O sercu czujnym 1

Drodzy Wierni!

Starożytni rzymianie dzielili noc na cztery części, zwane wigiliami. Zwyczaj ten przejęli od legionów, w wojsku rzymskim bowiem nocną porą zmieniały się straże cztery razy i stąd pochodziła nazwa „wigilii pierwszej, drugiej” i t. d., a sama straż zwała się też wigilią. Czujność była tym strażom przykazana pod karą śmierci, i dlatego żołnierze, pełniący straż, nigdy nie siadali, lecz stali i chodzili, a przy tym powtarzali nawzajem hasło i odzew. Chrześcijanie przejęli od wojska rzymskiego nazwę wigilii, a ponieważ się mają za wojsko Chrystusowe, więc zachowali wojskowe przepisy i zwyczaje. Wigiliami nazwano wspólne modły i nabożeństwa w przeddzień większych świąt, a czuwanie Kościół zawsze przypominał wiernym jako pierwszy, niezbędny i konieczny warunek, nieodzowny obowiązek każdego żołnierza Chrystusowego. Dla zaostrzenia zaś czujności przepisywał Kościół wiernym post, bo głód i pragnienie oddala senność ciała.

Tę czujność zalecał sam Zbawiciel swoim uczniom i często do niej napominał, przestrzegając przed nieprzyjacielem naszej duszy, który jak złodziej skrycie i cichaczem podkopuje się pod dom naszego serca: „Czuwajcie tedy, albowiem nie wiecie godziny” (Mt 24, 42). A ponieważ nie dosyć czuwać, przeto dodaje Pan: „Czuwajcie a módlcie się, abyście nie weszli w pokusę” (Mt 26, 40). Żebyśmy zaś nie sądzili, iż zalecał tę czujność tylko swoim uczniom, Zbawiciel wyraźnie dodaje: „A co wam mówię, wszystkim mówię: czuwajcie” (Mk 13, 37). Do tego czuwania dodaje św. Piotr jeszcze przestrogę trzeźwości i przypomina, że przeciwnik naszej duszy wciąż i bezustannie krąży koło nas, czyhając na naszą zgubę. Te słowa św. Piotra kładzie też Kościół na czele wieczornych modłów kapłańskich, upominając do czujności i trzeźwości; „Bracia! trzeźwymi bądźcie a czuwajcie: boć przeciwnik wasz diabeł jako lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożarł” (1 Pt 5, 8). Ale sam św. Piotr doświadczył na sobie, jak niestałe, mdłe i chwiejne, jak ospałe i ociężałe jest nasze serce, gdy w Ogrojcu spał, wraz z drugimi uczniami, zamiast czuwać, mimo upominania Zbawiciela, i stojąc przy ogniu na dziedzińcu kustodii, trzykroć się zaparł Pana. A więc znając tę naszą słabość i senność naszego serca, pociesza nas, wskazując na ratunek u tego Serca, które zawsze nad nami czuwa: „Wszystko troskanie wasze składajcie na Niego, gdyż Od ma pieczę o was” (1 Pt 5, 7).

Wielcy wodzowie, którzy się wsławili wojennymi zwycięstwami, znani są z tego, że mało spali, że sami objeżdżali nocne czaty i pilnowali straży. Ta niestrudzona służba polowa, to pilne wysyłanie na zwiady, które chronią wojsko od nagłego i niespodziewanego napadu, stanowią połowę zwycięstwa i zapewniają wojsku bezpieczeństwo. Nasz wódz i hetman, Chrystus Pan, nie tylko czuwa nad nami, ale nie śpi wcale, a Jego Serce wciąż czuwa. Dlatego mówi o sobie Oblubieniec w Pleśni nad Pleśniami: „Ja śpię, a serce me czuwa” (Pieśn 5, 2). Wygląda to na paradoks i pozorną sprzeczność, ale jest rzeczywistością, pełną pociechy dla nas, skoro wiemy, ze Chrystus zawsze gotów dzień i noc pośpieszyć nam na pomoc, zawsze czuwając, jak zapewnia nas Apostoł: „Zawsze żywiąc, aby się wstawiał za nami” (Żyd 7, 25).

Miłość Jezusa to sprawia, że Jego Serce czuwa, zawsze i każdej chwili gotowe ku naszej pomocy, i tylko miłość tłumaczy nam znaczenie przenośne do tych słów Oblubieńca w Pieśni nad Pieśniami: „Ja śpię, a serce me czuwa”. Pięknie to wyraża księga „O naśladowaniu Chrystusa”, w której czytamy te głęboko pomyślane słowa: „Miłość czuwa i śpiąc nie zasypia” (ks. III, r. 5). Słowa te jednakże stają się nam dopiero wtedy zrozumiałe, gdy rozważymy tajemnicę Najśw. Sakramentu, w którym nasz utajony Oblubieniec wygląda pozornie, jakby spał, ukryty pod postaciami chleba i wina, a w rzeczywistości Jego Najśw. Serce żyje i czuwa nad nami.

Bóg nie śpi, ani nie odpoczywa, lecz zawsze jest czynny i działa bezustannie, a ten wiekuisty ruch i życie należą do istoty boskiej. To dało powód do błędnego wniosku, że świat musi być wieczny tak samo jak Bóg, bo jako Stwórca musiał Bóg wciąż stwarzać. Tak dowodzili t. zw. gnostycy, którzy w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wyrządzili nieobliczone szkody Kościołowi przez to, że tajemnice naszej wiary chcieli tłumaczyć i objaśniać za pomocą filozofii pogańskiej. Ponieważ zaś ta ich nauka sprzeciwiała się chrześcijańskiej wierze, iż Pan Bóg stworzył świat z niczego i w pewnym czasie, przeto zadawali pytanie: cóż więc robił Bóg, nim stworzył świat? Jeśli nic nie robił i nie stwarzał, to minęły niezliczone wieki na bezczynności i nie było życia ani ruchu w Bóstwie; jeśli zaś stworzył świat w pewnym czasie, to powstała w Bogu wola stwarzania, której przedtem nie miał, a tego przecież nie można pogodzić z wiekuistą istotą Boską, jeśliby Jej przybył nowy przymiot, którego pierwej nie miała.

Ta kwestia zajmowała wszystkich pisarzy i Ojców Kościoła, bo z nią łączyła się zaraz druga: o przedwiecznym rodzeniu Syna Bożego przez Ojca, była zaś tak trudna, że najuczeńszy i najpracowitszy z pisarzy kościelnych trzeciego wieku, Origenes, poświęcił jej całą księgę „O początkach”, ale dał błędną odpowiedź, bo i on chciał rozjaśnić tę tajemnicę przy pomocy filozofii pogańskiej.

Dał natomiast świetną i głęboko pomyślaną odpowiedź największy myśliciel chrześcijański, św. Augustyn (Confess. l. XI, 12). Na pytanie: co robił Bóg przez te wieki? – odpowiada pytaniem: jak mogły minąć wieki, jeśli Bóg ich jeszcze nie uczynił? Przecież On jest Stwórcą nie tylko materii, lecz i czasu. Bóg żyje nie w czasie, ale w ustawicznie obecnej wieczności, w której niema ani przeszłości, ani przyszłości. Mógł więc Bóg nie stwarzać ani świata, ani ludzi, bo nie potrzebował, a stworzył na swoją chwałę z miłości i z przeznaczeniem do miłości, bo „Bóg jest miłość”, jak mówi św. apostoł Jan (1 J 4, 8), a jako wiekuista miłość „miłuje wszystko, co jest, i niczego nie ma w nienawiści, z tego co uczynił” (Mądr 11, 25). Każdego z nas więc miłuje Bóg i to nie dopiero teraz, gdy żyjemy, ale już przed wieki. W tej niepojętej wieczności czuwała więc miłość Boża nad nami, a Psalmista, jakby trzymając się tego podobieństwa, przedstawia Mesjasza jako Oblubieńca powstającego z łoża snu, idącego ochoczo do spełnienia olbrzymiego dzieła zbawienia: „Jako oblubieniec wychodzący z łożnicy swojej, jako olbrzym na bieżenie w drogę, od kraju nieba wyjście Jego” (Ps 18, 6).

To odwieczne czuwanie Serca Bożego nad nami niech zawsze będzie podstawą naszej nadziei we wszystkich trudnościach tego życia.

 

Na podstawie: ks. W. Chotkowski, Kazania eucharystyczne, 1922, s. 16.

 

Wasz duszpasterz, ks. Edmund