Drodzy Wierni!
Dziś obchodzimy pamiątkę trzykrotnego objawienia się P. Jezusa: najpierw idziemy do stajenki betlejemskiej, gdzie cudowna gwiazda ogłasza Mędrcom, kto jest położony w nikczemnym żłobku; dalej przypomina nam dziś Kościół św. chwilę, w której nasz Zbawiciel wstąpił do rzeki Jordanu, aby przyjąć chrzest od swego świętego poprzednika, a z nieba usłyszano głos: „Ten jest Syn mój miły, w którym upodobałem sobie” (Mt 3, 17); wreszcie przenosimy się dzisiaj w myśli i na gody weselne do Kany galilejskiej, gdzie On pierwszym cudem objawił się światu. Trzeba też było, żeby się nam objawił, żeby Go poznaliśmy, bo wszakże On miał być naszym Nauczycielem i Prawodawcą, miał nam pokazać drogę, miał nas oświecić i pouczyć, czego od nas żąda Jego Ojciec. Trzeba więc było, żeby ten Jego niebieski Ojciec powiedział nam wyraźnie: „Ten jest Syn mój miły” – i żeby do tych słów dodał wezwanie, które usłyszeli Jego uczniowie na górze Tabor: „Jego słuchajcie”! Odtąd nam nie wolno iść za własnym tylko rozumem, ani za żadną nauką ludzką, lecz Jego mamy słuchać bez żadnego namysłu, bez żadnych roztrząsać.
Ale to posłuszeństwo staje się nieraz trudnym, i musimy sami siebie zwyciężać, żeby nie ulec pokusie zdradzieckiej która nam mówi: „Zrzućcie to jarzmo a będziecie cieszyć się swobodą niewiernych!” A więc przypatrzmy się dzisiaj tym trudnościom i przekonajmy się, że one nie powinny osłabiać naszej wiary. Jakież to głosy odzywają się niekiedy we własnym naszym sercu w chwilach strapienia i duchowego upadku? Oto nam mówią te głosy, że nauka Zbawiciela nie daje nam jeszcze zupełnego poznania i nie podnosi zasłony, która nam zakrywa niebo, piekło i wieczność; – a dalej nam mówią, że zbyt ciężka to rzecz spełniać przez całe życie wszystkie Jego przykazania: „Nie widzę jeszcze całej prawdy”, mówi niejeden, „kroczę niejako wśród zmroku a muszę staczać trudną i ustawiczną walkę! Któż może dźwigać przez długie lata swój krzyż, kiedy nie widzi przed sobą nagrody, tylko ma w nią wierzyć?” – Zastanówmy się więc dzisiaj nad tym zarzutem, bo to przyczyni się do wzmocnienia naszej wiary, a przecież wiemy, że „sprawiedliwy z wiary żyje”, jak pisze Apostoł (Rz 1, 17), że wiara jest podwaliną całego życia duchowego.
1. Dopóki żyjemy w ciele, nie poznajemy jeszcze Pana Boga, jakim On jest sam w sobie, ale tylko z Jego dzieł, bo w tym co stworzył, objawia się Jego dobroć i nieskończona wielkość: widzimy Go niejako „przez zwierciadło”, jak pisze św. Paweł (1 Kor 13, 12). Podobnie jak w zwierciadle powstaje obraz człowieka, który w nie patrzy, tak w całym świecie poznajemy jego Stwórcę, ale nie widzimy Jego samego, tylko pewne odbicie Jego mądrości i dobroci. Tyle rzeczy pięknych i wielkich widzimy w tym zwierciadle, że można się w nie wpatrywać przez całe życie z zajęciem i podziwianiem. A przecież nie widzimy i tutaj samego Stwórcy, tylko Jego dzieła nam prawią kazanie o Nim. On pozostaje zakryty, niepojęty, nieogarniony naszym słabym rozumem, przemawia do nas z każdego swego dzieła, przemawia i w naszym sercu i w głosie sumienia, ale nikt Go nie widział prócz Syna przedwiecznego, który od Niego wyszedł, aby nas o Nim pouczyć: rozum każe Mu wierzyć, łaska pobudza do wiary, ale wiara nie jest jeszcze poznaniem zupełnym, nie jest jeszcze widzeniem.
2. Oto za chwilę znowu się wykona w naszym obliczu Ofiara nowego Zakonu; ale nie ujrzą jej oczy, równie jak nie ujrzą wielbiących ją Aniołów; nic nam nie powiedzą o niej wszystkie nasze zmysły oprócz jednego słuchu, bo słyszeliśmy, co o niej powiedział Pan Jezus. Kto chce być Jego uczniem, musi Mu poddać swój rozum i niejako się wyrzec swych zmysłów, bo nie będzie mógł Go ujrzeć na ziemi, ani Go się dotknąć. Będzie tylko słyszał, w co ma wierzyć, co ma uważać za prawdę. Nic zatem dziwnego, że wiara czasem staje się trudną, że czasem zaczyna się chwiać, że chcielibyśmy zobaczyć prawdę i przekonać się o niej wszystkimi zmysłami. Nie zapominajmy, że wiary od nas żąda sam P. Bóg, który ma prawo jej żądać, który przemawiał do nas przez proroków i przez własnego Syna, że On sam powiedział o Nim: „Oto jest Syn mój miły, Jego słuchajcie!” Nie oczekujmy od Niego cudownych znaków, nie wzywajmy Go, żeby nam otworzył niebiosa i ukazał się nam w swoim straszliwym majestacie, dopóki jeszcze mieszkamy w ciele.
Jakże ludzie święci umieli ocenić zasługę pokornej i prostej wiary! Za czasów św. Ludwika, króla francuskiego, ujrzano raz w hostii, wzniesionej przez kapłana w czasie Mszy św., Dzieciątko Jezus. Natychmiast pośpieszono do króla, wzywając go, żeby przybył i ten cud zobaczył, ale co odpowiedział Święty: „Ja z Bożej łaski tak mocno wierzę w rzeczywistą obecność mojego Boga w Najśw. Sakramencie, że żadne cuda nie mogą już powiększyć mojej wiary; więc ja nie pójdę oglądać tego cudu, bo nie chcę stracić zasługi, której mogę nabyć przez wiarę!” On dobrze zrozumiał słowa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli!”
3. Powinniśmy więc P. Jezusowi być posłuszni pomimo wszelkich trudności, które niekiedy wstrząsają naszą wiarą; ale jest jeszcze rzecz inna, która nam utrudnia to posłuszeństwo. Łatwo jest wypełniać Jego przykazania, kiedy w duszy panuje spokój, kiedy słodycz przepełnia serce, kiedy nam modlitwa i dobre uczynki sprawiają przyjemność. Ale bywają z dopuszczenia Bożego chwile, kiedy wszystko w człowieku zaczyna się burzyć, kiedy ciało podnosi rokosz przeciwko duchowi, kiedy uderzają straszne pokusy. Lecz nie sądźmy, że inni nie potrzebują walczyć, że tylko nas grzech nasz rzucił na pastwę pokusom! Wiedzmy o tym, że nawet ludzie święci musieli nieraz ciężko się pasować: oto spójrzmy na św. Hieronima! – On uciekł od świata, skrył się w jaskini, morzył się głodem i katował wychudłe ciało, ale przecież dręczyły go nadal pokusy, wspomnienia i obrazy, których nie potrafił się pozbyć.
A dla czego to P. Bóg nie uwalnia nas od pokus nawet wówczas, kiedy Mu postanowimy służyć całym sercem? – On nam chce dać sposobność do zasługi, którą sobie zawsze zdobywamy, ilekroć odepchniemy pokusę; chce nam pokazać naszą słabość i utrzymać nas w pokorze, jak pisze o sobie samym św. Paweł Apostoł: „Aby mię wielkość objawienia nie wynosiła, dany mi jest bodziec ciała mego, anioł szatanów, aby mnie policzkował” (2 Kor 12, 7), – to znaczy, że owe szatańskie napaści i cielesne pokusy miały go zachować od pychy. A więc nie traćmy otuchy, bo z nami zawsze jest Bóg, On nas nie opuści, dopóki my Go sami się nie wyrzekniemy! Wyobraźmy sobie, że za trzema Królami dążymy do betlejemskiej stajenki, że nas tam prowadzi gwiazda wiary, że tam Matka Dziewica nam ukaże Boskie Dzieciątko, które przyszło nas zbawić, i że niebawem upadniemy przed Jego żłobkiem ze łzami radości. Możemy być pewni, że prędzej czy później burza się uciszy, ciemności się rozstąpią i znów poczujemy się pokrzepionymi i silnymi. Bóg sam pomoże nam wypełnić swój zakon, i najcięższą rzecz uczyni nam łatwą!
4. Trzeba nam jednak nie ustawać w pracy nad oczyszczeniem swej duszy, bo kto się zatrzymuje, kto się zniechęca, nie wzniesie żadnej budowy na fundamencie wiary, który sam Bóg założył w naszym sercu, a nawet człowiek ten może utracić samą wiarę. Trzeba nam we wszystkim słuchać głosu Bożego i nie przebierać między Jego przykazaniami. A czyż to jest rzadkim zjawiskiem, że ludzie wierzący i na pozór pobożni nie wszystko przyjmują z nauki Chrystusowej, bo im się nie wszystko w niej podoba, bo nie wszystko zgadza się z ich skłonnościami? – Są pewne występki, do których czujemy niechęć przyrodzoną, i niema człowieka tak zepsutego, żeby we wszystkich rodzajach grzechów znajdował upodobanie. Wielu więc chwali Ewangelię, kiedy ona potępia te występki, których i oni nie lubią (Bossuet). Jeden np. ma usposobienie łagodne i jest nieprzyjacielem kłótni i niesprawiedliwości: kiedy więc posłyszy, co Pan Jezus mówi o gwałtach i kłótniach, będzie ochotnie przyklaskiwał Jego nauce. Ale kiedy mu kaznodzieja powtórzy inne słowa Pisma Św., kiedy mu powie, że ono zabrania pewnych zabaw i przyjemności, które jemu są miłe, zaraz on się obruszy, zaraz się odezwie, jak niegdyś odezwali się Żydzi: „Twarda jest ta mowa i któż jej słuchać może?” (J 6, 61). Drugiemu podoba się hojność, więc zgodzi się na wszystko, co kaznodzieje powiedzą przeciwko chciwości, – ale niech mu nie ganią obmowy, niech mu pozwolą się zemścić, bo inaczej odrzuci całą Ewangelię! Czyż tacy ludzie nie chcą sami wyrokować, co ma być dobrem i złem, co ma być prawem? Oni przychodzą do Zbawiciela nie w tej myśli, jak mówi św. Augustyn (Conf. X, 26), „aby usłyszeć, czego On chce, ale pragną usłyszeć, czego sami chcą”.
5. „Kto wytrwa aż do końca, ten będzie zbawiony”, mówi P. Jezus (Mt 24, 13). Tak, trzeba nam wytrwać aż do końca w cierpliwym i pokornym posłuszeństwie, jeżeli chcemy być zbawieni! Bóg działa powoli, każe nam długo czekać na swoją pomoc, nie śpieszy się z wykonaniem swoich gróźb i obietnic! – „On jest cierpliwy, bo jest wieczny” (św. Augustyn), On już teraz widzi koniec wszystkich doczesnych rzeczy i wie, że nie może się spóźnić. Już nie za długo każdy ze sprawiedliwych będzie z radością powtarzać: „Wiem, komu zaufałem, i nie będę zawstydzon!” Każdy usłyszy od swojego Mistrza wezwanie na gody weselne, których obrazem były gody w Kanie. Tego wezwania nie są godne wszelkie nasze trudy i cierpienia, wszelkie walki i męczarnie: „Sługo dobry i wierny, wnijdź do wesela Pana twojego!” (Mt 25, 21). Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki 1923, s. 75