Drodzy Wierni!
W ziemi świętej jest duże jezioro, które nazywa się Genezaret, a ma przeźroczystą wodą i obfitość ryb. Przez to jezioro przewoził się Pan Jezus, w łodzi św. Piotra, w towarzystwie kilku uczniów na drugą stronę. Całodzienną pracą i nauką umęczył się Pan, nic dziwnego więc, że w czasie przewozu usnął, aby we śnie wzmocnić wyczerpane siły. Wszakże On był nie tylko Bogiem, ale także prawdziwym człowiekiem, a ludzka natura znużona pracą i wysiłkiem mimo woli skłania się do snu. Powoli posuwają się Apostołowie naprzód, nie dotarli może jeszcze do połowy szerokości, zrywa się nagła burza, porusza wody, a fale rzucają łodzią jak piłką i grożą zatopieniem.
Czyż Zbawiciel nie przewidział burzy i niebezpieczeństwa? Wszak On wszechwiedzący, a przyszłe rzeczy tak samo zna, jak teraźniejsze. Czyż nie powinien był uczniów przestrzec, czyż nie mógł już przedtem powiedzieć: Nie przewoźmy się, bo wkrótce nastąpi burza? Może On nie dbał o ich życie? Apostołowie posądzali Go w istocie o obojętność względem siebie, bo oto jeden z nich zawołał: „Panie! zachowaj nas, bo giniemy”. Ta pozorna obojętność Pańska miała dwojaką przyczynę. Najpierw chciał Zbawiciel wypróbować wiarę Apostołów, czy też silnie wierzą, że On jest prawdziwym Bogiem, a przy Nim nie może im się stać nic złego. A potem zamierzył uczniom, tak tłumaczą rzecz Ojcowie Kościoła, wskazać, że w dalszym życiu nie będą znać ciszy i spokoju, lecz ciągłych burz i śmiertelnych trwóg. Wody jeziora Genezaret, są zdaniem Ojców, obrazem świata, wrogiego Chrystusowi Panu; łódź obrazem Kościoła katolickiego, a fale uderzające o łódź Piotrową, zapowiedzią napadów złego świata na Kościół.
Historia potwierdza to. Pierwszych trzysta lat po Chrystusie Panu prześladowano i dręczono Kościół tak okrutnie, że strumieniami płynęła krew chrześcijan. Nie było wieku, w którym by Kościół użył stałego pokoju i swobody, boć zawsze po krótkiej ciszy rozszalała się nowa burza i nowe przeciwności biły o łódź Piotrową tak, iż często zdawało się, że ona musi zaginąć. I dziś widzimy na własne oczy to samo widowisko. Kościół ma mnóstwo wrogów, którzy z całą natarczywością i złością, słowem, piórem i czynem godzą w niego, usiłując go zatopić i zgubić. Nawet nie może być inaczej. Kościół musi cierpieć, musi znosić różne nawalności, bo Chrystus Pan sam przepowiedział uczniom i ich następcom: „Na świecie ucisk mieć będziecie” (J 16, 33). „Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie o tym, iż Mnie pierwej, niż was nienawidził. Wspomnijcie na mowę moją, którą Ja wam mówił. Nie jest sługa większy nad pana swojego. Jeśli Mnie prześladowali i was prześladować będą” (J 15, 18. 20).
Lecz dlaczego zły świat Kościół prześladuje? Chrystus Pan i to przepowiedział tymi słowami: „Gdybyście byli ze świata, świat by co jego było miłował. Lecz, iż nie jesteście ze świata, lecz Ja was wybrałem ze świata, przeto was świat nienawidzi” (J 15, 19). Przyczyną prześladowania i nienawiści jest więc to, że dążenia Chrystusa i dążenia świata są sobie wręcz przeciwne. Chrystus Pan jest prawdą, a Kościół podporą, fundamentem, krzewicielem tej prawdy. Świat zaś tej prawdy nie lubi, nie cierpi, pragnie ją zagłuszyć, stłumić, więc rad by się pozbyć i głosicieli tej prawdy, aby mu jej nie przypominali. Chrystus Pan jest świętością, a Kościół jest szkołą, nauczycielem świętości. On zawsze śmiało nazywa dobrem, co jest w istocie dobre, a potępia złe, t. j. grzechy i występki. Takich nauk świat nie znosi, dla tego z całą zapalczywością rzuca się na sługi Chrystusa, którzy jeszcze walczą przeciw złości i zepsuciu świata. Chrystus Pan jest Bogiem, Panem nieograniczonym nieba i ziemi, a Kościół, przez niego założony, jest zakładem od ludzi niezależnym. Wszak Zbawiciel wyraźnie powiedział: „Jako Mnie Ojciec posłał, tak i Ja posyłam was” (J 20, 21). Idźcie i nauczajcie wszystkie narody. A gdyby wam kto wzbraniał nauczać, powiedzcie mu: „Ja ludzkiego przyzwolenia nie potrzebuję, bo mam moc i posłannictwo od Boga”. „Więcej trzeba słuchać Boga, aniżeli ludzi”. Świat tej niezależności Kościoła najbardziej nienawidzi. On chciałby, aby Kościół był jego sługą, jego niewolnikiem, aby to tylko głosił i to czynił, na co świat zezwoli. Świat wzbił się dziś w taką dumę, że, jak ongiś na puszczy szatan do Chrystusa, tak świat odzywa się do Kościoła: „Ja jestem Panem!” „Na wszystko zezwolę, jeśli upadłszy, uczynisz mi pokłon” (Mt 4, 9). A na to żądanie odpowiada Kościół: „Napisano jest: Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4, 10). Krotko mówiąc, jako ciemność nie znosi jasności, podobnie świat nie znosi Kościoła, a jako owe fale uderzały o łódź Piotrową, podobnież świat prześladował Kościół i będzie go prześladować. Do tej łodzi Piotrowej i my należymy, z nią i my współcierpimy, a przykład Apostołów jasno wskazuje, czego wypada się w tych przeciwnościach wystrzegać i co czynić.
Apostołowie, nie mając śmiałości obudzić Mistrza, który koniecznie potrzebował wypoczynku, sami najpierw wytężają wszystkie siły, aby się uratować, ale kiedy burza się wzmaga, a ręce mdleją i ustają przy wiosłowaniu, więc przerażeni i na wpół zrozpaczeni, wołają na Pana: „Panie, ratuj, bo giniemy!” Chrystus budzi się, wstaje i pełen spokoju i majestatu czyni im wyrzuty, że, mając Syna Bożego pośród siebie i przy sobie, boją się zagubienia czyli śmierci. Brak wiary i ufności u uczniów wywołuje owe karcące słowa: „Czemu bojaźliwi jesteście małej wiary?”
Upomniawszy uczniów do wiary i ufności, spogląda Pan spokojnie na rozhukane fale. On czuje Swą moc, On potrzebuje tylko skinąć ręką, a nastanie cisza. Jeżeli Mojżesz uderzeniem laski rozdzielił wody morza Czerwonego tak, że stały jako mur po prawej i po lewej stronie przechodzących Izraelitów; jeżeli Eliasz i Elizeusz uderzeniem płaszcza wstrzymali wody Jordanu i po suchym dnie przeszli na drugą stronę brzegu, to Pan Jezus potrafi więcej, aniżeli Jego słudzy. Wszak On jest Panem przyrody, więc „wstawszy, rozkazał wiatrom i morzu i stało się uciszenie wielkie”. Tym cudem więc podniósł i wzmocnił Pan wiarę Apostołów, nadzieję i miłość ku Sobie.
To uciszenie burzy to znowu żywy obraz czujności i opieki Bożej nad Kościołem. Chociaż Kościołowi nie zbywa nigdy na prześladowcach i prześladowaniach, Opatrzność Boska troskliwie tego pilnuje, aby te przeciwności nie były nad miarę gwałtowne, ani też za długo trwające. A choć niekiedy nam się wydaje, że Pan śpi, objawi się czujność Pańska, gdy zajdzie potrzeba i uśmierza szalejące fale. Nieprzyjaciele Kościoła od dawna legli w grobie, a Kościół żyje. Potężne państwa rozsypały się i znikły, a Kościół trwa dalej. Różnorodne fałszywe nauki poszły w zapomnienie, a Kościół żyje i jak dawniej głosi swą naukę. A więc strzeżmy się zwątpienia, pozbądźmy się wszelkiej bojaźni, bo Chrystus Pan przecież z góry zapowiedział, że moce piekielne nie przemogą Kościoła, że z nami pozostanie aż do końca świata, że raczej niebo i ziemia przeminą, lecz Jego słowa nigdy nie przeminą.
Pan Jezus, który założył Kościół, mógł, jako wszechwładny i wszechmocny uwolnić go, uchronić od wszelkich burz, lecz w Swej mądrości umyślnie tego nie uczynił, bo wiedział dobrze, że te burze i przeładowania są dla niego potrzebne i pożyteczne. Burze czyszczą drzewa, zmniejszają jego ciężar, bo otrząsają suche liście i gałązki, które drzewo szpeciły i jemu szkodziły. Podobny skutek sprawia każde prześladowanie Kościoła. Wszystkie słabe, zwiędłe, suche dusze wtedy odpadają, jak zżółkły liść, a oddzielenie to szkodzi wprawdzie duszom odpadającym, bo one zwykle giną, Kościołowi zaś niesie korzyść, bo go oczyszcza od chrześcijan, którzy go okrywali wstydem i hańbą. Kościołowi szkodziłaby nawet ciągła cisza i ciągła pogoda. Mnóstwo katolików zgnuśniałoby tak, jak gnuśnieje żołnierz w czasach pokoju. Kiedy zaś zawyje prześladowanie, gdy nam zagraża wydarciem wiary, jej łask i błogosławieństw, wtedy znika ospałość, a duch się budzi, wtedy gorętszym sercem lgniemy do niej, i bronimy tego zagrożonego skarbu ofiarą mienia, zdrowia i życia.
Odrzućmy więc wszelką bojaźń, wszelkie zwątpienie, miejmy odwagę i ufność, aby nas Bóg nie zganił tak jak zganił Apostołów: „Czemu bojaźliwi jesteście?” Gdzie wasza wiara? Zachowanie się Apostołów pośród burzy uczy nadto, co nam czynić trzeba przy wierze i ufności. Oni przecież z wytężeniem wszystkich sił pracowali wiosłami, aby łódkę ratować. I my więc pośród nawalności uderzających na Kościół nie bądźmy bezczynni, lecz każdy niech spełni obowiązek, jaki na nim cięży tak w gronie rodziny, jako też w społeczeństwie. Zaczepi ktoś naszą wiarę albo Kościół, stańmy mężnie w ich obronie, najpierw spokojnym i poważnym słowem, a potem czynem, popierając na każdym kroku świętą sprawę. W każdym zebraniu, w każdej radzie, przy każdej publicznej czynność na to się oglądajmy, aby nasze mowy i postępki miały na celu obronę i dobro wiary i Kościoła. Pomagajmy sami sobie, a Bóg nam także dopomoże.
Kto zaś nie może działać w tej publicznie sprawie, niech się modli. Modlić się mogą wszyscy, wzorem i słowy Apostołów: „Panie, ratuj, bo giniemy”. Czy nasze prośby i błagania przyspieszą ratunek, nie wiemy, ale to rzecz niezawodna, że żadne Ojcze nasz nie zmarnieje, że Pan w czasie, który sam uzna za stosowny, powstanie i rozkaże burzom, i nastanie cisza i spokój. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: T. Dąbrowski, Homilie na niedziele i uroczyste święta, 1911, s. 94.