Drodzy Wierni!
Ewangelia dzisiejszej uroczystości Św. Rodziny, Jezusa, Maryi i Józefa, opisuje pobyt 12-letniego Jezusa w świątyni jerozolimskiej. W tym opisie znajduje się wiele szczegółów potrzebujących obszernego objaśnienia. W całym kraju żydowskim istniało wielu synagog, domów modlitwy, ale była tylko jedna świątynia, tylko jedne miejsce ofiary – i ona stała w Jerozolimie. Każdy żyd był obowiązany z powodu wielkiego oddalenia świątyni bywać w niej tylko trzy razy do roku, to jest: na święta Wielkanocne, na Zielone Świątki i na uroczystość Kuczek. Niewiasty nie miały tego obowiązku, więc mogły iść lub nie iść, dzieci, czyli chłopcy, powinni byli chodzić do świątyni dopiero po ukończeniu 12-go roku życia. Tak brzmiał przepis.
Bogobojny Józef stosował się ściśle do przepisu i trzy razy na rok chodził do świątyni w wyżej wymienione święta. Maryja zaś, choć wolna od prawa, szła zawsze z Józefem, a Pan Jezus przyłączył się do matki i opiekuna, choć zaczął dopiero rok 12-ty, a więc w myśl prawa mógł jeszcze pozostać w domu. Wypełnienie tego prawa nie było łatwe, bo najśw. Rodzina mieszkała w miasteczku Nazaret, które od Jerozolimy było oddalone około 100 km, bo święta wielkanocne trwały 8 dni, a więc na tę podróż należało poświęć choć 14 dni, przebyć wiele trudów, niewygód i wydać dość pieniędzy. Gdy jednak szło o to, aby Bogu okazać posłuszeństwo i miłość, oni czynili to chętnie.
A my, czyż tak samo dbamy o Bogu należną cześć? Czyż pilnie i chętnie uczęszczamy do Kościoła? Oczywiście są wielkie święta, ale każda Msza Nowego Zakonu jest o wiele większą uroczystością od tych wielkich świąt Starego Zakonu. Mamy dom Boży stosunkowo blisko i możemy bez większych trudów i wydatków nie tylko wypełnić nasz obowiązek niedzielny, ale i od czasu do czasu, zwłaszcza w pierwsze piątki i soboty oraz w większe święta przyjechać na nabożeństwa. Święta Rodzina nie wymawia się słabością, zajęciem, brakiem czasu, długością nabożeństw trwającego przez 8 dni, a dzisiejsi chrześcijanie mają mnóstwo wymówek do uniewinnienia swojej oziębłości: nieprzeliczone powody wystarczają, aby zaniedbać Mszę św. Pobożny król Dawid woła: „O jak miłe przybytki Twoje, Panie zastępów, żąda i ustaje dusza moja do pałaców Pańskich” (Ps 83, 1), a co dopiero my musimy powiedzieć o naszych kościołach, gdzie rzeczywiście mieszka ten Pan zastępów, źródło wszystkich łask, tak potrzebnych nam w życiu codziennym?
Na przykładzie Józefa i Maryi widzimy jeszcze jedną, bardzo ważną wskazówkę. Oni sami idą do Jerozolimy, i biorą ze sobą 12-letniego Syna, ucząc, że nie tylko rodzice sami mają odznaczać się pobożnością, lecz także swe dzieci zawczasu zaprawiać, przyzwyczajać do bojaźni Bożej. „Masz synów, tak upomina Mędrzec Pański, ćwicz, a nachylaj ich z dzieciństwa” (Ekkl. 7, 25). Gdy dziecko przyjdzie do lat rozeznania, niech idzie jak najczęściej z rodzicami chwalić P. Boga, niech z dzieciństwa przywyka do obowiązków chrześcijańskich. Na sercu młodym jak na miękkim wosku wyciskają się szczególnie pierwsze wrażenia i pozostają żywe aż do najpóźniejszej starości. Tu w kościele zyskają dzieci więcej, aniżeli gdziekolwiek indziej; tu zbudują się przykładem starszych, którzy w życiu codziennym nie zawsze dają przykład, tu zaczerpną choć trochę mądrości w słowie Bożym, tu zapłoną miłością Bożą, która ich powściągnie od złego.
„Gdy się skończyły dni święte”, tak brzmią dalsze słowa Ewangelii, gdy Józef i Maryja wracali do domu, zostało dziecię Jezus w Jerozolimie, zgubiło się w wielkim tłumie ludzi. Mniemając, że się przyłączyło do towarzystwa znajomych, wracających do Nazaretu, uszli Maryja z Józefem dzień drogi i szukali Jezusa między krewnymi i znajomymi, nie znalazłszy go jednak, wrócili znowu do Jerozolimy. Ta troskliwa opieka nad Jezusem zawiera znowu piękną naukę dla rodziców. Tak pilnie bowiem jak Józef i Maryja dozorują Jezusa, winien każdy ojciec i matka dozorować swoje dzieci. To podstawowy obowiązek rodziców – nie tylko szukać swoich dzieci, kiedy się zgubią fizycznie, ale zwłaszcza w czasach dzisiejszych badać, gdzie są ich umysły, ich myśli, zainteresowania i marzenia. Natura ludzka taka jest już z urodzenia, że do dobrego ciężka, a złe chwyta prędko i łatwo. Niekiedy jedna próżna godzina popsuje to, co rodzice z wielkim mozołem budowali całe lata. Jak powiada Pismo Św., „ze świętym, świętym będziesz, a z przewrotnym, przewrotnym się staniesz” (Ps 17, 26). Więc niech rodzice czuwają nad duszami dzieci, bo jak mówi św. Paweł Apostoł, „kto o domowych pieczy nie ma, gorszy jest, niżeli poganin” (1 Tym 5, 8).
Po długim szukaniu, które trwało trzy dni, znaleźli Józef i Maryja Jezusa w świątyni siedzącego w pośrodku doktorów, a „On słuchał i pytał ich. A zdumiewali się wszyscy, którzy go słuchali, rozumowi i odpowiedziom Jego”. Więc jak to? Pan Jezus całe trzy dni i noce spędził w świątyni? Czyż tu jadł i spał? Tak nie było, u żydów nie wolno było ludziom świeckim wchodzić do środka świątyni, tylko samym kapłanom. Naokoło świątyni jerozolimskiej były trzy dziedzińce oddzielone murami od siebie. W pierwszym dziedzińcu, nazywanym kapłańskim, znajdowały się prócz samego sanktuarium, także budynki przeznaczone na szkoły; w drugim dziedzińcu gromadził się lud żydowski, a w trzecim poganie i kupcy, sprzedający zwierzęta potrzebne do ofiar, a całe zabudowanie zwało się świątynią. Otóż Józef z Maryją zostawali podczas nabożeństwa w drugim dziedzińcu, a 12-letni Jezus wszedł w dziedziniec pierwszy do szkoły żydowskiej i tam przebywał przez trzy dni, słuchał nauki i zapytywał uczonych żydowskich w różnych sprawach. Według innej tradycji, w tym czasie opiekowała się nim i karmiła go pobożna niewiasta Weronika, która później będzie ocierała twarz Jezusowi na jego drodze do Kalwarii.
Więc gdzie znaleziono zgubionego Jezusa? Nie przy zabawie, nie w zajęciach muzyki, sztuki albo sportu, lecz w szkole religijnej, można powiedzieć w godzinach katechezy. On słuchał nauki o Bogu, o cnocie, o przykazaniach i obowiązkach. Młodziutki Pan Jezus głosi nadto tę prawdę, że szkoła oparta na prawdziwej wierze jest i potrzebną i pożyteczną, że rodzice winni dbać o szkołę katolicką, posyłać do niej dzieci, jeśli istnieje taka możliwość, albo przynajmniej korzystać z katechezy przy kościele i z katechezy wysyłkowej. Św. Augustyn mówi: „Kto się mógł uczyć, a nie chciał lub zaniedbał, godzien jest kary”, on nie ma wymówki, że nie wiedział prawd potrzebnych do zbawienia.
Znalazłszy najdroższego syna, zwraca się do niego Maryja: „Synu! cóżeś nam uczynił? Oto ojciec twój i ja żałośni szukaliśmy cię”. Na słowa troskliwej Matki odrzekł Pan Jezus: „Cóż jest, żeście mnie szukali? Nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba, żebym był?” Z tej mądrej odpowiedzi płynie dla nas ta nauka, że chwała Boża i zbawienie duszy są sprawą najpierwszą, że wola Boża ważniejsza, aniżeli wola rodziców lub krewnych, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawę powołania. Boga mamy więcej słuchać, aniżeli rodziców: „Kto miłuje ojca albo matkę więcej niż Mnie, nie jest Mnie godzien, a kto miłuje syna lub córkę nad Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37).
„I zstąpił z nimi, tak powiada Ewangelia dalej, i przyszedł do Nazaretu a był im poddany”. Św. Bernard, Doktor Kościoła, zdumiewa się na te ewangeliczne słowa i zapytuje: „Kto był poddany? Syn Ojca niebieskiego, Pana nieba i ziemi, był poddany? Komu? Józefowi ubogiemu cieśli, i Maryi, matce swej, którą jako Bóg przewyższał swą godnością”. Dlaczego był poddanym? Aby nam pokazać, że na ziemi nie mamy nic milszego, nic szacowniejszego, ponad rodziców. Ojciec i matka są w istocie zastępcami Boga, na nich przeniósł Bóg swą powagę, ich więc trzeba we wszystkim szanować. Te obowiązki ku rodzicom mają spełniać nie tylko dzieci małoletnie, lecz również i dorosłe, choćby nawet zajmowały wyższe stanowisko w świecie, aniżeli rodzice, bo Pan Jezus był także Bogiem, a ulegał przecież Józefowi i Maryi, niższym od siebie. „Kto się boi Pana, mówi Mędrzec Pański, ten czci rodziców i jako panom służyć będzie tym, którzy go porodzili. Złą sławę ma, który opuszcza ojca, a przeklęty jest od Boga, który drażni matkę” (Ekkl. 3, 18).
O dalszych latach Pana Jezusa, a mianowicie, co czynił, czym się zajmował od roku 12-gó aż do 30-go, w którym już rozpoczął nauczać, mało wiemy. Żył nieznany ludziom w domu Józefa, mu pomagał w ciesielstwie zarabiając wspólnie na codzienny chleb. Ewangelia o tych latach zaznacza tylko tyle, że „pomnażał się w mądrości, w latach, w łasce u Boga i ludzi”. My niestety często nie możemy tego o sobie powiedzieć, co Ewangelia mówi o Jezusie, my niewątpliwie byliśmy lepszymi za lat młodych, a potem wzrósłszy na ciele, nie wzrastaliśmy równocześnie w dobrym, lecz mnożąc grzechy, stopniowo traciliśmy łaskę u Boga i szacunek u ludzi. Życie Pana Jezusa wykazuje nam więc, że poszliśmy w odwrotnym kierunku, aniżeli powinniśmy iść, więc naprawiajmy teraz to, co się zaniedbało, wracajmy do dawnej gorliwości i świątobliwości, bez której, wedle słów św. Pawła, „żaden nie ogląda Boga” (Żyd 12, 14), a nawet wspinajmy coraz wyżej, aż zdążymy tam, gdzie mieszka nasz Mistrz i Bóg. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. T. Dąbrowski, Homilie na niedziele, 1911, s. 73.