Boże Narodzenie (w dzień), 25.12.2011

„Oto opowiadam wam wesele wielkie, które będzie wszystkiemu ludowi” (Łk 2, 10).
Drodzy Wierni!
Zawitał nam wreszcie dzień, tak długo oczekiwany przez całą ludzkość, spełnił się cud, który przyćmiewa wszystkie inne cuda, podobnie jak poranna jutrzenka pozbawia blasku wszystkie gwiazdy niebieskie. Sam Bóg przyszedł do nas, aby nas wybawić z niewoli, aby nas z ciemności wyprowadzić na światło i nieszczęśliwym wygnańcom otworzyć zamknięte podwoje raju. Przez tysiące lat wszystkie pokolenia ziemi z jękiem szukały jakiegoś środka, któryby mógł je pojednać z obrażonym Stwórcą, i nie zdołały znaleźć tego środka. Przez tysiące lat panował na świecie odwieczny nieprzyjaciel Boga i człowieka i kazał sobie oddawać cześć boską, kazał sobie składać ofiary i przelewać ludzką krew. Podbił on nawet większą część narodu wybranego, który przecież od swego Boga doznawał cudownej opieki. Dla chwały Bożej stworzony był świat: nie potrzebował wprawdzie Pan Bóg niczyich uwielbień i może się obejść bez nich, ale i chciał okazać swą dobroć, chciał, żeby ta dobroć była chwaloną, i dlatego otoczył się milionami istot, obdarzonych rozumem i uczuciem. Dlatego stworzył człowieka i chciał go widzieć szczęśliwym.
A jakież dzięki złożyło Mu nasze plemię? – Na to niech odpowie ogród rajski, zniweczony przez grzech, niech odpowie ziemia, zbryzgana krwią Ablową i zbrodniami bez liczby, które spełnili potomkowie Kaina, niech odpowie historia ludzkości, poprzedzająca przyjście Chrystusowe. Wszędzie panował grzech, wszędzie mocniejszy gniótł słabych, wszystkie narody „prawdę Bożą odmieniły w kłamstwo, jak pisze św. Paweł (Rz 1, 25-29), i chwaliły i służyły stworzeniu raczej niż Stworzycielowi i napełnione są wszelakiej niesprawiedliwości, łakomstwa mężobójstwa, swaru i zdrady”. Cóż więc uczynił nasz miłosierny Pan, aby nas podźwignąć ze upadku i odebrać od naszego rodzaju sobie należną chwałę? Oto postanowił uczynić coś takiego, co nigdy by nie przeszło przez myśl żadnemu człowiekowi, co dotąd jest niepojęte dla naszego rozumu i wydaje się rzeczą całkiem niepodobną do prawdy: postanowił sam zstąpić z wysokości niebios, zostać naszym bratem, i świętym życiem na ziemi i okrutną męczarnią naprawić złe, wyrządzone przez grzech!
Wielorakim sposobem objawia się Pan Bóg człowiekowi. Już sam układ świata okazuje nam mądrość i dobroć Jego Stwórcy. Niezliczone mnóstwo gwiazd zapełnia przestrzeń, a wszystkie krążą wyznaczonym sobie torem. Jedna z tych gwiazd, olbrzymiej wielkości, nazwana słońcem, darzy nas światłem i ciepłem. Pod jej ożywczym wpływem rosną wszystkie rośliny, aby nam dostarczać potrzebnego pokarmu. Słusznie więc woła Psalmista Pański, że „Niebiosa rozpowiadają chwałę Bożą” (18, 1), a św. Paweł pisze w liście do Rzymian (1, 20), że z tych rzeczy, które są uczynione na świecie, poznajemy wieczną moc jego Stwórcy i Bóstwo, tak iż sam widok świata zniewala nas do uznania i uczczenia Boga i Pana wszechrzeczy.
Ale nadto jeszcze objawiał się Bóg nieraz sposobem nadprzyrodzonym. Przemawiał już w raju do pierwszego człowieka i udzielał mu nauk, przemawiał do Noego, Abrahama, Jakuba i innych patriarchów, a całemu narodowi żydowskiemu ogłaszał Swoją wolę przez mężów, natchnionych Jego duchem, przez Swoich proroków. Ale to wszystko nie wystarczało jeszcze dla Jego miłości i dla naszej nędzy: zawsze jeszcze wydawał On się nam istotą zbyt oddaloną i nieprzystępną. Nie widział w Nim człowiek swojego dobrotliwego Ojca, nie zbliżał się do Niego z dziecięcą ufnością i wolał czcić bałwany, sporządzone własną ręką, a nawet zanosił swe modły do zwierząt, bo w nich upatrywał jakieś wyobrażenie bóstwa. Chciał on mieć swojego Boga przy sobie, chciał Go oglądać obleczonego ciałem. Więc i to nam wreszcie uczynił najlitościwszy Pan Bóg: przyszedł do nas w postaci widomej, Stwórca wszechrzeczy przybrał postać Swojego sługi i stał się człowiekiem. Ten sam, który grzmi na niebie i kieruje obrotem gwiazd, stał się maleńką, słabą Dzieciną i woła do nas: „Patrzcie, jak was miłuję! Nie lękajcie się przystąpić do Mnie! Nie przyszedłem, aby was sądzić i karać, ale chcę wam wysłużyć zbawienie i zaprowadzić was do niebieskiego Królestwa!”
„A ten będzie wam znak, mówią Aniołowie, znajdziecie niemowlątko, uwinione w pieluszki i położone w żłobie”. Cóż to za dziwny znak i jak niegodnym wydaje się Boga! – Jakże to? Pana straszliwego majestatu, władcę nieba i ziemi mają poznać w niemowlęciu, położonym w żłobie? Ileż to ludzi sprzeciwiało się temu znakowi i sprzeciwiać się będzie według przepowiedni Symeona! Kto sam jest pełen pychy i pożądliwości, temu nie spodoba się „Bóg cichy i pokornego serca”, Bóg ogołocony ze wszystkiego, Bóg żyjący w ubóstwie i poniżeniu. Człowiek taki padnie na twarz i wić się będzie w prochu przed Zbawicielem, gdy Go ujrzy kiedyś przychodzącego z mocą wielką i majestatem, aby sądzić żywych i umarłych, ale teraz on nie chce znać takiego Zbawiciela, o jakim mówi Ewangelia. Nie chcą Go znać Żydzi i poganie, nie chcą Go znać dzieci tego świata, bo trzeba być dzieckiem Bożym, trzeba Go miłować, trzeba mieć serce czyste i wolne od żądzy cielesnej, żeby poznać Boga w dziełach Jego miłości. „Kto nie miłuje, mówi św. Jan (1, 4, 9), nie zna Boga, albowiem Bóg jest miłość!” Miłość sprawiła, że On się zniżył do tego stanu, w jakim Go widzimy w stajence betlejemskiej, a potem w domu ubogiego cieśli w Nazarecie, a potem obnażonego z wszelkiej odzieży i krwią zlanego i przybitego do krzyża!
„Chwała na wysokości Bogu a na ziemi pokój ludziom dobrej woli!” Te słowa hymnu anielskiego sprawdzają się aż do naszych czasów i będą się zawsze sprawdzały. Wcielenie Chrystusa Pana, cały Jego ziemski żywot, wszystkie Jego modlitwy, myśli, słowa, prace, zasługi a w końcu Jego śmierć krzyżowa – to wszystko przyniosło Bogu taką chwałę, jakiej Mu nie mogło przynieść całe stworzenie. Wszystko, co uczynił Pan Jezus dla czci swego Ojca, było samo w sobie nieskończonej ceny, bo było dziełem Boga-Człowieka. Niechby wszyscy Aniołowie i ludzie wytężali, jak mogą, swe siły, niechby robili, co zrobić mogą, aby uczcić swojego Stwórcę, – nie potrafią tego uczynić godnie, bo każde stworzenie jest samo w sobie niczym, jest jakby nikczemnym robaczkiem wobec majestatu Bożego. Ono pomimo najlepszej woli nie odda Mu należnej chwały! Dopiero Bóg Syn mógł oddać ją Bogu Ojcu.
Ten Bóg zjednoczył się z ludźmi, stał się naszym bratem i Głową Kościoła. On żyje w każdym z nas i sprawia, że i nasze modlitwy, myśli, słowa, prace, zasługi, ofiary, cierpienia nabierają dzięki Jego zasługom wartości, i to wartości nieocenionej, jeżeli w Jego imię zanosimy swe modły, jeżeli On w nas żyje, jeżeli nasza wola zjednoczona jest z Jego wolą. Otóż pod Chrystusowym sztandarem stanęły nieprzeliczone zastępy mężów, niewiast i dzieci, i całym swoim życiem wznoszą cudownie piękny hymn pochwalny na cześć swojego Pana i Ojca, dla Niego żyją, pracują i umierają. Oni też poznają na sobie, co znaczą słowa Aniołów: „Pokój ludziom dobrej woli”. Dusza bowiem wiernego sługi Bożego pozostaje spokojną wśród wszystkich walk i cierpień, nie zna strasznych udręczeń, jakie sprawiają wyrzuty sumienia, wie, że nic jej nie może zaszkodzić, ani strata majątku, ani żadne niepowodzenie, ani choroba, ani śmierć, bo ona tego tylko pragnie, aby spełniła się wola Boża.
Ale jakże niestety mało jest między nami dusz, które dostąpią takiego pokoju! Dlaczego? – Bo nie pozwala im go otrzymać pycha, żądza rozkoszy, niezgoda i nienawiść, które panują wśród ludzi. Rzućmy tylko okiem wokoło siebie a zobaczymy zaraz, ile to zamieszek, ile zatargów, ile kłótni, ile niepokoju powstaje najpierw przez to, że ludzie wynoszą się nad drugich, że jeden drugiemu nie chce ustąpić pierwszeństwa, że prawie nikt nie chce słuchać, nie chce być pokornym i uległym, nie chce pracować w cichości na skromnym stanowisku, ale prawie każdy pnie się wyżej, żeby mógł na drugich spoglądać z góry, żeby mógł cieszyć się swoją wielkością i władzą! Czemu to niejeden ojciec rodziny tak mało troszczy się o swoje dzieci, nie daje im dobrego wychowania, nie wie nic o tym, co się dzieje w tych młodych duszach, co one myślą i czują? – Bo on ciągle jest zajęty sam sobą, bo ciągle myśli o tym, żeby stanąć na wyższym stanowisku. Stąd w jego duszy troska i niepokój, i niema w niej szczęścia, – niema też szczęścia w jego rodzinie!
A co mówić o owych niepokojach, o owych swarach i walkach, które ciągle wywołuje na ziemi brak miłości bliźniego? „Nie masz pokoju niezbożnym”, mówi Pismo św. – Nie masz go i dzisiaj, bo P. Jezus przyniósł go tylko „ludziom dobrej woli”. A któż nas może lepiej nauczyć dobroci, łagodności, cichości, pokory, wyrzeczenia się miłości własnej, panowania nad naszymi żądzami, jak to Dziecię Jezus, które dzisiaj mówi do nas: „Uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a najdziecie odpoczynek duszom waszym” (Mt 11, 29). I my więc zbliżmy się dzisiaj w tym duchu do żłobka betlejemskiego, przyłączmy się do wiernych sług Bożych; prośmy gorąco, żeby dziś to Dzieciątko Jezus narodziło się i w naszych sercach, żebyśmy odtąd prawdziwie miłowali naszego Ojca niebieskiego. Postanówmy sobie wystrzegać się grzechu, a szczególnie tego, w który popadaliśmy dotąd najczęściej, – pracujmy dla chwały Bożej, a wtedy zawita pokój do naszej duszy i zaznamy już tu, w czasie ziemskiej pielgrzymki, prawdziwego szczęścia. Nic nam już nie będzie wydawało się ciężkim i strasznym – oprócz grzechu, przestaniemy narzekać na brzemię swojego krzyża, bo i na nas spełni się zapowiedź Aniołów, że Dziecię Jezus przyniosło „pokój ludziom dobrej woli”. Amen.

Ks. E. N.

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 57.