Na uroczystość Niepok. Poczęcia N. Maryi Panny, 8.12.2011

Drodzy Wierni!

Możemy z dwojakiego punktu widzenia rozważać i podziwiać postać Najśw. Maryi Panny. Możemy patrzeć na nią, jako na wybrankę Bożą, jako na najpiękniejszy kwiat ludzkości, z góry na to już przeznaczony przez Boga, jako na tę, która jest pełną łaski, z którą zawsze był Pan, która błogosławioną jest między niewiastami – słowem, możemy patrzeć na nią jako na Niepokalanie Poczętą. Możemy też spoglądać na nią i rozważać jej życie jako człowieka, żyjącego w trudnych warunkach i podziwiać jej cnoty, zdobyte własnym wysiłkiem, własnym trudem, zobaczyć, że jej świętość nie tylko była darem Bożym, lecz i jej własną zasługą. A naświetlimy postać Najśw. Panny tak dwojako dlatego, byśmy mogli nie tylko ją podziwiać, ale i naśladować. To czym ją Bóg obdarzył, możemy tylko sławić i podziwiać. W tym zaś, co zdobyła własną zasługą, mamy, podziwiając, ją także naśladować.

Straszna chwila przyszła na świat w samem zaraniu ludzkości. Oto pierwsi ludzie, Adam i Ewa, stworzeni jako najdoskonalsze dzieło Boga na ziemi, obdarzeni przez tego Boga nadprzyrodzonymi darami, uważani przez niego za swe dzieci, będąc nie tylko panami ziemi, lecz i dziedzicami nieba – te wybrane i uprzywilejowane stworzenia Boskie buntują się przeciwko swemu Stwórcy i Dobroczyńcy, łamią jego przykazanie, popełniają grzech. I oto Bóg, w słusznym swym gniewie na ludzką niewdzięczność, odbiera ludziom dary swej łaski. Zostawiając im tylko dary przyrodzone: duszę i ciało, pozbawia ich darów nienależnych, darów nadprzyrodzonych, a wśród nich największego daru, łaski uświęcającej. Przestają już ludzie być umiłowanymi dziećmi Boga, tracą prawo do nieba. Tracą to prawo sami i traci ich potomstwo.

Lecz Bóg jest nie tylko sprawiedliwym, lecz jest też miłosiernym. Dlatego wypowiada do pierwszych rodziców nie tylko słowa potępienia: „Przeklęta będzie ziemia dla ciebie, człowiecze, osty i ciernie rodzić ci będzie, w pocie czoła twego pracować będziesz na chleb swój, aż się wrócisz do ziemi, z której jesteś wzięty, boś jest proch i w proch się obrócisz”. Wypowiada Bóg i inne słowa, słowa pociechy i nadziei: „Położę nieprzyjaźń między szatanem a niewiastą, między potomstwem jej a potomstwem jego, ona zetrze głowę jego, a on daremnie starać się będzie zaszkodzić jej”. W tych słowach jest przepowiednia, że przyjdzie kiedyś niewiasta, która nie będzie nigdy pod władzą szatana, a która przez swego Syna zniszczy szatańską moc i wyzwoli ludzkość z jego przemocy. Słowa te stają się odtąd dla ludzkości gwiazdą nadziei, w nich bowiem kryje się obietnica odkupienia.

I odtąd ludzkość czeka z utęsknieniem na przepowiedzianą chwilę, czeka na tę, której nie dotknęła zmaza pierworodna, której szatan nie ukąsił, która poczęta bez grzechu. Choć cała ludzkość, bez wyjątku, będzie podlegać skutkom grzechu pierworodnego, ona podlegać mu nie będzie i nie może, bo przecież ma być matką tego, co sam jest bez najmniejszej winy, co jest świętością nad świętościami. Maryja to wyjątek, to ideał, to wzór i przykład, jakimi byliby ludzie, gdyby nie było grzechu pierworodnego. Na ciemne tło grzesznej ludzkości rzucił Bóg dla kontrastu smugę słońca, białą lilię. Gdy pod tym kątem patrzymy na Maryję, to ogarnia nas podziw, cześć i uczucie najgłębszej pokory wobec wszechmocnego Boga i wobec tej, którą z woli tego Boga nazywamy Niepokalaną.

Lecz to wybraństwo Boże, ten cud nad cudami, to tylko wola i łaska Boża. Tej chwały, tej piękności Maryja sobie nie wysłużyła, jedynie Bóg ją tak obdarował z własnej woli. Ogarnia nas zdumienie i korzymy się przed tym jej blaskiem, ale nic więcej. Wzoru do naśladownictwa tu nie mamy. Jest jednak druga jeszcze strona obrazu – ziemskie życie Maryi. W nim widzimy Maryję jako wzór cnót, nie tylko danych przez Boga, lecz i zachowanych i rozwiniętych i nabytych przez samą Maryję. Rozbłysła w tym życiu świętością, do której sama doszła, sama ją w sobie wypracowała jedynie przy pomocy łaski Bożej. Ta druga świętość ma w nas wywołać już nie tylko podziw, ale i wolę naśladownictwa. Maryja ma być nie tylko gwiazdą godną podziwiania, ale równocześnie i gwiazdą przewodnią, co nas ma doprowadzić przez ciemne i zawiłe ścieżki życia ku Bogu, gdy za jej śladem podążamy.

Pochodzi ona z rodziny królewskiej, a warunkami życia jest zmuszona żyć w ubogim stanie. Nikt może nawet i nie wie o jej dostojnym pochodzeniu, nikt go się nie dopatruje w skromnym, ubogim dziewczęciu, poślubionym ubogiemu cieśli z Nazaretu. Choć poślubiona Józefowi, żyje w panieńskim stanie, spędzając dni na pracy domowej, modlitwie i rozmyślaniu. I oto w czasie jednej z takich modlitw zjawia się przed nią Anioł zwiastując jej, że zostanie Matką Syna Bożego. Najśw. Panna zdziwiła się w swej pokorze, iż „wejrzał Bóg na niskość służebnicy swojej”. Zdziwiła się i na chwilę zabiło jej serce z trwogi, ogarnął ją ogrom zdumienia i trwogi. Zdumienia, bo nie czuła się godną tego zaszczytu – trwogi, bo wiedziała, iż być matką Mesjasza, to nie tylko zaszczyt nad zaszczytami, ale i cierpienie nad cierpieniami. Ale wola Boża była wyraźna, więc ona, która była zawsze przyzwyczajona pełnić wolę Bożą, pełna pokory rzekła: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się słanie według słowa twego”. Przyjęła na siebie zaszczytny obowiązek, a z nim bezmiar cierpienia. Cierpiała trwożąc się, by Józef nie zrozumiał źle jej macierzyństwa. Cierpiała, gdy przyszło złożyć Dziecię Boże w ubogim żłóbku betlejemskim. Cierpiała, gdy Symeon przepowiedział, iż jej serce przeniknie miecz boleści. Cierpiała, gdy trzeba było z Dzieciątkiem uciekać do Egiptu. Cierpiała, gdy pełna trwogi trzy dni szukała Jezusa pozostałego w świątyni. Cierpiała wreszcie najboleśniej, gdy musiała patrzeć na nędzę i okrutną śmierć Zbawiciela. Każde cierpienie przyjmowała pokornie, z poddaniem się woli Bożej. Jedyną jej osłodą w bólu była modlitwa i ta myśl, że cierpi dla dobra ludzkości, że wraz z Jezusem swym cierpieniem wypłaca za winy ludzkości, zadośćuczyni znieważonemu majestatowi Boga Ojca.

Czystość, pokora, pracowitość, pobożność, zgadzanie się z wolą Bożą, miłość Boga i ludzi – oto cnoty, które przejawiają się w całym życiu Najśw. Panny. I nawet, gdyby nie była z łaski i woli Bożej Niepokalanie Poczętą, to i tak przez swoje osobiste cnoty byłaby kwiatem ludzkości, najdoskonalszym wcieleniem ideału niewieściego. Lecz wiemy, że to akurat Niepokalane Poczęcie było źródłem wszystkich łask, które otrzymała Maryja.

Nie możemy jej naśladować w chwale Niepokalanego Poczęcia, ale możemy ją naśladować w dążeniu do świętości. Myśmy na świat przyszli z grzechem, lecz na Chrzcie św. grzech pierworodny został nam odpuszczony, nasza dusza stała się wtedy podobną do niepokalanej duszy Najśw. Panny. Grzech plami duszę. Ale każdorazowe przystąpienie do Sakramentu Pokuty odnawia w nas tę biel. Więc starajmy się swojej duszy nie brudzić grzechem, lecz przeciwnie ją upiększać i ubogacać cnotami, by nasza dusza stawała się coraz podobniejszą do przeczystej duszy Niepokalanie Poczętej Panny. Niech tak jej miłe cnoty pokory, posłuszeństwa, niewinności i miłości Bożej będą i naszymi cnotami. Z tych cnót splećmy wianek, który złożymy kiedyś u jej stóp w królestwie niebieskim. Amen.

 

Ks. E. N.

 

Na podstawie: Ks. Franciszek Błotnicki w: Nowa Biblioteka Kaznodziejska, t. XLIX, 1935, s. 364.