„Debata. Miesięcznik regionalny” (Olsztyn), nr 12 (51), 12.2011, s. 23.
Kim był człowiek, któremu zarzuca się, że nie słuchał papieży, że ciąży na nim nie tylko ekskomunika, w której zmarł, ale i straszliwy grzech schizmy, czyli dokonania rozłamu w Kościele? Że wprowadził tak wielki zamęt do życia Kościoła, że nie należy nawet przyjmować Komunii św. z rąk kapłanów, których wyświęcił? I czy „lefebryści” istotnie manipulują, jak twierdzi Zdzisława Kobylińska („Tradycja po nowemu”,„Debata”, nr11 (50) 2011)? Zarzut manipulacji zostaje postawiony w kontekście sprawowania przez księży z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X Mszy św. w rycie trydenckim w Olsztynie. Autorka utrzymuje, że „nie powinni sprawować Eucharystii w żadnym z rytów (…) brak [im] odpowiedniego >kościelnego mandatu<…”
Żeby zrozumieć, że aktywność Bractwa św. Piusa X w Polsce nie jest, jak ujęła to Zdzisława Kobylińska „promowaniem ruchu lefebrystów”, lecz działalnością apostolską prowadzoną w Kościele i na rzecz Kościoła, trzeba spojrzeć na postać Założyciela Bractwa w sposób bardziej rzetelny, mniej publicystyczny niż uczyniła to autorka „Debaty”.
Przed i w czasie soboru abp. Marceli Lefebvre obdarzony był ogromnym autorytetem wśród wyższej hierarchii i duchowieństwa, jak trafnie zauważyła Zdzisława Kobylińska. Ten misjonarz, wikariusz apostolski w Afryce i pierwszy arcybiskup Dakaru zyskał ogromną życzliwość Piusa XII; był inspiratorem jego encykliki Fidei Donum. Później został przełożonym generalnym największego na świecie zgromadzenia zakonnego zajmującego się działalnością misjonarską. Dodajmy, że posiadał rzadką umiejętność dostrzeżenia, jaki jest faktyczny zasięg i skutki posoborowej rewolucji doktrynalnej. Widział rozmiary kryzysu, który pustoszy kościoły, seminaria duchowne i domy zakonne w Ameryce i Europie z siłą pożaru buszu. Nie pozostał bezczynny, zareagował na ten kryzys. Jest pierwszym w historii Kościoła hierarchą, który opracował strategię ratunkową dla Kościoła. Nie uważał siebie jednak za jedynego sprawiedliwego pośród szalejącej burzy, lecz jedynie za echo, głos Kościoła, wszystkich poprzednich soborów oraz nauczania papieży.
Swoją determinacją, wręcz uporem trwania przy niezmiennej nauce Kościoła w epoce, gdy modernizm, czyli błędna teologia oparta o nowoczesne doktryny filozoficzne, zaczęła być rozpowszechniana wewnątrz Kościoła, wzbudzał zawsze żywą niechęć postępowych hierarchów. Zwłaszcza w swojej ojczyźnie i to na wiele lat przed soborem. Po soborze Arcybiskup miał zamiar usunąć się w cień i jakoś przetrwać nawałnicę. (W Polsce doświadczyliśmy jej w mniejszym stopniu dzięki ostrożnej polityce Prymasa Stefana Wyszyńskiego, wprowadzającego zalecenia soboru stopniowo i nie bez pewnych oporów). Jednak odpowiadając na usilne prośby kleryków z Francji i Niemiec, przerażonych sytuacją w seminariach, pozbawionych duchowej opieki i szansy na formację (z dnia na dzień zlikwidowano tam wszelkie wymogi dyscypliny), po wielu miesiącach wahań, nie czując się już w pełni sił fizycznych, zdecydował się powołać do życia Bractwo Kapłańskie.
Przypomnijmy, co wówczas działo się w seminariach zachodniej Europy, „odnowionych duchem soboru”: W 1968 roku tylko dwóch seminarzystów we Francuskim Seminarium w Rzymie, nosiło sutanny. By poprzeć zrewoltowane tłumy młodzieży we Francji w maju tego samego roku, z okien seminarium wywieszono czerwoną flagę. Żądano też od kleryków, by co tydzień wymyślali nową liturgię…
Celem arcybiskupa Lefebvre powołującego do życia nową strukturę Kościoła była właśnie formacja kapłanów, wolna od nowinek soborowej teologii. W centrum życia duchowego nowego zgromadzenia zakonnego znalazła się trydencka Msza św.
„Ofiara Mszy św. nie jest tylko prostym wyobrażeniem ofiary krzyżowej, jakim jest każdy obraz lub figura Ukrzyżowanego”, pisze polski jezuita ks. Feliks Cozel TJ w swoim dziele „Msza Święta”, „nie jest też, jak naucza św. Sobór Trydencki, samym tylko przypomnieniem ofiary krzyżowej, ale jej odnowieniem, prawdziwą i rzeczywistą ofiarą, i to tą samą ofiarą krzyżową, która się na Golgocie spełniła, a we Mszy św. się odnawia. >W ofierze Mszy św. odnawia się męka i śmierć Jednorodzonego Syna Bożego w tajemniczy sposób<, mówi św. Grzegorz Wielki, – i >Krew Chrystusa się przelewa<, jak mówi św. Augustyn…”
Msza św. to źrenica,
absolutne centrum duchowego życia Kościoła. Daleko idące zmiany w liturgii przeprowadzone przez sobór uczyniły z niej twór pozbawiony głębi. Posoborowa liturgia Mszy św., wzbogacana o liczne eksperymenty, z roku na rok coraz bardziej przypominała „akademię ku czci”, spotkanie towarzyskie. Zamiast o prawdziwej ofierze Jezusa Chrystusa mówiło się o „uczcie”, o „pamiątce” ofiary. W centrum tej liturgii znalazł się „lud Boży”, a nie Chrystus. Zdaniem abp. Lefebvre`a nowa msza (Novus Ordo Missae) w zastraszającym tempie niszczyła wiarę. Nie był w tym odosobniony. Takich głosów w Kościele było wiele. Znajomość doktryny katolickiej była mocną stroną Założyciela Bractwa św. Piusa X, miał on wyjątkowe szczęście, by w tej dziedzinie otrzymać wskazówki od wybitnych tomistów, o. Le Flocha, kardynała Billot, o. Philips, jeszcze w czasie studiów. Arcybiskup był przekonany, tak jak każdy głęboko wierzący człowiek, że odnowa Kościoła jest związana z nadprzyrodzonym działaniem Bożej łaski. Nie wyobrażał sobie, że można o tę łaskę zabiegać bez największej pieczołowitości w oddawaniu Mu czci, w sprawowaniu Jego kultu. I w tym upatrywał nieodzowną wierność Bogu. Stąd jego nieprzejednane trwanie przy „starej” Mszy, której liturgia odzwierciedla najpełniej czystą, pozbawioną błędu doktrynę katolicką. W kazaniu, które wygłaszał w 1976 roku w Econe, spodziewając się już, że może zostać zasuspendowany, z powodu odprawiania Mszy Wszechczasów, przypomniał, że odwołuje się „do Św. Piusa V, który w swej bulli Quo Primum raz na zawsze ustanowił, że żaden kapłan, obojętne kim jest, nie może nigdy zostać ukarany za to, że odprawia tę Mszę św.”
Autorka „Tradycji po nowemu” myli się utrzymując, że do odprawiania Mszy św. ważnie wyświęconemu kapłanowi potrzebny jest jakiś dodatkowy „kościelny mandat”. Jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II Stolica Apostolska indagowana na temat „legalności” sprawowania posługi Mszy św. przez kapłanów Bractwa św. Piusa X niezmiennie odpowiadała, że możliwy jest udział katolików w tych Mszach św., a nawet składanie drobnych ofiar pieniężnych. (por. Komunikat Komisji „Ecclesia Dei” z 18 stycznia 2003 r.) Niestety, polscy katolicy byli w tej kwestii regularnie dezinformowani – a nawet straszeni karami kościelnymi – przez swoich biskupów, gdy tylko na terenie ich diecezji kapłani Bractwa zaczynali odprawiać Msze św. w należących do Bractwa kaplicach.
Wróćmy do historii. Patronem nowego zgromadzenia Kościoła katolickiego został ostatni kanonizowany papież, św. Pius X. Statuty Bractwa zatwierdzone w 1970 roku uzyskały akceptację Stolicy Apostolskiej. Kardynał Wright z Kongregacji ds. Duchowieństwa w decretum laudo wypowiadał się o nich z wielkim uznaniem.
Seminarium w Econe, do którego zaczęła licznie ściągać młodzież z całej Francji – podczas, gdy seminaria francuskie gwałtownie się wyludniały – biskupi francuscy określili mianem „dzikiego”. Głos sprzeciwu, przestrogi i niezgody arcybiskupa Lefebvre z wykładnią teologii najsłynniejszych modernistów, m.in..: Karla Rahnera, Henri de Lubaca, Theilharda de Chardin, Yves Congara oraz prób pogodzenia Kościoła z dyktatem doczesności i zmieniających się mód filozoficznych i teologicznych, który brzmiał wyraziście na wiele lat przed Vaticanum II, teraz był podchwytywany przez prasę, która czyniła z arcybiskupa wielkiego antagonistę Pawła VI, potem Jana Pawła II. Tymczasem arcybiskup korzystał z każdej okazji, by swoje stanowisko przedstawić przede wszystkim w Rzymie. Słał dziesiątki listów, oświadczeń, apeli, spotykał się z hierarchami całego świata, a jednocześnie organizował pielgrzymki, wygłaszał płomienne kazania do wielotysięcznych tłumów – każde z nich kończył wspomnieniem „naszej dobrej Matki Niebieskiej” – konferencje, wykłady i rekolekcje. Autorka „Tradycji po nowemu” myli się twierdząc, że to „dobra wola ze strony Watykanu trafiała na nieugięty upór Księdza Arcybiskupa”. Fakty temu przeczą. (Można je znaleźć w interesującej biografii autorstwa biskupa Bernarda Tissier de Mallerais pt. „Marcel Lefebvre. Życie”, jaką wydało w ub. roku wydawnictwo Dębogóra, niezwiązane z „lefebrystami”). W krótkim czasie arcybiskup zyskał ogromną popularność wśród grupy katolików, dla których nowe porządki w Kościele kojarzyły się z tsunami.
Czy błąd jest „legalny”?
Gdy w seminarium w Econe wyświęcano kolejnych kapłanów, a biskup Genewy i Fryburga cofnął uznanie legalności Bractwa, abp Lefebvre wprowadzał właśnie do nauki w seminarium nowy przedmiot: akty Urzędu Nauczycielskiego Kościoła o nowoczesnych błędach (masoneria, liberalizm, modernizm, komunizm); zebrano je w jakiś czas potem w książce „Przeciw herezjom”. Wtedy już mówiono głośno o jego „nienawiści do błędu”, która jest kamieniem milowym prawdy. I tu tkwi sedno nieporozumień wokół Bractwa św. Piusa X, które autorka przedstawia w sposób pełen uproszczeń.
„Jeżeli chce się łączyć, syntetyzować prawdę i fałsz, dobro i zło, piękno i brzydotę – to wówczas nie powiększy przestrzeni prawdy, dobra i piękna. Mało tego, nawet nie tworzy jakieś trzeciej >jakości<”, napisał jeden z kapłanów Bractwa, ks. Karol Stehlin. „Rzekoma synteza jest w gruncie rzeczy pozorna. Tak naprawdę synteza stanowi triumf antytezy: zrównanie, przemieszanie prawdy i fałszu skutkuje triumfem fałszu; dobra i zła – zwycięstwem zła, a piękna i brzydoty – klęską piękna. Błąd, zło i brzydota nie mogą mieć żadnych praw”.
Najważniejszym zadaniem Kościoła katolickiego zawsze była – aż do ostatniego soboru – obrona prawdy. Troska, by nie robić żadnego błędu w myśleniu i nauczaniu o Panu Bogu. Założyciel Kościoła, nasz Pan Jezus Chrystus powiedział o sobie, że jest Prawdą. Jeżeli robimy błąd – zdradzamy Chrystusa. Ryzykujemy największą stratę, utratę zbawienia. Czeka nas klęska na wieczność. Ta sprawa jest dziś w Kościele bagatelizowana. To jest właśnie ten nowy klimat, przyzwolenie na to by umysł człowieka dryfował wśród sprzecznych teorii, niedopowiedzeń, jawnych błędów, nielogiczności i powtórek z herezji, jakie wytworzyły się w minionych wiekach. Aż do soboru Kościół bezwzględnie je zwalczał. Dziś wlewają się szeroką strugą do katechez, wykładów, książek i czasopism wydawanych pod szyldem Kościoła. A przecież „zło, kłamstwo i brzydota nie mogą mieć żadnych praw”. Człowiek, który tego nie rozumie, człowiek, który próbuje godzić to, co sprzeczne, musi „zagłuszyć swój intelekt, ponieważ rozum takiej postawy nie toleruje” (ks. Karol Stehlin).
I na tym właśnie zasadza się spór między Bractwem św. Piusa X a hierarchią kościelną – bo nie Kościołem, który jest święty i jako taki wolny od błędu – spór, który próbowała w swoim tekście opisać autorka „Tradycji po nowemu”.
Kara za wierność
Czy istotnie Arcybiskup był człowiekiem nieprzejednanym w swym irracjonalnym uporze i niechęci do pojednania, jak sugeruje Zdzisława Kobylińska? Zwróćmy uwagę na sprawę liturgii. Jeszcze podczas soboru arcybiskup dopuszczał pewne modyfikacje formy liturgii, usztywnił swoje stanowisko wobec zmian wprowadzonych na soborze i bezpośrednio po nim dopiero wtedy, gdy zrozumiał, że zmiany te niszczą samą istotę Mszy św., zacierając jej ofiarniczy charakter. Zaatakowany został kanon Mszy św.!
A jaka jest prawda o ekskomunice, jaka została nałożona na arcybiskupa po wyświęceniu, bez zgody Papieża, czterech biskupów, w czerwcu 1988 roku? Dlaczego Bractwo utrzymuje, że ekskomunika była od początku nieważna (co nie znaczy, że nie została przyjęta z bólem)? Oto prawo kościelne przewiduje sytuację, w jakiej znalazł się arcybiskup i bierze go w obronę! Kodeks Prawa Kanonicznego precyzuje stan wyższej konieczności, w której obrona wiary uzasadnia nawet nieposłuszeństwo władzy kościelnej i jako taka nie może podlegać karom. Podstawowym zadaniem Marcela Lefebvre jako biskupa było zabieganie o zachowanie wiary. Wyświęceni przez niego biskupi to biskupi pomocniczy, nie mają jurysdykcji właściwej biskupom diecezjalnym. Nie mogą erygować diecezji i parafii, nie mieli nigdy zamiaru budować równoległych, a więc schizmatyckich struktur kościelnych (tak jak dzieje się to w Chinach i stanowi faktyczną schizmę). Jurysdykcja Bractwa w stosunku do wiernych jest jurysdykcją nadzwyczajną i uzupełniającą – „dla zbawienia dusz” – z powodu słabości czy błędów odpowiednich władz. Dzięki swej determinacji Arcybiskup „uformował małą elitę, która ma być do dyspozycji Stolicy Apostolskiej i biskupów. Działał dla przyszłości Kościoła. Trzeba jednak zaznaczyć, że elita ta ma jednocześnie odrzucać wszelki kompromis i koncesje na rzecz błędów…”, jak przypomniano w dniu pogrzebu abp Lefebvre. Czy nowo wyświęceni biskupi musieli tak bardzo przeszkadzać, skoro ich zadaniem było tylko odprawianie starej Mszy i nauczanie tradycyjnej doktryny wiary?
Akt konsekracji biskupów bez zgody papieża został poprzedzony wielomiesięcznymi staraniami o uzyskanie biskupa dla Bractwa. Ze zgodą zwlekano jednak z miesiąca na miesiąc – arcybiskup miał wówczas 79 lat. Wtedy powiedział po raz pierwszy o „operacji przeżycia Tradycji”. Jak bowiem miałby ustrzec wiarę garnących się do niego ludzi, nie mogąc zapewnić im duchowej formacji?
Wszystko to może się wydawać ludziom dzisiejszej mentalności bajką o żelaznym wilku, dziwaczną historią utkaną z wydumanych fobii, niezrozumiałych lęków, osobistych ambicji. Ogromna większość katolików przyjmuje dziś bowiem zaszczepione przez liberalizm założenie, że wszystko się nieustannie zmienia – także nauczanie Kościoła, dogmaty wiary, rola kapłana, biskupa. Wręcz m u s i się zmieniać, podlega bowiem „realiom społecznym”, wpływom opinii, polityki, intelektualnym modom. Podlega światu, z jego szaleństwem nieustających zmian. To największy fałsz w historii Kościoła i ogromna krzywda wyrządzona wierze świeckich i duchowieństwa. Jezus Chrystus przyniósł na ziemię absolutną niezmienność Prawdy. Ta prawda nie jest ani „stara”, ani „nowa”. Jest wieczna. Między Chrystusem a światem jest przepaść. Między Kościołem a światem jest przepaść.
Tymczasem Sobór Watykański II na każdym kroku w swych dokumentach używa słowa „nowe” – słowa, które ma zadekretować zerwanie z tym, co było „kiedyś”, co już rzekomo przestało być aktualne. Słowo to sugeruje, że wszystko w życiu Kościoła tak naprawdę zaczęło się od soboru! Na tym poszukiwaniu „nowości”, przy założeniu, że istnieją „nieaktualne” prawdy w doktrynie Kościoła zbudowana została cała ideologia modernizmu, którą uroczyście potępił Św. Pius X w encyklice Pascendi Dominici gregis (1907r.); nazywając ją najgorszą ze wszystkich herezji… To nieznana historii naszej cywilizacji mentalność, to atmosfera nowych czasów, w których horyzont myśli człowieka bez reszty wypełnia doczesność. A skoro jest ona tak ważna, to trzeba z nią się jakoś układać. Trzeba wejść na drogę dialogu ze światem. Trzeba przestać być znakiem sprzeciwu. Sobór watykański II oznaczał koniec Kościoła wojującego. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać.
Furia liberalnej opinii – także tej nominalnie katolickiej – nadała ekskomunice, jaka spadła na arcybiskupa, piętno aktu sprawiedliwości wobec „niesfornego Lefebre`a”. „Ogół wiernych”, pozbawionych jakiejkolwiek istotnej wiedzy o tym, co naprawdę się wydarzyło, przyjął go z ulgą. A zjednoczone siły postępu – z entuzjazmem.
Dla niejednego z ludzi Kościoła pozostał on jednak wyrzutem sumienia.
W 18 lat po śmierci abp Lefebre, w 2009 roku Benedykt XVI zdjął ekskomunikę z czterech konsekrowanych przez niego biskupów. Dlaczego to uczynił? Oto pytanie, które warto sobie zadawać, by zrozumieć, co dzieje się dziś w Kościele.
Retusz z półcieni
Autorka tekstu „Tradycja po nowemu”, dokonuje starań, by portret arcybiskupa Lefebvre wypadł ciepło. Zarazem opatruje go gołosłownymi zastrzeżeniami. Postaci jednoznacznych dziś nie potrzeba. Spójrzmy na to z różnych stron. Był „dobry”, ale jednak zły. Chciał dobrze, ale działał na własną rękę… Tak zawsze brzmią wykręty, gdy nie chce się uznać lub powiedzieć prawdy. Humanitarna wyrozumiałość wobec domniemanej słabości pomija zarówno siłę czerpaną z wiary, jak i cel, jaki przyświecał bohaterowi tej historii. Celem zaś nie było powodzenie „autorskiego projektu”, ambicjonalne zapewnienie przetrwania dziecku, które wyhodował na własnej piersi. Było coś tak trudnego do zrozumienia dla współczesnego katolika, wychowanego poza Tradycją Kościoła, jak potwierdzenie absolutnej niezmienności prawdy, która pochodzi od Boga. Jej suwerenności.
Surowość kary, jaka na niego spadła istotnie może zadziwiać w przypadku człowieka, który upierał się tylko przy jednym: Pozwólcie mi pozostać takim, jakim mnie uformował Kościół, pozwólcie mi się nie zmieniać…
Oto prawdziwy – niewymyślony – paradoks. Tego paradoksu nie da się rozwikłać bez rzetelnej dyskusji o tym, co zdarzyło się na ostatnim soborze. Umysłu ludzkiego nie sposób bez końca karmić półprawdami. Wielu krytyków, w tym autorka „Tradycji po nowemu”, zarzuca Bractwu irracjonalny upór w odrzucania nauczania soboru, a zwłaszcza „wolności religijnej (praw człowieka), możliwości dialogu z judaizmem, ekumenizmu, dialogu z religiami”. Tymczasem nauczanie to nie ma charakteru nieomylnego – gdyż był to sobór pastoralny, nie dogmatyczny – i nie tylko podlega dyskusji, ale nawet uprawnionej krytyce w Kościele. W wielu istotnych dziedzinach kwestionuje bowiem nauczanie poprzednich soborów i papieży! Sam Joseph Ratzinger, jeszcze jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary przestrzegał, by nie traktować ostatniego soboru jako „superdogmatu” (spotkanie z biskupami w Santiago de Chile 13 lipca 1988 roku). Przypisywanie soborowi watykańskiemu II rangi, której on w istocie nie posiada, jest stałym elementem komentarzy na temat soboru środowisk niechętnych Kościołowi, pod wpływem których pozostaje niestety wielu hierarchów.
Postać arcybiskupa Lefebvre została w ciągu ostatnich czterdziestu lat w sposób nieporównywalny z żadnym innym hierarchą Kościoła – może poza Piusem XII – zmistyfikowana. Ale historia jego życia nie może być wciąż tematem tabu. W Polsce pustoszeją seminaria, księża porzucają kapłaństwo. Wyludniają się kościoły. Nie da się rozmawiać o przyczynach obecnego stanu nie wspominając o abp Lefebvre. Sam Benedykt XVI mówi o strefach niewiary i jest rzecznikiem powrotu do tradycyjnej liturgii. Arcybiskup Lefebvre nie był przeciwnikiem Papieża, przeciwnie, jak mało kto w Kościele bronił Urzędu Papieskiego i miał ogromny szacunek dla Głowy Kościoła. Wiedział jednak, jakie jest ryzyko utraty przez Kościół prawdy. Uznał, że posłuszeństwo, choć niezmiernie ważne, nie może być od niej ważniejsze.
Kościół uznaje dyskusję i dopuszcza krytykę
We wrześniu 2011 roku ks. Gwidon Pozzo, sekretarz Komisji Ecclesia Dei powiedział, nawiązując do propozycji, jakie Bractwo uzyskało od Stolicy Apostolskiej – „…Ci, którzy są prawdziwie i w pełni katolikami mają nie tylko prawo, ale i obowiązek być w Kościele katolickim, gdziekolwiek on się znajduje…” . Sytuacja schizmy miałaby miejsce jedynie wtedy, gdyby Bractwo dublowało struktury kościelne lub twierdziło, że biskup Rzymu nie jest następcą św. Piotra.
Powtarzające się oskarżenia wobec Bractwa św. Piusa X o to, że jest schizmatyckie są świadectwem także niezrozumienia intencji Benedykta XVI. Przedstawiając Bractwo jako rodzaj sekty, nie potwierdza się ani szacunku dla Benedykta XVI, ani trafnego rozeznania sytuacji Kościoła. Fakt, iż dekret deklarujący ekskomunikę został po prostu przez Ojca Świętego zniesiony, pomimo, że Bractwo w żaden sposób nie zmieniło swojego stosunku do Tradycji, ani też do ostatniego soboru, jest tu najbardziej wymowny.
O tym, czy jakaś struktura działa w Kościele legalnie czy nie, decyduje postawa wiernych. Zgodnie z Prawem Kanonicznym, wierni mogą w swoim sumieniu wybrać tych duszpasterzy, którzy zapewniają taką posługę religijną, która – z uwagi na duchową treść i formę – pozwala im zachować wiarę. Kryterium zachowania wiary ma decydujące znaczenie. Nie ma najmniejszego nawet dowodu na to, że w Kościele może być tylko ten, kto nie zgłasza żadnych zastrzeżeń do tez – trudno je nawet nazwać nauczaniem w ścisłym znaczeniu słowa – jakie zawarte są w dokumentach soboru. Tymczasem c a ł e nauczanie Kościoła, potraktowane integralnie, nie wybiórczo, w sposób oczywisty przeczy temu, co ustalił sobór watykański II, właśnie m.in. w wymienionych wyżej kwestiach.
Rozmowy, jakie toczyły się ze Stolicą Apostolską od dwóch lat miały na celu wyjaśnienie najważniejszych kwestii doktrynalnych i prowadzone były na najwyższym szczeblu, bez jakichkolwiek warunków wstępnych wobec Bractwa. Dlatego straszenie polskich katolików Bractwem św. Piusa X i ukazywanie udziału w odprawianych przed jego kapłanów Mszach św. jako aktu nieposłuszeństwa etc., to niezrozumienie wieloletnich wysiłków Ojca Świętego, by przywrócić Kościołowi Powszechnemu skarb Tradycji.
Ewelina Siwicka