3. niedziela po Trzech Królach, 22.01.2012

Drodzy Wierni!
Dzisiejsza Ewangelia kreśli nam dwa cudowne uzdrowienia, zdziałane przez Zbawiciela i Pana naszego Jezusa Chrystusa. Pierwszym z uzdrowionych był człowiek trędowaty, nieszczęśliwy w całym znaczeniu tego słowa. Trąd był bowiem chorobą ciężką, dolegliwą i bardzo zaraźliwą. Pryszcze okrywały całą skórę ciała na wzór wysypki, wydzielały cuchnącą ropę, gniły powoli tak, że niekiedy poszczególne części ciała, na przykład ręce, odgniwały i odpadały ze swoich stawów. Trędowaci musieli żyć na osobności, z daleka od towarzystwa ludzkiego, mieli do zbliżających się ludzi wołać: Uciekaj, bo jestem trędowaty! Wyzdrowienie z trądu było rzadkie, a kto wyzdrowiał, obowiązany był wedle przepisów prawa mojżeszowego okazać się kapłanowi i na podziękowanie przynieść Bogu ofiarę. Kapłan pokrapiał go wodą i wydawał świadectwo, że choroba ustąpiła, a uleczony, jako wolny od trądu może zamieszkać między ludźmi.
Jeden więc z tych nieszczęśliwych, okryty jeszcze trądem, zbliżył się do Zbawiciela, idącego z wielką rzeszą ludzi, pokłonił się, to znaczy padł zdała przed Chrystusem na ziemię i zawołał: „Panie! jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić!” W tej prośbie widzimy aż trzy własności dobrej modlitwy. Jest w niej wielka pokora, bo uniża się aż do ziemi; jest zupełne poddanie się woli Bożej, bo nie domaga się uzdrowienia natarczywie i koniecznie, lecz powiada: Jeśli chcesz, skoro uważasz, że zdrowie będzie mi pożyteczne; jest nareszcie mocna i niewzruszona ufność w dobroć Chrystusową, bo nie wątpi, nie chwieje się w swej nadziei, lecz głośno wyznaje: możesz mnie oczyścić. Po takiej prośbie nie dał mu Pan Jezus czekać ani chwili, lecz wedle słów Ewangelii, ściągnąwszy rękę, dotknął się go, mówiąc: „Chcę, bądź oczyszczony. I był od razu oczyszczony z trądu”.
Pan Jezus własną ręką dotknął się trędowatego, więc nie bał się zarazy, chociaż choroba ta była straszna i bardzo zaraźliwa, a tym pouczył nas, że miłość chrześcijańska każe pielęgnować i pomagać chorym nawet w słabościach niebezpiecznych i grożących zarazą. Wszak każdy z nas pragnie i wymaga w chorobie pomocy dla siebie, to też powinniśmy świadczyć drugim. Zapewne, że pielęgnowanie chorego jest uciążliwe i przykre, ale jest też wielką ofiarą i niezmierną zasługą w oczach Bożych. „Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, tak mówi Pan Jezus u św. Mateusza, mnie uczyniliście” (Mt 25, 40). W żywotach świętych czytamy, że gdy pewnemu doświadczonemu pustelnikowi opowiadano o dwóch braciach, z których jeden w celi swej trwał na modlitwie, morzył się postem i biczowaniem, a drugi usługiwał chorym, i zapytano: Który z tych braci jest milszy Bogu, słusznie rozstrzygnął starzec: Choćby się poszczący na pół umorzył, nie będzie miał tej zasługi, którą zbierze jego brat pielęgnujący chorych.
Po oczyszczeniu trędowatego Zbawiciel rzekł do niego: „Patrz, abyś nikomu nie powiadał” cudu, który zdziałałem tobie, bo ja nie szukam próżnej pochwały ludzkiej, „lecz idź i ukaż się kapłanowi i ofiaruj dar, który przykazał Mojżesz”. Trąd ciała jest wiernym i dokładnym obrazem innego trądu, który osiada na duszy, a nazywa się grzechem. Podobieństwo między nimi jest bardzo wielkie. Trąd cielesny szpecił ciało, a grzech kala w nas duszę, obraz i podobieństwo Boże; trąd ciała oddzielał od ludzi, a grzech oddziela nas od Boga; trąd cielesny zabierał choremu szczęście i zadowolenie, a grzech wydziera łaskę Bożą i wewnętrzny spokój i napełnia serce zgryzotami; trąd ciała sprowadzał najczęściej niechybną śmierć, a grzech prowadzi duszę na wieczne męki; trąd cielesny był chorobą zaraźliwą, a grzech szerzy się także okropnie, bo zaraża innych. Tylko jedna i wielka różnica zachodzi między trędowatymi a grzesznikami: Tamci odczuwali swoje nieszczęście, szukali uzdrowienia, a grzesznicy często wolą w grzechu żyć i umierać, aniżeli szukać lekarza i leków. Czyż ten lekarz, Pan Jezus, domaga się od nas nadzwyczaj trudnych rzeczy? Nie! Tak jak do owego trędowatego w Ewangelii woła do nas: „Idźcie, pokażcie kapłanowi!” Idźcie, wyznajcie wasze winy, żałujcie za nie i spełnijcie nałożoną pokutę, a trąd duszy ustąpi, wróci zdrowie i spokój duszy.
Gdy Pan Jezus wszedł do Kafarnaum, to jest małego miasteczka, przystąpił do Niego setnik, czyli oficera mający pod sobą sto ludzi, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu powietrzem ruszony i jest ciężko trapiony”. Naprawdę, rzadka to miłość i troskliwość w stosunku do sługi. Jako człowiek wojskowy, mógł setnik sparaliżowanego oddać do szpitala, a on go trzyma we własnym domu; mógł także nakazać podwładnym żołnierzom, aby się chorym zajęli, on jednak nie czyni tego, lecz sam się o niego stara, sam idzie do Chrystusa i prosi o uleczenie sługi. On, poganin, najlepiej wykonywał radę Mędrca Pańskiego, jak to czytamy w Piśmie św.: „Jeśli masz sługę wiernego, niech ci będzie jak dusza twoja, jako brata tak go szanuj” (Ekkl. 33, 31).
Podobała się Panu Jezusowi troskliwość setnika i wierność jego sługi, bo zaledwie skończył swą prośbę, rzekł Pan: „Ja przyjdę i uzdrowię go”. I teraz dopiero objawia się w całej pełni piękna dusza tego pogańskiego żołnierza. Panie, tak odpowiedział, Ty chcesz pójść do mnie? Czy ja zasłużył na taki zaszczyt? „Ja nie jestem godzien abyś wszedł pod dach mój, ale tylko rzecz słowem, a będzie uzdrowiony sługa mój”. Jakaż to głęboka pokora, jak ujmujące odezwanie się! Setnik zajmował znaczne stanowisko, miał też wiele zasług dla Żydów, wybudował dla nich synagogę, ale jest skromny i pokorny, uważa się za niegodnego wyróżnienia. Kościół katolicki na wieki wsławił tego setnika poganina, bo wszystkim, którzy mają przyjąć Pana Jezusa w Komunii świętej, każe powtarzać przez niego wyrzeczone słowa: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do przybytku serca mego, ale tylko rzecz słowem, a będzie zbawiona dusza moja”.
„Panie, tak mówił dalej setnik, ja jestem człowiek pod władzą postawiony, mam przełożonych nad sobą, których ja muszę słuchać, a żołnierzy pod sobą, którzy mnie słuchają. Mówię temu: idź, a idzie, a drugiemu chodź, a przychodzi, a słudze mojemu, czyń to, a czyni”. W tych słowach setnika zawiera się taka myśl: Podwładny musi słuchać przełożonego. Tyś Syn Boży, Pan nieba i ziemi, więc Tobie musi być posłuszną także choroba. Ty nie potrzebujesz udawać się aż do łoża mojego chorego sługi, lecz gdy rzeczesz jedno słowo, choroba zaraz ustąpi. Jak mocna, jak niewzruszona wiara tego żołnierza! Św. Tomasz Apostoł, który widział tyle cudów Zbawiciela, nie chciał wierzyć w zmartwychwstanie Mistrza; a ten żołnierz wierzy i nie wątpi ani trochę: „rzeknij tylko słowo, powiada, a choroba ustąpi”. Tę wiarę Zbawiciel też pochwalił, bo powiedział tym, którzy szli za nim: „Zaprawdę powiadam wam, nie znalazłem takiej wiary w Izraelu”. Odkąd zacząłem nauczać, nie spotkałem ani jednego żyda, któryby tak mocno, tak niewzruszenie wierzył, jak ten poganin. A powiadam wam, że wiele pogan ze wschodu i z zachodu, t. j. z rozmaitych części świata, uwierzy we Mnie i zasiądą w królestwie niebieskiemu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem, synowie zaś królestwa tego, t. j. Żydzi, dla swego niedowiarstwa zostaną wrzuceni w ciemności, czyli do piekła, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów.
We wierze setnika, tak bardzo pochwalonej przez Pana Jezusa i w słowach Zbawiciela, że Żydzi dla niedowiarstwa będą wrzuceni w ciemności, mamy jasną wskazówkę, że naszą powinnością jest wierzyć, to znaczy za prawdę uznawać to, co Chrystus Pan uczył, i co Kościół, zastępca Chrystusa Pana na ziemia nam podaje do wierzenia, bo napisano jest w Ewangelii wg. św. Jana: „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, a kto nie wierzy Synowi, nie ogląda żywota, ale gniew Boży nad nim zostawa” (J 3, 36). A ta wiara ma być najpierw powszechna, ma przyjąć wszystkie artykuły, żadnego nie wyłączając, bo kto by odrzucił chociaż tylko jedną zasadę, ten by już ciężko zawinił i nie miał by należytej wiary. „Wszelki, który odstępuje, pisze św. Jan, a nie trwa w nauce Chrystusowej, Boga nie ma” (2 J 1, 9). Św. Ambroży dodaje: „Jeśli jeden artykuł skreślisz, wykreślisz także własne zbawienie”. Ta wiara nasza musi być mocna i stateczna, bo kto się chwieje, kto dobrowolnie i świadomie wynajduje różne wątpliwości, ten już stracił wiarę. Ta wiara powinna objawiać się nie tylko w słowach, ale szczególniej w uczynkach. Chrześcijanin, który wierze we wszystko, co Kościół uczy, a przepisów wiary nie wykonuje, oszukuje samego siebie. „Jako ciało bez duży martwe jest, pisze św. Apostoł Jakub, tak i wiara z uczynków martwa jest” (Jak 2, 14).
Dobrodziejstwa wiary są nader obfite. Wszak setnik nie tylko podobał się Zbawicielowi, ale też odniósł wielką korzyść, bo Pan Jezus tak się odezwał do niego: „Idź, jakoś uwierzył, niech ci się stanie. I uzdrowiony jest sługa onej godziny”. W istocie, wiara zabezpiecza nie tylko duchowną korzyść, nie tylko szczęście pozagrobowe, ale jeszcze za życia użycza mnóstwo darów i łask. Jak często powtarzają Ojcowie Kościoła, wiara jest jasną gwiazdą życia, bo wskazuje drogę obowiązków; wiara jest wędzidłem, które powstrzymuje od złego; jest balsamem, który pociesza w troskach i nieszczęściach; jest podporą społeczeństwa, uświęceniem małżeństwa i duszą chrześcijańskiej rodziny. Dlatego pilnie i troskliwie strzeżmy tego skarbu, nie dajmy go sobie wydrzeć. Stojąc mocno przy wierze Ojców, osłodzimy sobie ziemską pielgrzymkę i zdobędziemy nagrodę, którą Chrystus Pan wyraził tymi słowami: „Kto wierzy, ma żywot wieczny”. Amen.

Ks. E. N.

Na podstawie: Ks. T. Dąbrowski, Homilie 1911, s. 87.