„Którychkolwiek znajdziecie, wezwijcie na gody” (Mt 22, 9).
Drodzy Wierni!
W przypowieści o godach królewskich uderza nas miłosierny gest króla, który zaprasza na gody weselne wszystkich bez wyjątku. Wprawdzie miał osoby bliższe i godniejsze, które najprzód zaprosił, ale gdy one nie przyszły, kazał swym sługom wezwać wszystkich: kogokolwiek znajdziecie, wezwijcie na gody. Tym królem jest Ojciec Niebieski, który sprawił gody swemu Synowi z Jego Oblubienicą – Kościołem, i wzywa wszystkich ludzi, by wzięli udział w tych godach, by przyjęli wiarę podawaną przez Kościół, by według tej wiary żyli i w ten sposób weszli do wiecznego szczęścia. Jest to naprawdę królewski gest Miłosierdzia Bożego.
Ale w tejże przypowieści ujawnia się i sprawiedliwość Boża. Oto król ewangeliczny, skoro się dowiedział o niewdzięczności pierwszych zaproszonych, kazał ich wytracić, a miasta ich spalić. Podobnież gdy ujrzał między zaproszonymi pewnego biesiadnika bez szaty godowej, rzekł sługom: „Związawszy ręce i nogi jego wrzućcie go do ciemności zewnętrznych” (Mt 22, 13). A więc ufając Miłosierdziu Bożemu, winniśmy pamiętać o sprawiedliwości Najwyższego, albowiem te dwie doskonałości stanowią jedność w Jego panowaniu nad światem.
Szeroko otwiera Bóg swe ojcowskie ramiona, szeroko i daleko posyła swe sługi, zapraszając wszystkie narody na ucztę wiecznego szczęścia. Ujawnia w tym swe nieskończone Miłosierdzie, o którym najczęściej i najwymowniej wspomina Pismo Św. Jeżeli rozważymy, co Bóg uczynił i uczyni, aby nas zbawić, musimy stwierdzić, jak bardzo poważnie i serio traktuje Pan sprawę naszego zbawienia. Co by się z ludźmi stało, gdyby nie Miłosierdzie Boże? Grzeszna ludzkość winna, by już dawno być zgładzona z oblicza ziemi. Skoro Bóg tak surowo ukarał zbuntowanych aniołów za jeden grzech, strącając ich na wieki do piekła, czemu tak nie postąpił z prarodzicami po ich upadku w grzech? Czemu znosi nasze grzechy uczynkowe? Czemu nie mści swej krzywdy na bluźniercach? Oto więzi Go Miłosierdzie, Miłosierdzie krępuje Mu ramię. Ono jest tym potężnym adwokatem grzeszników i mówi: „Nie chcą śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił i żył” (Ezech 33, 11).
Syn Boży naprawdę dowiódł, jak stanowczo Ojciec Niebieski pragnie zbawienia wszystkich. Posłannictwem Jezusa na ziemi było odsłonić ludziom tajemnicę Miłosierdzia Bożego dla świata. „Miłosierdzia chcą, a nie ofiary, bom nie przyszedł zbawić sprawiedliwych, ale grzesznych” (Mt 9, 13). On nie potępił jawnogrzesznicy, nie odpędził od swoich nóg pokutującej Magdaleny, nie pogardził gościnnością nawróconego celnika, przebaczył ohydną zdradę Piotra i utwierdził go w pierwszeństwie, a nawróconego łotra pierwszego wprowadza do raju. Betlejem, Nazaret, Tabor, Ogrójec, Golgota – to są pomniki Miłosierdzia Chrystusa.
Działanie Jezusa w Palestynie było tylko początkiem Miłosierdzia Bożego, które ustawicznie spływa na całą ludzkość w Kościele. „Idąc na cały świat, głoście ewangelią wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15) – powiedział On do Apostołów. A to polecenie Kościół wykonywa po dziś dzień. Nie ma już na świecie narodu, do którego by nie dotarła nauka Chrystusa, do którego by nie dotarło wezwanie Jego sług na gody królewskie. Jak świat pełen jest nędzy, tak ziemia jest pełna Miłosierdzia Bożego tam, dokąd sięga Kościół.
Ale Miłosierdzie Boże to nie jest bezkarność, ono się domaga pokuty, – a co więcej, jak owa manna na puszczy, ma swój czas ograniczony, po którego upływie przemija bez powrotu. Pan Bóg ze słodkiego i miłosiernego Ojca staje się Sędzią i wymierza sprawiedliwość. Przed straszną karą potopu czas Miłosierdzia ciągnął się 120 lat, a dla Niniwitów trwał tylko 40 dni. Potem nastąpił wymiar sprawiedliwości. Że Bóg jest sprawiedliwy, głosi nam jedna z czterech prawd, w które winniśmy wierzyć pod utratą zbawienia. Mówi ona, że Bóg sprawiedliwie nagradza za cnoty, ale i sprawiedliwie karze za grzechy.
Pan Jezus często mówi o sprawiedliwości Bożej i obrazowo przedstawia ją nam w rozmaitych przypowieściach. Tak w przypowieści o robotnikach w winnicy gospodarz wieczorem zwołuje robotników i daje im zapłatę, począwszy od ostatnich aż do pierwszych (Mt 20, 8). Obiecuje nagrodę za najmniejsze dobre uczynki: „Ktobykolwiek dał kubek zimnej wody do picia – nie straci zapłaty swojej” (Mt 10, 42). Nie dziw tedy, że Apostoł Paweł pod koniec swojego życia znajduje pociechę w sprawiedliwości Bożej: „Toczyłem dobry bój… na ostatek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi wręczy sędzia sprawiedliwy” (2 Tym 4, 8).
I dla nas sprawiedliwość Boża w nagradzaniu jest wielką pociechą. Nie wszyscy przychodzimy na świat z jednakowymi zdolnościami, nie wszyscy w tym życiu otrzymują jednakowe łaski, chociaż wszyscy mają tyle, ile trzeba do zbawienia. Komu Bóg dał pięć talentów, od tego zażąda drugich tyle, a komu – dwa, nie więcej i żądać będzie, jak tylko drugich dwa. „U Boga względów nie ma na osoby” (Rz 2, 11) – mówi Apostoł, czyli Bóg nie zwraca uwagi na stanowisko osób, a tylko na ich cnoty i według nich nagradza. Kto jest żebrakiem czy magnatem, uczonym czy prostaczkiem, przełożonym czy podwładnym – każdy otrzyma zapłatę tylko według swych zasług, wedle tego, jak spełniał swe obowiązki względem Boga, bliźniego i siebie.
Wszakże Bóg nie tylko wynagradza, ale i karze sprawiedliwie. Ta prawda napełnia nas słuszną obawą, wielu ludzi ona przeraża i odstrasza, wielu chciało by o niej zapomnieć, ale niesłusznie. Ludzie zwykle ściśle domagają się należnych sobie praw i naglą o wymiar sprawiedliwości karzącej za swoje krzywdy, ale jeśli mowa o prawach Bożych, o wymaganiu posłuszeństwa dla praw ustanowionych przez Boga, woleliby o tym zapomnieć. Tymczasem Pan Jezus często mówił o Bogu sprawiedliwie karzącym. „Powiadam wam, – mówi On, – że z każdego słowa próżnego, które by ludzie wyrzekli, zdadzą sprawę w dzień sądny” (Mt 12, 36). Często powtarzał groźne słowa: „Biada wam doktorowie i faryzeusze” (Mt 23, 13), a o Judaszu rzekł: „Lepiej by mu było, gdyby się nie był narodził” (Mt 26, 24). Z przypowieści zaś o godach królewskich dowiadujemy się o surowej karze, wymierzonej niewdzięcznym zaproszonym i biesiadnikowi bez szaty godowej.
Nauka o sprawiedliwości Bożej przeraża w pierwszej chwili, ale pociesza nas ta prawda, że w tym życiu Miłosierdzie Boga przewyższa Jego sprawiedliwość: „Miłosierdzie przewyższa sąd” (Jak 2, 13). Sprawiedliwości Bożej stanie się zadość po śmierci. W tym zaś życiu korzystamy głównie z Miłosierdzia Bożego. „Ojciec wasz miłosierny jest” (Łk 6, 36), albowiem teraz jest czas Miłosierdzia. Pismo św. wciąż mówi o tym czasie Miłosierdzia, jako o cennej chwili, z której mamy korzystać tym bardziej, że trwanie jej jest niepewne. Kto przeoczy tę chwilę i nie pobiegnie do Miłosiernego Ojca, który wzywa na gody weselne, ten wpadnie w ręce sprawiedliwości Najwyższego Sędziego i usłyszy wyrok, jak ów biesiadnik bez szaty godowej: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wrzućcie go do ciemności zewnętrznych: tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
A więc póki mamy czas Miłosierdzia, póki niebo jaśnieje pogodą litości i nie zaciągnie się chmurami sprawiedliwości i kary, śpieszmy do Najmiłosierniejszego Zbawiciela, który dziś kołacze do naszych serc. Nie można czekać dalej, ani gardzić Jego wezwaniem, lecz mamy natychmiast śpieszyć do Niego z pokutą, bo jutro już może będzie za późno.
Nie zapominajmy, że dzisiaj, w przedostatnią niedzielę października, Kościół św. nakazuje nam szczególnie się modlić za misje. I nie tylko się modlić, ale i wedle sił wspierać misje i misjonarze, bo misje są jedynym środkiem zbawienia dla całych narodów i my samy jesteśmy wdzięczni za swoją wiarę misjonarzom. Ale jak wspierać misje w naszym konkretnym życiu? Najlepszym przykładem jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która nigdy nieopuszczała murów swego klasztoru, nigdy niepodrużowała do krajów misyjnych, ale została ogłoszona przez Kościół Patronką wszystkich misji katolickich. Św. Teresa z rozkazu przełożonej dla poratowania zdrowia odbywała każdego dnia przechadzkę w ogrodzie klasztornym. Pewnego razu jedna ze sióstr widząc ją bladą, wyczerpaną i bez sił odezwała się pełna współczucia: „Siostro Tereso, może w obecnych warunkach zdrowia było by lepiej wypoczywać, a niżeli męczyć się przechadzką”. „To prawda – odpowiedziała święta – ale czy siostra wie, co mi dodaje siły? Poświęcam tę przechadzkę za pewnego misjonarza. Myślę, że gdzieś daleko, daleko, któryś z misjonarzy upada pod trudami apostolskimi i, by go wesprzeć, ofiaruję Bogu moje utrudzenie”. Kiedy indziej, w liście do misjonarza O. Roulland'a pisała: „Chciałabym, aby ojciec doznawał zawsze pociechy, a ja samych prób! Czy to egoizm? Nie! Ponieważ jedynym moim pragnieniem – to miłość połączona z cierpieniem. Czyż nie cierpieniem i śmiercią Jezus odkupił świat?”. A więc i my możemy przyczynić się do rozszerzenia Królestwa Chrystusowego nie tylko modlitwą, ale i swoimi pracami, kłopotami, cierpieniami – ofiarując je za misjonarzy, i tym samym przyśpieszyć wypełnienie się Jezusowej prośby: „Przyjdź Królestwo Twoje”. Amen.
Ks.E.N.
Na podstawie: Ks. M. Sopoćko w: Współczesna ambona, 1950 nr 5 (29), s. 619.