Drodzy Wierni!
W dniu dzisiejszym obchodzi Kościół św. uroczystość Najśw. Imienia Jezus. Chce przez to Kościół św. osobno uczcić to Najśw. Imię naszego Zbawiciela, „aby na imię Jezusowe wszelkie kolano klękało,… i wszelki język wyznawał, iż Pan Jezus Chrystus jest w chwale Boga Ojca” (Fil 2, 10). Ale chce także Kościół św. podać nam to Imię jako drogowskaz i cel naszego życia, bo „niema w żadnym innym zbawienia, bo nie jest pod niebem inne imię dane ludziom, w którym byśmy mieli być zbawieni” (Dz 4, 12).
Rozmaite imiona nadawano w ciągu wieków Bogu, i rozmaicie był i jest Bóg nazywany, czy to w Piśmie św. czy w różnych językach i narodach. Wiele świętych imion nadawało Bogu Pismo św. Starego Testamentu. Nazywało go: Wszechpotężnym, Najwyższym, Świętym, Mocnym, Czcigodnym, Panem. Spośród tych imion najwięcej święte, najwięcej czcigodne i tajemnicze było imię, którego żydzi z lęku i czci wcale nie wymawiali, lecz tam, gdzie w księgach świętych zachodziło, czytali inne słowo, czytali: Adonai, to znaczy: Pan. Tajemnicze to imię nadał sobie Bóg sam na puszczy wobec Mojżesza, gdy ten pytał Boga o jego imię. Wtedy to Bóg odpowiedział to tajemnicze słowo: „Jam jest, który jest” (Wyjść 3, 14). Stąd to owo najświętsze imię Boże, którego wcale nie wymawiano, brzmiało: „Jahwe”, to znaczy: Ten, który jest, Ten, którego istotą jest ,,być”, którego istotą jest sam byt, konieczny, najdoskonalszy, nieskończony, nieśmiertelny.
Wszystkie te imiona Boże oznaczają mniej lub więcej dokładnie istotę Bożą, lub pewne przymioty i doskonałości Boże. A ponieważ niektóre z tych przymiotów Bożych tak wyraźnie są widoczne w dziełach Bożych, ponieważ patrząc na świat i na wszelkie stworzenia musimy w nich podziwiać wszechmoc, mądrość i inne przymioty Stwórcy, ponieważ w nich wszystkich jest jakby wyciśnięte imię Boże, ślad rąk Bożych i ducha Bożego, dlatego patrząc na ten świat widzialny, woła z podziwem i zachwytem Psalmista: „Panie, Panie nasz, jakże dziwne jest imię twoje po wszystkiej ziemi!” (Ps 8, 2). Tak, wielkie, wzniosłe i święte są różne imiona Boże! Budzą one w naszych duszach święte myśli i uczucia: adoracji i czci, lęku i zdumienia, uległości i poddania, budzą uświadomienie sobie naszej nicości, naszej nędzy i słabości.
Ale ze wszystkich imion Bożych najwięcej pociągające, najmilsze, najsłodsze jest bezwątpienia najświętsze imię Jezus. Dlaczego? Bo to Imię wyraża słodką nadzieję naszego zbawienia, wyraża miłość zbawczą i uszczęśliwiającą, bo nam wszystkim potrzeba Boga-Zbawiciela, a tym jest i tego wyraża nam imię Jezus, „albowiem on zbawi lud swój od grzechów ich” (Mt 1, 21), jak zapowiedział Anioł. Imię Jezus i dokonane przez Jezusa zbawienie to jakby ognisko Boskiej, twórczej miłości i potęgi. Ono obejmuje wszystkie miłościwe zamiary Boże względem nas ludzi. Początkiem i podstawą tego dzieła zbawienia to twórcza wszechmoc, która stworzyła świat i ludzi z miłości. Kresem i koroną tego dzieła to wieczna chwała w szczęśliwość naszych przebóstwionych dusz. W pośrodku zaś między stworzeniem a naszą wieczną chwałą znajduje się tajemnica wcielenia i narodzenia Zbawiciela i wszystkie dzieła Jego życia aż po krwawą mękę i śmierć na krzyżu, a na wszystkich wypisane jest to słodkie imię Jezus.
Dlatego to Imię zostało najwięcej razy ze wszystkich imion wyryte w granicie i marmurze lub wydrukowane na papierze, najwięcej o nim pisano i mówiono, najwięcej dusz za nie cierpiało i przelewało krew. To imię dźwiga nas z błota grzechu, oczyszcza nasze skalane dusze i podnosi na wyżyny cnoty, zapala w nas wiarę, wpaja nam miłość. Ono przynosi świętą pogodę i radość, ono budzi święty smutek i żal za winy. Jak to Imię jest zgoła inne od imion Platona, Cezara, Napoleona lub podobnych wielkości i geniuszów ludzkich! Widownią tych wielkości i potęg ludzkich to teatry, uniwersytety, pola bitew, trony. Potęgi te trwają tylko chwilę, potem załamują się, giną i znikają. Potęga Jezusa natomiast jest powszechna, wszechmocna i wieczna – w niebie przez wiekuiste uszczęśliwianie i bezustanne zadośćuczynienie, w piekle przez zamykanie jego bram, na ziemi przez rozdawanie łask i zasług. Tak, to Imię jest dla nas światłością i mocą, drogą, prawdą i żywotem, jest – jak mówi św. Bernard – „muzyką dla ucha, miodem dla ust, skarbem i siłą dla serca”.
Gdy Apostołowie w Kafarnaum sprzeczali się między sobą, który z nich będzie większy w królestwie niebieskim, przywołał Pan Jezus pacholę (stojące przed drzwiami domu swojej matki), ujął je za rękę i rzekł do Apostołów: „Jeżeli się nie zmienicie i nie będziecie takimi jak dzieci, nie wnijdziecie do królestwa Bożego. Kto się upokorzy, jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18, 1-4). Dzieckiem tym, jak mówi dalej już nie Ewangelia, lecz ustne podanie, był czteroletni chłopczyk, imieniem Ignacy. Biegał on później często na to miejsce, dokąd wezwał go Zbawiciel, całował ziemię i mówił do swych towarzyszy: „Oto na tym miejscu wziął mnie Jezus w swe ramiona”. Gdy był starszy, został kapłanem, a później biskupem we wielkim mieście Antiochii, gdzie przedtem przez siedem lat nauczał św. Piotr. Antiochia stała się wkrótce chrześcijańska. Gdy cesarz rzymski Trajan podczas wyprawy wojennej przybył do Antiochii i zobaczył próżne świątynie pogańskie, zapytał namiestnika, kto temu winien. Namiestnik odrzekł: „Winien temu biskup chrześcijański, Ignacy”. Cesarz kazał wezwać przed siebie sędziwego biskupa i zapytał go: „To ty jesteś tym złym duchem, który mi miasto buntuje?” Ignacy odpowiedział: „Nie jest ten złym duchem, który ma Boga w sercu”. Cesarz rzekł: „Zapewne rozumiesz przez to Jezusa z Nazaretu?” Gdy Ignacy potwierdził, cesarz oburzony rzekł do żołnierzy: „Ad leones!”, to znaczy „Oddać go lwom!” Św. Ignacy był więc tymi słowami skazany na śmierć – miał być w Rzymie rzucony lwom na pożarcie.
Przewieziono go więc na okręcie do Rzymu i wkrótce potem rzucono w cyrku na oczach niezmiernych tłumów pogan dwom zgłodniałym lwom na rozszarpanie. Przed śmiercią Ignacy głośno modlił się i tak między innymi mówił: „Imię Jezus nie zamrze, nie ustąpi z ust moich; a gdy ustąpi z ust, nikt nie potrafi wymazać go z mojego serca”. Lwy rozszarpały go i zostawiły tylko kilka kości i serce, na którym – jak mówi tradycja – wyczytano imię Jezus, utworzone z błękitnych żyłek. Stało się to w roku 107 po Chrystusie (Spirago, Zbiór przykładów, 1934, s. 210). Obyśmy i my podobną czcią i miłością umieli otaczać imię Jezusowe i osobę Jezusową, i jak św. Ignacy antiocheński byli gotowi i krew przelać i życie oddać dla Chrystusa.
Niestety są i dzisiaj ludzie podobni do Trajana i ówczesnych pogan. Są i dzisiaj ludzie i mężowie stanu, których ani historia ani doświadczenie i dzieje współczesne niczego nie nauczyły i nie mogą nauczyć. Były już liczne państwa i kraje, które walczyły z Kościołem, były już setki rządów, które prześladowały i gnębiły Kościół. Lecz upadały niejedne z tych państw, przepadały owe wrogie rządy, a Chrystus i jego Kościół zwyciężał i jest. Dziś jednak ponadto jeszcze coś więcej zagraża na niego. Dziś już nie tylko poszczególne państwa i rządy, ale niemal całe społeczeństwo ludzkie, zwłaszcza w Europie, dzieli się coraz wyraźniej na dwa wrogie sobie obozy, na dwie wielkie armie nieprzyjacielskie. Przygotowuje się jakby wielka rozprawa i rozstrzygający bój tych dwóch obozów. Bronią pierwszego obozu jest prawda, miłość, prawo Boże i cnota. Bronią drugiego jest fałsz i obłuda, jest nienawiść, bezprawie i kłamstwo. Wodzem pierwszego jest Chrystus-Bóg, wodzem drugiego taki czy inny sługa antychrysta, a w końcu sam antychryst. Czy przyjdzie do tej ostatecznej rozgrywki i walki? Czy przyjdzie do powszechnej rewolucji, do strasznej pożogi i przelewu krwi lub nowej powszechnej wojny? Bóg wszechwiedzący sam raczy to wiedzieć i w Jego też ręce spoczywają losy narodów i Kościoła. Ale wiemy, że w tej walce zawsze będzie chodziło o imię Jezus, o cześć i prawa tego Imienia. Imię Jezus będzie dzieliło wrogie obozy i tylko ci, którzy będą bronili tego Imienia, zwyciężą. Bo cokolwiek przyjdzie i cokolwiek się stanie, „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki” (Żyd 13, 8).
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Jan Kiciński w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 438.