10. niedziela po Zielonych Świątkach, 21.08.2011

„Ktokolwiek się podwyższa, będzie uniżony, a kto się uniża będzie podwyższony” (Łk 18, 14).

Drodzy Wierni!

Bóg, szczera miłość i nieskończona dobroć, i diabeł, którego życie jest pasmem złości i nienawiści, najjawniej ukazują czym są w swoich dziełach. Bóg jest tak dobry, że wyprowadza dobro nawet ze złego; czart tak przewrotny, że i to, co jest dobrym, umie obrócić na złe. I tak już zaraz po swym stworzeniu z doskonałości natury, którą go Pan Bóg obdarzył, wziął powód do obrażenia Go, stał się pierwszym wynalazcą grzechu, dał powód Bogu do stworzenia piekła. Ale Pan Bóg z tego złego wyprowadził dobro, gdyż, aby zaludnić opróżnione niebo, stworzył człowieka. Znowu zazdrosny diabeł przywodzi człowieka do grzechu; ale znowu dobry Bóg wszystko naprawia, dając za Odkupiciela swego jednorodzonego Syna. Diabeł pałający nienawiścią ku Boskiemu Zbawcy, podnieca Żydów do zamordowania Go; ale Bóg tę od ludzi przelaną boską krew przemienia na obfite dla nich samych zdroje łask i zbawienia. Od tego czasu najbardziej stara się diabeł te wszystkie dobrodziejstwa Chrystusa Pana obrócić nam na szkodę; a miłosierny Bóg z jego złości i nawet z naszych grzechów bierze możliwości, aby nam czynić dobrze.

Ten stosunek jest widocznym nie tylko w tych wielkich zdarzeniach, tyczących się całej ludzkości, ale też co chwila objawia się, jeśli tylko chcemy uważać, w samej naszej duszy. Co tylko dobrego za łaską Bożą wykonamy, natychmiast spostrzegamy się, że czart już pracuje na swój sposób, już to pobudzając nas do próżnej chwały, już to starając się skierować tę dobrą sprawę ku jakiemuś złemu celowi, już to namawiając nas do lenistwa i opuszczenia się, jak gdybyśmy już zbyt dla Boga spracowani, potrzebowali wypoczynku. Przeciwnie zaś gdyśmy mieli nieszczęście obrazić Boga, czujemy, jak miłosierny Bóg puka do tego serca, z którego go wypchnięto, podaje dobre żądze, łaski do pokuty; a jeśli grzesznik ulegnie Jego zabiegom, jeśli, jak ów syn marnotrawny, rzuci się w objęcia niebieskiego Ojca, z jaką serdecznością Ojciec go przyjmuje, jak, korzystając z jego pokuty, prowadzi go do wysokiej doskonałości.

Otóż obraz tego przeciwnego działania najmiłosierniejszego Boga i nieprzyjaciela naszych dusz przedstawia nam dzisiejsza Ewangelia: a) w faryzeuszu widzimy działanie ducha piekielnego, b) a w celniku łaskę Bożą.

„Dwoje ludzi wstąpiło do kościoła, aby się modlili”, mówi Ewangelia, „jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stając, tak się sam u siebie modlił. Boże, dziękuję tobie, żem nie jest jako inni ludzie…”. Widzimy, że ten faryzeusz miał uczynki dobre: surowo pościł dwa razy w tydzień, dziesiątą część swego mienia poświęcał Bogu. A jednak zganiony jest od Pana Jezusa i w całej jego mowie przebija się jakaś cecha, jakiś charakter, odznaczający tych, o których rzekł Pan Jezus, że ich ojcem jest szatan (J 8, 44). Diabeł wie dobrze, że nic tak nie obraża Majestatu Boskiego, nic tak nie czyni człowieka niezdolnym do łask Boskich, jak ów grzech pychy, którym on sam zginął, i dlatego kusi faryzeusza do pychy, kazi pychą dobre jego uczynki i pychą go gubi. „Faryzeusz”, mówi Ewangelia, „stojąc, tak się sam u siebie modlił: Boże, dziękuję tobie, żem nie jest jako inni ludzie”. Pierwsza jego wina, że się nie korzy przed Panem Bogiem. Należąc do sekty faryzeuszów, którzy byli wielce poważani w Jerozolimie, ma to sobie za poniżenie, zrównać się z resztą ludu, przybrać pokorną postawę przed obliczem Boskim. Dobrze, trzeba dziękować Bogu, ale uniżając się, przypisując Bogu wszystko dobro. On zaś dziękuje, chełpiąc się ze swoich uczynków; dziękuje, a o nic nie prosi, jakby mu niczego nie brakowało. Jest zupełnie zadowolony z siebie – i to jest drugi występek, do którego go przywodzi szatan. „Jeśli kto mniema, żeby czym był” – mówi św. Paweł – „gdyż niczym nie jest, sam siebie oszuka” (Gal 6, 3). Tak ów zaślepiony faryzeusz ufa w swe uczynki, wylicza swe posty, swe jałmużny, a nie wie, że inne są sądy Boskie, aniżeli ludzkie, i że te same uczynki, którymi przed ludźmi się wsławia, są obrzydliwością w oczach Boskich!

Nie darmo Pan Jezus przedstawia nam tego faryzeusza, ale abyśmy weszli w siebie i zapytali się własnego sumienia, czy kto z nas nie jest w takim samym niebezpieczeństwie. Może myślimy i nawet jesteśmy przekonani, że my to ludzie w zasadzie uczciwi, może za łatwo ufamy jakimś dobrym uczynkom, za szybko przygotujemy się do spowiedzi, nie tracąc zbyt dużo czasu na poważny rachunek sumienia, zapominamy o potrzebę pokuty za grzechy przeszłości. Bo jest napisano: „Ktokolwiek by zachował wszystek zakon, a w jednym by upadł, stał się winien wszystkiego” (Jak 2, 10). Wiedzmy, że diabeł stara się uśpić nas w takim ubezpieczeniu, ale strzeżmy się, bo obudzenie może być straszne, gdy nas zawołają na sprawę z naszego włodarstwa, a my niespodzianie znajdziemy się bez grosza. Dlatego też Pan Jezus w Objawieniu Janowym surowo ostrzega nas: „Mówisz, że jestem bogaty i wzbogacony a niczego nie potrzebuję; a nie wiesz, że jesteś nędzny, i mizerny, i ubogi, i ślepy, i nagi” (Obj 3, 17) – nędzny z przyrodzenia, biedny z własnej winy, ubogi bo bez skarbów zasług, ślepy na drodze do Boga, nagi, bo odarty z szaty niewinności i ukazujący sromotne rany grzechów.

Udamy się do drzwi świątyni, gdzie się kruszy celnik, i tam oglądamy prowadzenie łaski i działanie Boga w duszy człowieka. „A celnik” – mówi Ewangelia – „stojąc z daleka, nie chciał ani podnieść oczu w niebo, ale bił piersi swoje, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu”. „Wiele złości było nagromadzonych w duszy tego celnika, –mówi św. Jan Chryzostom, – nienasycona żądza pieniędzy, niezmierne pragnienie oszukaństwa, drapieżność bez granic. Celnik był klęską powszechną, złodziejem, którego nie można było oskarżyć, wilkiem na rozumne owce, zwierzem w ludzkiej postaci”. Z takim to brzemieniem wstępował celnik do świątyni, ale tam czekała go łaska boska, która ze samych najjadowitszych ran umie wydobyć lekarstwo. Szczęśliwy grzesznik nie odepchnął łaski.

Najpierw trzyma się z daleka od ołtarza, bo na ołtarzu widzi oczyma wiary Majestat Boży, a w sobie widzi tylko grzechy i nędzę, a przejęty świętą trwogą uważa się niegodnym zbliżenia się do świętości Bożej. I to jest początkiem jego zbawienia. „Początek mądrości, – mówi Duch Św., – bojaźń Pańska” (Przyp 9, 10). Dalej czytamy, że ani oczu podnieść nie śmiał, wiedząc, że to niebo jest mu zamknięte przez jego grzechy, że Bóg i Aniołowie, którzy mieszkają w niebie, są zagniewani na niego. Upokorzony patrzy w ziemię, uznając, że jest prochem i w proch powróci. Nareszcie bije się w piersi z wielkiej żałości, jakby chciał karać to serce, z którego wedle nauki Chrystusa, „wychodzą złe myśli, mężobójstwa, cudzołóstwa, poróbstwa, kradziestwa, fałszywe świadectwa, bluźnierstwa” (Mt 15, 19).

Jak spogląda teraz Bóg na tego grzesznika, który przed chwilą jeszcze był Mu obrzydliwością? Nie inaczej, jak dobry ojciec spogląda na miłego syna, powracającego z dalekiej krainy po wielu przecierpianych biedach. Szczęśliwy celnik! Jeszcze przed chwilą był synem ciemności, obciążonym długiem dziesięciu tysięcy talentów, i wszystko mu zostało odpuszczone. Oto jest on synem Bożym, i jest mu zapewnione miejsce w niebie!

Upokarzajmy się i my, chrońmy się faryzejskiej dumy, jeśli chcemy mieć udział z pokutującym celnikiem. Nie zapominajmy o pokucie nawet za te grzechy, które już są odpuszczone przez spowiedź św., i każdy z tych grzechów będzie przez Pana Boga obrócony na naszą korzyść, jako okazja pokazać nam swe nieskończone miłosierdzie. Amen.

 

Ks. E. N.

 

Na podstawie: Ks. M. Morawski, Kazania i szkice, 1921, s. 23.