Waldemar Tomaszewski, Przyczynek do dyskusji o tradycjonalistach, zwanych niesłusznie lefebrystami

„Debata. Miesięcznik regionalny” (Olsztyn), nr 3 (54), 03.2012, s. 31.

 

Wczytując się w krytyczne teksty o tradycjonalistach pani dr Z. Kobylinskiej oraz ks. mgr. Jana Rosłana, uderza czytelnika zasadnicza rzecz: mówimy różnymi językami przy pozorze ich podobieństwa. Czy dziwić może wobec tego fakt, że wnioski poznawcze do jakich dochodzimy są różne?

 

Nie będę podejmował dyskusji z tekstem pani dr Z. Kobylińskiej, ponieważ widzę w nim więcej formy niż treści. Zwrócę się dlatego wyłącznie w stronę artykułu ks. Rosłana „Trudny dialog z lefebrystami” (Debata nr 1 (52) 2012) albowiem jest w nim materia, do której można się konkretnie odnieść. Zanim jednak to uczynię, chciałbym odpowiedzieć na pytanie, gdzie należy szukać przyczyny różnic semantycznych pojęć, jakich w dyskusji używamy?

Stawiam tezę, że ich źródła należy upatrywać w zerwaniu ciągłości w nauczaniu Magisterium Kościoła, jakie dokonało się w czasie ostatniego Soboru w efekcie zerwania legalności jego obrad. Na czym ono polegało? Otóż, sam Sobór był poprzedzony fazą przygotowawczą. Jan XXIII powołał Komisję Przygotowawczą, w skład której weszli kompetentni w swoich dziedzinach biskupi, arcybiskupi i kardynałowie wsparci radą swoich ekspertów. Celem Komisji było opracowanie schematów jako podstawy do prowadzenia obrad, a jednocześnie stanowiących zarys końcowych wniosków Soboru. Cały dorobek trzyletniej pracy został odrzucony już na samym początku. I nie dokonało się to wolą samego Soboru, co było jednoznaczne z zerwaniem legalności soborowej. Fakt ten jest do tego stopnia przemilczany, że gdy na 20-lecie Vaticanum II prefekt tajnych archiwów watykańskich pisał o przebiegu o historii Soboru, to słowem nie wspomniał o pracy Centralnej Komisji Przygotowawczej.

Konkretnie chodzi tu o kontrowersję, jaka wybuchła w trakcie obrad wokół schematu „Źródło Objawienia”. Przeciwko Ojcom przywiązanym do trydenckiej formuły mówiącej, że objawienie zawarte jest w księgach pisanych i tradycjach niepisanych, wystąpili inni Ojcowie, którzy chcieli zmiękczyć doktrynę katolicką, by wyjść naprzeciw „braciom odłączonym” nieuznającym Tradycji. Gdy strony sporu nie mogły się pogodzić zawnioskowano o zakończenie sporu i zmianę schematu przez głosowanie. Wskutek nieuzyskania kwalifikowanej większości 2/3 głosów, wniosek upadł. Sekretarz generalny oznajmił, że prace nad dotychczasowym schematem będą kontynuowane. Jednak następnego dnia ogłoszono, że z uwagi na spodziewaną kontynuację sporu, Ojciec Św. Jan XXIII podejmuje decyzję o zredagowaniu nowego schematu, co ma uczynić nowa komisja. W taki oto sposób kolegialny system podejmowania decyzji został zastąpiony arbitralnie jednoosobowym systemem z pogwałceniem regulaminu Soboru. Papież mógłby tylko w dwu przypadkach unieważnić wyniki głosowania: 1) gdyby stwierdzono uchybienia formalne w głosowaniu lub 2) gdyby zawczasu zmieniono regulamin głosowania. Żaden jednak z tych dwóch przypadków nie miał miejsca.

Wyżej opisane zdarzenie nie było pierwszym aktem zerwania legalności, a raczej skutkiem innego zdarzenia do jakiego doszło podczas 1. Zebrania Soboru.

Otóż, Ojcowie Zgromadzenia mieli dokonać wyboru 2/3 członków 10 komisji, których celem miała być pogłębiona analiza schematów przygotowanych przez Komisję Przygotowawczą. Zgodnie z przyjętym od wieków trybem postępowania zostawali niemal automatycznie członkowie komisji, które opracowawały owe schematy. Takie postępowanie miało w dużej mierze charakter pragmatyczny, albowiem tylko osoba, która dokument redagowała i nadała jej końcowy kształt mogła go w sposób najbardziej miarodajny przedstawić i udzielić kompetentnych odpowiedzi na pojawiające się pytania. Z takim zamiarem Sekretariat Soboru rozdał Ojcom po 10 pustych kart, na których mieli oni wpisać nazwiska odpowiednich kandydatów oraz listę członków komisji przedsoborowych. Wielu uczestników Zgromadzenia odebrało to jako próbę wymuszenia. Ich rzecznikiem stał się kard. A. Lienart, jeden z dziewięciu przewodniczących Soboru. Tuż po rozpoczęciu Zebrania poprosił przewodniczącego obrad, kard. Tisseranta o głos, któremu ten odmówił zgodnie z regulaminem. Kard. Lienart łamiąc regulamin zabrał jednak glos. Odczytał do mikrofonu oświadczenie, którego sensem była konstatacja, że na kogoś, kogo się nie zna niemożliwe jest glosowanie bez porozumienia z innymi elektorami i konsultacji ze swoimi episkopatami. Pierwsze Zebranie zakończyło się bez głosowania. Później w skład nowo ukonstytuowanych komisji weszła duża grupa osób, które nie brały udziału w pracach przygotowawczych.

Kardynał A. Lienart tłumaczył swoje zachowanie, które ówczesne media przyjęły z entuzjazmem, jako działanie pod natchnieniem Ducha Św. Jednak Romano Amerio, ekspert jednego z członków Komisji Przygotowawczej, w oparciu o później ujawnione dokumenty urealnił ten opis zdarzeń. Powołał się na opinie ojca Chenu, zwolennika linii progresywnej w Kościele, który przyznał, że lektura schematów opracowanych przez Komisje Przygotowawczą nie napawała ich optymizmem. Były one według niego i jemu podobnych niekompatybilne ze współczesnym życiem, staroświeckie, nieodpowiednie do obecnego czasu. Sformułował on manifest, w którym poddał ostrej krytyce treść i formę przygotowanych schematów. Progresiści wręczyli ten manifest Janowi XXIII i otrzymali od niego aprobatę jak i wsparcie niektórych kardynałów, wśród nich kard. Montiniego.

Przewrót, jaki dokonał się w Kościele na ostatnim Soborze kard. Suenens słusznie określił jako „(…) rok 1789 w Kościele“, a ojciec Y. Congar idzie jeszcze dalej, określając entuzjastycznie Vaticanum II jako rewolucję październikową w Kościele. Tak jak każda rewolucja, tak również i ta miała na celu zburzenie starego porządku na rzecz nowego. Wszystko pozostało niby takie samo w sferze zewnętrznej, przynajmniej na początku, ale nic już nie było takie samo. Rewolucyjne zerwanie legalności Soboru miało utorować i utorowało drogę do zerwania tradycyjnego nauczania Kościoła katolickiego. Stało się to widoczne mniej lub więcej we wszystkich dokumentach soborowych, a zupełnie wyraźnie w praktycznej ich wykładni po Soborze.

Jaki owo zerwanie przybiera konkretny kształt pokażemy na przykładzie tradycyjnie rozumianego pojęcia ekumenizmu oraz jego ujęcia posoborowego. Tradycyjny sens ekumenizmu najpełniej wyraża Instrukcja o ruchu ekumenicznym z roku 1949. Instrukcja podejmuje naukę zawartą w encyklice Mortalium animos Piusa XI. Naukę tę da się streścić w następujących punktach:

1. Kościół katolicki jest Kościołem Chrystusowym, posiada pełnię Chrystusa i żadne wyznanie nie jest w stanie nic Kościołowi kat. dodać, czego by ten już uprzednio nie posiadał.

2. Dążenie do jedności nie polega na upodobnianiu się Kościoła katolickiego do innych wyznań i dostosowywania dogmatów katolickich do nauk innych wyznań chrześcijańskich.

3. Jedność jest jednością z Rzymem, powrotem „braci odłączonych“ na łono Kościoła katolickiego.

A jak rozumie ekumenizm Sobór i Kościół posoborowy? W dekrecie Unitatis redintegratio nie ma w ogóle wzmianki o wyżej wspomnianej Instrukcji. Brak w nim pojęcia konwersji. Mówi się za to o wspólnym nawróceniu i o tym, że wszystkie wyznania chrześcijańskie, w tym i wyznanie katolickie nie tyle maja się ku sobie zwracać, co wspólnie dążyć ku znajdującemu się poza nimi, a wiec również poza Kościołem katolickim Chrystusowi. Jeśli jeszcze w schemacie przygotowanym na Sobór Kościół katolicki jest zdefiniowany jako Kościół Chrystusowy, to już na Soborze zmieniono tę definicję. Kościół katolicki nie jest (est) już Kościołem Chrystusowym, lecz w Kościele Chrystusowym trwa, subsystuje (subsistit in). W zmianie tej chodziło o podkreślenie faktu, że i w innych wyznaniach trwa Kościół Chrystusowy. Innymi słowy wszystkie wyznania chrześcijańskie trwają w prawdzie, z drugiej jednak wszystkie trwają w błędzie, nie wyłączając Kościoła katolickiego, który odtąd nie ucieleśnia w wymiarze historycznym w sposób pełny Kościoła Chrystusowego.

Metodą powrotu do utraconej w trakcie trwania historycznego jedności z Kościołem Chrystusowym stał się dialog poszukujących, którego grunt stanowi deklarowana lub domniemana niewiedza dialogujących.

Jeśli wspominam o tym wszystkim, to czynię to z tego powodu, że w dyskusji z tradycyjnymi katolikami używa się języka i argumentacji jurydycznej i przedsoborowej. Jest to absolutny wyjątek w kontaktach z chrześcijanami niepodzielającymi całkowicie opinii Kościoła katolickiego. Ksiądz Jan Rosłan nie jest tu żadnym wyjątkiem. Na końcu swojej polemiki pisze tak: „Lefebryści równo 50 lat po rozpoczęciu Soboru Watykańskiego II odrzucają jego postanowienia i uważają, że wszyscy biskupi i papieże przez pół wieku błądzą, bo przyjęli uchwały soboru. Tylko ich droga jest prawdziwa. Czy zatem przy takiej postawie jest możliwy z nimi dialog?“ Zarówno ja, jak i ks. Rosłan, wiemy, że dialog w sensie posoborowym jest z nimi niemożliwy, a to z tego prostego powodu, ze posługują się oni dyskursem tetycznym, nauczającym, typowym dla myślenia religijnego. Chrystus w nakazie misyjnym nie powiedział: – Idźcie więc i dialogujcie ze wszystkimi narodami. Ten nakaz brzmi tak: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Św. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przekazałem“ Mt 28, 16–20.

Te niekonsekwencje w myśleniu i działaniu widać również w nocie Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej przytoczonej przez ks. Rosłana. Stawia się w niej tradycyjnym katolikom warunki, pod którymi Stolica Apostolska może uznać Bractwo i pod którymi mogą oni sprawować godziwie sakramenty. Otóż treść tej noty jest zupełnie sprzeczna z posoborową ideą ekumenizmu. Sytuacja Bractwa św. Piusa X nie różni się istotowo od sytuacji Kościołów wschodnich, a czy tamtym stawia się warunki pod jakimi Stolica Apostolska może je uznać? Dlaczego korzystanie – jak twierdzi również ks. Rosłan – z posługi księży tradycjonalistów jest niegodziwe, a już korzystanie z posługi księży prawosławnych jest godziwe? A przecież musi być godziwe, skoro duszpasterze zalecają polskim urlopowiczom odpoczywającym w Grecji czy Bułgarii, uczestnictwo we mszach prawosławnych i przyjmowanie w ich trakcie komunii św.

Takich niekonsekwencji jest więcej w artykule ks. Jana Rosłana. Na koniec wspomnę tylko tę jedną, traktującą o mszy św. w rycie trydenckim. Autor przypomina, że Benedykt XVI zezwolił – znaczy to, że msza św., której Pius V udzielił przywileju bycia Mszą Wszechczasów była zakazana? – na odprawianie mszy w rycie nadzwyczajnym we wszystkich kościołach katolickich. I twierdzi dalej, że wedle jego wiedzy w Archidiecezji Warmińskiej nie jest sprawowana, „gdyż brak jest chyba takiego zapotrzebowania.“ Jest to zupełnie gołosłowne twierdzenie. Jeśli w Olsztynie są odprawiane przez księży Bractwa dwie msze św. w rycie tradycyjnym, to nie ma mowy o braku zapotrzebowania. Zamiast formułować gołosłowne twierdzenia i zadowalać się bezpodstawną konstatacją o niegodziwym uczestnictwie wiernych we mszach sprawowanych przez księży tradycjonalistów, powinien zrobić wszystko, żeby wierni mieli możliwość w sposób godziwy uczestniczyć we mszach w rycie trydenckim. Benedykt XVI zezwolił.

 

Waldemar Tomaszewski

Teolog. Studia licencjackie na KUL, studia pedagogiczne Berufsakademie Villingen-Schweningen (Niemcy). Posiadacz zaszczytnego tytułu ucznia ks. prof. Cz. S. Bartnika, nadanego mu przez samego Mistrza. Rzymski katolik i grzesznik.