wiarę? Czy będziesz szczęśliwszy, spokojniejszy? Przykład uczniów z Emaus pokazuje, że wątpliwość jest tylko pokusą, iluzją, jakby chmurą, która zasłania rzeczywistość Jezusa i Jego tajemnic.
P. Jezus znał serca uczniów, widział słabą wiarę i utratę nadziei, ale widział także przywiązanie do Swej osoby, więc w Swym miłosierdziu ratuje te owieczki: „O głupi i leniwego serca ku wierzeniu!” Tymi ostrymi słowami karci brak wiary i nadziei, w dłuższej mowie udowadnia, że koniecznie trzeba było, aby Chrystus cierpiał i umarł. Począwszy od Mojżesza, który był pierwszym Prorokiem, przypomina im jego przepowie i późniejszych Proroków Starego Zakonu i tak kończy: Wy znacie te przepowiednie, skoro więc wszystkie, które zapowiadały mękę, śmierć i pogrzeb Chrystusa, spełniły się co do słowa, to i proroctwo o zmartwychwstaniu także musi się ziścić. Dlaczego wątpicie, dlaczego upadajcie na duchu?
To samo i z nami: kiedy duszę obsiada wątpliwości dotyczące wiary, należy szukać pomocy i światła u Boga. Nigdy niepozostać z wątpliwościami w samotności, czytać o prawdach wiary, pytać kapłana, rozmawiać z wierzącymi, powracać myślami do całego systemu wiary, gdzie jedna prawda popiera i tłumaczy inną. Wtedy Chrystus Pan, którego w tym momencie jeszcze niemożemy rozpoznać, przez usta swojego zastępcy albo innym sposobem wyświeci i wyjaśni to, co nam jest ciemne, uciszy wewnętrzną burzę i wleje pożądany spokój.
„Przybliżali się ku miasteczku, powiada Ewangelia, do którego szli, a P. Jezus okazywał, jakoby miał iść dalej. I przymusili Go uczniowie, mówiąc: Zostań z nami, boć się ma ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. W gospodzie przy posiłku stała się rzecz nadzwyczajna. P. Jezus usiadł z uczniami. Wziął chleb, błogosławił i łamał i podawał im. Przy tym łamaniu i błogosławieniu, pisze Ewangelia, „otworzyły się oczy ich”, to znaczy: P. Jezus, który się dotąd wydawał obcym, przybrał postać dawną, dobrze im znaną, więc w okamgnieniu poznali Mistrza.
Łamanie chleba w gospodzie w Emaus żywo przypomina Ostatnią wieczerzę Pańską, odbytą poprzedniego czwartku w Jerozolimie; przypomina również naszą Komunię św., która jest niejako odnowieniem i powtórzeniem Ostatniej wieczerzy. Albowiem jako owi dwaj uczniowie widzieli Go w drodze w innej postaci, a dopiero przy łamaniu chleba poznali Go i „rozpalało ich serce”, tak i my, idąc do Komunii św., widzimy tylko postacie chleba, lecz łaska sakramentalna, która przez godne przyjęcie św. Hostii rozpala i nasze serca, otwiera nam oczy i powiada: Zwykły chleb nie może mieć takiej mocy; nasze gorejące serca przekonują nas, że to nasz Pan i Bóg.
Poznawszy Pana uczniowie nie nocują w Emaus. Radość, którą odczuli z oglądania zmartwychwstałego Pana, miłość do Niego goni ich, aby wesołą nowinę szybko ponieść do Jerozolimy i podzielić się nią ze swoimi. Mimo umęczenia z powodu podroży, mimo nocy, mimo niebezpieczeństwa, które im zagraża w stolicy żydowskiej, oni rozpoczynają powrót bez zwłoki, tej samej godziny. Tak i każda dusza, która pozna P. Boga, jest skora do ofiar i poświęcenia i żadne trudy, żadne groźby, żadne niebezpieczeństwa nie zdołają jej powstrzymać. „Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej, wola św. Paweł, utrapienie, czy ucisk, czy głód, czy niebezpieczeństwo, czyli prześladowanie? Nic nas nie będzie mogło odłączyć od miłości Bożej” (2 Tym 8, 35). Tak i naszym obowiązkiem jest świadczyć naszemu otoczeniu: „Wstał Pan prawdziwie!”, potwierdzić prawdę Zmartwychwstania, która jest podstawą naszej nadziei w zmartwychwstanie do życia wiecznego. Amen.
Ks. E.N.
Na podstawie: Ks. T. Dąbrowski, Homilie na niedziele i uroczyste święta, 1911, s. 195.