„Na tej opoce zbudują Kościół mój: a bramy piekielne nie zwyciężą go” (Mt 16, 18).
Drodzy Wierni!
W uroczystości Patrona naszego Bractwa, św. Papieża Piusa X, tego wielkiego obrońcy Kościoła od błędów i ostatniego prawdziwego reformatora, odnowiciela życia kościelnego, umocnijmy naszą wiarę w niezwyciężoność naszego Kościoła katolickiego. W tych trudnych czasach kryzysu i zamieszania znowu przypominamy sobie, że Kościół nie jest zwykłą, chwiejną i słabą instytucją ludzką, lecz dziełem Bożym, który bierze udział w wieczności i niezwyciężoności samego Pana Boga.
Dwadzieścia wieków upłynęło od owej chwili, gdy Zbawiciel wyrzekł do Piotra, a w jego osobie, do wszystkich jego następców: „Tyś jest opoka, a na tej opoce zbudują Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go”. Dzieje Kościoła przez dwadzieścia wieków są doskonałym objaśnieniem tych słów Pańskich. Dwadzieścia wieków piekło wysilało się, aby zburzyć dzieło Chrystusowe, a Kościół odpierał i odpiera wszystkie moce piekielnych wysiłków. Niema na świecie społeczeństwa, które by przetrwało tyle prześladowań, ile ich wycierpiał Kościół katolicki. Niema żadnego dzieła, które by miało tyle przeciwników i wrogów, ile ich miał i ma Kościół katolicki.
Naprawdę, gdy rozważymy dzieje Kościoła ustanowionego przez Chrystusa Pana, mimo woli nas ogarnia podziw, że ten Kościół, pomimo tylu wrogów, mimo tylu przeciwności, mimo tylu napadów zewnętrznych i wewnętrznych nieprzyjaciół, niedbalstwa i opieszałości swoich wyznawców, pomimo jawnej i ukrytej zdrady swoich dzieci, że Kościół katolicki dotąd istnieje. „Od Pana się to stało, a jest dziwne w oczach naszych” (Mk 12, 11), trzeba zawołać z Pismem świętem. Tak, „od Pana się to stało”, bo Syn Boży powiedział: „na tej opoce zbudują Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go”. I nie tylko istnieje Kościół katolicki, ale nawet w czasach kryzysu, może nie zawsze w sposób widzialny i oczywisty, rozwija się i żyje całą pełnią życia. Może nie zawsze i nie wszędzie wzrasta ilościowo, ale zawsze rozszerza swoje dobroczynne działanie na cały świat, bo to działanie pochodzi od łaski Chrystusowej, która nigdy nie osłabnie. Czym to wytłumaczyć? Oto tym, że Kościół katolicki jest dziełem Bożym, nie instytucją ludzką.
Jeszcze niewielu miał on wyznawców, gdy jego głowa, Chrystus Pan, po triumfalnym wjeździe do Jerozolimy zawisł na krzyżu. Zaledwie kilka wiernych dusz znalazło się pod krzyżem i to z małą wiarą. I zdawało się, że niema już Kościoła Chrystusowego. Ale Pan powstał i nowym duchem natchnął swych wyznawców i Apostołów. Śmiało, nawet zuchwale, mówiąc po ludzku, występuje prosty rybak, święty Piotr, i jednym kazaniem zjednywa Chrystusowi pięć, drugim trzy tysiące wyznawców. Co więcej, Paweł, z prześladowcy Chrystusa zostawszy się naczyniem wybranym, obchodzi całe państwo Rzymskie, wszędzie kładąc fundamenty nowego Kościoła.
Wiara chrześcijańska szerzy się wśród żydów i pogan, ale i moce piekielne nie drzemią. Wprawdzie Synagoga żydowska jest już bezsilna, ale podjudza poganizm, który sroży się przeciwko Kościołowi. Ktokolwiek wyznaje, że należy do niego, natychmiast idzie na męki. Wtrącają go do więzień, wiodą na tortury, rzucają dzikim zwierzętom na rozszarpanie. Już ścięto najdzielniejszego Apostoła Pawła, już święty Piotr zawisł na krzyżu. Poganizm zda się triumfuje. Ale nie, Kościół Chrystusowy jest zbudowany na opoce, „a bramy piekielne nie zwyciężą go”. Daremne były wysiłki okrutnych cezarów, Kościół ukrył się w podziemiach, ale swoich wyznawców miał wszędzie. „Wczoraj urodziliśmy się – mówił Tertulian do książąt rzymskich, – a wszędzie nas pełno: w waszych miastach, zamkach, pałacach, obozach, w senacie”. Słowa te do wściekłości doprowadzają prześladowców imienia Chrystusowego.
Trzy wieki tych męczarni dały niebu tysiące męczenników, a w mniemaniu cesarzy zniszczyły Kościół, którego już i śladu nie widać. Dioklecjan każe sobie stawiać pomnik i bić pieniądze z napisem: „Boskiemu Dioklecjanowi za wytępienie chrześcijańskiego przesądu”. Ale to była iluzja: „Przeciwko Kościołowi Chrystusowemu walczyć można, pokonać go nie można”, mówi św. Augustyn, bo „Bóg go ugruntował na wieki” (Ps 47, 9). Istotnie, następca Dioklecjana na swej koronie osadza szubienicę Chrystusa, krzyż. Kościół wychodzi z podziemi i rozpoczyna panowanie nad światem.
Wszakże piekło nie dało mu spokoju. Nie zdoławszy go pokonać siłą władzy i mąk ciała, chce go zabić trucizną fałszywej nauki. Powstają najrozmaitsze sekty heretyckie i w różnych stronach i różną bronią, ale wszystkie zgodnie uderzają w Chrystusa Pana, szarpią jego Kościół. Błędy te miały swoich biskupów, kościoły, opiekę cesarzy; pociągnęły do siebie ludy całe tak, że „była chwila – mówi św. Hieronim, – iż świat się zadziwił, widząc się nagle ariańskim”, heretyckim. Straszna to była dla Kościoła Chrystusowego próba, mógł on o sobie powiedzieć z Psalmistą Pańskim: „Często walczyli na mnie od młodości mojej, (walczyli) wszakże… mnie nie przemogli” (Ps 117, 2). I nic dziwnego, bo „łatwiej – mówi św. Chryzostom, – słońce zagasić, niż Kościół Boży zaćmić” (Hom 4. de Verb. Dom.). W tych ciężkich dla swego Kościoła chwilach Bóg powołał do jego obrony Augustynów, Ambrożych, którzy nauką pokonali heretyków. Następca zaś Rybaka namaścił wychowanego przez się potomka barbarzyńców, cezara Karola Wielkiego, przypasał mu miecz do boku ku obronie Kościoła. I zdziwił się i ucieszył świat, widząc się znowu katolickim.
Niedługo jednak chciał Pan dać nowy dowód, że jego Kościół stoi na opoce. Papiestwo oderwane od swego ogniska, od grobu Piotrowego, od Rzymu przechodzi niewolę babilońską. Widziano po dwóch i trzech papieży razem. Święci sami nie wiedzieli już kogo słuchać. Gdzie jest opoka? Wyglądało, że Kościoła jako jednej instytucji z jedną głową już niema i nie będzie. Wtenczas wierni wołali: „Panie, zachowaj nas, giniemy” (Mt 8, 25). I oto Pan ratuje swój Kościół. Święta dziewica, Katarzyna, odprowadza papieża w triumfie z Avignona do Włoch. Puste i już nawet trawą porosłe ulice Rzymu zaludniają się na nowo. Schizma zachodnia upada, a wschodnia schizma w Soborze Florentyjskim jednoczy się i korzy. Kościół znowu jaśnieje świetnym blaskiem.
Ale piekło nie drzemało. W XVI wieku powstaje przeciwko matce własny jej syn, zaślepiony pychą. Marcin Luter podnosi buntowniczą głowę, a za nim wielu, wielu innych fałszywych nauczycieli uderza w opokę Piotrową. Blisko półtora wieku trwa zawierucha religijna; krew leje się strumieniami, pół Europy odpadło od Rzymu, a reszta była zagrożona, zdawało się, że już cała została protestancką. Lecz daremne te wysiłki przeciwko Kościołowi. Pan wzywa nowych świętych: Ignacych Lojolów, Franciszków Ksawerych, i pycha rozumu korzy się wobec prawdy. Sobór Trydencki stał wielkim tryumfem prawdziwej wiary i prawdziwej reformy Kościoła. A gdy kurzawa bojowa opadła, Kościół ujrzał się świętszym, uczeńszym, gorliwszym, a na miejsce odpadłych krain następcę Rybaka swym zwierzchnikiem uznały Ameryka, Indie, inne kraje misyjne.
Jeszcze jednak nie upłynęły dwa wieki, a nowy huragan uderza na Kościół i jego opokę. Rewolucja francuska ogłasza prawa człowieka przeciwko prawu Bożemu. Każe rozum ludzki ubóstwiać, rozpustnicę stawia na ołtarzu. Francja jest zalana krwią, słudzy ołtarza giną w więzieniach i pod gilotyną. Papież porwany z Rzymu, wleczony z miasta do miasta przez żołdaków umiera na wygnaniu, wołając: „Wielki Boże! jakiż los czeka twój Kościół?” a bezbożność odpowiada: „Koniec papiestwu i rychły koniec Kościołowi!”. Ale: „Wstawszy Pan (Jezus) rozkazał wiatrom i morzu, i stało się uciszenie wielkie” (Mt 17, 26). Rewolucja kończyła się, Kościół odzyskał wielką część swoich praw publicznych i przeżył epokę prawdziwego rozkwitu duchowego, teologicznego, misyjnego. Bezbożność, chociaż pozornie pokonana, nie poddała się. Schroniwszy się pod ziemię, na zgromadzeniach masonów i czarnych węglarzy, walczy przeciwko Łodzi Piotrowej, przysięgając, że nie spocznie, dopóki jej nie zdruzgocze. Papież Pius IX zmuszony był uciekać z Rzymu, ale wkrótce powrócił do niego w triumfie, bardziej kochany i czczony niż dotąd.
„Kościół – jak mówi św. Piotr Chryzolog, – wśród samych zawieruch i prześladowań więcej chwały i siły nabiera, gdy trwa mocny i nierozwiązalny”. Kościoła nie zniszczyła ani masoneria, ani komunizm, ani wewnętrzna choroba – modernizm czasów św. Papieża Piusa X. Tak krótki przebieg dziejów Kościoła dobitnie wykazuje, że jest on dziełem Bożym, skoro przez tyle wieków przetrwał tak straszne burze. Każdy nieszczęśnik, co uderzał w niego zginął, a Kościół stał i stoi. Trzydziestu sześciu papieży zginęło śmiercią męczeńską z ręki katów. Przy każdej takiej śmierci poganie cieszyły się, że zabijają ostatniego papieża. Tymczasem prześladowcy zginęły, a papiestwo zostało. W końcu sierpnia 1799 r., przy pogrzebie zmarłego w więzieniu Piusa VI, bezbożni chełpili się publicznie i głośno wołali, że grzebią ostatniego papieża. Oni przepadli, a papiestwo i Kościół nadal stoi. W połowie XIX wieku rewolucja powynosiła ze wszystkich prawie kościołów w Rzymie konfesjonały, ułożyła z nich jeden wielki stos i podpaliła, wołając z triumfem, że już niepotrzebne, bo papiestwo i Kościół przepadły. Jakże się wielce omyliła. Papiestwo i Kościół stał i stoi zawsze silny i potężny, bo jest zbudowany na opoce ręką Bożą. Nic go nie zniszczy, nic go nie ugnie tak, że pewien protestancki filozof wyrzekł, że po upływie wielu, bardzo wielu lat, gdy „Nowo-Zelandczyk albo Arab usiądzie na zawalonej arkadzie londyńskiego mostu i będzie z niej rysował widok ruin św. Pawła (najwspanialszego kościoła protestanckiego w Londynie), Kościół katolicki będzie stał jak stoi”.
A jeżeli tak jest, jeżeli Kościół katolicki jest dziełem Bożym, jeżeli my mamy szczęście do niego należeć, to dlaczego dzisiaj, w czasach tego wielkiego kryzysu modernistycznego, tak często poddajemy się wątpliwościom, pesymizmowi, zamykamy się biernie ze swoją wiarą i nie mamy odwagi jej wyznawać i szerzyć w naszym otoczeniu? Przecież ten kryzys, ta nowa walka trwa dopiero 50 lat, przez jedno pokolenie, a w oczach odwiecznego Boga to jak jedna chwila! Niema nic niemożliwego dla wszechmocy Bożej, i na pewno już nie za długo przyjdzie nowy papież, prawdziwy odnowiciel Kościoła, przyjdzie nowe pokolenie odważnych świętych i Kościół znowu zatryumfuje.
Módlmy się o to do wszystkich świętych papieży, od św. Piotra zaczynając, przez św. Sylwestra, Leona, Grzegorza, Piusa V, i naszym Patronem św. Piusem X kończąc, zwracajmy się do nich słowami Piotra Skargi: „Hetmani niezwyciężeni ludu Chrystusowego, nie opuszczajcie nas staraniem swoim u Chrystusa, wspólnego Pana i Boga, któregoście Kościół krwią swoją szczepili, abyśmy dziedzictwa wiary i nauki, któreście nam jako dobrzy ojcowie synom swoim zostawili, nigdy nie utracili. Pomnijcie na ten Rzymski Kościół, aby szczep i praca wasza nie upadała, ale jako niezdobyta twierdza stała do końca”. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Franciszek Kuligowski w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVI, 1934, s. 435.