Boże Narodzenie (Pasterka), 25.12.2011

Drodzy Wierni!
Wśród wszystkich, pełnych niewypowiedzianego wdzięku tajemnic Chrystusowych, może najpiękniejszą, najbardziej wzruszającą i przemawiającą do serca katolickiego jest tajemnica Jego świętego niemowlęctwa, jego Narodzenia. Jedynie tajemnica Najświętszego Sakramentu może iść z nią w porównanie. Gdy wdzięk Sakramentu Ołtarza jest ściśle wewnętrzny, niejako ukryty, tajemnica dziecięctwa Jezusowego ma dla nas ludzi tę zaletę i wyższość, że się objawia na zewnątrz, że widocznie przedstawia się naszym oczom. O tej radosnej, a wielkiej tajemnicy Narodzenia Dzieciątka Bożego, pamiątkę której w tej nocy obchodzimy, opowiada nam Ewangelia. Słuchajmy tej błogosławionej opowieści nie tylko uszami, ale sercem, aby to Dzieciątko narodziło się również w naszych duszach i odrodziło całe nasze życie.
„Wyszedł dekret od cesarza Augusta, aby popisano wszystek świat”. Potężny władca nakazuje spis ludności dla dogodzenia swoim ambitnym zamiarom. Ani on, ani nikt z otoczenia nie myślał, że to ręka Boża kierowała tym rozporządzeniem. Sam nic nie wiedząc, przyczynił się do spełnienia proroctwa o Narodzeniu się Pana Jezusa w Betlejem. Spis ten dla Żydów był bardzo nieprzyjemny i upokarzający: miał na celu nałożenie podatku, może wybieranie rekruta; przypomniał im też ten manifest, że nie mają swego własnego króla, że muszą słuchać nienawistnego rozkazu z Rzymu. I właśnie tę chwilę największego pognębienia i upokorzenia Żydów wybiera Pan Bóg do zbawczego dzieła. Tak często bywa i w naszym życiu: kiedy nasza nędza największa, wtedy pomoc Boża najbliższa. Choć Bóg prowadzi nas nieraz drogą przykrą, choć nam się czasem wydaje, że nasze położenie jest bez wyjścia, zawsze ufajmy jego Opatrzności. Cudownie, a zawsze dobrotliwie prowadzi Pan poprzez ciemności do światła, przez cierpienia i upokorzenia do radości. „W tobie Panie zaufałem, niech nie będę zawstydzon na wieki”.
„Szedł też i Józef od Galilei z Maryją poślubioną małżonką brzemienną”. Zbliża się wieczór; ciemności pomału zalegają świat, a tu dwoje pielgrzymów, przybyłych z dalekiego Nazaretu na próżno prosi o nocleg. Nigdzie dostać go nie mogą. Ich biedniutkie ubrania, ich skromność i skupienie, co u świata nigdy nie popłaca, doznają zlekceważenia. A był to przecież święty Józef, jakiego dotąd świat nie widział i Najświętsza Maryja, przeznaczona na Matkę Bożą. Nieszczęsne miasto! dla wszystkich znalazłeś miejsca, tylko dla swojego Boga nie chcesz użyczyć schronienia! Na świecie szczególniej w dwu wypadkach nie odmawia się zwykle gościny: przy urodzeniu i śmierci. Jednemu tylko Zbawicielowi świata nawet tego odmówiono. Odmawiając zaś miejsca Jezusowi, bezwiednie, niechcący powiedziano wielką prawdę: Słusznie, że nie pozostał w mieście Ten, którego nie mogą ogarnąć niebiosa i ziemia.
Oburza nas ta niegościnność betlejemczyków. Niestety, duch świata zawsze tak się zachowuje względem Boga, ale i my nieraz postępujemy podobnie. Czy nie zamykamy wrót serca naszego na Jego natchnienia i łaski? Nawiedza nas często Pan, ale my go nie poznajemy, bo jesteśmy zbytnio zajęci zabawą, zdobywaniem grosza, bo ponoszą nas namiętności. Więc nie przyjmujemy go, odwracamy się od niego. I dlatego to w naszym życiu tak mało myśli o Bogu i niebie, tak mało chrześcijańskiego namaszczenia w naszych pobożnych praktykach, tak mało sił do walki ze złem i sił do dźwigania krzyżyków, bo sami pozbawiamy się pomocy Bożej.
Betlejemczycy zapewne, gdyby wiedzieli komu odmawiają gościny, nie uczyniliby tego. W ogóle niema ani jednego człowieka na świecie, któryby umyślnie, z przewrotności, chciał robić choćby połowę tego złego, jakie rzeczywiście spełnia. Wielka dobroć Boża i Jego wyrozumiałość patrzy przede wszystkim na naszą dobrą wolę, na naszą intencję, łatwiej więc nam odpuści nasze mimowolne przewinienia. Ale zawsze smutne to dla nas, że na drogach naszego życia codziennie spotykamy Boga, a nie poznajemy go wcale, odmawiamy mu gościny w sercach i naszej pamięci, odpychamy go.
Smutno też, że Kościół, ta Oblubienica Chrystusowa szuka podobnie jak św. Józef i Matka Najświętsza, na próżno gościny dla Jezusa w sercach wiernych katolików. Stuka do wielkich tego świata, a oni odpowiadają: „Niemasz tu miejsca, nam nie wypada, to nie modnie tym się zajmować, nie mamy na to czasu”. Stuka do biednych, ale i tu serca pełne zazdrości do bogatych, nie myślą o Chrystusie. Stuka do starszych i tu dla niego niema miejsca; stuka do młodzieży, ale ta więcej myśli o zabawach, o własnych planach, tak że również brak jej czasu, by zaprosić Zbawiciela w gościnę. Na wszystko i dla wszystkich znajdzie się miejsce, tylko nie dla Niego! Przynajmniej my nie zamkniemy swego serca, ale je szeroko roztworzymy na przyjęcie Dzieciątka Bożego!
Czytamy dalej: „I stało się, gdy tam byli, wypełniły się dni aby porodziła”. Przyszła tedy owa święta noc niepostrzeżenie, jak każda inna noc, okryła miasteczko Betlejem i całą ziemię grubymi ciemnościami. Cały świat, znużony pracą, wyczerpany grzechami, udał się jak zwykle na spoczynek i ani przeczuwał, jak bliskim było jego odkupienie. Tylko w tej ubogiej grocie pastuszków, przy słabym blasku niewielkiego ogniska, czuwają Józef i Maryja. Oni byli wówczas rozmodlonym sercem całego świata. Tak bywało i bywa zawsze: świat nie zna Boga, nie myśli o Nim, choć Bóg z całą swą dobrocią i miłością tak blisko nas! Za to święte i wybrane dusze muszą być pośrednikami między niebem i ziemią. Ich ustawiczne modlitwy, czuwania, prośby, ich pobożne pragnienia przyśpieszają zmiłowanie Pańskie i spełnienie się zamiarów Bożych.
„I porodziła syna swojego, i uwinęła go w pieluszki i położyła w żłobie”. Przyszedł więc już ten, na którego oczekiwaliśmy: Baranek Boży, Władca nieba i ziemi już jest wśród nas. On, którego nie mogą ogarnąć niebo i ziemia, jest małym dzieciątkiem w pieluszkach, w żłobie!
„A uwinęła go w pieluszki”… Na górze Synaj, gdy daje Żydom dziesięć przykazań, zjawia się Bóg ze straszną potęgą, w przerażającym majestacie. Dziś, gdy chodzi o wybawienie świata od grzechu, inaczej przychodzi do nas Bóg, jako „jeden z nas”. Jego ciało jest jak ciało nasze, Jego postać, to postać nasza. Żyje na sposób nasz, jest słaby jak każde niemowlę. Choć spogląda swymi wymownymi oczyma, ale jest bez mowy. Choć go matka owinęła w pieluszki, dolega mu zimno, gdyby Mu Matka nie dała piersi, cierpiałby głód. Nie widzimy u Niego ani groźnej twarzy prawodawcy, ani sędziego naszych grzechów, zdaje się o tym wszystkim nie myśleć. A jednak jest w nim moc i życie. On śpi, ale wie wszystko; mała jego rączka jest tą samą straszną prawicą Boga, miotającą błyskawice i gromy, podtrzymującą posady ziemi i całego świata, rządzącą wszechświatem. Jego usteczka dziś zamknięte będą sądzić wszystkie dusze ludzkie, Jego spojrzenie wskazuje gwiazdom i narodom drogi. Ludzie zawsze tęsknili za Bogiem widzialnym, że aż wymyślili sobie fałszywych bogów i kłaniali się im. Dziś Bóg dogadza tym cielesnym myślom ludzkim i staje się „jednym z nas”.
Maryja pierwsza padła na kolana i złożyła cześć boską Dzieciątku, pierwsza przytuliła je do serca, pierwsza odczuła radość Bożego Narodzenia, włożyła w to całą swą duszę i serce, a czyniła to z najgłębszym przejęciem się, najgodniej, stosownie do łaski i świętości jaką posiadała.
„A byli pasterze w tejże krainie czujący. A oto anioł Pański stanął podle nich, i zlękli się”… Przeraża ich anioł – grzesznego człowieka przeraża wszystko co Boże. Ale czemu to Jezus po hołdzie Matki Najśw. i św. Józefa do siebie przywołuje właśnie ich, pasterzy? Dla czegóż by nie miał ich powołać? Byli to ludzie choć biedni, prości, ale uczciwi, obowiązkowi. Od razu posłuchali głosu Bożego – dla takich właśnie przeznaczona jest Ewangelia. Ich dziecięca pokora, ich głęboka wiara spodobała się Jezusowi, bo On kocha maluczkich i lubi się takimi otaczać.
„Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”… Gdy narodziło się Dzieciątko, Najśw. Maryja w imieniu całego świata oddała mu pokłon, korząc się przed nim z taką czcią, z taką wiarą, z taką pokorą, z taką miłością, że żaden człowiek nie zdoła tego pojąć i zgłębić. Cześć wszystkich aniołów od stworzenia świata nawet w przybliżeniu się nie równa wartości tego pierwszego hołdu, jaki ona złożyła Jezusowi. To była pierwsza „chwała na wysokości Bogu”, którą odtąd śpiewać będą wszystkie święte dusze, aż do skończenia świata. Od tej chwili więc, kiedy się Jezus narodził, Bóg odzyskał niejako wszystką chwałę zewnętrzną, którą mu wydarł grzech ludzi i aniołów.
Cóż, choćby się Pan Jezus tysiąc razy narodził na tym świecie, jeżeli się nie narodzi w naszych sercach? Oby to Dzieciątko Boże narodziło się w sercach naszych przez Komunię świętą, przez ukochanie Jezusa, przez naśladowanie Go w prostocie, pokorze, umiłowaniu wszystkich, niech nasza dusza będzie dla niego stajenką i żłóbkiem, niech w sercu naszym pieśń anielska: „Chwała na wysokości Bogu” rozlega się często, a wtedy pokój i zjednoczenie z Bogiem będzie naszym udziałem tu i w wieczności. Amen.

Ks. E. N.

Na podstawie: Ks. Kosiński w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XXXIII, 1927, s. 427.