Drodzy Wierni!
Każde słowo Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii św. jest jakby pisane błyskawicą. Każde z nich ma swą dogłębną wymowę. A przecież jest to jedynie opis – czymże zatem będzie opisana rzeczywistość? Czym będzie sąd ostateczny? Nadejdzie dzień rozstrzygnięcia. Wtedy spadnie zasłona między przedsionkiem doczesności, a świątynią wieczności. Prawda nadprzyrodzona już nie będzie świecić tylko z daleka, jako cicha i łagodna gwiazdka. „Jak błyskawica od wschodu na zachód” – tak zjawi się sam Chrystus, Prawda odwieczna. Nic nie jest tak przemożnie jasne i nic nie zwiastuje swej obecności tak zwycięsko i bez oporu jak błyskawica na ciemnym tle nocy. Teraz już koniec wszelkiego wahania i wszelkiej niepewności. Teraz Prawda sama w majestatycznej wielkości staje przed niedowiarkami i szydercami, którzy teraz, oniemieli z przestrachu mówią: więc byliśmy w błędzie!
Straszny to będzie termin. Jak śpiewamy w sekwencji Mszy żałobnej „Dies irae”: „Jakiż będzie płacz i łkanie, Gdy dzieł naszych sędzia stanie, Odpowiedzieć każąc za nie”. Chcąc nam ułatwić należyte zrozumienie, czym będzie sąd ostateczny, dla zobrazowania grozy łączy Pan Jezus opis tego sądu ze zburzeniem Jerozolimy. Skoro przypomnimy sobie, czym był sąd nad niewdzięcznym miastem, łatwiej pojmiemy, czym będzie ten termin ostateczny.
A) Pan Jezus pragnie bardzo dobitnie podkreślić wymowę sądów Bożych, byśmy – pobożnie je rozważając – skorzystali z nauk, jakie z nich płyną. Już w Starym Zakonie znajdujemy piękny i wzruszający obraz Majestatu Bożego. Wielkości majestatu Bożego doczytuje się Stary Zakon z wielkości dzieła Bożego. Ale wszystkie te opisy bledną wobec tych rysów, w jakich majestat Boży występuje na tle sądów Bożych. Jakże wymownie przemawia do nas walące się w gruzy miasto pokoju (Jeruzalem), które „nie poznało, co jest ku pokojowi”, ten pożar, trawiący jego mury, z których „nie pozostanie kamień na kamieniu”! Jeszcze wymowniej głosi wielkość majestatu Bożego sąd ostateczny: „Ujrzą Syna człowieczego, przychodzącego w obłokach niebieskich z mocą wielką i majestatem” (Mt 24, 30). I istotnie w sądzie ostatecznym przejawia się nieskończony majestat. Ta ziemia i wszystko, co na niej istnieje, wprawdzie będzie zniszczone i rozsypie się w proch, ale tylko dla tego, by oczyszczone w zniszczeniu z plam grzechu i zbrodni człowieka przeszła w nieśmiertelność. Jakie to będzie widowisko, jakie objawienie majestatu Bożego! Ukaże się, że, jak mówi Psalm: „Wielki Pan i chwalebny bardzo” (Ps 47, 2), że „Niebo jest stolicą jego, a ziemia podnóżkiem nóg jego” (Iz 66, 1). Dlatego „błogosławiąc Pana, wywyższajmy go, ile będziemy mogli, bo większy jest nad wszelką chwałę!” (Ekkl 43, 30).
W sądzie objawi się też bezwzględna sprawiedliwość Boża. Sprawiedliwość Boże wynika koniecznie ze świętości Pana Boga i z jego wszechwiedzy. Bóg nie byłby Bogiem, t. zn. wszystko wiedzącym i najświętszym, gdyby nie karał tego, co złe, gdyby nie miał za sponiewieranie swego najwyższego majestatu należytego zadośćuczynienia. Jest wszechmocnym, więc znajdzie dla siebie to zadośćuczynienie nawet wbrew woli obrażającego go stworzenia. Zburzenie Jerozolimy i sąd ostateczny bardzo wymownie głoszą sprawiedliwość Bożą. Wielu jednak myślą: zburzenie Jerozolimy było tak dawno temu, a sąd ostateczny przecież jeszcze taki daleki. Zapominają o tym, że u Boga niema czasu, u Boga „tysiąc lat jako jeden dzień” (2 Pt 3, 8). Sąd Boży dla każdego z nas może nadejść nawet jeszcze w czasie słuchania tego kazania.
Jakkolwiek bezwzględną sprawiedliwość Bożą głosi cały szereg klęsk i kar Bożych, jakkolwiek śmierć każdego z nas bardzo wymownie uświadamia nam spełnienie sprawiedliwego wyroku Boga, to jednak nic tak wymownie nie obrazuje sprawiedliwości Bożej jak sąd ostateczny. Na tym sądzie w całej pełni zatriumfuje prawda, która jest podstawą wszelkiej sprawiedliwości. Jak śpiewany w „Dies irae”: „Księgę każe wnieść Król chwały W której wieki zapisały, Z czego sądzić ma świat cały. Gdy więc Sędzia tron zasiędzie, Co się skryło – jawnym będzie, Słuszna pomsta dotrze wszędzie!”.
A jednak poprzez pożar padającej w gruzy Jerozolimy i poprzez błyskawice sądu ostatecznego, poprzez całą dogłębną i straszną wymowę sądów Bożych – jak łagodny promyczek – przedziera się głos Bożego miłosierdzia: „Nie chcę śmierci grzesznika!” Całe dzieje ludzkości są dziejami miłosierdzia Bożego. I sam straszny sąd ostateczny, zapowiedziany przez Pana Jezusa z taką przejmującą grozą, jest również dowodem miłosierdzia Boga, który wszystkimi sposobami stara się nas ratować. Dopiero gdy nie pomoże, że stara się nas „przygarnąć pod swe skrzydła – jak kokosz kurczęta”, gdy nie jesteśmy czułymi na jego nawoływania jako dobrego Pasterza, dopiero wówczas uderza w nas gromem zapowiedzi swego sądu. Ale tylko po to, by nas ratować, by nas zbawić. Tak było z Jerozolimą, tak było i jest z całą ludzkością.
B) W tej lekcji o sądzie kryją się dla nas cenne nauki, które powinny być owocem dzisiejszego rozważania, którym kończymy rok kościelny: 1. życie jest sprawą bardzo poważną, 2. musimy obrać właściwe stanowisko wobec sprawiedliwości Bożej, 3. musimy również należycie ustosunkować się wobec miłosierdzia Bożego.
1. W świetle sądów Bożych ukazuje się bardzo wyraźnie powaga naszego zadania życiowego. I nic tak nie charakteryzuje ucznia Chrystusowego, jak poważne pojmowanie życia. Nakaz takiego właśnie pojmowania płynie logicznie z bliskości sądów Bożych.
Bliskość tę należy rozumieć tak, jak ją pojmowali Apostołowie i pierwsi uczniowie Chrystusowi. Św. Paweł pisze: „Albowiem sami dostatecznie wiecie, iż dzień Pański tak przyjdzie jako złodziej w nocy” (1 Tes 5, 2). W Objawieniu św. Jana czytamy: „Oto idę jako złodziej. Błogosławiony, który czuwa i strzeże szat swoich, aby nie chodził nago i nie oglądano sromoty jego!” (16, 15). Jeśli z tego punktu widzenia patrzymy na życie, to wszystkie dni nasze stają się wigiliami do wieczności, bo każdy z nich może nas stawić przed trybunał Boży. Dlatego chrześcijanin wypełnia te wigilie do wieczności pracą, zaparciem samego siebie, poświęceniem, wpatrzony we wszystkie znaki bliskości dnia Pańskiego.
2. Po drugie, powinniśmy obrać właściwe stanowisko wobec sprawiedliwości Bożej. Zarzuca się nieraz Kościołowi katolickiemu, że straszy swych wyznawców. Nie, Kościół nas nie straszy, ani nie traktuje nas jako nieletnie dzieci, które można zastraszyć, bo są niekrytyczne i naiwne. Ale za wszelką cenę pragnie Kościół przyuczyć nas do zajmowania właściwego stanowiska wobec sprawiedliwości Bożej, zaprawiając nas do zbawiennej bojaźni Bożej. Kościół św. najlepiej rozumie czym jest rzeczywistość sądów Bożych i dlatego – nawet i boleśnie – otwiera nam oczy na tę rzeczywistość. A w świetle tej rzeczywistości zaczynamy zrozumieć np. słowa Chrystusa Pana: „Powiadam wam, iż z każdego słowa próżnego, któryby wyrzekli ludzie, zdadzą liczbą w dzień sądu” (Mt 12, 36). Albo słowa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą! Raczej bójcie się tego, który duszę i ciało może zatracić do piekła!” (Mt 10, 28).
Żleby jednak rozumiał sprawiedliwość Bożą, kto by w niej doszukiwał się zawsze tylko kary. Sprawiedliwy Bóg również nagradza, i jak hojnie nagradza! Św. Paweł ślicznie pisze: „Albowiem nie jest niesprawiedliwym Bóg, aby zapomniał roboty waszej i miłości, którą okazaliście w imię jego” (Żyd 6, 10).
3. Na reszcie, powinniśmy należycie ustosunkować się do miłosierdzia Bożego. Bardzo często staje przed nami trudność, jak pogodzić bezwzględną sprawiedliwość Bożą z jego nieprzebranym miłosierdziem. Uczynić to możemy oglądając we właściwym świetle, czym jest sprawiedliwość Boża i jak bardzo różni się od sprawiedliwości ludzkiej. Jak pisze Tihamer Toth: „Znamy symbol sprawiedliwości ludzkiej, t. j. posąg ze zawiązanymi oczami. Przez to chcemy wyrazić, że sprawiedliwość nie patrzy na osoby, ale każdemu wymierza według uczynków… Ale tego rodzaju przenośnia ma wielką wadę. Wyobrażamy sprawiedliwość ze zawiązanymi oczami, a właściwie powinna ona mieć otwarte oczy, powinna patrzeć jasno, głęboko, przenikliwie” („Wierzę w Boga”, 1933, s. 280). Sprawiedliwy Bóg patrzy jasno, głęboko, przenikliwie, w samą głąb duszy. I z tego spojrzenia, przed którym odsłaniają się najtajniejsze pobudki, cała świadomość i podświadomość człowieka, jego wychowanie, otoczenie, słowem wszystko, – rodzi się miłosierdzie Boże. Choć się nam to może wyda dziwnym, Bóg jest tym miłosierniejszym, im jest wobec nas sprawiedliwszym, bo im dokładniej sądzi o rzeczywistym stanem naszej duszy, tym bardziej lituje się nad nią.
Uciekajmy się więc do Miłosierdzia Bożego i do Jego Miłosiernej Matki już teraz, i dzień ostateczny nie będzie nam zgrozą lecz raczej dniem nagrody na wieczność. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Omikron w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX 1935, s. 337.