„Podobne jest królestwo niebieskie człowiekowi gospodarzowi, który wyszedł najmować robotników do winnicy swojej” (Mt 20, 1).
Drodzy Wierni!
Naczelną prawdą, zawartą w dzisiejszej Ewangelii św., jest niewątpliwie doniosłe upomnienie Boże i usilne wezwanie niebieskiego Gospodarza do sumiennego wypełniania obowiązków stanu, do wierności naszemu powołaniu. Wszyscy mamy wyznaczony posterunek na tej ziemi, i każdy z nas ma ściśle określone zadanie życiowe. Od sumiennego spełnienia naszych obowiązków, objętych naszym powołaniem, zależy nasza nagroda, nasz „grosz niebieski”, czekający nas z rąk „Ojca naszego, który jest w niebiesiech”. Dlatego zastanowimy się dzisiaj A) na czym polega istota wierności powołaniu, jakie czynniki składają się na nią i są dla niej nieodzowne, B) jakie są pobudki, skłaniające nas do wierności powołaniu.
A) Ewangelia dzisiejsza przedstawia nam nasze życie ziemskie pod obrazem pracy w winnicy. Jak w winnicy przydziela się różne czynności różnym pracownikom, tak i w naszym życiu powierza nam Opatrzność Boża różne zadania, w różnych zawodach. Ale, jak w winnicy nie obchodziło gospodarza ewangelicznego, jaką kto miał pracę przydzieloną, ale raczej jak przydzielone sobie zadanie wypełnił, tak i w naszym życiu na czoło naszych najistotniejszych zagadnień wysuwa się pytanie, jak spełniamy powierzoną nam przez Boga małą czy wielką, ważną czy niepozorną rolę. Nie zakres naszych obowiązków, nie objętość naszych czynności i spraw, przez nas załatwionych na tej ziemi, ale sposób, w jaki spełniamy nasze obowiązki zadecyduje o naszej niebieskiej nagrodzie.
1. Uderzyć nas musi, że robotnicy, o których mówi dzisiejsza Ewangelia św., pracują posłusznie. Idą zaraz na wezwanie gospodarza do pracy. A nawet ostatnio wezwani do winnicy idą do pracy, nie umówiwszy się z gospodarzem co do dziennego wynagrodzenia. Powinniśmy naśladować tych ewangelicznych pracowników, przyswajając sobie ich ducha posłuszeństwa. Każdemu z nas bowiem, albo wyraźnym wewnętrznym natchnieniem, albo decyzją przełożonych, wyznaczył Pan Bóg zakres życiowych czynności i zadań. I domaga się od nas ochoczego posłuszeństwa, które nadaje właściwą wartość naszej pracy.
Dziś niestety zanika coraz bardziej takie pojmowanie obowiązków i pracy. Żyjemy w tak zmaterializowanym społeczeństwie, że tylko pożytek i osobista korzyść odgrywają rolę w pobudkach naszego powołania i naszych zawodowych zajęć. Ci, którzy widzą w nich drogę i środki do spełnienia woli Bożej, należą wprost do wyjątków. A jednak posłuszeństwo świadome i celowe jest pierwszorzędnym środkiem do naszego uświęcenia i niezwykle podnosi nas w oczach Bożych. Dla tego Papież Klemens VIII miał zwyczaj mówić: „Niech mi wskażą zakonnika i dowiodą, że zawsze zachowuje swą regułę, to ogłoszę go świętym, choćby nie uczynił żadnego cudu!” I nie dziw, że Święci przypisywali wprost wszechmoc cnocie posłuszeństwa. Św. Teresa z Avili mawiała tylekroć: „O! dziwna cnoto posłuszeństwa, która wszystko możesz!”
2. Druga cnota, potrzebna w pracy, to gorliwość. Ojcowie Kościoła zwracają nam uwagę, że robotnicy w winnicy ewangelicznej nie tylko dlatego otrzymali przy obrachunku dziennym równą zapłatę, iż gospodarz był dobry, ale dlatego, bo ci, którzy później zostali najęci, swą gorliwością nadrobili swe spóźnienie do winnicy. Tę gorliwość należycie ocenił gospodarz ewangeliczny, nie potrącając z zapłaty nic tym, którzy przybyli do pracy później. Dla nas, grzesznych ludzi, jest w tym tłumaczeniu wielka pociecha. Choćbyśmy bowiem mieli niejedno zaniedbanie na sumieniu w przeszłości, choćbyśmy lenili się dotąd do ochoczego spełniania woli Bożej, jeśli dziś rozpoczniemy gorliwe spełnianie obowiązków, nagrodzimy wszystkie braki przeszłości, a Pan Bóg, najlepszy Ojciec, oceniając naszą obecną gorliwość, przebaczy chętnie nasze wczorajsze niedbalstwo.
3. Trzecia cnota to wytrwanie. Wprawdzie o istocie wierności powołaniu decyduje duch posłuszeństwa i gorliwości, ale wieńczy ją i jest jej koroną wytrwanie. Tylko „kto wytrwa aż do końca, ten zbawiony będzie!” Owszem, myśląc o wierności powołaniu, zawsze mamy na myśli wytrwanie. Ewangelia dzisiejsza dobitnie podkreśla konieczność wytrwania, akcentując, że wszyscy robotnicy, bez względu na to, kiedy zostali powołani, mieli do wieczora wytrwać na posterunku, nie opuszczając pracy pod żadnym warunkiem. Jakakolwiek dezercja przed ukończeniem pracy pozbawiała ich prawa do zapłaty. Pomyślmy, jak strasznie lekkomyślnym byłby wobec tego taki robotnik, któryby porzucał pracę w winnicy choćby na jedną godzinę przed jej wieczornym terminem. Na cóż zdałyby się całe lata wzorowego spełniania obowiązków w duchu posłuszeństwa, na cóż zdałyby się porywy gorliwości i zapału, gdyby nam brakło wytrwałości? „Zwycięstwo należy do tego z walczących, który potrafi utrzymać się kwadrans dłużej niż przeciwnik”, mówi słynny pisarz duchowy R. Plus (W obliczu życia, 1930, s. 97). Do tego trzeba dużej siły woli. I historia przytacza nam piękne przykłady tej siły woli np. w obronie ojczyzny. Oto, n.p. w czasach wojen napoleońskich, podczas oblężenia Genui parlamentarz austriacki wchodzi do miasta pozbawionego żywności. „Poddajcie się, mówi do generała Masseny, wiemy, że gonicie ostatkami!” – „Mylisz się, odpowiada Massena, niczego nam nie brakuje!” I zwraca się do starego żołnierza: „Kto tu jest głodny? Mów szczerze! Jesteś głodny?” – „Nie! Panie generale” – odpowiada weteran, i pada zemdlony z głodu… Jeśli zdobędziemy się na tyle siły woli, Pan Bóg nie omieszka przyjść z pomocą.
B. Praca w winnicy nie była ani łatwa ani przyjemna, owszem, uciążliwa. Pewnie, że robotnicy pocieszali się nadzieją nagrody, ale ta nagroda nie była jedyną pobudką dla nich. Przecież ci, co przyszli ostatni, nie uczynili żadnej umowy z gospodarzem co do zapłaty. Dla nas też muszą istnieć inne pobudki do wierności powołaniu. Jakież są te inne pobudki?
1. Po pierwsze to miłość ku Panu Bogu. Stawiamy tę pobudkę na pierwszym miejscu, jest ona bowiem najsilniejszą dźwignią naszej wierności. Jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że Pan Bóg stworzył nas do pracy w swej „winnicy”, że On nam tę właśnie pracę wyznaczył, że należyte spełnienie naszych obowiązków jest najlepszym dowodem naszej miłości ku Panu Bogu, okazanej nie tylko uczuciem lub słowem, lecz czynem, z pewnością zapalimy się do gorliwego i wytrwałego wypełnienia obowiązków naszego stanu. Miłość wielka nie tylko upaja, nie tylko daje rozkosz. Ona żąda człowieka, ona go bierze całego, ona go skuwa łańcuchem wierności. I taka tylko miłość tworzy człowieka, godnego imienia człowieka. Ilustrację do tak pojętej miłości widzimy w życiu Świętych. Wszyscy oni tak pojmowali miłość Boga, jak to ujął św. Gerard Majella, mówiąc: „Osią prawdziwej miłości Boga jest zupełne zjednoczenie się we wszystkim z jego Boską wolą i w poddaniu się jej na całą wieczność…”
2. Druga pobudka to dobrze zrozumiana miłość własna. „Czemu stoicie próżnujący?” Ileż razy miałoby się ochotę powtórzyć za gospodarzem ewangelicznym to pytanie. Niesumienność, próżniactwo, niedbalstwo, brak wierności w powołaniu – oto nieszczęście osobiste każdego z nas! Tylko wierność powołaniu, sumienna praca, pilność, obowiązkowość dają prawdziwe zadowolenie wewnętrzne, rześkość duchową, ochotę do życia, niekłamaną i głęboką radość. Święty Papież Pius X, jeszcze jako biskup mantuański, pisał do jednego ze swych przyjaciół: „Pracować – to znaczy radować się!”, a potem jako patriarcha wenecki w pierwszej przemowie do swych diecezjan powiedział: „Praca jest radością życia!”
3. Miłość ku bliźniemu – ta ostatnia pobudka jest przy naszym samolubstwie rzadko należycie brana w rachubę. Uczeń Chrystusowy, należycie uświadomiony, pamięta jednak dobrze o tym, że pracując sumiennie, spełniając obowiązki swego stanu, przyczynia się do ogólnego dobra, wnosi swą pracę do wspólnego skarbca, i w ten sposób czynnie okazuje miłość bliźniego. Pracując na swoim posterunku, pracujemy w wielkim łańcuchu ludzkości, naszych braci w Chrystusie.
Święci Pańscy, uskrzydleni tą myślą, w bohaterskim wysiłku dosłownie zdzierali swe zdrowie i siły w całopalnej ofierze obowiązku i powołania, by tylko „dobra przyczynić dla braci!” Wierności powołaniu nie okazuje się jednak, jak to wielu błędnie sądzi, tylko w jakichś nadzwyczajnych okolicznościach, które pasują nas na bohaterów. Przeciwnie! Każda minuta przynosi uczniowi Chrystusowemu okazję do udowodnienia wierności powołania, a ileż razy przynosi ona naprawdę sposobność do cichego bohaterstwa; nie zapisują go dzieje ludzkie, ale idzie ono na wagę złota przed tron Boży. „Minuty moje są policzone, pisze kard. Mercier. W niebie nie będzie już mogła wzmagać się i róść moja miłość, ani moja chwała, ani cześć, którą będę mógł oddawać Chrystusowi, Bogu memu… Ach jakąż cenę ma czas!”. Minuty, jeszcze tu nam dane, wypełniajmy wiernością, posłuszeństwem, gorliwością! Tylko tu je mamy. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Omikron w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVIII, 1935, s. 81.