Niedziela Sześćdziesiątnicy, 12.02.2012

Drodzy Wierni!

Boski nasz Zbawiciel w dzisiejszej Ewangelii pod obrazem siejby przedstawia nam słowo Boże, które Bóg sam, niby rolnik, nie przestaje rozrzucać na niwę serc ludzkich. Tym Boskim nasieniem jest zarówno słowo zewnętrzne, głoszone z kazalnic, jak i słowo wewnętrzne, które przemawia do nas w głębi serca, i które nazywamy natchnieniem. To wewnętrzne słowo rodzi w duszy wszystkie owoce dobrych uczynków, jest ono wyrazem i tłumaczem zewnętrznego słowa. To zbawienne nasienie sam tylko Bóg rozsiewa na rolę ludzkiej duszy, już to za pośrednictwem kaznodziei, już to przy czytaniu dobrych książek, już to na widok dobrych przykładów i pewnych wypadków życiowych. Wtedy to Bóg wewnętrznie przemawia do duszy, podsuwa dobre, zbawienne myśli.

1. Kapłan przemawia w imię Boga, mówi z Jego powagą, podług Jego prawdy, w Jego miłości; oto punkt wyjścia, podstawa i kres ewangelicznego przepowiadania. Kaznodzieja jest wysłańcem Boga do nas i Jego tłumaczem. „Jako będą przepowiadać, mówi św. Paweł, jeśliby nie byli posłani?” (Rz 10, 15). Tego posłannictwa od Boga wymaga nie tylko Boskie prawo, ale i prawo natury; wszak niema posła bez mandatu, bo niema skutku bez przyczyny. Dla tego Chrystus Pan, ustanawiając zawód apostolski, czyli kaznodziejski, mówi: „Idźcie! oto misja: nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 10), oto kaznodziejstwo, mające trwać przez wszystkie wieki. „Jako mnie posłał Ojciec, ja was posyłam”.

Bóg chce, by Jego prawda przychodziła do nas przez ludzi, przez kapłanów: „My zaś, mówi św. Augustyn, nie kuśmy Boga, nie chcąc słuchać człowieka”. Jezus Chrystus jasno i stanowczo powiedział swym uczniom: „Kto was słucha, mnie słucha, kto wami gardzi, mną gardzi” (Łk 10, 16), a po Jezusie Apostoł powtarzał wiernym: „Dziękujemy Bogu, żeście przyjęli słowo ogłaszane, niejako ludzkie, lecz jako Boże, tak, jak jest w rzeczy samej” (1 Tes 2, 13). Zatem w świetle wiary spostrzegamy dwóch kaznodziei: Boga i Jego ministra; jeden mówi do uszu, drugi do serca. Tu jest cała siła, tam uprzedni warunek, tak, że według zwyczajnej Opatrzności, jeżeli nie słuchamy głosu człowieka, nie słyszymy wewnętrznie słowa Boga.

Trzykrotnie posłał Bóg swoje Słowo, by Ono świat stworzyło; by odkupiło ród ludzki; by uświęciło odkupionych. Tak na początku czasów, kiedy Bóg chciał wywołać wszechświat z nicestwa, posłał Słowo swej mocy i wszystkie rzeczy są stworzone przez Nie, „wszystko się przez Nie stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1, 4). Tak cała kreacja jest wyrazem i odbiciem niestworzonej myśli, zrozumiałem echem twórczego Słowa. Stworzenia, to jakby litery i zgłoski, które, połączone razem, tworzą wspaniałą mowę, dowodzącą istnienia Boga, głoszącą Jego Dobroć, Potęgę i Miłość. Bóg przywołuje to, co nie jest, jakby wymawia świat, a wymawiając, tworzy go.

Wszelako człowiek zatracił z czasem, niestety zbyt wcześnie, zrozumienie tego pierwotnego Boskiego języka. Otwarta księga przyrody stała się literą zamkniętą; nie umiał już w niej czytać; nie zdołał odcyfrować nawet pierwszego słowa, t. j. imienia Stwórcy. Ludzkość zatraciła pojęcie o Bóstwie. Cóż wtedy uczynił Bóg? Z nadmiaru miłości i politowania po raz wtóry wysłał swoje Słowo, Słowo swej miłości, Słowo jako Boską Osobę, i „Słowo stało się ciałem” (J 1, 14). Dlaczego? Ażeby każdy człowiek, przychodzący na ten świat, był prześwietlony Jego Boską światłością. Słowo bowiem, świadczy św. Jan, „jest Światłością, która oświeca wszelkiego człowieka na ten świat przychodzącego” (J 1, 9), by każdy z nas mógł odtąd poznać prawdę.

Nareszcie, po raz trzeci w ostatniej misji, która się przedłuży aż do sądu ostatecznego Bóg posyła swe Słowo prawdy. Boski nasz Zbawiciel, powracając z swego czasowego pobytu na ziemi do chwalebnej wieczności, zsyła na swój Kościół Ducha ożywiciela, który ma wszystko, czego nas Chrystus pouczał, wykończyć i wydoskonalić, żeby pod Jego tchnieniem i Jego siłą głoszone słowo kontynuowało i uwieńczało dzieło Wcielonego Słowa. W rzeczy samej, Duch Jezusa zstępuje na uczniów w dniu Zielonych Świątek, a tegoż samego dnia i tejże samej godziny, w której rodzi się Kościół, rozpoczyna się głoszenie słowa Bożego, które będzie rozbrzmiewać jak długo Kościół na ziemi nie przestanie wiekować. Bóg zatem jeszcze Sam mówi do dzieci Kościoła przez swych ministrów, „w duchu i w prawdzie”.

2. Z jakiem więc usposobieniem powinniśmy słuchać ewangelicznego słowa? Po pierwsze, słowa kaznodziejskiego mamy słuchać jako słowa Boga. Powaga kaznodziei, niezależnie od jego umiejętności, jest Boska, wymaga od nas ducha uszanowania i uległości. Jego celem jest nasze nawrócenie, poprawa serc, i to wymaga od was ducha wiary. Nie jest tu stosunek człowieka do człowieka. Kaznodzieja powinien zapomnieć o sobie i o konkretnych słuchaczach, może starszych wiekiem i więcej uczonych. On widzi tylko grzeszników do nawrócenia, ciemnych do oświecenia, słabych do utwierdzenia, wiernych do uświęcenia. On wykłada nie swoje teorie, lecz słowo Chrystusowe, wyjaśnione przez natchnionych Ojców i Doktorów Kościoła, strzeżone przez Kościół.

Jak słuchać słowa Bożego? Nie bądźmy jak ci Grecy, słuchacze ciekawi, którzy pytali Apostoła Pawła o nowości. Dlaczego prawić coś nowego, kiedy nic się nie zmienia w Bogu, nic w człowieku? W Bogu zawsze ta sama natura, w nas ta sama wola, te same obowiązki, te same potrzeby. Nie bądźmy dalej jak Żydzi, słuchacze zmysłowi, którzy domagali się od proroków słów przyjemnych: „Mówcie co się nam podoba” (Iz 30, 10); prawcie rzeczy przyjemne! O nie! łechtanie uszu, to rzemiosło retora, a kaznodziejom przykazano mówić dla zbawienia, choćby potrzeba było nie podobać się słuchaczom. Nie powinniśmy słuchać kazania dla jego formy. Św. Augustyn słusznie powiedział, że niekiedy męczy mówienie, nuży słuchanie, bo trzeba pożywać chleba duszy w pocie czoła.

Dalej, miejmy to głębokie przekonanie, że mamy wiele rzeczy do nauczenia się. Choćbyśmy byli nie wiem jak uczeni, dopóki nie nauczymy się nauki zbawienia, na co się to wszystko przyda? Są rzeczy, o których sądzimy, że je znamy, choć ich nie znamy; są rzeczy, które znamy, ale o których zapominamy; są rzeczy, o których nie zapominamy, ale których przyjąć nie chcemy. Otóż, by się nauczyć tego, co rzekomo wiemy, a nie wiemy, musimy słuchać. By zatrzymać to, cośmy zapomnieli, musimy się zastanawiać. Na koniec, by chcieć, trzeba się modlić; modlitwa jest sojuszniczką i pomocniczką słowa Bożego.

Głównie i przede wszystkim w słuchaniu słowa Bożego chodzi o czyn. Najmędrsze nauki na nic by się nie przydały, gdyby się nie stały normą życia. Bóg chce, by posiew Jego słowa rodził plon czynów. „Bądźcie czynicielami słowa, a nie słuchaczami tylko, oszukującymi samych siebie”, powiada Apostoł Jakub (Jak 1, 22). W żywocie św. Antoniego czytamy, że pewnego razu on głosił kazanie nad brzegiem morza. Na odgłos jego słowa ryby i potwory morskie wychyliły głowy z pod wody, pilnie słuchając nauki. Ale po skończonym kazaniu, wszystko to zanurzyło się znowu pod falą i poszło dawną drogą: ryba została rybą, rak pełzał wstecz jak pierwej, wieloryb wywracał mniejsze statki jak przedtem, – słowem życie tych istot nie uległo żadnej odmianie. Otóż coś podobnego dzieje się z nami. Wysłuchawszy nauki, pyszny pozostaje pysznym, skąpy – skąpym, niesprawiedliwy – niesprawiedliwym, leniwy w służbie Bożej – leniwym. Od ileż to lat Bóg do nas mówi: opamiętaj się, porzuć ten nałóg, usiłuj nabyć tej cnoty! a jednak nasze życie nie ulega najmniejszej zmianie, a może i staje się gorszym.

Zbawiciel podaje trzy przyczyny bezskuteczności słowa Bożego. Przyrównawszy słowo Boże do nasienia, mówi, że jedno pada podle drogi, jest podeptane. Oznacza to dusze płoche, rozproszone. Słuchają bez uwagi, bez skupienia. Przychodzą szatani jak ptaki niebiescy i zabierają ten posiew Boży, aby uwierzywszy nie byli zbawieni. Drogą ubitą jest zatwardziałe serce; słowo tam nie wnika, nie robi wrażenia, pozostaje na powierzchni. Inne pada na opokę, co oznacza oschłość, posuchę serca. Choć zazielenieje, niebawem usycha dla braku żywej wiary, pobożności. Inne pada między ciernie – trzecią przeszkodą jest przywiązanie do dóbr, do ziemskich przyjemności. Dla nasienia potrzeba światła, powietrza. Nieprawe przywiązania, zbytnie troski, niby ciernie, przygłuszają Boski posiew. Tylko to, co pada na dobrą rolę, przynosi zbawienny owoc chrześcijańskich cnót, który rodzi owoc wiecznego życia. Amen.

 

Ks. E. N.

 

Na podstawie: Ks. J. Adamski T.J., Kazania na niedziele, t. I, 1910 s. 413.