Prawdziwa religia (2)

A. D. Sertillanges OP, Katechizm niewierzących, Katowice 1938, t. I, s. 57.

 

P. Dlaczego filozofia nie jest dla wszystkich?

O. Dla tego samego powodu co i rachunek różniczkowy.

P. Dlaczego nie dochodzi ona do jakichś wyników pewnych i stałych?

O. Dlatego, że umysł ludzki jest słaby, zarozumiały i popędliwy, a w tych warunkach jedyną rzeczą pewną może być tylko niepewność, jedyną rzeczą stalą – sprzeczka. Rozterka umysłu i jego błędy mają te same przyczyny, co nasze niesnaski rodzinne lub społeczne: nasze wady.

P. Czyż tego wszystkiego nie ma i w świecie religii?

O. Zapewne, te same czynniki działają wszędzie; to też teolodzy są tak samo podzieleni na swoim terytorium, jak filozofowie na swoim. Jednakowoż religia ma możność ograniczyć to zło ludzkie środkami boskimi; może ona zachować rzeczy istotne i trafić do sedna jedności ludzkiej. Błędy teologiczne obracają się wokoło niezmiennego dogmatu, podczas gdy błędy filozoficzne od czasu do czasu psują a nawet niweczą całość. Dlatego też filozofia dysputuje, nie dochodząc do wniosku tam, gdzie religia coś stwierdza; filozofia coraz zaczyna od nowa, podczas gdy religia zachowuje i stosuje. Ale przede wszystkim religia jest czymś ogólnoludzkim, czymś popularnym w najlepszym tego słowa znaczeniu, a zarazem wzniosłym. Bóg religii nie rozmawia tylko z geniuszami, jest to Ojciec; do geniuszów zwraca się tak samo jak i do innych ludzi, ale również „głosi On Dobrą Nowinę maluczkim”; po tym się Go poznaje; On liczy się z tymi, co się nie liczą.

P. Bronisz tu religii pozytywnych, a w szczególności swojej własnej; tymczasem istnieje religia naturalna, która by mogła wystarczyć.

O. Tak zwana religia naturalna jest to tylko jakaś filozofia lekko zabarwiona religijnością zapożyczoną od chrystianizmu. Pod względem czysto religijnym jest to, jak powiada Albert de Mun: „korytarz prowadzący ku nicości.”

P. Czy to co jest naturalne może być nicością?

O. Religia naturalna tak mało ma wspólnego z naturą, że przecież nigdy nie istniała. Jest nieco książek pod tym tytułem, ale książka to jeszcze nie fakt. Nigdy i nigdzie nie zdarzył się taki zbiorowy fakt, który by usprawiedliwiał tę uzurpowaną nazwę.

P. A gdyby taki fakt się zdarzył?

O. To miałby on z konieczności te wszystkie cechy, które tu podkreślam. Religia naturalna jest czystą filozofią, a wiec doktryną dla mandarynów, a tymczasem najlichsza istota ludzka chce żyć. Jest to doktryna abstrakcyjna, z samych pojęć zbudowana, a przecież są jeszcze i fakty, są właściwości szczególne naszego bytu, trudności naszego życia, przeszkody, i które spotykamy na drodze; jest zło w nas i w koło nas i niepewność naszego umysłu i słabości woli i porywy zmysłów oraz niebezpieczeństwa i szczęśliwe możliwości życia zbiorowego. Cóż nam na to wszystko daje religia naturalna? Na jakiej powadze się opiera? Jakież cele wyższe nam może zabezpieczyć? Jest to może program pociągający dla nauczyciela gimnazjalnego, ale i to nie jest ani Credo ani program działania odpowiedni dla jakiejś żywej instytucji, to nie jest religia.

P. A więc przeczysz nawet możliwości rozwoju życia przyrodzonego poza obrębem nadprzyrodzoności religijnej?

O. Przyroda stworzona do nieskończoności a zamykająca się przed tą nieskończonością, może się tylko w rozwoju zatrzymać a wreszcie zepsuć. Jest ona zdolna osiągnąć pewne dobro, ale nie dobro w ogóle.

P. Oto zdaniem moim religia, na którą wszyscy mogliby się zgodzić: religia czysto dachowa, to znaczy polegająca na pewnej wyższej orientacji duchowej, w której Chrystus byłby przewodnikiem a Ewangelia naczelną księgą, która by kierowała naszym życiem, nie zamykając go wszelako w ciasnych i sztywnych ramach dogmatu, nie poddając go władzy despotycznej i nie zmuszając do zbędnych obrzędów.

O. Ta rzekoma religia ducha jest to religia nieokreślona, religia tych, co jej nie mają i mieć nie chcą, ale którzy ją niegdyś mieli i za nią tęsknią. Wierzą oni w prawdę, piękno i dobro, ale ani tych pojęć ściśle nie określają, ani nie zapewniają ich panowania, ani nie jednoczą ludzi w czci dla nich i w ich urzeczywistnianiu. Nie ukazują oni nam celu, do którego nas prowadzą, słowem nie tworzą zgoła nic, co by było przedmiotem religii, ani nie dają najmniejszej odpowiedzi na pytania stawiane przez religię. Tak więc, pod pretekstem „duchowości” zostawia się ludzkość w zupełnym ogołoceniu duchowym i bez żadnej nadziei.

P. Jednakowoż ta religia ma swoich adeptów.

O. Już wytłumaczyłem, dlaczego tak się dzieje. Religię taką głoszą byli katolicy rzymscy, którzy niegdyś stali się prawowiernymi protestantami a później protestantami liberalnymi albo racjonalistami; głoszą ją również katolicy zasuspendowani z powodu wyznawania modernizmu. Jest to ów „zapach próżnego flakonu”, o którym mówił Renan. Ale ludzkość nie może żyć ani zapachem ani próżnią, a szczególnie szare skromne masy, których ten piękny dyletantyzm nie poruszy.

P. Dyletanci, o których mówisz, patrzą przynajmniej w przyszłość, podczas kiedy ty w przeszłość.

O. My patrzymy w wieczność. Pogląd, że tylko w przyszłości jest nadzieja, jest przesądem ewolucjonistycznym bez żadnej podstawy. Ewolucja dotyczy tylko niższych szczebli przyrody, im wyżej się wzniesiemy tym większa napotykamy trwałość i niezmienność; taki też ma charakter życie religijne, a więc stosunek istotnego, że tak powiem, człowieka do Tego, który się nie zmienia.

P. Czy w polityce, w najszerszym znaczeniu tego wyrazu, nie można by znaleźć ostatniej namiastki i religii? Sam podkreśliłeś społeczny charakter religii: czyżby więc z tego względu religie nie były jakąś działalnością przygotowawczą a dopiero laickość w połączeniu z wysokiej miary humanizmem – ostateczną prawdą?

O. Kiedy mi ktoś pokaże jakieś społeczeństwo działające bez bezpośredniego lub pośredniego wpływu pierwiastka religijnego, wtedy dopiero uwierzę w „laicyzm” jako w pierwiastek społeczny. Ale dotychczas zaszczyt rządzenia życiem publicznym przysługuje religiom, albo ich pochodnym mniej lub więcej wiernym. Nigdy na ziemi nie było społeczeństwa czysto świeckiego.

P. A czyż nie jest takim nasze we Francji od czasu oddzielenia Kościoła od państwa?

O. Nie opieraj się na ustawach, na mowach i programach; mówimy o życiu społecznym, a to jest całkiem coś innego.

P. Czymże więc jest nasze społeczeństwo „laickie”?

O. Jest to społeczeństwo chrześcijańskie, które odrzuciło z wiary wszystko, co chciało stracić, a zachowuje z niej, odpowiednio przemianowawszy, to, co chce utrzymać.

P. A czym byłoby społeczeństwo prawdziwie „laickie”?

O. Zorganizowaną nicością.

P. A więc, według ciebie, religia jest konieczna dla cywilizacji?

O. Tak jak matka dla córki a dusza dla ciała. Religia jest duszą cywilizacji a zarazem ich początkiem. Można zapewne tworzyć hipotezy, ale bezpieczniej opierać się na faktach. Otóż fakty mówią nam, że cywilizacje i religie występują w dziejach jako jedno zjawisko społeczne. Cywilizacje starożytne pochodzą od bogów i od kultu tych bogów; cywilizacja współczesna, jedyna prawdziwie godna tego imienia, zasługuje na nie z powodu chrześcijaństwa, które ją całkowicie ukształtowało. Kiedy laickość utworzy coś całkiem niezależnego, co by tylko było jej wytworem, coś co by nie miało wyraźnej podstawy religijnej, wtedy można będzie porównywać jej wartość cywilizacyjną z chrześcijaństwem. A tymczasem nie ma nawet mowy o tym.

P. Musisz się zatem obawiać dla cywilizacji tego kierunku, w którym podążamy.

O. Noc, która zapadnie nad naszą cywilizacją, po odejściu od niej Kościoła, będzie czarniejsza od tej, z której niegdyś Kościół ją był wyprowadził. Cywilizacja i moralność to są pożyczki udzielone światu współczesnemu przez chrześcijaństwo. Własne dobra można by zastępować jedne drugimi, można by więc nie dbać o nie i trwonić je bez obawy. Ale to, co otrzymujemy od przyjaciela, to, czego jakąś tajemną mocą nam udziela, – to tracimy przez swoją niewdzięczność wraz z przyjaźnią naszego dobroczyńcy, cenniejszą od wszelkich jego darów. „Nie szukajcie Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie wam ponadto odebrane” (Augustyn Cochin).

P. Cóż to za straszliwy wyrok! Ale czy uważasz go również za proroctwo?

O. Wierzę w przyszłość, bo wierzę w Boga i w człowieka, bo widzę działanie ogromnych potęg dobra. Pomimo wszystko, cywilizacja nasza leży jeszcze u stóp krzyża, jak lwica niecierpliwa, czy roztargniona. Ale, gdyby kierunek „laicki” zwyciężył i gdyby jutrzejsi ludzie nie umieli zatrzymać się w porę na pochyłości, to, wskutek samej gwałtowności faktów materialnych, świat ducha otworzyłby się przed nami na nowo…