2. niedziela po Wielkanocy, 22.04.2012

Drodzy Wierni!

Dzisiejsza Ewangelia św. o dobrym pasterzu chce nam przede wszystkim pokazać, że Chrystus niczego nie poskąpił, byle tylko nie zginęły owce oddane jego pieczy. Ale chce ona też nam przypomnieć ten wielki obowiązek, jaki każdy z nas posiada, by za nic nie pozwolił w obliczu niebezpieczeństwa zaprzeć się św. wiary albo którejś z jej prawd. Bo jak Chrystus nie zachwiał się ani na chwilę w obliczu śmierci, tak każdy chrześcijan, i nie tylko osoba duchowa, ale każdy wierny, winien wiernie stać na straży. Nie może jak najemnik uciekać, ale musi się podjąć nieraz ciężkich trudów strzeżenia nauki i praw Bożych. Dlatego też musi nieraz porzucić wygody życia albo zewnętrzny spokój. I to nie jest nierozsądna lekkomyślność, ale nazywamy to męstwem. Bardzo często słyszymy o męstwie w jakichś drugorzędnych sprawach ziemskich, które tak często nie noszą nawet śladu prawdziwego męstwa. Zanika wśród ludzi pojęcie prawdziwego męstwa chrześcijańskiego jako cnoty nadprzyrodzonej.

Kiedy czytamy historię jakiegoś narodu, zawsze budzi się w nas poszanowanie i cześć dla mężnych natur i jednostek. Zapewne ten urok, jaki ma w sobie męstwo sprawił, że wszyscy chcą uchodzić za mężnych, dzielnych i odważnych. Czymże więc jest męstwo prawdziwie chrześcijańskie? Jest to cnota, która czyni duszę silną i niewzruszoną już to do podejmowania rzeczy trudnych, już to do odpychania niebezpiecznych lub szkodliwych, czy to do znoszenia przykrych. W oczach świata prawdziwe męstwo nie zawsze, a nawet rzadko znajduje uznanie. Tam karmi się ludzi innym pojęciem męstwa: gazety apoteozują samobójstwa, sprytność w biznesie, osiągnięcia sportowe… Celem prawdziwego męstwa jest osiągnięcie doskonałości chrześcijańskiej, tej, którą nam sam Pan Jezus dał do naśladowania, mimo przeszkód i uciążliwości. Hasłem tej cnoty są słowa św. Pawła: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Cnota męstwa pobudza do podejmowania rzeczy trudnych i niebezpiecznych dla miłości Boga. Nie lęka się żadnego trudu, żadnego znoju. „Sprawiedliwy jako lew śmiały”, mówi Pismo św. Męstwo budzi siłę do staczania walki z występkiem, do używania w tej walce nawet środków heroicznych. Wreszcie umacnia w znoszeniu rzeczy przykrych, różnych ofiar, cierpień, przeżyć bolesnych. Dowody takiego męstwa składają codziennie np. Siostry Miłosierdzia, zajęte pielęgnowaniem najrozmaitszych chorych. Najwspanialej przejawia się jednak męstwo w całych zastępach świętych męczenników, których ani kary, ani cierpienia ani więzienia nie zdołały oderwać od wiary, od Jezusa.

Stosowanie tej pięknej cnoty jest dwojakie: najpierw w życiu osobistym, względem siebie, potem w życiu publicznym, w obcowaniu z drugimi. Życie ludzkie jest jednym pasmem walk i to srogich, nieraz uporczywych: „Bojowaniem jest żywot człowieka na ziemi” – powiada Pismo św. Potrzeba więc męstwa, by nie stchórzyć i nie zbiegnąć sromotnie z pola walki. Naprawdę, jak trzeba dziś być mężnym spytajmy niejedną matkę, niejednego ojca, których przyciskają kłopoty o codzienny chleb. A cóż powiedzieć, jeżeli do tych kłopotów dołączy się nieszczęście w rodzinie, które zatruwa do reszty wspólne życie rodzinne? Czyż taka matka i taki ojciec, który mężnie dźwigają swój krzyż, krzepiąc się męstwem Najśw. Serca Jezusa nie są bohaterami nad bohatery? Ileż to zwłaszcza w czasach obecnego kryzysu gospodarczego, którego końca nie widać, w czasach bezrobocia potrzeba męstwa, by mimo wszystko nie stracić z oczu swego celu nadprzyrodzonego.

Ale trzeba być nie tylko mężnym w tym borykaniu się w życiu codziennym, ale także kiedy chodzi o własne słabości, naturę, usposobienie. By siebie pokonać potrzeba najwięcej męstwa, by nie ulegać swoim ułomnościom, tylko z hartem ducha kroczyć naprzód do wyznaczonego celu. Ileż właśnie w tej dziedzinie potrzeba męstwa zwłaszcza młodzieży, by wśród zepsucia nie obniżyła lotu swych ideałów, żeby nie wstydziła się cnoty. Jakże mężnym trzeba być, by odeprzeć te niespodziewane ciosy, które często w nas biją ze strony rzekomych przyjaciół, przyjaciółek, towarzystw.

„Człowiek urodzony z niewiasty, żywiąc przez czas krótki, napełniony bywa wieloma nędz”, mówi Pismo św. Tak jest, jednak najstraszniejszą jest ostatnia nędza ludzka – ostatni jej wyraz – cierpienie i śmierć. Cierpienie nieraz jak czerwona nić wije się przez całe pasmo życia i zaprawia je goryczą. Ileż tu trzeba męstwa, nawet bohaterstwa, by nie popaść w zwątpienie i rozpacz, a utrzymać pogodę ducha. Świętym cierpienia sprawiały radość (tak często o tym czytamy w żywotach świętych i tak rzadko o tym wspominamy kiedy nam przychodzi się pocierpieć!). Św. Teresa powtarzała: „Albo cierpieć albo umrzeć” – oczywiście, nie każdy dochodzi do takich wyżyn. Więc trzeba męstwa, by dźwigać swój krzyż – a źródłem tego męstwa, to Serce Jezusa, miłość ku Bogu. A cóż powiedzieć o śmierci, bo nad nią niema niczego więcej przeciwnego naszej naturze, bo jest ona zerwaniem dotychczasowego porządku. W tej czarnej godzinie na pewno potrzeba nam najwięcej męstwa, by wszystko opuścić i pójść za Panem. I tu niema głębszego źródła męstwa za myśl o zmartwychwstaniu na wzór naszego Zbawiciela.

Tyle męstwa potrzeba w życiu prywatnym, w stosunku do siebie samego. Ale pozostaje jeszcze cala strona życia publicznego. Na ile to kompromisów dziś idą ludzie nawet w sprawach najświętszych. Ileż to razy usta kurczowo zamykają się tam, gdzie winny stawać w obronie największych świętości. Nie występuje się przeciw błędom z braku odwagi, nie chcąc wywołać sprzeciwu – niestety – nieraz wszystkich obecnych. Ileż takich pojęć fałszywych co do prawd wiary, co do życia duchowego, moralności, co do stanu małżeńskiego, kapłańskiego błąka się bezkarnie między ludźmi; a ci co myślą po bożemu, którzy wiedzą więcej niż ogół, jakże często milczą. Jak często ustępujemy haniebnie przez wzgląd ludzki, jak ognia boimy się być widzianym za dewota, fanatyka, przesądnie wierzącego. Mniej jakoś obawiamy się gniewu Bożego, aniżeli jednego, nieraz bardzo lichego przycinku świata.

Stójmy jednak twardo i mężnie przy swojej wierze, przy swych świętych wartościach! Każdy z nas w swym otoczeniu okazuje się takim pasterzem, o którym mówi Ewangelia. Dzięki Bogu, jeszcze nie trzeba nam dać swego życia za swoje owce, za dusze, za które jesteśmy według prawa albo przynajmniej moralnie odpowiedzialni. Lecz rzeczywiście żyjemy w obliczu wielu zbliżających się wilków i kiedyś trzeba będzie się zdecydować: jestem pasterzem czy najemnikiem. Prośmy Pana Jezusa łaski prawdziwego męstwa i wytrzymamy wszystkie sprzeczności. Amen.

 

Ks. E.N.