Rozmowa z niewierzącym o piekle

P. Piekło – oto skandal.

O. Nie będę przed tobą ukrywał, że ogarnia mię wielkie wzruszenie w chwili, gdy mam z tobą o tym zupełnie szczerze mówić. Są tu głębokie tajemnice. Ale śmiem cię prosić, abyś nie sądził moich słów, zanim wszystkiego nie przeczytasz.

P. Czy piekło nie jest czasem jakimś straszydłem z bajki, po prostu mitem?

O. Piekło nie jest mitem; Ewangelia mówi o nim zupełnie wyraźnie i wiara w piekło jest częścią składową systemu naszej religii. Ale masz rację, że nasza wyobraźnia przedstawia sobie z konieczności piekło w formie mitycznej, czasem bardziej mitycznej niż potrzeba, jak o tym świadczy tyle obrazów, opartych na poemacie Dantego. […]

P. W każdym razie nie przeczysz rzeczywistości piekła?

O. Utrzymuję to twierdzenie wraz z wiarą katolicką i dodaję, że istnienie piekła jest zgodne z planem powszechnym, jakiego zarys tutaj przedstawiłem. Piekło jest przerażająco logicznym następstwem tej samej przyczyny, co ożywia naszą nadzieję, jeśli ta nadzieja zejdzie na manowce.

P. Na czym polega konieczność tego planu?

O. Jest tylko jeden Bóg, jeden Zbawiciel, jedno tylko źródło życia i zbawienia; widzieliśmy już, że można na różne sposoby z niego czerpać, ale, kto odeń odejdzie, ten oczywiście się zgubi.

P. Zgubić się, a więc nie dojść tam, dokąd nas kierują, czy znaczy to: pójść do piekła?

O. Tak, albowiem wobec sprawy zasadniczej nie ma stanu pośredniego. Kto nie współdziała z ładem, ten obraża ład. Kto nie chce Boga, ten obraża Boga nieskończoną obrazą ze względu na odrzucony przedmiot, ze względu na nieskończoną dobroć bożą, która go nam proponuje, ze względu na tkliwość i cierpliwość bożą, które go nam udzielają i zachowują do naszej dyspozycji. To też Jezus powiedział: „Kto nie jest ze mną, przeciwko mnie jest” i w obydwóch przypadkach mamy te same wyniki.

P. Jakie wyniki?

O. Kto obraził porządek grzechem, ten musi być nawrócony do porządku karą. Kto odrzuca Boga, ten musi odczuwać brak Boga. Wzgardziwszy miłością, grzesznik musi spotkać się ze sprawiedliwością, która mści się za miłość.

P. Jakiż to porządek może pogwałcić mizerny grzesznik?

O. Na szczęście grzesznik koniec końców żadnego zamieszania uczynić nie może, ale kusi się o to; nie mogąc pogwałcić porządku wiekuistego, obraża go, a jeśli ten porządek nie zostaje pogwałcony, to tylko pod warunkiem, że grzech napotka wymierzone przeciw sobie działanie kompensacyjne. „Kara jest porządkiem zbrodni” (Św. Augustyn). […]

P. Jeżeli porządek jest Boski, to musi być w nim przebaczenie.

O. Przebaczenie nas oczekuje i podnosi nas z upadku, skoro tylko się na to zgodzimy; ale kiedy grzesznik zatwardziały tego nie chce, to czyż nie trzeba podnieść pogwałconego porządku wiecznego?

P. Nie dobrze rozumiem tego bilansu kompensacyjnego, w którym jedno zło ma się równoważyć drugim.

O. Grzech jest złem, kara również, ale wyrównanie grzechu karą jest dobrem. Tak samo można by powiedzieć: gangrena jest złem, amputacja członka również, ale amputacja zgangrenowanego członka jest dobrem.

P. Czyż Bóg nie jest dość wielki, aby zezwolić na grzech z pobłażliwym uśmiechem, jak to czyni w Biblii: „Oto Adam stał się jako jeden z nas!”

O. Ironia biblijna jest tutaj tak groźna, że lepiej się na nią nie powoływać w sprawie zadośćuczynień. A wielkość Boga czymże jest, jeśli nie wielkością Jego przymiotów: dobroci, miłosierdzia, jak najdalej posuniętej cierpliwości; ale, oprócz tego, i sprawiedliwości karzącej, pochodzącej z tego samego źródła, którym jest miłość dobrego.

P. Miłość dobrego a zemsta wobec złego to dwie różne rzeczy.

O. To jest dokładnie to samo. Czymże byłaby miłość zdrowia, która by nie była nienawiścią choroby? Miłość dobrego – nienawiść złego, to są dwa pojęcia łączne. W Bogu wstręt do zła musi być na miarę Jego doskonałości. Bóg zezwala na zło mając dobro na widoku, ale w ostatecznym obrachunku ta „wielkość pomocnicza” powinna być wyeliminowana, a jeśli wolność utrzyma zło dla samego zła, to porządek dobra powinien się objawić w ukaraniu zła. […]

P. Jeśli Bóg jest Bogiem, to jest sprawcą szczęścia.

O. To też Bóg organizuje wszystko, mając szczęście na względzie. Ale porządek, przez Boga ustanowiony, nie byłby porządkiem moralnym, jeśliby można było być szczęśliwym zbaczając z dobrej drogi. Czyż sumienie uczciwe może być urażone sprawiedliwością bożą? Czy można sobie wyobrazić Boga, pod którego panowaniem zło cieszyłoby się powodzeniem i urągałoby sprawiedliwości? Czyż Bóg nie powinien być obrońcą dobroci, aby snadź występek jej nie wyśmiewał? „Nie da się Bóg z siebie naśmiewać” (św. Paweł).

P. Jeszcze trochę, a nazwiesz piekło dziełem miłości.

O. To właśnie czyni Dante, który przypisuje „Miłości Pierworodnej” budowę piekielnego miasta.

P. To ponury paradoks.

O. To przykra prawda, a znajdziesz ją dosłownie wyrażoną w Ewangelii. Chcąc bowiem jakby uplastycznić przykazanie miłości i swoją miłość złączoną z miłością Ojca, Jezus stawia uroczyście przed oczami swych uczniów trybunał najwyższy: „Tedy rzecze Król tym, którzy będą po prawicy jego: Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego… albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść itd. Tedy rzecze i tym, którzy po lewicy będą: Idźcie ode mnie przeklęci w ogień wieczny…” (Mt 25, 34). Dyptyk tkliwości i grozy: „Pójdźcie, błogosławieni”, „Idźcie, przeklęci” jest wyraźnie przedstawiony jako sankcja podwójnego przykazania: „Abyście się społecznie miłowali, jakom was umiłował. – Jeśli mię miłujecie, chowajcie przykazania moje” (J 13, 34; 14, 15).

P. W imię czego miłość boża wymaga istnienia pieklą?

O. W imię wzajemności, której brak byłby okropnym skandalem, znacznie poważniejszym niż istnienie piekła. Gorszymy się piekłem, kiedy nie przypisujemy żadnej wagi grzechowi, kiedy lekceważymy w praktyce wielkość Boga, a szczególnie wtedy, kiedy zapominamy o tylu tajemniczych łaskach, o tylu dobrodziejstwach, o tylu przebaczeniach, o miłosierdziu boskim, o krzyżu, o eucharystii i o niebie.

P. A jednak i świętych piekło przerażało.

O. Piekło przerażało wszystkich świętych, ale gorszyła ich tylko nasza głupota. To był dla nich ten „potwór”, jakby powiedział Pascal. Żarliwie miłując Boga, rozumieli, że miłość jest bardziej wymagająca niż sprawiedliwość i że igrając z miłością bożą ryzykujemy nieskończenie wiele, jako też i stawka jest nieskończenie wielka: sam Bóg.

P. Czy miłość może się mścić?

O. Zemsta miłości bożej, to tylko jej zamknięcie się w sobie; a to jej cofnięcie się jest dla nas, którzy wszystko Bogu zawdzięczamy, okropnym nieszczęściem, z którego na domiar złego wynika jeszcze odwrócenie się przeciwko nam wszystkiego, czym Miłość rządzi, tak że zostajemy oto wygnani ze wszechświata. Bossuet nazywa to – oczywiście w przenośni i biorąc tylko pod uwagę skutki – „gniewem gołębicy”. Podobnie wyraża się i Lacordaire: „To nie sprawiedliwość jest bezlitosna, ale miłość”. „Miłość – to życie albo śmierć, a kiedy chodzi o miłość Boga, jest to życie wieczne albo wieczna śmierć.”

P. Miłość, która się tak odwraca, stwierdza tym, że ma granice.

O. Granicami miłości bożej są tylko nasze odmowy. A przecież nie bierze ona pod uwagę naszych odmów częściowych i chwilowych, choćby nawet były poważne i często się powtarzały. Jedno tylko, co ją odpycha, to odmowa stanowcza i nieodwołalna. A wtedy, gdy wskutek jakiejś niewybaczalnej zdrady źródło łask wyschnie, jakżeby można było powstrzymać potok sprawiedliwości? Za jej to pośrednictwem miłość sama karze.

P. Czyżby Bóg radował się cierpieniem swego stworzenia?

O. Bóg raduje się radością swego stworzenia wewnątrz porządku, w którym spoczywa całe stworzenie. Poza tym obrębem Bóg raduje się nie cierpieniem swego stworzenia ale ładem sprawiedliwości. Czyż po wyczerpaniu wszystkich swych zadatków miłość boża nie powinna „usprawiedliwić się przed sprawiedliwością bożą” (Bossuet)? A czyni to oddając grzesznika w ręce sprawiedliwości.

P. Przejdźmy już nad zasadę piekła, ale powiedz mi, proszę, jak sobie to piekło i jego kary wyobrażasz. Czy piekło jest określonym miejscem?

O. Mówiłem już, że życie wieczne, szczęśliwe albo nieszczęśliwe, jest zasadniczo pewnym stanem a nie miejscem. Jednakowoż i miejsce wchodzi tu w grę, skoro wierzymy w jakąś formę fizyczną tego życia, szczególnie po ostatecznym zmartwychwstaniu.

P. Powracasz więc do „ognia”, któryś był przed chwilę niby odrzucał?

O. Odrzucałem kotły ze smołą, płomienie liżące ognistymi językami ciała grzeszników i szatana pożerającego je pełną paszczą. Muszę jednak zachować – i jest w tym wielka logika – karę wynikającą ze stworzenia ciała, którą Ewangelia nazywa ogniem, tak jak w robaku uzmysławia gryzące wyrzuty sumienia.

P. Na czym polega ta kara?

O. Tego nie wiemy. Musielibyśmy chyba mieć jakąś wiedzę powszechną co do materii świata, jej władz i jej stosunków z ciałem i duchem.

P. Dlaczego aż taka wiedza byłaby tu potrzebna?

O. Ponieważ chodzi tu o stosunki zasadnicze, dotyczące samej istoty rzeczy, słowem o sprawy wieczne. Możemy wiedzieć, jak ogień rozkłada ciało śmiertelne, ale któż pojąć zdoła, jaki zachodzić może związek między jakąś wrogą substancją a nieśmiertelnym ciałem czy też nawet duszą! Św. Tomasz przypuszcza, że chodzi tu o jakiś przeraźliwy ucisk, wynikający z tego, że grzesznik, wyrzucony poza obręb ładu, doznaje ze strony ładu ucisku, co go doprowadza do niewymownej rozpaczy.

P. Czy ład może uciskać?

O. Nie ma gorszego ucisku niż ład dla tego, kto wchodzi w jego obręb a nie chce mu się poddać. Wyobraź sobie wariata, który by się zaplątał między maszerujący oddział wojska: choćby nikt mu źle nie życzył, będą go ze wszystkich stron potrącać. Przetransponuj teraz to zjawisko do wnętrza istot, do ich najtajniejszych władz, a wyobrazisz sobie może torturę, nie dającą się nawet porównać z barbarzyńskimi wymysłami ludzi. Z tego też zapewne względu św. Tomasz powiadał, że męki piekielne, na istocie rzeczy oparte, tak się mają do mąk ziemskich, jak ogień rzeczywisty do namalowanego.

P. Nie rozumiem, mimo wszystko, jak dusza oddzielona od swego ciała (aż do dnia Sadu Ostatecznego) może doznawać cierpień fizycznych.

O. Doznajemy cierpienia w amputowanym członku: podobnież do pewnego stopnia cierpi i dusza w amputowanym ciele. W pierwszym przypadku chodzi o zakończenia nerwowe; o błędną lokalizację bólu, w drugim zaś o władze fizyczne, którymi dusza jest obdarzona, choć tu na ziemi wykonywa je za pośrednictwem ciała.

P. Ale dlaczego wszechświat miałby grzesznika uciskać?

O. Ponieważ wszechświat należy do Boga i pracuje dla celów boskich. Dopóki jesteśmy związani z Bogiem, choćby tymczasową nicią, dopóty wszechświat – choćby tymczasowo – pracuje i dla nas. Ale w ostatecznym wyniku grzesznik, stawszy się niemiłym Bogu, widzi cały wszechświat przeciw sobie zwrócony i to w najdalszych jego zakątkach. Fala istot uderza weń, albowiem ta fala podlega rytmowi, który mu się stał obcym, a więc przeciwnym. „Przyroda jest zasadniczo nadprzyrodzona; jeśli nie jest boska, to jest diabelska. Jeżeli człowiek jest prosty, prawy i wierny, to wielka Rzeczywistość go unosi; a jeżeli nim nie jest, to świat się pod nim pali” (Carlyle).

P. Odwrócenie ról…

O. Rzeczywiście, cały plan życia zostaje odwrócony: ład boży, z którego mieliśmy korzystać aż do najwyższej szczęśliwości włącznie, zwraca się przeciwko swemu gwałcicielowi, który przez to staje się wrogiem Boga, wrogiem człowieka złączonego z Bogiem, wrogiem samego siebie w zamęcie anarchii wewnętrznej i wrogiem wszechświata.

P. Klęska…

O. Klęska zupełna, ostateczne rozprężenie moralne, równające się wiecznemu i powszechnemu rozprężeniu życia, jakiejś żyjącej śmierci trupa, któryby czuł własne rozkładanie się.

P. Czy to jest największa z kar piekielnych?

O. Jest to kara znacznie mniejsza od kary potępienia.

P. Która na czym polega?

O. Na braku Boga. Jest to kara tak wielka „jak wielki jest Bóg” (Św. Augustyn).

P. Czy brak Boga może być tak wielką karą? Grzesznik doskonale się bez Boga obywa!

O. Grzesznik godzi się z brakiem Boga, bo nie zna Boga, ani siebie samego, nie może wiec zdawać sobie sprawy z doskonałej zgodności Istoty Najwyższej z każdą istotą, w szczególności z istotami rozumnymi, mogącymi zatapiać się w Bogu intuicją niebieską aż do głębi. Wierzymy jednak, że w godzinę sądu każda dusza zostaje nagle olśniona objawieniem tego stosunku. Jest to światło samego sądu. Następnie dla nieszczęsnego potępieńca to światło staje się nieustanną świadomością nieszczęścia.

P. Trudno sobie nawet wyobrazić tę rozpacz.

O. Niepodobna jej sobie wyobrazić, ale domyślając się co to jest Bóg i czym jest dla nas ów Skarbiec bytu, zawierający w stopniu najwyższym wszystkie przedmioty naszego poszukiwania, możemy tylko przypuszczać, jak okropną jest rzeczą owo pożegnanie na wieki między Bogiem a nieszczęsnym wygnańcem. „Żegnaj Ojcze, żegnaj Bracie, żegnaj Przyjacielu, żegnaj Boże, żegnaj mój Panie, żegnaj mój Królu, żegnaj moje wszystko!” (Bossuet). Że Bóg mógłby – nie powiem: znienawidzić, bo Bóg nienawiści nie doznaje – ale całkowicie opuścić swoje stworzenie, pozostawiając mu zamiast możliwości szczęścia tylko zdolność cierpienia – oto zgroza!

P. Czy do tego okropnego pustkowia światło boże wcale nie dochodzi?

O. Dochodzi zawsze do potępionych jako znak ich niełaski. […]

P. Czyż ich nie pociąga?

O Pociąga nieskończenie, a zarazem odpycha. Stąd ich rozdarcie i męka.

P. A więc ich nieszczęśliwość nie ma granic?

O. W swej treści tak; ale mogą być pewne stopnie tej nieszczęśliwości, być może pewne złagodzenia czy zwolnienia, a jeśli najwyższym nieszczęściem niektórych potępieńców jest to, że „umrzeć nie mają nadziei” (Dante), to można mniemać, że innym, mniej wydziedziczonym, mimo wszystko, zależy na istnieniu. Jest jakaś cienka nić, która tych wiekuistych wygnańców łączy jeszcze ze wszechświatem.

P. Wiekuistych! Oto rzecz okropna i nie do przyjęcia. Sądzę, że wolałbym nie wierzyć w Boga niż wierzyć w piekło.

O. W takim razie cały świat zrobiłbyś piekłem! Piekłem dla wszystkich a szczególnie dla dobrych, którzy wówczas, według słów Św. Pawła, byliby „nędzniejsi niźli wszyscy ludzie”. A na wrotach życia i śmierci tak do siebie bliskich widniałby napis: „Kto wchodzi do mnie, żegna się z nadzieją” (Dante).

P. Koniec końców, czy mógłbyś usprawiedliwić istnienie piekła jakąś dostatecznie pewną zasadą?

O. Powtarzam to, com mówił na początku. Jest tylko jeden Bóg, jeden Zbawiciel, jedno tylko źródło zbawienia: kto odeń odchodzi, ten się gubi, a to samo przez się jest bez ratunku.

P. Dlaczego bez ratunku?

O. Bo nie można połączyć się z Bogiem bez Boga, a w porządku nadprzyrodzonym niezbędna jest pomoc nadprzyrodzona.

P. Czy Bóg tej pomocy odmawia?

O. Bóg odmawia tej pomocy tylko tym, którzy sami ją odrzucają, a potępiony to właśnie ten, kto miłosierdziu boskiemu przeciwstawił ostateczną odmowę.

P. Jakaż odmowa może być ostateczną? Czyż nie ma pokuty?

O. Pokuta jest tu na ziemi, ale tam pokuty już nie ma.

P. Dlaczego na tamtym świecie nie ma już pokuty?

O. Odpowiedź na to pytanie powinna być bardzo ostrożna, bo kryje się tu wiele tajemnic. I cóż w tym dziwnego! Nie wiemy, w co się obraca w tym innym stanie bytu nasza kategoria czasu. Nic nie wiemy o duszy oddzielonej od ciała i o jej stanach psychicznych. Może, czym się było w chwili śmierci, tym się pozostaje nadal wskutek jakiejś konieczności natury duchowej, wskutek jakiegoś zatrzymania się ewolucji psychicznej co do możności wyboru. W każdym razie wiemy, że nie jest to już pora na łaskę.

P. Czy jest jakaś pora na dobroć?

O. Nie ma pory, a raczej zawsze jest pora na samą dobroć, ale jest określona pora na jej objawy, które wymagają pewnego porządku. Choć dobry przełożony jest zawsze dobry, to jednak wyznacza on pewną granicę, poza którą można rachować już tylko na jego sprawiedliwość.

P. Czyż Bóg jest tylko takim przełożonym, a nie jest już ojcem?

O. Bóg jest ojcem, ale ojcem sprawiedliwym. I ojciec może być zmuszony do wyrzeczenia się dziecka.

P. Cóż może „zmusić” Boga? Czyż nie jest On absolutnie wolny w swych darach?

O. Bóg jest absolutnie wolny, ale objawy Jego wolności zachowują porządek wewnętrzny, w którym sprawiedliwość z konieczności bierze udział.

P. A cóż określa wielkość tego udziału?

O. Tego nie wiemy i to jest trzeci punkt naszej ignorancji. Aby znać granice sprawiedliwości boskiej, trzeba by zbadać do gruntu porządek moralny ze stanowiska wieczności, tak jak do zrozumienia, czym jest „ogień” piekielny, trzeba by z tegoż stanowiska zbadać gruntownie porządek fizyczny. „Myśli nasze o tym, co jest sprawiedliwe i niesprawiedliwe, – powiada Pascal, – są dziwnie ograniczone, bo ostatecznie w stosunkach między nami chodzi tylko o sprawiedliwość człowieka względem człowieka, to znaczy o sprawiedliwość między braćmi, których wszystkie prawa są równe i wzajemne, a tu idzie o sprawiedliwość Stwórcy względem stworzenia, gdzie między prawami zachodzi nieskończona dysproporcja”. Sprawiedliwość piekła zależy od niesprawiedliwości grzechu. A któż może zważyć grzech, nie wiedząc, czym jest Bóg a czym jest człowiek w swym stosunku przyrodzonym i nadprzyrodzonym do Boga? Bóg tak dalece przewyższa wszelką naszą myśl o Nim; Bóg sam w sobie, Bóg Trójca jest nam tak dalece niedostępny, że i grzech również musi przewyższać miary, a sprawiedliwość piekła – naszą sprawiedliwość.

 

A. D. Sertillanges SJ, Katechizm niewierzących, Katowice, t. II, s. 164.