Dzień zaduszny, 2.11.2011

Drodzy Wierni!

Jednym z najnieszczęśliwszych ludzi, jacy kiedykolwiek żyli na świecie, był zapewne ów nędzarz, o którym opowiada św. Jan Ewangelista (J 5): był on od 38 lat złożony ciężką niemocą, a leżał nad sadzawką, zwaną Betsaidą, której woda mogła mu przywrócić zdrowie, – pewnego bowiem czasu „Anioł Pański zstępował w sadzawkę i woda się wzruszała. A kto pierwszy wstąpił do sadzawki po wzruszenia wody, stawał się zdrowym, jakąbykolwiek zjęty był niemocą”. Ale ów biedak nie miał litościwego przyjaciela, któryby mu dopomógł wyprzedzić wszystkich innych i wpuścił by go pierwszego do sadzawki, zaraz po wzruszeniu wody. Zawsze ktoś inny wstąpił pierwej, zanim on się mógł dowlec. Dopiero po 38-u latach przyszedł P. Jezus i przywrócił mu zdrowie.

Otóż całkiem podobnego nieszczęścia doznaje mnóstwo dusz czyśćcowych, które nie mają „człowieka”, nie mają na ziemi przyjaciela, którym nikt nie przychodzi z pomocą: byłyby mogły już dawno wydostać się ze swego więzienia i uradować się weselem Królestwa niebieskiego, gdyby ktoś na ziemi za nie się modlił i ponosił jakieś ofiary. Ale nikt o nich nie pamięta, ani nawet ich krewni i dziedzice ich posiadłości, więc cierpią i jęczą przez długie lata. Otóż właśnie w Dniu Zadusznym i przez cały miesiąc listopad przypomina nam Kościół Boży wszystkie zapomniane przez nas dusze, przypomina nam, że jest czyściec, że jego męki są srogie i że jest naszym obowiązkiem dopomagać wszystkim na nie skazanym duszom, a szczególnie tym, które z największym prawem oczekują od nas ratunku.

O niejednej duszy może sądzimy, że już dawno musi być w niebie, a ona jeszcze cierpi i długo będzie cierpiała; wielu zaś innych swoich znajomych może już odesłaliśmy do piekła, a przecież Pan Bóg zmiłował się nad nimi, tylko na całe wieki zatrzymał ich w czyśćcu. Bo sądy Boskie są całkiem różne od naszych. Rozważmy więc, jaką naukę o sądach Bożych daje nam czyściec: po 1-e, że ponieważ istnieje czyściec, więc o bardzo wielu grzesznikach wolno nam mieć nadzieję, że nie są potępieni na wieki, tylko w nim zatrzymani na pokutę, a po 2-e, że naszym jest obowiązkiem okazywać im miłosierdzie, abyśmy sami kiedyś dostąpili miłosierdzia.

Kiedy się rozglądamy pośród otaczających nas ludzi, czy to dobrze nam znanych, czy też tylko z widzenia, kiedy patrzymy na ich życie i czyny, kiedy czytamy i słyszymy, co dzieje się w innych miastach i krajach katolickich, – może nas łatwo ogarnąć wielki smutek i wielka bojaźń, może nam nasunąć się domysł, że bardzo mało ludzi dorosłych, a nawet mało katolików wejdzie do niebieskiego Królestwa! Bardzo bowiem niewielu z nich poświęca wszystkie słowa i uczynki na chwałę Bożą, niewielu strzeże się występku i spełnia wszystkie przykazania Boskie. Konflikty i kłótnie, oszczerstwa i gwałcenie dni świątecznych, mowy i czyny przeciwne świętej cnocie wiary i czystości tak są powszechne, że moglibyśmy z boleścią spytać się, czy męka i śmierć Zbawiciela przyniosła dużo owocu ciągle szalejącemu rodzajowi ludzkiemu? A przecież o nikim nie wolno nam zwątpić, nikogo potępić: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni!”, powiedział P. Jezus (Łk 6, 37). Kościół św. nikogo nie odsyła do piekła, o nikim nie pozwala twierdzić, że musi być odrzucony, nawet o tych, którzy mu zadali najcięższe rany, nawet o twórcach herezji i odszczepieńcach, nawet o zabójcach narodów! Bo nikt nie może wiedzieć, co się dzieje w sercu bliźniego, czy on wie, co czyni, czy dobrze poznaje wielkość swojego występku, czy jego rozum nie jest obłąkany? Wszakże nawet o tych, którzy Go krzyżowali, powiedział Pan Jezus, że „nie wiedzą, co czynią”! Może więc bardzo wielu ludzi, którzy nam się wydają zupełnie złymi, zasługuje w oczach Bożych tylko na pokutę czyśćcową.

A dalej: przypuśćmy, że większa część ludzi dorosłych naprawdę zasługuje sobie całym swoim życiem na potępienie, – czyż łaska Boża nie potrafi wielu z nich uratować w ostatnich godzinach życia? Źle by było, gdybyśmy sami chcieli liczyć na tę łaskę i narażali się lekkomyślnie na zgubę, ale o innych miejmy otuchę, że przynajmniej ich koniec był lepszy od ich całego życia i działania! Ktoś (ks. Kalinka) powiedział: „Czym jest życie, poznaje się dopiero przy śmierci”. Tak! wówczas widzi się jasno, jak marne i nikczemne są wszystkie rzeczy ziemskie i jak wielkie było nasze zaślepienie, kiedy się do nich przywiązywaliśmy a zapominaliśmy o P. Bogu, jak wielka była Jego dobroć a nasza niewdzięczność! I czemuż nie mamy sądzić, że wielu zatwardziałych grzeszników przestaje się wówczas opierać działaniu łaski i z niewymownym żalem opłakuje swe winy? Dlaczego nie mamy sądzić, że ostatnie Sakramenty św. ratują niezliczone mnóstwo dusz, które sobie nie zasłużyły na ratunek? Wszakże jedna Komunia może uświęcić człowieka, a tym większe może być jej działanie na duszę człowieka umierającego, który juz nie zajmuje się światem i nie potrafi już nadużyć i sponiewierać udzielonej mu łaski.

Wiemy i to, że Pan Bóg jest sprawiedliwy i że sprawiedliwość jest koniecznym Jego przymiotem, że więc karze za grzechy, nieodpokutowane na ziemi, że nie przyjmuje splamionej duszy od razu do nieba. Ale wiemy także, że u Niego przeważa miłosierdzie i że właśnie na to istnieje czyściec, aby w nim wielu grzeszników znalazło i zasłużoną karę, a zarazem i ocalenie od kary wiecznej. Że męki czyśćcowe są straszne i straszniejsze niż zdołamy sobie wyobrazić, na to jest powszechna zgoda między świętymi nauczycielami Kościoła. Czyż więc będzie czyściec istniał tylko dla owej małej liczby dusz, które usilnie pracują nad swoim zbawieniem, lecz nie mogą się ustrzec pewnych upadków i niedoskonałości? Nie! miejmy raczej nadzieję że wielkie mnóstwo gorszych znajduje przytułek w jego cichym królestwie. Ale zarazem niech nas pobudza do litości wielkość jego męczarni i długie ich trwanie. Dusze, w nim zatrzymane, cierpią daleko więcej, niż kiedykolwiek cierpiały na ziemi, a nic nie mogą sobie pomóc, są niejako spętane i podobne do więźniów, zamkniętych gdzieś głęboko pod ziemią. Zamiast więc pochlebiać naszym rodzicom i krewnym, zamiast wychwalać ich cnoty, zamiast ich uznawać za świętych, powinniśmy za nich się modlić, za nich ofiarować wszystkie swoje dobre uczynki: „Modlitwa za umarłych, mówi św. Tomasz z Akwinu, przyjemniejsza jest Bogu, niż modły za żywych: umarli bowiem, nie mogąc, tak jak żyjący, sami sobie radzić, większego też potrzebują ratunku”.

Trzeba być miłosiernym dla nędzarzy ziemskich, dla ludzi zgłodniałych i powalonych na łoże boleści, ale bądźmy pewni, że jeszcze większa jest nędza i większy jest głód w czyśćcu, bo kiedy dusza już poznała najwyższą Dobroć, źródło wszelkiego dobra i wszelkiej pociechy, kiedy już ujrzała słodkie oblicze swojego Zbawiciela i cudowną piękność Jego Królestwa, kiedy już nie może się zająć niczym innym i do niczego przywiązać, łaknie ona całą swoją istotą owej niebieskiej manny i z nieopisaną tęsknotą czeka chwili wyzwolenia. Czyliż będziemy dlatego nieboszczykom odmawiali pomocy, że nie widzimy ich cierpień? czyliż my chrześcijanie będziemy patrzeć tylko okiem cielesnym, a nie okiem wiary?

Dopóki sądzimy po ludzku, wedle tego, co nam wskazują zmysły, wydaje nam się, że jedynie wtenczas zbieramy jakieś zasługi i czynimy coś dobrego, kiedy się krzątamy po świecie i owoc naszej pracy jest widoczny. Ale wiara nas uczy, że serdeczne nabożeństwo za dusze czyśćcowe może być źródłem jeszcze większych zasług. Każda modlitwa za owe dusze przyczynia P. Bogu chwały, bo jest aktem żywej wiary i miłości; każda ulga, którejkolwiek z nich przyniesiona, zbliża ją do wiecznego szczęścia i miłą jest sercu Zbawiciela. Czyż możemy lepiej okazać Mu swoją wiarę, jak to czynimy wówczas gdy Jego samego ofiarujemy Ojcu niebieskiemu za dusze czyśćcowe? Nie widzimy ani owych dusz, ani ich mąk, ani owocu Mszy św., ale Pan Jezus powiedział: „Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli”. Modląc się za umarłych, ofiarując za nich Msze św., wypełniamy wszystkie nakazane nam uczynki miłosierne: bo karmimy głodnych, dając im Jezusa, chleb Aniołów, pokrzepiamy spragnionych Jego przenajdroższą Krwią, przyoblekamy nagich odzieżą chwały, nawiedzmy chorych, przynosząc im słodką pociechę, wyzwalamy więźniów z najcięższego więzienia, przyjmujemy podróżnych, dając im gospodę w niebie, zanosimy umarłych na łono Jezusowe, aby tam zażywali wiecznego spokoju. Nie trzeba być bogatym, nie trzeba sypać pieniędzmi, aby spełniać te wszystkie siedmiorakie miłosierne uczynki i usłyszeć w dzień sądu najtkliwsze podziękowanie od mnóstwa błogosławionych dusz.

A czyż nareszcie i dla każdego z nas nie przyjdzie kiedyś chwila, w której my sami będziemy pragnęli takiego miłosierdzia? Jeżeli zaś nas teraz będzie powstrzymywać od udzielania nieboszczykom pomocy samolubstwo albo może niewiara, będziemy sami sobie musieli przypisać winę, kiedy nam przyjdzie za to ciężko pokutować w czyśćcu. Wtedy będziemy podobni do owego nędzarza, o którym wspomniałem na początku, i nie znajdziemy na ziemi człowieka, któryby nas poratował; może w pierwszych latach będą zapalać w dzień zaduszny świece na naszych grobach i składać wieńce, ale to nam nie przyniesie żadnej ulgi. Starajmy się raczej o to, aby nam poza grobem już nie była potrzebna ludzka pomoc, a nie będzie potrzebna, jeżeli w tym życiu oddamy się Panu Bogu na ofiarę, jeżeli dla Jego chwały i dla dobra bliźnich nie będziemy szczędzić swoich sił. Wtedy wolno nam mieć nadzieję, że lekka i krótka będzie nasza pokuta czyśćcowa i że nas niebawem przyjmą anielskie chóry, rzesze świętych i dusz, wybawionych przez nas z więzienia, abyśmy razem z nimi mogli wychwalać dobroć Bożą i miłosierne Jego sądy przez całą wieczność. Amen.

 

Ks. E. N.

 

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923, s. 344.