Drodzy Wierni!
Na początku Wielkiego Postu czyta nam Kościół św. Ewangelię o czterdziestodniowym poście Pana Jezusa na pustyni. Ale równocześnie zwraca nam uwagę również i na wspaniałe zwycięstwo Pana Jezusa nad kusicielem, by nam przypomnieć inny rodzaj postu, którego domaga się od swych dzieci stale, zwłaszcza jednak w okresie Wielkiego Postu. Tym innym rodzajem postu jest wstrzymanie się od grzechów. Daje temu wyraz Kościół św. w swych modlitwach w czasie Wielkiego Postu, a zwłaszcza w tej głębokiej oracji w sobotę przed czwartą niedzielą Wielkiego Postu: „Spraw, prosimy, wszechmogący Panie, aby ci, którzy umartwiając ciało, wstrzymując się od pokarmów, idąc drogą sprawiedliwości, pościli od grzechów (a culpa jejunent)!”
Niema jednak mowy o poście od grzechów bez należytego ujęcia wielkiego zagadnienia pokus i ich znaczenia w naszym życiu duchowym. Świat spoganiały traktuje to zagadnienie nieraz z uśmiechem pobłażania lub kpin, zostawiając pokusy dewotkom. My jednak idąc za tradycją Ewangelii i nauką św. Matki Kościoła zastanowimy się dziś pokrótce: A. jakie jest znaczenie i zadanie pokus w naszym życiu, B. jak powinniśmy postępować wobec pokus, t. zn. jaką obrać wobec nich taktykę?
A. Stara to nauka Ojców Kościoła i mistrzów życia duchownego, że pokusy są czymś tak ważnym w naszym życiu, iż Zbawiciel świata dopuścił do siebie potrójną pokusę na pustyni, by nas pouczyć, jak mamy zachować się w czasie pokus. I to czytamy w starej, wypróbowanej nauce Ojców, że pokusy mają trojakie źródło. Jedne z nich są podżeganiem ze strony złego ducha, inne pochodzą ze strony zepsutego świata, wreszcie są takie, które wyłaniają się z naszej ograniczonej i słabej natury ludzkiej. Pokusy przychodzą na nas z dopuszczenia Bożego i mają swe przeznaczenie w t. zw. ekonomii naszego zbawienia.
Już starożytna filozofia pogańska uznawała za szczyt mądrości poznanie samego siebie. I umieściła na jednej ze świątyń greckich hasło „poznaj samego siebie!” Istotnie poznanie samego siebie jest zagadnieniem pierwszorzędnym, ale zarazem jest ono sprawą bardzo trudną. Pokusy świetnie pomagają nam do poznania naszej duszy, jej braków i słabych stron. Pokusy odsłaniają to, co za wszelką cenę pragnie zasłonić nasza miłość własna. Pokusa otwiera nam oczy na naszą słabość, ale zarazem uczy nas pokory, t. zn. prawdziwej oceny naszej wartości w świetle Bożym. A w ten sposób zdobyta pokora staje się podstawą innych cnót i przygotowaniem gruntu pod nowe łaski Boże, bo przecież Bóg tylko „pokornym daje łaskę”.
Co innego jest słuchać o pokusie, jako o rzeczy dalekiej, nierealnej, zachodzącej w cudzym życiu, a co innego czuć samemu, jak ta pokusa dręczy duszę złymi instynktami. Wtedy bowiem stajemy oko w oko ze sobą samym! Tak Święci rozumieli pokusy. Wielki św. Wincenty a Paulo mawiał: „Czas pokus i doświadczeń najlepiej da poznać człowieka!” Św. Alfons Rodriguez zaś powtarzał często: „Szczęśliwy ten, który ma do walczenia z pokusą, który postępuje pośród tysiącznych przeciwności, bo, kiedy Bóg chce jakiej duszy udzielić środków do nabycia pokory, prowadzi ją drogą przeciwności”.
Pokusy udoskonalają naszą cnotę i wypróbowują ją. Siłę możemy należycie wypróbować tylko w walce. Gdzie niema walki, tam niema próby sił, a gdzie nie próbuje się sił, tam siły te powoli słabną i zanikają. Cnota nasza w walce z pokusami umacnia się, niejako tężeje i krzepnie. Pokusy dają nam sposobność wykazania czy istotnie jesteśmy cnotliwi. Cóż pomoże, jeśli dziś postępujemy cnotliwie, a jutro znów upadamy? Cnota – to stałe i niezmienne usposobienie i postępowanie, to wytrwanie w dobrym. Pokusa jest wprawdzie popchnięciem do złego, ale przez reakcję prowadzi do świętości. To obraz godny podziwu: ten słaby człowiek, ulepiony z krwi i prochu, postanawia wyrzec się zwierzęcych skłonności, opanowywać się, sprzeciwiać się sobie, prostować swój sąd i uczucie, i to nie raz, nie przemijająco, ale zawsze i to pod wpływem siły tajemniczej, której nie widzi, ale w którą wierzy i której wzywa pomocy. Dlatego nie dziwimy się, że św. Apostoł Jakub pisze: „Za wszelką radość poczytajcie, bracia moi, gdy w rozmaite pokusy wpadniecie!” (Jak 1, 2).
Im cięższy żołnierz stoczy bój, im dłużej wytrwa w ogniu walki, tym oczywiście większa jego zasługa. A im większa jego zasługa, tym większa go czeka nagroda. Kiedy Pan Jezus zwyciężył kusiciela na pustyni, powiada Pismo Św.: „Tedy opuścił go diabeł, a oto Aniołowie przystąpili i służyli jemu…” Niebo i nas nagrodzi za każde zwycięstwo nad pokusą większą łaską, a gdy skończą się wszystkie nasze zmagania z pokusami, usłyszymy to słodkie słowo Pańskie: „Pójdź sługo dobry i wierny, wnijdź do wesela Pana twego!”… Dlatego dla ucznia Chrystusowego pokusa nie jest tyle okazją do grzechu, ile raczej odskocznią do większej chwały w niebie. Św. Franciszek z Asyżu ujął to w tym przedziwnym zdaniu: „Nikt nie może uważać się za prawdziwego sługę Bożego, o ile nie doświadczył licznych pokus. Pokusa zwyciężona jest jakby pierścieniem zaręczynowym, łączącym duszę z Bogiem”.
B. Skoro tak jest, skoro Pan Bóg dopuszcza na nas pokusy, skoro pokusy te mają tak doniosłe zadanie i przeznaczenie w naszej wewnętrznej gospodarce duchowej, powinniśmy się zastanowić, jak należy się zachować wobec pokus, by one spełniły swą rolę tak, jak ją zakreślił w swych niezgłębionych zamiarach Opatrzności miłosierny Bóg. Pan Jezus odpędził kusiciela Słowem Bożym, wskazując nam ten ogólny środek – Słowo Boże i jego rozważanie – jako wypróbowaną broń przeciw atakom pokus. Prócz tego jednak powinniśmy jeszcze zachować pewne przepisy i zastosować pewne zasady, głoszone przez Ojców Kościoła i mistrzów życia duchownego.
Najpierw, nie poddawajmy się przygnębieniu! Są tacy wśród nas, którzy głośno lub w głębi duszy wołają do Boga, by ich zupełnie uwolnił od pokus. Nie pamiętają oni o tym, że życie doczesne jest okresem próby, że pokusy mają swe ważne zadanie w życiu ludzkim. Tacy, gdy na nich nacierają pokusy, poddają się przygnębieniu i zdenerwowaniu. Słowo modlitwy Ojcze nasz: „Nie wódź nas na pokuszenie” – według powszechnego tłumaczenia Ojców Kościoła i pisarzy duchownych – nie znaczy: nie dopuszczaj na nas pokus, lecz: nie wystawiaj nas na próbę ponad nasze siły i daj nam zwycięstwo w pokusie.
Prawdziwy uczeń Chrystusowy i żołnierz Chrystusowy przyjmuje i wita pokusę nie przygnębieniem ale odwagą. Św. Franciszek Ksawery słusznie zauważa: „Najsilniejszą podporą w niebezpieczeństwie i pokusach jest być odważnym względem naszego nieprzyjaciela, ufając mało sobie, ale całkiem Bogu i to tak, abyśmy nie tylko niczego się nie bali pod taką opieką, lecz nawet nie wątpili o zwycięstwie. W niebezpiecznych takich przygodach więcej się trzeba bać braku ufności w Boga niż wszelkiej natarczywości nieprzyjaciel!”. A doświadczony mistrz życia duchownego, O. Faber, pisze: „Pokusy nasze są prawie tak liczne i częste jak nasze myśli, i niema innego środka na ich pokonanie, tylko mężna walka, wyrobiona stałość i jednostajność usposobienia”.
Jakkolwiek naszym obowiązkiem jest ufać bezgranicznie Panu Bogu w czasie pokusy i nie poddawać się przygnębieniu, to jednak musimy strzec się zbytniej pewności siebie, a przede wszystkim powinniśmy unikać lekkomyślności wobec pokus. Pokusa – to niebezpieczeństwo. Możliwość upadku w razie pokusy jest bardzo bliska rzeczywistości. Lekkomyślność równałaby się tu igraniem z ogniem. Narażać się świadomie na niebezpieczeństwo grzechu już jest grzechem i nawet pewnego rodzaju zuchwałością wobec Pana Boga. Ale nawet, gdy przychodzi pokusa wbrew naszej woli i intencji, musimy uciekać przed nią, względnie stawić jej opór – zależnie od rodzaju pokusy. Inaczej spełni się na nas słowo: „Kto miłuje niebezpieczeństwo, zginie w nim…” Kiedy człowiek robi swoje i ile możności unika pokus, wtedy Pan Bóg robi swoje i daje opiekę człowiekowi. Lecz gdy człowiek lekkomyślnie poddaje się pokusom, Bóg go opuszcza, a on ulega pokusie.
Św. Paweł Apostoł zapewnia nas wyraźnie: „Wierny jest Bóg, który nie dopuści kusić was nad to, co możecie, ale z pokuszeniem uczyni też wyjście, abyście mogli znosić” (1 Kor 10, 13). Dlatego więc nie mamy się przesadnie lękać. Jakiekolwiek na nas przyjdą pokusy, żadna z nich nie będzie taką, byśmy jej nie zwyciężyli. Oczywiście – nie własnymi siłami! Ale przecież „wszystko mogę w tym, który mnie umacnia!” Dlatego słusznie zauważa św. Gerard Majella: „Nie obawiajmy się, chociażby zły duch chciał niepokoić nasze serca. To jest jego zadaniem. Naszym – odnieść nad nim zwycięstwo! Wprawdzie czasem czujemy się zmieszani i bezsilni, lecz u Boga niema niepokoju, niema bezsilności u jego wszechmocy. Pewnym bowiem jest, że Pan Bóg nas wspiera swoją ręką, a więc możemy być spokojni i zdać się na jego wolę.” I dodaje: „Gdzie niepokój – tam szatan, a gdzie szatan – tam Boga niema!”
A kiedy nam nieraz będzie bardzo ciężko – wśród rozmaitych pokus i utrapień, – przypominajmy sobie te słowa wielkiego kardynała Jana Puzyny: „Na wszystko widzę jedno lekarstwo: wyspowiadać się, przeżegnać i zabrać się do pracy, do obowiązków. Trudno! Inaczej być nie może, bojowaniem jest żywot na ziemi… Tam sobie odpoczniemy za wszystkie czasy!” (E. Komar, Kardynał Puzyna, 1912, s. 123). Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Omikron w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVIII, 1935 s. 103.