TAJEMNICE BOLESNE
Podczas dzisiejszego dnia będziemy rozważać tajemnice bolesne Różańca św. Kościół święty dając nam do rozważania Pana Jezusa na krzyżu, chce żebyśmy zrozumieli do jakiego stopnia Pan Jezus doszedł aby dowieść swojej miłości i jak bardzo ciężki jest grzech, ponieważ to on jest przyczyną wszystkich Jego cierpień. Tak więc jeżeli wstąpimy, jeżeli pójdziemy z naszym umysłem do tego co Kościół nam proponuje w tych tajemnicach, spędzając nasze życie z oczami utkwionymi na Kalwarii, wtedy właśnie będziemy bardziej żarliwi, aby uczynić pokutę za nasze grzechy. Drugi owoc – będziemy się mniej wahać, aby się oddać całkowicie Panu Jezusowi. Wreszcie trzeci owoc – rozważając Kalwarię, zrozumiemy sens Krzyża w naszym życiu, abyśmy zjednoczyli doświadczenia naszego życia z pasją, z męką Pana Jezusa, aby tak jak On wstąpić do chwały. Rozważanie tajemnic bolesnych Różańca świętego jest pewnym i potężnym środkiem, abyśmy mogli wstąpić myślą w ducha Kościoła.
I TAJEMNICA BOLESNA – AGONIA, KONANIE PANA JEZUSA W OGRÓJCU
Ta tajemnica jest sercem męki pańskiej, ponieważ sercem ofiary krzyżowej jest w rzeczywistości ofiara wewnętrzna, ofiara duszy Pana Jezusa. Cierpienia fizyczne, cierpienia zewnętrzne z Wielkiego Piątku nie przyczyniłyby się do naszego Zbawienia, jeżeli nie byłyby ofiarowane w duszy, przez duszę Pana Jezusa. Otóż to właśnie agonia Pana Jezusa w ogrodzie oliwnym sprawia, że lepiej rozumiemy, co się tak właściwie stało w duszy Pana Jezusa podczas Jego męki. W wieczór Wielkiego Czwartku nie było żadnej zewnętrznej męki fizycznej, jedynie dusza cierpiała. Wieczorem w Wielki Czwartek Pan Jezus ustanowił Mszę świętą, aby zasługi Jego męki, Jego jedynej ofiary mogły być rozdzielane ludziom przez wieki w zależności od ich potrzeb. Razem z małą grupą swoich uczniów przekracza bramę ogrodu oliwnego, który nazywa się również ogrodem Getsemani, co oznacza prasę oliwną. Była tam w rzeczywistości prasa, która służyła do wygniatania oliwek, które były zbierane w tym ogrodzie. Kiedy oliwka jest zgniatana w prasie wychodzi z niej oliwa. W ogrodzie oliwnym właśnie Serce Pana Jezusa zostanie starte z powodu naszych grzechów, Pan Jezus poci się krwią na całym ciele.
Odwracając się do swoich uczniów Pan Jezus nakazał im pozostać przed wejściem do ogrodu. Nie powiedział im wyraźnie aby się modlili, lecz Jego przykład powinien im zupełnie wystarczyć aby się modlić. Przecież dopiero co zostali wyświęceni na kapłanów i wypadało aby spędzić tam wieczór modląc się, a nie śpiąc. Pan Jezus dosyć często chodził modlić się w nocy, ale zazwyczaj czynił to bez świadków, tymczasem tego wieczoru podczas nocnego czuwania przed walką Wielkiego Piątku nie chce modlić się sam. Pozostawiając większą część uczniów przed wejściem do ogrodu Pan Jezus zabiera ze sobą trzech uczniów najbardziej mu oddanych: Piotra, Jakuba i Jana, którzy byli świadkami Jego przemienienia. Święty Piotr, ponieważ będzie głową Jego Kościoła, święty Jakub, ponieważ będzie Jego pierwszym męczennikiem, święty Jan, ponieważ Pan Jezus bardzo miłował go za jego dziewictwo.
Następnie, jak mówi święty Mateusz, „Pan Jezus powiedział: smutna jest dusza moja aż do śmierci, zostańcie tu i czuwajcie ze mną”. Rozpoczyna się agonia Pana Jezusa. Słowo „agonia” pochodzi z greckiego i oznacza ostateczną walkę przed śmiercią. Jednakże konanie, agonia Pana Jezusa w Ogrójcu była całkowicie odmienna od konania innych ludzi. W przypadku ludzi agonia kończy się śmiercią. Pan Jezus mimo krańcowego wyczerpania fizycznego tego skutku agonii, wyszedł z niej zaopatrzony w nadprzyrodzoną siłę moralną, która pozwoli mu stawić czoło cierpieniom pasji. Z drugiej strony w przypadku ludzi agonia przychodzi niezależnie od ich woli, lecz Pan Jezus wchodzi do tej ostatniej walki z własnej woli wtedy kiedy sam zadecydował, w ten sam sposób, w jaki umrze nazajutrz, w chwili kiedy sam zechce, ponieważ jest Bogiem.
Agonia Pana Jezusa będzie trwała około trzech godzin: od 21.00 do 24.00 – czas ten jest podzielony na trzy części, ponieważ Pan Jezus będzie szukał swoich uczniów i będzie wracał trzy razy, aby modlić się do swojego Ojca. Są to trzy nokturny jutrzni, tego oficjum porannego, które odmawiają zakonnice. Zaczynamy od pierwszego nokturnu.
Pan Jezus rozpoczyna swoją agonię rozważając w duchu cierpienia fizyczne jakie będzie musiał znieść następnego dnia. Będąc Bogiem, Pan Jezus znał lepiej niż ktokolwiek inny dokładne szczegóły cierpień, jakie Go czekały i które miały nieporównywalnie przekroczyć cierpienia innych ukrzyżowanych za Jego czasu. Lecz to co szczególnie przygniatało Pana Jezusa, to była myśl o przyczynie tych cierpień fizycznych następnego dnia. Pan Jezus przyszedł do ogrodu oliwnego aby położyć na swoje barki grzechy całej ludzkości, za które miał odpokutować przez cierpienie swojej pasji. Obarczony tym ciężarem jutro będzie kroczyć na Kalwarię. Tym ciężarem są miliardy grzechów popełnionych przez ludzi wszystkich nacji, wszystkich pokoleń ludzkich, od pierwszego grzechu Adama, aż do ostatniego grzechu, ostatniego człowieka na końcu świata. Widział to wszystko w jednej chwili, obejmując myślą tak jak tylko On to mógł uczynić, nieskończoną obrazę dla chwały Bożej, co było powodowane przez grzech i nieobliczalną winę jaką czyniły naszym duszom. To widzenie przygniatało. Okoliczność, która powiększała Jego cierpienia, była myśl o duszach, dla których cierpienia Jego pasji są bezużyteczne ze względu na ich uporczywość w trwaniu w grzechu aż do śmierci. Za przykład niech posłużą nam osoby Judasza i złego łotra. Wtedy to właśnie Pan Jezus powiedział do swego Ojca: „Ojcze, wszystko dla Ciebie jest możliwe, oddal ode mnie ten kielich, lecz nie co ja chcę, ale co Ty”. Ludzka wola Pana Jezusa błaga swojego Ojca, aby oszczędził mu tego doświadczenia i jednocześnie poddaje się działaniu Bożemu. Jest to znakomity model naszych modlitw, które powinniśmy czynić w naszych doświadczeniach. Jest dozwolone byśmy prosili Pana Boga aby nas uwolnił od pewnych krzyży, lecz należy dorzucić: „nie tak jak ja chcę, ale jak Ty”.
Po godzinie spędzonej na modlitwie Pan Jezus wraca do swoich trzech apostołów, których znajduje śpiących. „Czuwajcie i módlcie się – mówi im – abyście nie weszli w pokusę”, tzn. abyście nie upadli w chwili pokusy. Można zauważyć, że jest to ostatnie polecenie Pana Jezusa, które uczynił swoim uczniom językiem nauczycielskim i poprzez swoich apostołów to polecenie kieruje również do nas, którzy jesteśmy również na drodze krzyżowej naszego życia. „Módlcie się i czuwajcie” – to jest właściwie tajemnica zwycięstwa. Należy czuwać, aby nie dać się zaskoczyć, kiedy przyjdzie pokusa, aby z nią nie grać nieroztropnie i trzeba modlić się aby otrzymać siłę, by ją pokonać. Apostołowie nie będą się modlić, nie będą czuwać w ten wieczór Wielkiego Czwartku, dlatego właśnie znowu Pan Jezus powraca do Ogrójca. Rozpoczyna się drugi nokturn.
Kiedy modliliśmy się w doświadczeniu, albo nie zostaliśmy wysłuchani lub też ostatecznie pokrzepieni, należy kontynuować modlitwę. Jak mówi św. Mateusz: „Ojcze mój, jeśli ten kielich nie może odejść tylko go mam wypić, niech się dzieje wola Twoja”. Pan Jezus prosił swojego Ojca, aby ten kielich się oddalił, lecz jest to niemożliwe, ponieważ należy Bogu Ojcu przywrócić należną chwałę i zbawić świat. Tak więc Pan Jezus akceptuje całkowicie plan swojego Ojca z nieskończoną miłością. Święty Hieronim zauważa przy tym, że tylko raz w Ewangelii Pan Jezus powiedział mój Ojcze, zazwyczaj mówił po prostu Ojcze. Powodem tego jest to, że miał okazać swojemu Ojcu jak bardzo ściśle jest z Nim zjednoczony – w tym momencie jest to szczytem Jego myśli. Lecz pod presją bólu Jego duszy, krwawy pot okrywa ciało Pana Jezusa. Krwawy pot w medycynie nazywa się hematydrozą, jest to zjawisko niezwykle rzadkie, które jest powodowane stanem trwogi, aż do krańcowego zmartwienia. Żyłki, które znajdują się pod skórą rozszerzają się wtedy i rozrywają, przekształcając powierzchnię skóry w rodzaj rany, sprawiając że skóra staje się bardziej wrażliwa, delikatna, obolała, klejąc się przy tym do ubrania. W rezultacie ma się do czynienia z wycieńczeniem fizycznym i normalnie aby wyjść z tego stanu potrzeba tygodni i miesięcy. Jedynie wszechmoc Boża tłumaczy fakt, że Pan Jezus mógł stawić czoła cierpieniom fizycznym pasji, po przejściu przez krwawy pot w ogrodzie oliwnym. Należy dorzucić, że z krwawym potem często następuje wybielenie włosów w kilka godzin, to może wytłumaczyć nam istnienie białych włosów, bardzo jasnych, które można zauważyć na całunie turyńskim.
Jeżeli nie przykładamy zbyt wielkiej wagi do naszych zwykłych grzechów ani do grzechów tego świata, spójrzmy na stan, do jakiego te grzechy Go doprowadziły. Tymczasem te krople krwi, które teraz pokrywają ciało Pana Jezusa, przemienią się w strumień, w rzekę miłosierdzia, której to wody obmyją świat z grzechu. Lecz nie jest to sposób bezwolny, automatyczny. Aby ta rzeka miłosierdzia mogła osiągnąć zamierzony efekt w naszej duszy, musimy w zamian za wylaną krew Bożą, wylać łzy skruchy za nasze grzechy. Niekoniecznie chodzi tu o łzy fizyczne, lecz raczej o żal za grzechy czy boleść duszy, znienawidzenie popełnionych grzechów z mocnym postanowieniem poprawy. Skrucha jest najważniejszą częścią sakramentu pokuty. Oczywiście podczas spowiedzi należy pod karą świętokradztwa oskarżyć się z grzechów śmiertelnych, z których się jeszcze nie wyspowiadaliśmy wraz z ich liczbą, rodzajem i okolicznościami w których je popełniliśmy. Co do grzechów powszednich, to nie musimy się z nich oskarżać, ponieważ sami możemy za nie zadośćuczynić przez gorliwe życie chrześcijańskie, katolickie. Jednakże doradza się aby się również z nich oskarżyć się podczas spowiedzi. To sprawi, że krew Pana Jezusa zadośćuczyni za nie i wyrwie je z naszego serca o wiele szybciej. Autorzy duchowi odradzają aby ich nie wyznawać wszystkich, w przeciwnym razie spowiedź przerodzi się w niekończące się wyliczanie. Jest bardziej korzystne dla naszego postępu duchowego, abyśmy oskarżyli się z trzech, czterech grzechów powszednich, ale tych które dobrze wybierzemy, tzn. te które najlepiej objawią naszą wadę dominującą. Na te trzy, cztery grzechy powszednie właśnie powinna spływać krew Pana Jezusa. Lecz oskarżenie się z grzechów to nie jest wszystko, w przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia ze zwykłą wyliczanką – można wątpić w jej szczerość. Aby otrzymać Boże przebaczenie, należy aby sam Pan Bóg widział w nas żal za te grzechy, którymi Go obraziliśmy. To właśnie jest skrucha, żal za grzechy. Zauważmy, że skrucha pochodzi od słowa kruszyć, miażdżyć, ponieważ nasze serce przez skruchę jest miażdżone, kruszone przez ból. Nie jest tu potrzebny ból zewnętrzny fizyczny, lecz chodzi tu zasadniczo o żal naszej woli. Ten żal dowodzimy Panu Bogu przez tzw. mocne postanowienie poprawy. Postanowienie poprawy jest stałym, mocnym postanowieniem, lecz nie tak jakbyśmy mieli już nigdy nie upaść, mówiąc Panu Bogu: :już więcej nie upadnę:, lecz to jest postanowienie aby przedsięwziąć pewne środki, jakby forma prewencji, która nam pomaga, abyśmy już więcej nie upadli. Tak więc rekolekcje są znakomitym środkiem, środkiem abyśmy mogli nauczyć się tego mocnego postanowienia. Skrucha jest w rzeczywistości nawróceniem, jest to łaska którą musimy sobie wyprosić, wymodlić. Rachunek sumienia nie jest jedynym przygotowaniem do spowiedzi. Autorzy duchowi radzą, aby przed spowiedzią przeznaczyć kilka chwil, aby uprosić przez modlitwę łaskę serdecznego żalu. Im bardziej skrucha będzie większa, tym bardziej żal naszej woli będzie silniejszy i również nasza spowiedź zaowocuje i zmieni nasze życie.
Podczas gdy tak wiele osób jest obojętnych na ból Pana Jezusa, Bóg Ojciec nie jest obojętny. W chwili gdy Pan Jezus jest u szczytu swojego konania, Bóg Ojciec zsyła swojemu synowi umiłowanemu Anioła z nieba, aby Go pokrzepić i pocieszyć. W jaki sposób Anioł to uczynił, zabrał się do tego bez wątpienia dobrze, przypomniał wszystkie proroctwa Jego misji. Anioł pocieszał Pana Jezusa również pokazując Mu mnóstwo dusz, które miały być zbawione przez Jego pasję i które zaakceptują, zgodzą się aby zjednoczyć się z Nim w cierpieniu. Wreszcie Anioł pokrzepił Pana Jezusa pokazując Mu chwałę i zdobycze Kościoła, który miał się narodzić.
Pokrzepiony nawiedzeniem Anioła Pan Jezus powraca jeszcze raz do swoich uczniów, lecz znowu znajduje ich śpiących. Mówi do nich, ale oni nie wiedzą co Mu mają odpowiedzieć, są kompletnie przygnębieni, zbici z tropu przez tajemnicę męki pańskiej. Serce Pana Jezusa pragnęło więc wsparcia i pokrzepienia w Jego konaniu, lecz oni zawiedli Jego oczekiwania. Tak więc Pan Jezus nie będzie ich prosił o pomoc, Pan Jezus wie, że Duch Święty nie zstąpił jeszcze na nich i dlatego nie są w stanie zrozumieć tego, co się stało w tej tajemnicy. Kiedy Duch Święty przyjdzie w Zielone Świątki, Pan Jezus będzie pewien, że Jego apostołowie wyleją za Niego swoją krew. Lecz w tej chwili Pan Jezus pozostawia ich aby spali dalej i powraca do samotnej modlitwy. Don de Luck, mnich brytyjski, pisał: „Samotność, w jakiej Pan Jezus znalazł się podczas swej męki, oczywiście poza współczuciem Matki Bożej, było okolicznością obciążającą, pogarszająca Jego cierpienia”. Prorok Izajasz przepowiedział: „Sam poczułem pasję, a z narodów nie ma męża ze mną”. Nazywa się to opuszczeniem Pana Jezusa: jest porzucony przez dobrych i sprawiedliwych i oddany złym i ich wściekłości.
Następuje trzeci nokturn – nokturn opuszczenia. Zbawiciel modlił się samotnie w Ogrójcu, ponieważ żadne stworzenie – z wyjątkiem Matki Bożej – nie było w stanie, aby współczuć razem z Nim. Pan Jezus dzisiaj poszukuje dusz, które chciałyby Mu towarzyszyć w Jego konaniu. Od chwili zstąpienia Ducha Świętego w swojej pełni jest to możliwe. Jako przykład można podać godzinę świętą, do której Kościół wzywa nas wieczorem Wielkiego Czwartku czuwając razem z Panem Jezusem wystawionym w Najświętszym Sakramencie. To jest również apel, wezwanie, z jakim Pan Jezus zwrócił się do dusz za pośrednictwem św. Małgorzaty Marii Alacoque: Państwo zapewne znacie objawienia w których chodzi o pierwsze piątki miesiąca. W tym objawieniu Pan Jezus św. Małgorzacie Marii wzywa wszystkich tych, którzy będą mogli w tym czasie ogólnego upadku towarzyszyć Mu przez godzinę w pierwsze czwartki każdego miesiąca od godz. 23.00 do północy, podczas tego trzeciego nokturnu, kiedy to opuszczenie, w jakim się znajdował w swojej agonii, osiągnęło szczyt. Można to również zrobić w domu na sposób nabożeństwa posługując się książkami o męce Pańskiej np. „Apel miłości” Siostry Menendez. Celem jest współczucie w cierpieniach Pana Jezusa, które to cierpienia zgniatały, miażdżyły Go przez nasze grzechy, zwłaszcza przez grzechy, które są w naszej epoce. Te grzechy zostały Mu przedstawione dwa tysiące lat temu w Jego męce. Do celu również należy błaganie razem z Panem Jezusem ażeby Bóg Ojciec zbawił ten świat oraz przywrócił chwałę należną Kościołowi. W Wielki Czwartek wieczorem Pan Jezus był sam, lecz Jego samotność nie sprawiła, że przestał się modlić. Modli się po raz trzeci mówiąc te same słowa. Jaki wielki przykład wytrwałości dla nas!
Kiedy trzy godziny później modlitwy upłynęły, można powiedzieć, że Pan Jezus odniósł już zwycięstwo w swojej pasji. Pan Jezus powraca do swoich apostołów, teraz budzi ich, ponieważ przyszła Jego godzina. W nieporównywalnym spokoju kieruje się ku Judaszowi i innym osobom, które przyszły Go aresztować. Prośmy więc Pana Jezusa przez zasługi Jego konania w Ogrójcu, abyśmy otrzymali łaskę prawdziwej skruchy za nasze grzechy, łaskę abyśmy umieli powiedzieć TAK woli Bożej we wszystkich możliwych krzyżach. Poprosimy teraz o tę łaskę w modlitwie w kaplicy.
II TAJEMNICA BOLESNA – BICZOWANIE PANA JEZUSA
Będziemy teraz mówić o drugiej tajemnicy bolesnej, o biczowaniu Pana Jezusa. Poranek Wielkiego Piątku. W międzyczasie miało miejsce aresztowanie Pana Jezusa w wyniku zdrady Judasza, również ucieczka apostołów, postawienie Pana Jezusa przed sądem Kajfasza, podczas gdy święty Piotr zapiera się trzykrotnie swojego Mistrza obok na podwórzu. Wreszcie skazanie Pana Jezusa na śmierć za stwierdzenie swojej boskości. Resztę nocy Pan Jezus spędza w podłej izbie, maltretowany przez służących i żołnierzy. Nie można było wydać żadnego wyroku w sposób legalny, więc w nocy Żydzi przeprowadzą jeszcze jeden proces na pozór. Wyrok ogłoszą wczesnym rankiem, aby zrobić wrażenie, że wszystko dzieje się według prawa. Niejako, że sami nie mają już prawa aby wykonać egzekucję skazanego, żydzi zaciągają Pana Jezusa przed Piłata i podburzają lud. Piłat bardzo dobrze widzi, że Pan Jezus jest niewinny. Cała ta ofiara jest dla niego prostą sprzeczką religijną między Żydami, która nie zasługuje na śmierć. Lecz Piłat jest tchórzem. Faryzeusze podburzyli bardzo liczny lud obecny w tym czasie w związku ze zbliżającym się świętem paschy. Można dodać, że Żydzi przyjechali z całego rejonu basenu Morza Śródziemnego. Możliwe więc są rozruchy. Wtedy to zamiast działać z autorytetem, rozdarty między sumieniem a względem ludzkim Piłat pragnie uspokoić lud. Tymczasem odesłanie więźnia pod jurysdykcję Heroda, próba uwolnienia Pana Jezusa w miejsce Barabasza spełzły na niczym. Żydzi zresztą coraz głośniej domagają się ukrzyżowania. Wtedy Piłat ustępuje przynajmniej zewnętrznie i karze aby Pan Jezus był odprowadzony, aby Go ubiczować. Jako, że kara cielesna poprzedzała zazwyczaj ukrzyżowanie, Żydzi mogli być pewni wygranej. Lecz Piłat ma ciągle nadzieję, że ta kaźń, że ta kara sprawi, że lud się uspokoi. Być może Żydzi, gdy zobaczą do jakiego stanu doprowadziło biczowanie, nie będą chcieli już aby został ukrzyżowany. Jednakże ten manewr nie uniewinnia Piłata, ponieważ jeśli wie, że Pan Jezu jest niewinny, to dlaczego wymierzył Mu tak okrutną mękę?
Podczas biczowania więzień był przywiązany do kolumny. Bicz składał się z grubych skórzanych rzemieni zakończonych kulkami ołowianymi. Przeciwnie do prawa żydowskiego, które zabraniało przekroczenia czterdziestu uderzeń, aby uniknąć ryzyka zabicia skazanego, prawo rzymskie nie wyznaczało żadnej granicy, pozostawiono to orzeczeniu urzędnika sądowego. Piłat, który chciał aby ta męczarnia wywołała współczucie tłumu, pozostawił Pana Jezusa woli żołnierzy nie wydając im żadnych wskazówek co do liczby uderzeń. Miejsce gdzie odbywało się zazwyczaj biczowanie znajdowało się na placu obok pałacu namiestnika, wykonanie wyroku było więc publiczne. Pan Jezus jest doprowadzony do kolumny cichy, spokojny, jak baranek prowadzony na rzeź. Natychmiast wyzuwa się brutalnie Pana Jezusa z odzienia, ohydnie rozbiera się do naga tego, który jest samą czystością i świętością. Cóż za świętokradztwo! Lecz Pan Jezus, który jest Bogiem, kieruje wszystkimi szczegółami swej pasji. Jeżeli pozwolił na to upokorzenie, to tylko dlatego, żeby zadośćuczynić za grzechy nieczystości i nieprzyzwoitości.
Chociaż temat jest delikatny, to mimo wszystko należy o nim mówić. Przyjemność, jaką odnajduje się w centrum aktu małżeńskiego jest zgodna z wolą Bożą i prawowita w małżeństwie. Lec chęć aby ta przyjemność służyła raczej własnemu egoizmowi, szukając go poza aktem małżeńskim lub też nie dopuszczając aby ten akt doszedł do skutku to wszystko jest przeciwne naturze, oznacza to jego zniszczenie. Lecz jest to również działanie przeciw łasce. Czytamy u świętego Pawła: „Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w Was? Jesteście odkupieni za wielką cenę, chwalcie i noście Boga w ciele waszym”. Czystość jest wolnością duszy, jest życiem, nieczystość jest niewolnictwem i śmiercią. Jak mówi Pan Jezus u świętego Mateusza: „Biada światu za zgorszenie”. Tak, biada dziś ateistycznemu światu, który deprawuje i zabija dusze. Jak mówi papież Pius XII: „Młodzieńcy i dziewczęta, ponad morowymi bagnami i głodem świata, rozpościera się niezmierne, przepiękne niebo”. Lecz rzeczywistość nie jest wcale żadnym fatum. Pan Bóg jest nieskończenie mocny, jest wszechmocny, nie ma nałogu, od którego nie może nas uwolnić. Spowiedź i częsta Komunia święta mogą nam w tym pomóc, lecz również należy przedsięwziąć pewne środki ostrożności. Niestety dzisiaj jesteśmy otoczeni pokusami: skoro tylko wyjdziemy na ulicę lub jesteśmy w supermarkecie, starajmy się mieć na straży własny wzrok i jeśli nie możemy zlikwidować nieczystości która rozpościera się na ulicach, nie wprowadzajmy okazji grzechu do naszych domów, tam gdzie możemy jeszcze cokolwiek zrobić. Np. rodzice niech sobie zdadzą sprawę co do ich odpowiedzialności, kiedy przez światowe gazety, przez telewizję wprowadzają ten nieczysty i bezbożny świat aż do ogniska domowego. Jeżeli praca lub konieczność zmusza nas do korzystania z Internetu, to można np. zmówić krótką modlitwę kiedy komputer się uruchamia i poprosić Pana Boga aby unikać „brudnych stron”. Również rodzice katoliccy nie pozwalają swoim pociechom, aby „buszowali” sami po Internecie. Lecz aby pozostać czystymi, należy nauczyć nasze ciało posłuszeństwa. Nasze ciało jest jak dziecko. Jeżeli będziemy mu zezwalać na wszystko co zechce, kiedy zażąda czegoś złego nie będziemy w stanie mu odmówić. Co można zrobić? Jak już mówiliśmy, nie dojadać między posiłkami, dyscyplinować nasze ciało, aby to ono było na służbie duszy a nie na odwrót. Gdy tylko zrozumiemy, że nasze ciało jest świątynią Trójcy Przenajświętszej, będziemy starali się to ciało okryć.
Kilka przykładów. Przykład z 203 roku: święta Perpetua została wydana na pastwę zwierzętom w cyrku. Jedno zwierzę wzięło ją w kły i podrzuciło świętą w powietrze. Perpetua widząc że bok tuniki jest rozerwany, przyciąga tunikę do ciała aby się okryć, następnie szpilką spina włosy, które były w nieładzie. Chciała w ten sposób zachować swoją katolicką godność aż do śmierci. Inny przykład: przekraczamy kilka wieków, jest rok 1794 we Francji, podczas rewolucji. Młodsza siostra króla Ludwika XVI wchodzi na szafot, chusteczka która okrywała jej ramiona i szyję spada na ziemię. Wtedy to srogo spoglądając na kata mając zaledwie trzydzieści lat mówi do niego: „W imię pańskiej matki proszę pana proszę mnie okryć”. Oto chrześcijanki, katoliczki, które miały prawdziwe poczucie ludzkiej godności. Przypomnijmy sobie inne wydarzenie z Księgi Rodzaju: po pierwszym grzechu Pan Bóg uczynił Adamowi i Ewie ubranie aby się przyodziali. Tak więc nie jest to kwestia epoki. Skromność zawsze była, jest i będzie oznaką prawdziwego chrześcijanina aż do skończenia świata.
Począwszy od świętych Piotra i Pawła aż do Piusa XII włącznie, papieże niezmiennie przypominali wiernym o zachowaniu skromności chrześcijańskiej. Niestety od Soboru Watykańskiego II nowa posoborowa liturgia, która nie wie już czym jest pasja, ani stan łaski, nie porusza już więcej tych tematów, kierując się już raczej maksymą „róbta co chceta”, co do sposobu ubierania się wiernych w kościołach. Za przykład mogą nam posłużyć światowe spotkania młodzieży lub też sposób ubierania się podczas nowej Mszy lub też podczas ślubu. Na Zachodzie wierni nie są przestrzegani, że jeżeli nie są w stanie łaski, nie mogą przyjąć Najświętszego Sakramentu, tak więc we Francji wszyscy, nawet gdy są w grzechu, muzułmanie itp. przychodzą do Komunii świętej. Biskup B. Fellay przypomniał niedawno pewną liczbę norm: np. nie można nazwać suknię skromną, która nie przykrywa kolan w pozycji siedzącej lub gdy widać nogi powyżej kolan przez „przeźroczystości”. Również ubrania, zarówno męskie jak i żeńskie, które ściśle przylegają do ciała. Już za czasów papieża Piusa XI pewien kardynał mówił, że suknie, której dekolt schodzi powyżej dwóch palców od szyi i która nie przykrywa ramion przynajmniej do łokci nie może być nazwana skromną. Oczywiście nie chodzi o to aby osądzać intencje danej osoby, np. ktoś może nie przestrzegać tych reguł przez ignorancję, bo wszyscy tak się ubierają wokół nas i nie chcemy wyjść na odmieńców, nie chcemy się wyróżniać. Lecz Kościół mówi, że jeżeli ktoś jest o tym poinformowany to już nie ma wymówki.
Oczywiście jest o wiele gorzej, jeżeli jest się nieskromnym z powodu nieczystości. Jest dozwolone ubierać się w miłym sposobie, ale jeżeli ma się intencje żeby kogoś uwieść, to jest to bez wątpienia grzech ciężki, również grzech tych wszystkich, którzy na to pozwalają, a mogliby temu zapobiec. Jak mówiłem, wielka odpowiedzialność ojców rodzin, ale również i kapłanów. Dla katolika skromność jest czymś ważnym, po pierwsze – przez szacunek, jaki winni jesteśmy Panu Bogu, który mieszka w naszej duszy; po drugie – skromność jest obowiązkiem poprzez szacunek dla samego siebie: jesteśmy świątynią, nie niszczmy fasady tej świątyni! Jak już mówiliśmy w stosunku do Pana Boga, do samych siebie, ale także w stosunku do innych, ponieważ ich dusza jest również święta: nie zakłócajmy jej spokoju przez brak skromności! Pierwsi katolicy bardzo dobrze to zrozumieli, także odcinali się od rozwiązłego tłumu Rzymu. Ponieważ nie bali się być odmiennymi, nawrócili przez to ówczesny świat pogański. Oczywiście nie chodzi jedynie o ubranie – wszak nie szata zdobi człowieka – lecz nieskromność w ubraniu jest oznaką braku prawdziwego życia katolickiego, prawdziwego życia duchowego, wewnętrznego.
Ksiądz Berto, który był teologiem abp Lefebvra na Soborze Watykańskim II, robił takie oto porównanie: porównywał tę sytuację do naczyń połączonych. Wiemy to z fizyki, ze w sytuacji naczyń połączonych, to różnica ciśnień ma największe znaczenie: część która jest wyżej sprawia, że część niższa unosi się do góry. Mówi dalej teolog: można podnieść innych nie przez ich naśladowanie, lecz przez to czym się od nich różnimy. Niestety żyjemy w epoce gdzie tak dużo jest podobieństwa między tymi, którzy są katolikami i tymi, którzy nimi nie są. Dzisiaj fenomen naczyń połączonych działa w drugą stronę, bo oto poganie przyciągają chrześcijan, katolików do ich grzesznego sposobu życia. Zaczyna się od ubrania, po ubraniu sposób życia, po sposobie życia sposób myślenia i kończy się na utracie wiary. Ten fenomen miał miejsce w Europie Zachodniej zwłaszcza po II wojnie światowej. Polska jak na razie jest mniej dotknięta tym fenomenem. Don Bernard Marecho, benedyktyn, pisał, że remedium, odtrutką na to zło jest ponowne utworzenie nowego kultu, prawdziwie katolickiego, który by był dla świata żywym przykładem praktyk ewangelicznych.
Jeśli nie rozumie się znaczenia nieskromności, spójrzmy na Pana Jezusa, który zadośćuczynił za grzechy ciała, które upodliły, zdegradowały Jego ciało. Przywiązuje się Go do kolumny i padają pierwsze uderzenia. Jest dwóch biczujących, po jednym z każdej strony, podczas gdy rzemienie przecinają skórę, ołowiane kulki wszczepiają się w ciało, wtapiają się w nie jak w masło. I kiedy plecy są wystarczająco poorane, odwraca się Pana Jezusa i bije się Go po klatce piersiowej. Na całunie turyńskim obserwuje się ślady biczowania na całym ciele, od łopatek aż do goleni, większość w tylnej części, ale też wiele śladów znajduje się na klatce piersiowej. Lekarze zbadali Mękę Pańską w świetle nauki medycznej. Oto co mówią: poza obfitą utratą krwi i gwałtownym bólem, powoduje to biczowanie nie tylko spadek ciśnienia aż do omdlenia, ale także wysięk płynu do błon otaczających serce i płuca. Serce i płuca są ten sposób wzięte jak w imadło, następuje niewydolność sercowa i oddechowa. Uderzenia serca są coraz szybsze, oddech jest przyśpieszony, a skazaniec zaczyna się dusić. Powiedzieliśmy już, że przekroczenie czterdziestu uderzeń może doprowadzić do śmierci skazanego. Na całunie turyńskim liczy się ich około stu. Lecz jakże ogromne były te uderzenia! Nigdy jeszcze nie znęcano się z taką siłą nad ofiarą. Jest to szał rozpasania ludu odurzonego krwią i nienawiścią, ludzi podburzonych przez diabła. Dawid w jednym z psalmów mówi: „O cielcach mnogich, które otoczyły Zbawiciela, byka który Go obległ i psa, które szczekały na Niego”. Dalej Dawid: „Bili w grzbiet grzesznicy jak kowal w kowadło, przeorali Go całego jak oracz, który oddziela i poszerza bruzdę”. Należy dodać, że ciało Pana Jezusa było poczęte z Ducha Świętego, było doskonałe, więc bardzo wrażliwe. Również krwawy pot z Ogrójca osłabił całą skórę, przez co ciało stało się jedną wielką raną. Swoją drogą nie można wytłumaczyć w sposób naturalny, że Pan Jezus nie umarł. Podobna męka powinna szybko zatopić Pana Jezusa w spokojnej śpiączce. Lecz Jego boskość, która dyrygowała pasją wspierała Jego człowieczeństwo, ponieważ Pan Jezus chciał umrzeć dopiero na krzyżu, w godzinie o której sam zadecydował. Wsparty swoją boskością mógł wiec Pan Jezus podczas swojej pasji odkryć region cierpień fizycznych, które były niedostępne dla ludzi, ponieważ każdy człowiek w podobnych warunkach byłby już dawno umarł.
Jeśli Pan Jezus chciał kontynuować tę mękę, to tylko po to aby zadośćuczynić za nasze grzechy aż do końca oraz po to aby nikt nie mógł Mu powiedzieć: za bardzo zgrzeszyłem, aby otrzymać przebaczenie. Pan Jezus chciał również aby ktokolwiek, w jakichkolwiek chorobach, cierpieniach fizycznych mógł zwrócić się do Niego mówiąc: On który cierpiał więcej niż ja, On może mnie zrozumieć. W tym czasie, czasie tej męki Pan Jezus cały czas widział swojego Ojca twarzą w twarz, poprzez szczyt swojej duszy. To widzenie przedstawia mu miłość, jaką żaden język ludzki nie będzie w stanie wyrazić, podczas gdy uderzenia bicza otwierały światu strumienie miłosierdzia. To kaci, a nie Pan Jezus zmęczyli się i zaprzestali biczowania. Bóg Ojciec zadecydował, że grzechy nieczystości świata zostały wystarczająco opłacone. Wtedy to żołnierze odwiązali Pana Jezusa, który runął w kałużę własnej krwi. Prośmy więc Pana Jezusa aby przez zasługi swoich świętych ran wyrwał nas z błota tego świata i doprowadził nas do chwały niebieskiej.
III TAJEMNICA BOLESNA – CIERNIEM UKORONOWANIE
Jesteśmy teraz przy trzeciej tajemnicy bolesnej – cierniem ukoronowanie. Podczas poprzedniej konferencji zatrzymaliśmy się na obrazie Pana Jezusa leżącego na ziemi w kałuży własnej krwi. Być może zostanie Mu dodana chwila wytchnienia? Nic z tego! Żołnierze ubierają Go na nowo. Proszę sobie wyobrazić, jaki efekt mogło wywołać ocieranie się wełnianej tuniki na Jego świeżych żywych ranach. Następnie żołnierze wloką Pana Jezusa bez jakichkolwiek względów na wewnętrzne podwórze pretorium. Żydzi, którzy brali udział w biczowaniu, nie wchodzą do pretorium. To miejsce było w rzeczywistości dla Żydów miejscem bezbożnym, a więc nieczystym i nie chcieli się splamić przed spożyciem paschy, jak mówi nam św. Jan. Tak jakby nie mieli się o wiele bardziej zbrudzić wydając na śmierć Syna Bożego. Tym razem wokół Pana Jezusa byli tylko poganie. Należało, aby Pan Jezus był prześladowany i przez Żydów i przez pogan, aby im obojgu wysłużyć Zbawienie. Piłat wydał Pana Jezusa żołnierzom, aby się mogli nim zabawić, tak jak czynili to zazwyczaj ze skazańcami. Oto barbarzyńskie oblicze rzymskiej cywilizacji! Jako, że pretorium Piłata znajdowało się w pobliżu garnizonu, prawie cała kohorta mogła przyjść zobaczyć ten spektakl, co najmniej pięćset osób.
Rzymianie głęboko pogardzali królestwem żydowskim, które było zniesione przez nich. Oto właśnie mieli w swoich rękach kogoś, kto nazywał siebie królem żydowskim. Całkiem naturalnie więc przyszedł im pomysł zabawy: ukoronujmy tego rzekomego króla! Tak więc na nowo, bez pardonu rozbierają Pana Jezusa aby zdjąć z Niego Jego żydowskie ubranie i przykryć Go szkarłatnym płaszczem, coś w rodzaju kapy rzymskich żołnierzy. Jak przystało na króla przygotowali Mu również tron. Osadzono więc Zbawiciela na zwykłym kamieniu, po czym przystąpiono do ukoronowania króla. Szybko znaleźli co było potrzeba by upleść koronę: była to wiązka chrustu zaopatrzona w długie i ostre ciernie, jakich wiele w Palestynie. Wbito ją kijami w świętą głowę Zbawiciela świata. Całun turyński ukazuje bardzo jasno ślady cierni wokół głowy Pana Jezusa. Lecz głowa ludzka posiada bardzo dużą ilość naczyń krwionośnych i zakończeń nerwowych. Cierniem ukoronowanie nie tylko zalewało krwią Święte Oblicze Pana Jezusa, ale również w tym samym czasie wywoływało bardzo liczne skurcze nerwowe. Cierniem ukoronowanie było nie tylko upokorzeniem, ale również okrutną i diabelską męczarnią. Tron, płaszcz, korona – czy to wystarczy? Nie, każdy król ma swoje berło. Pan Jezus będzie miał swoje własne: żołnierze włożą Mu do ręki jedną z trzcin, wydrążoną w środku ale solidną, jakich wiele właśnie w Judei. Po zakończeniu inwestytury króla, następuje według zwyczaju złożenie hołdu – ten punkt etykiety nie zostanie pominięty. Żołnierze przybierają pozy uroczyste i pełne szacunku, jedni kłaniają się z okrzykiem: „Witaj królu żydowski!”, inni zginają kolana, jeszcze inni padają na twarz. Lecz ci ostatni podnosząc się policzkują Pana Jezusa, a ci pierwsi plują mu w twarz, wyrywają z ręki trzcinę i uderzają po głowie.
Wyciągnijmy teraz z tej tajemnicy kilka lekcji. Nauka ta będzie o tym czym jest pycha. Wpierw można ujrzeć w tej scenie obraz odrzucenia królestwa, królowania Chrystusa nad narodami szczególnie w dzisiejszych czasach. Czas dzisiejszy jest naprawdę czasem zdetronizowania Pana Jezusa, czasem dechrystianizacji. Widzimy tego efekty szczególnie w naszych rodzinach, np. niemoralność czy też coraz bardziej kuszący socjalizm. Szczególnie wiele krajów jest obleganych przez islam, widać to mocno na Zachodzie: np. we Francji jest coraz więcej meczetów. Można również zobaczyć w tym ukoronowaniu cierniem naszego Pana Jezusa Chrystusa osoby, które są odpowiedzialne i w kościele, i w społeczeństwie. Mamy dziś do czynienia z ogólnym osłabieniem głów, szefów, żeby nie powiedzieć z ogólnym zepsuciem. Zatrzymajmy się w tym rozważaniu Pana Jezusa, który zadośćuczynił za grzechy głowy. U człowieka głowa jest tym co jest zasadnicze, głowa jest tronem duszy, jest podstawowym organem duszy. To z głowy wychodzą wszystkie nasze myśli, wszystkie nasze czyny. W przypadku Pana Jezusa, który jest jednocześnie doskonałym człowiekiem, poczętym z Ducha Świętego i zjednoczonym w swoim człowieczeństwie z drugą osobą Trójcy Przenajświętszej, głowa jest z pewnością tym co najgodniejsze naszego uwielbienia.
W XIX wieku Pan Jezus zainspirował pewną nauczycielkę angielską, by zapoczątkowała nabożeństwo do Jego Świętej głowy. Nazywała się Teresa Wilson. Pan Jezus ustanowił święto na dzień oktawy Najświętszego Serca Jezusowego. Cytat z Teresy Wilson: „Jestem pogrążona w zadziwieniu i w admiracji gdy rozważam głębię potęgi dobroci i mądrości Bożej, która to wymyśliła i postanowiła tak wiele niesłychanych środków, by móc dowieść swojej miłości nieskończonej i wylać na nas w obfitości swoje najwyborniejsze dary”.
Lecz niestety z naszej głowy nie wychodzą jedynie dobre rzeczy, pogubiliśmy się z tym darem Bożym. Jak wiele złych myśli różnego rodzaju żywiliśmy w naszej głowie! Jest to geneza naszych grzechów głównych i głowa nie jest jedynie winną grzechów wewnętrznych. Cóż nie powiedzieć o grzechach języka; oczu, np. poprzez nieskromne spojrzenia; słuchu, słuchając tego, czego nie powinniśmy usłyszeć lub tez powonienia. A oblicze tej naszej głowy, tak znakomicie przekształca się w maskę, pokazuje pogardę lub też jak wiele kobiet perfumuje się, maluje, przyozdabia ozdobami po to by uwieść. Było więc nie do pomyślenia aby tej ogromnej, wszechmocnej i wszechstronnej męce Pana Jezusa jego głowa nie przeszła również przez swoją pasję. W przypadku ofiary całopalnej, holokaustu, ofiara jest całkowicie zniszczona. Przepowiedział to przecież Duch Święty w proroctwie Izajasza: „Od stopy nogi aż do wierzchu głowy nie ma w Nim nic zdrowego”. Więc po tym jak święte ciało Pana Jezusa zostało dosięgnięte przez bicze, należało również aby Jego głowa odebrała swoją część.
Tymczasem Kościół zgodnie z tradycją daje nam do rozważania tę tajemnicę w stosunku do szczególnego grzechu głowy, czyli do grzechu pychy. Tak więc pycha, jest to zbytnie poważanie samego siebie którym wyolbrzymia się własne zalety i znajduje się w tym upodobanie. Oto kilka nieomylnych znaków tej pychy: lubimy gdy inni składają nam komplementy, tak układamy sprawy, aby inni widzieli, że robiliśmy coś dobrego, chełpimy się ze swojej wiedzy, umiejętności praktycznych, znajomości i wpływów. Przypomnijmy sobie modlitwę faryzeusza w świątyni: „Boże dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie”. I vice versa odczuwa się złość, gdy ktoś nas krytykuje, jeśli ktoś czyni nam uwagi, szuka się usprawiedliwienia, wymówki przynajmniej wewnętrznie. Pycha może nas nawet dosięgnąć w konfesjonale, gdzie może nam zabraknąć odwagi szczerości, aby oskarżyć się z grzechów, gdzie właściwie jesteśmy bardzo zręczni by się oskarżyć nie tracąc przy tym szacunku do siebie. Ta pycha ma często swoje konsekwencje w naszych stosunkach z bliźnimi, co może doprowadzić do grzechu przeciw miłości bliźniego. W jaki sposób? Przez zwyczaj krytykowania wszystkiego, wydawania wyroków o wszystkim, przez upór by bronić własny punkt widzenia. Nie bierze się pod uwagę dobrych rad, woli się działać według własnego widzimisię. Jest się wrażliwym, gdy ktoś zwraca nam uwagę. Niecierpliwość, łatwe wpadanie w gniew w przeciwnościach, często wypowiada się słowa, które ranią. Posłuszeństwo nam ciąży i niezbyt szanuje się przełożonych…
Oczywiście, nikt z nas nie rozpozna się na tej liście. A wszystko to dlatego, że jesteśmy zranieni przez grzech pierworodny, którego pycha jest efektem, jest konsekwencją. Święty Franciszek Salezy mówi, że „miłość własna jest tak bardzo zakorzeniona w człowieku, że opuszcza go dopiero w kwadrans po śmierci”. Jak wiele jest poziomów odruchów pychy: od pierwszego odruchu zranionego przez grzech pierworodny człowieka, aż do pychy duchowej, która zaślepia i sprawia, że żyje się w iluzji, w świecie nierealnym, co wcale nie jest takie rzadkie. Wtedy to upiera się przy swoim, co kończy się oddaleniem od planu Bożego wobec nas. To może doprowadzić do dramatów małżeńskich, dramatów w rodzinie, upadków dusz, również upadków dusz poświęconych. Spośród wszystkich wad, mówi Święty Tomasz z Akwinu, „Pan Bóg najbardziej nie znosi pychy. Pycha jest tym, co nazywa się grzechem głównym, czyli tym, który stoi na czele innych grzechów, który je powoduje”. Pycha ma wiele dziedzin do wypełnienia: zarozumiałość, zazdrość, ambicja, chełpliwość, pogarda dla innych, nieposłuszeństwo, niesprawiedliwość. Lecz należy iść o wiele dalej: pycha jest początkiem każdego grzechu. W rzeczywistości pycha wykorzystuje wszystkie inne grzechy, aby dopiąć swego, a wszystkie inne grzechy żywią pychę i ją podtrzymują. Tak więc jest pycha pierwszym grzechem głównym.
Zobaczmy teraz jakie jest remedium, jakie jest lekarstwo na pychę. Pycha, powiedzieliśmy, jest to nadmierne poważanie samego siebie i dlatego, że jest to coś ponad miarę, jest kłamstwem. Przypisując samemu sobie przymioty których nie mamy, kłamiemy samemu sobie, innym i wreszcie Panu Bogu samemu. Tak więc remedium na pychę jest pokora, czyli dokładna, prawdziwa ocena tego czym jesteśmy naprawdę bo pochodzi z rzeczywistej oceny nas samych. Bycie pokornym oznacza to samo co żyć w prawdzie. „A co masz czegoś nie otrzymał? – mówi święty Paweł – a jeśliś otrzymał, czemu się tym chełpisz jakbyś nie otrzymał?” Kiedy więc rozpatrujemy, co jest nam właściwie zgodne z prawdą, to czego jesteśmy właścicielami a w czym Pan Bóg w żadnej mierze nie uczestniczy, tą rzeczą jest właściwie grzech. Pan Jezus mówił przez usta Ozeasza: „Twoje jest zatracenie, Izraelu, mówi Pan Bóg, tylko we mnie ratunek Twój”.
Oto kilka praktycznych rad abyśmy mogli wzrastać w pokorze i abyśmy mogli wykorzenić własną pychę. Najpierw w stosunku do pochwał: nie wychwalać samego siebie, nie poszukiwać pochwał, nie znajdować pochwałach upodobania. Zaakceptować cierpliwie zasłużone uwagi, zarzuty, które są zasłużone jedynie w części lub całkowicie niezasłużone: po pierwsze, w duchu zadośćuczynienia za wszystkie te urazy, kiedy inni mieli prawo nam coś zarzucić, ale tego nie uczynili, po drugie, w duchu umartwienia się. Wreszcie szczyt doskonałości: autorzy duchowi mówią, że powinno się iść nawet dalej tzn. prosić o łaskę umiłowania upokorzeń w miarę jak to one wyrywają z korzeniami naszą pychę i jednoczoną nas z Panem Jezusem upokorzonym, który upokorzył się aby nas zbawić i aby uchronić się przed pychą duchową. Jakie są te remedia? – modlitwa, spowiedź, rekolekcje.
I zakończmy tę tajemnicę sceną, która nazywa się „Ecce Homo”. Żołnierze wreszcie kończą groteskową zabawę z Panem Jezusem i prowadzą Go do Piłata. Piłat miał nadzieję, że stan do jakiego doprowadziło Pana Jezusa biczowanie, ułagodzi i uspokoi definitywnie tłum. Cytat ze świętego Jana: „Wyszedł więc Piłat z pretorium i powiedział do tłumu: oto wam Go wyprowadzam abyście poznali, że w Nim żadnej winy nie znajduję”. Wyszedł tedy Jezus niosąc cierniową koronę i szaty szkarłatne i rzecze im Piłat: „Oto człowiek”. Natchniony przez Ducha Świętego prorok Izajasz opisał tę scenę jakby był jej świadkiem. Izajasz opisuje uczucie jakie żywiła pewna grupa Żydów stojąca w tłumie w tamtej chwili: „Zdumiało się nad Nim wielu jak niepoczesna jest między ludźmi osoba Jego, a postawa Jego między synami człowieczymi. Nie ma klasy ani piękności, wdzieliśmy Go a nie było na co spojrzeć, wzgardzony i najpodlejszy z mężów, mąż boleści i znający niemoc, a jakby zasłonięto twarz Jego i wzgardzony i za nic Go mieliśmy”. A my tak często jesteśmy nadwrażliwi na nasz wygląd zewnętrzny i na to co inni o nas myślą. Oto co kosztowało naszemu Zbawicielowi nasze śmiechu warte grzechy pychy głowy! Pan Jezus sprawi abyśmy nimi pogardzali i żyli w prawdzie.
IV TAJEMNICA BOLESNA – DŹWIGANIE KRZYŻA
Ta tajemnica obejmuje całą drogę krzyżową. Pokażmy na początku opis wydarzeń. Kiedy Piłat przedstawił Pana Jezusa tłumu po biczowaniu i cierniem ukoronowaniu myślał, że opłakany stan w jakim znajdował się Pan Jezus, wystarczy aby uspokoić Żydów i tym samym Piłat uniknie wydania wyroku śmierci. Lecz podobni dzikim bestiom, które dziczeją jeszcze bardziej na widok krwi, kapłani i słudzy wołali z całych sił, wołali jak czytamy w Ewangelii świętego Jana: „Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj Go, my mamy prawo i według tego prawa musi umrzeć ponieważ uczynił się Synem Bożym”. Piłat przestraszył się na te słowa, tym bardziej że Pan Jezus mimo swego opłakanego stanu zachowywał zadziwiający majestat. Tak więc Piłat za wszelką cenę pragnął uwolnić Pana Jezusa. Sytuacja kompletnie się zmienia.
Wtedy to właśnie natchnieni przez diabła najwyżsi kapłani, przenieśli tę kwestię na niwę polityczną – był to inny sposób aby złapać Piłata w pułapkę. Wtedy to powiedzieli: „Jeśli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem cesarskim, każdy bowiem kto się czyni królem sprzeciwia się cesarzowi”. Odpowiada Piłat zmęczony: „Króla waszego mam ukrzyżować?”. Była to Jego największa niezręczność. Piłat sądził, że uspokoi tłum przez ten ostateczny argument, lecz równało się to z otwartym atakiem. Cierniem ukoronowanie upokorzyło godność królewską Żydów. Żydzi zranieni w ich pysze narodowej widzieli jak przedstawia się im ich króla, ich oswobodziciela, mesjasza zakutego w łańcuch, ośmieszonego i skrępowanego. Tak więc czyżby się pomylili gdy ogłosili Pana Jezusa mesjaszem i królem cztery dni wcześniej w niedzielę palmową? Namówieni przez sługi i kapłanów, którzy przebiegali tłumy na wszystkie strony, Żydzi nie hamowali już wrzasków i nienawiści wobec Pana Jezusa żądając Jego śmierci. Za nic w świecie nie chcieli mieć króla ukoronowanego cierniem. „Nie mamy innego króla niż Cezara”, odpowiedzieli najwyżsi kapłani. Będą tego żałować, ponieważ pewnego dnia Cezar zniszczy Jerozolimę. Co do Piłata, to on przyparty do muru, zapędzony w pułapkę polityczną chcąc zachować swoje stanowisko, zadusił definitywnie swoje sumienie, dochowując miary swego tchórzostwa. Wziął wodę o obmył swoje ręce przed ludem, mówiąc: „Jestem niewinny tej krwi, tego sprawiedliwego” i cały lud odpowiedział: „Niech Jego krew spadnie na nas i na nasze dzieci”.
Następnie Piłat napisał wyrok skazujący Pana Jezusa na ukrzyżowanie. Żołnierze chwytają brutalnie za odzienie, zdejmują z Niego Jego szkarłatny płaszcz, wkładając na Niego Jego żydowskie odzienie. Pozostawiono mu jednak na głowie koronę cierniową, co było dla Niego dodatkowym cierpieniem. Położono na Jego obolałe ramiona krzyż, aby go zaniósł aż na miejsce egzekucji – zgodnie z rzymskim zwyczajem. Krzyż waży mniej więcej 20 kg, co jest bardzo wiele dla kogoś, kto jest tak wycieńczony. Zagłębmy się coraz bardziej w uczucie Pana Jezusa niosącego krzyż. To co się działo w sercu Pana Jezusa kiedy po raz pierwszy Jego oczy utkwiły na drzewie na którym miał umrzeć, jedynie Pan Bóg o tym wie i sam Pan Jezus mógłby nam o tym opowiedzieć. Nadeszła wreszcie ta chwila do której Pan Jezus wzdychał z całej duszy od pierwszej chwili cierpienia. Wtedy to przy swoim wcieleniu powiedział swojemu Ojcu (cytat ze świętego Pawła): „Nie chciałeś ofiary ni daniny ale przygotowałeś mi ciało. Wtedy rzekłem: oto idę – według tego co napisano o mnie abym pełnił, o Boże, wolę Twoją”.
Najpierw można powiedzieć, że ten krzyż był Jego ołtarzem gdzie staje się sam ofiarą za grzechy i gdzie odprawi swoją krwawą i uroczystą Mszę świętą. Ten krzyż był również jego berłem pasterskim, który wskazuje pastwiska i toruje drogę owieczkom. Pan Jezus biorąc swój krzyż staje w rzeczywistości na czele ogromnej procesji, która będzie trwała aż do końca czasów i która zakończy się w niebie, kiedy wypełni się liczba wybranych w niebie. Procesja ta jest procesją tych wszystkich, którzy zrozumieją że droga krzyża jest jedyną drogą, która prowadzi do życia i do chwały wiecznej. Ten krzyż stanie się więc jednocześnie znakiem sprzeciwu, który podzieli ludzkość na dwie części: jedni uwierzą i wezmą krzyż aby iść za Zbawicielem aż do nieba; drudzy – pozostaną obojętni lub nawet będą zwalczać krzyż, co wychodzi na jedno. Cytat ze świętego Mateusza: „Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie”. Krzyż stanie się wtedy okazją upadku dla wielu. Krzyż stanie się, po pierwsze, skandalem dla Żydów, którzy nie zechcą mesjasza tak upokorzonego lecz ich pragnieniem był mesjasz światowy, który sprawi że Żydzi zdobędą świat; krzyż stanie się szaleństwem dla pogan, którzy nie chcą krzyża, ponieważ pragną żyć już teraz na ziemi, z której chcą uczynić raj.
Kontynuujemy opis drogi krzyżowej. Po tym jak Pan Jezus i łotrzy zostali obarczeni krzyżami, wszyscy wyruszają w stronę Kalwarii drogą, która od tamtej pory nazywa się „Via Dolorosa” – droga bolesna. Najpierw zespół wąskich i krętych uliczek, później droga wychodziła z miasta i toczyła się kamienistą ścieżką, aż do Kalwarii. Długość trasy wynosiła około 600 metrów, była mniej więcej godzina 11.00 kiedy rusza orszak. Mając na uwadze stan wycieńczenia Pan Jezus na drogę musiał przeznaczyć trzy kwadranse. Zobaczmy czy jest to czas naszych dróg krzyżowych? Marsz otwierał setnik na koniu. Mając również na uwadze liczny tłum na ulicach w związku ze zbliżającym się świętem paschy, silny orszak żołnierzy otaczał tłum. To bardziej wokół Zbawiciela niż łotrów tłoczyli się żołnierze, faryzeusze i prości ludzie otaczając Go ze wszystkich stron i nacierając na Niego z bliska. Drwiny, obelgi, wyzywania, bluźnierstwa, okrzyki wściekłości rozbrzmiewały bez przerwy podczas drogi i wzrastały coraz bardziej.
Pan Jezus poruszał się krok po kroku, zgięty w pół pod ciężarem krzyża. Lecz Pan Jezus miał cały czas wizję swojego Ojca „twarzą w twarz”. Pan Jezus miał prawo by maszerować jak zwycięzca, ponieważ odnosi właśnie zwycięstwo nad demonem, grzechem i światem. Tak więc był to marsz triumfalny, reprezentuje w tym przypadku każdego grzesznika. Jego krzyż jest ciężki, obciążony grzechami wszystkich ludzi, całej ludzkości, które Pan Jezus przyszedł zadośćuczynić. Łatwo wpadlibyśmy w zniechęcenie w naszych doświadczeniach, jeśli widzielibyśmy Zbawiciela maszerującego z łatwością po tej drodze krzyżowej. „Nie mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć z naszymi słabościami, pisze święty Paweł, lecz doświadczonego we wszystkim podobnie jak my”. Każdy krok sprawiał, że ubranie ocierało się o żywe rany, zwłaszcza belka ciążyła coraz bardziej na ramionach Pana Jezusa, na ramionach dopiero co przeoranych przez biczowanie, jakby chciała się wtopić w ciało. W tym właśnie miejscu na Jego wyszytej sukni coraz bardziej powiększała się ogromna plama krwi.
Tradycja zapamiętała trzy upadki podczas tego bolesnego marszu. Pan Jezus upadał na kolana, padając jak długi i w tym miejscu miażdżony przez krzyż. Całun turyński jasno pokazuje liczne rany w części górnej kolan. Za każdym razem żołnierze brutalnie podnoszą Pana Jezusa bijąc Go przy tym i znieważając, a Pan Jezus kontynuuje swój trudny marsz. Te upadki świętego Ciała Pana Jezusa symbolizowały upadki naszych dusz oraz podniesienia, podźwignięcia jakie Pan Jezus nam wysłużył. Można wyróżnić kilka spotkań na tej drodze: najpierw ze swoją świętą Matką, która stanowiła wraz z Nim jedną ofiarę. Lecz również my stanowimy jedność z Panem. My już od naszego chrztu, stanowiąc jedno ciało mistyczne możemy być pewni, że Matka Boża wyjdzie ku nam w naszych doświadczeniach, ponieważ dla niej jesteśmy równi z Jezusem. Inne spotkanie to z Szymonem z Cyreny zarekwirowanym przez żołnierzy, aby pomógł Panu Jezusowi w niesieniu krzyża, aby Pan Jezus nie umarł w drodze. Szymon Cyrenejczyk jest obrazem dusz, które noszą krzyż za Chrystusem, aby zadośćuczynić za grzechy, zbawić dusze razem z Panem Jezusem. Inne spotkanie to ze świętą Weroniką. Weronika, która przeciskała się przez tłum nie zwracając uwagi na to co ludzie powiedzą, aby położyć swoją chustę na twarzy Zbawiciela, twarzy opuchniętej, zabrudzonej krwią i plwociną. Została za to wynagrodzona, ponieważ święte Oblicze Pana Jezusa odbiło się na jej chuście. Ten gest zachęca nas abyśmy teraz przyszli z pomocą Chrystusowi w Jego cierpiących członkach, np. chorzy, osoby w podeszłym wieku. Wreszcie ostatnie spotkanie z córkami izraelskimi, które były okazją dla Pana Jezusa aby wymówił jedyne słowa podczas tej drogi krzyżowej: „Nie płaczcie nade mną, lecz nad wami i nad waszymi dziećmi”. Rozważanie męki Pańskiej wyda owoce wtedy tylko, jeśli sprawi, że opłakiwać będziemy nasze grzechy, które to były przyczyną cierpień Pana Jezusa. Swoją drogą nabożeństwo drogi krzyżowej jest środkiem najskuteczniejszym, aby otrzymać łaskę skruchy za nasze winy.
Zobaczmy teraz czego się możemy przede wszystkim nauczyć, rozważając czwartą tajemnicę bolesną. Dźwiganie krzyża zachęca nas do rozważania miejsca krzyża w naszym życiu. Na pewno zauważyli Państwo, podczas ceremonii chrztu liczne znaki krzyża czynione przez kapłana nad małym dzieckiem, ważne w stanie gdy dziecko będzie wchodzić w życie chrześcijańskie. „Jeśli kto chce iść za mną – mówi Pan Jezus – niech sam siebie się zaprze i weźmie krzyż swój, a naśladuje mnie”. W rzeczywistości krzyż stanowi sedno życia chrześcijańskiego. Wpierw mamy do czynienia z krzyżem zasadniczym, krzyżem głównym, który jest złożony z wyrzeczeń jakie należy nam uczynić, by być wiernymi Panu Bogu w Jego przykazaniach oraz aby wypełnić wszystkie nasze obowiązki, obowiązki stanu.
Należy zrozumieć, że wskutek grzechu pierworodnego nasza natura nie jest całkowicie zepsuta, lecz jest zraniona, tzn. że jesteśmy z łatwością pociągani przez pokusy tego świata, przez szatana. Bycie na ziemi jest walką. Aby odnieść zwycięstwo musimy umartwić wszystko co jest w nas nieuporządkowane, odrzucić wszystko to co nas odwraca od Pana Jezusa w Jego woli. Lecz przyznajmy w tym dziele naszego uświęcenia, że często jesteśmy bardzo niezręczni, brakuje nam również hojności i szczodrobliwości. Jesteśmy zbytnio uzależnieni od naszej wrażliwości a nader drażliwości, szybko się pysznimy, zbyt przywiązujemy się do własnego zdania. Wtedy to Pan Bóg sam zabiera się do dzieła. Mamy wtedy do czynienia z innym rodzajem krzyży: są to krzyże oczyszczające, które Pan Bóg zsyła lub spuszcza na nas, np. oschłość na modlitwie, aby oderwać nas od pocieszeń zmysłowych. Co jeszcze nas leczy? Upokorzenia, aby umartwić naszą pychę, porażki w przedsięwzięciach, aby nas oderwać od własnej woli. Dobry Pan Bóg jest tutaj winogrodnikiem, który przycina winogrona aby przynosił więcej owoców. Lecz należy dać się przycinać tzn. zaakceptować, zaofiarować doświadczenia aby wniknąć w zamysł Pana Boga co do naszej duszy, plan który jest pełen miłości dla nas.
Tak więc zobaczyliśmy krzyż zasadniczy, następnie krzyż oczyszczający i wreszcie możemy zauważyć krzyż zadośćuczynienia za nasze grzechy. Grzech jest nieuporządkowaniem, które wymaga zadośćuczynienia. Oczywiście Pan Jezus przez swoją ofiarę zadośćuczynił w sposób nieskończony za wszystkie grzechy wszystkich ludzi. Lecz Pan Jezus jako dobry nauczyciel i pedagog chce abyśmy również my wzięli udział w zadośćuczynieniu za nasze grzechy, abyśmy nie zostawili Go samego w noszeniu krzyża. W przeciwnym razie (gdy pozostawimy Pana Jezusa samego), jak mówi Sobór Trydencki, nie będziemy doceniać ciężkości naszych win, nie poprawimy się i będziemy upadać w grzechy coraz cięższe. Wiemy bardzo dobrze, że są trzy dzieła, które zadośćuczynią za grzechy: tymi dziełami są modlitwa, post i jałmużna. Do modlitwy, postu i jałmużny można dodać również przykre doświadczenia, jakie Pan Bóg dozwala lub zsyła w naszym życiu i które powinniśmy ofiarować w jedności z cierpieniami Pana Jezusa, aby zadośćuczynić za wszystkie nasze winy.
Można wyróżnić również czwarty rodzaj krzyży: krzyż odkupieńczy za naszego bliźniego. W rzeczywistości Pan Jezus chce nas uhonorować, dać nam możliwość abyśmy również my zbawiali dusze wraz z Nim, byśmy i my na naszym poziomie byli zbawicielami. Przez miłosierdzie, przez miłość bliźniego stanowimy jedność z bliźnim, tak więc możemy zadośćuczynić na jego miejscu, zamiast niego. Tłumaczy to pewne krzyże, np. ojców, matek rodziny, o których dowiadujemy się, że są np. chorzy i ta choroba jest krzyżem odkupieńczym. Lecz powodem tej choroby jest zbawienie ich dzieci, które w przeciwnym razie nie doszłoby do skutku. To przykre doświadczenie, ale ten krzyż, zjednoczony z cierpieniem Pana Jezusa, będzie być może jedynym środkiem aby cała rodzina mogła się kiedyś pewnego dnia odnaleźć w niebie. Słyszy się również w tradycji katolickiej o wiernych, którzy ofiarują swoje cierpienia, swoją ostateczną chorobę za Kościół, aby wreszcie zakończył się w nim obecny kryzys. To samo dotyczy kapłanów: jest wiele przykładów kapłanów, którzy ofiarują swoje życie, ofiarują ciężkie doświadczenia, nawet ciężkie choroby za zakończenie tego okropnego kryzysu w Kościele. Powinniśmy zrozumieć, że duch ofiary jest nieodłączny od ducha katolickiego. Nie słuchajcie tego świata, który pragnie usunąć krzyż i mówi jedynie o przyjemności, o komforcie, o dobrobycie, o podniesieniu poziomu życia! To wszystko co oferuje nam świat, nie doprowadzi nas do nieba, lecz jedynie krzyż może nas tam doprowadzić. Świat kłamie więc w żywe oczy. Lecz powinniśmy to zrozumieć nie tylko dla nas samych, lecz powinniśmy to przekazać młodszym pokoleniom, w przeciwnym razie życie katolickie, chrześcijańskie zniknie ze świata, zniknie z tej ziemi. Należy nauczyć młode pokolenie, że krzyż nie jest pechem, nie jest niepowodzeniem, nie jest katastrofą. Przeciwnie, krzyż jest skarbem dla chrześcijanina, ponieważ krzyż pozwala nam na zwalczanie pokus, na poprawienie się z naszych wad, pomaga w zadośćuczynieniu za nasze grzechy oraz w zbawieniu naszego bliźniego. W ten sposób nasze krzyże już od teraz przygotowują nam w niebie chwałę i szczęście, jakich nie możemy sobie nawet wyobrazić.
Oczywiście aby to zrozumieć i aby to praktykować, aby wejść w tę tajemnicę należy modlić się, ponieważ jest ona ponad nasze zrozumienie, ponad nasze siły. Należy również przystępować do Komunii świętej, ponieważ krzyż posiada swój sakrament, sakrament krzyża – to najświętsza Eucharystia, Najświętszy Sakrament Ołtarza. W Komunii świętej Pan Jezus przychodzi do nas aby w nas wznieść krzyż. Wtedy to krzyże stają się leciutkie i nasz marsz do nieba jest coraz łatwiejszy. Należy więc nauczyć młodsze pokolenia nie tylko pokierowania nimi w akceptacji krzyży w życiu, jednocząc przykre doświadczenia z krzyżem Pana Jezusa, lecz również należy nakładać na samych siebie niewielkie wyrzeczenia, które pomogą nam zwalczać wady. W ten sposób możemy również otrzymać łaski np. dla chorych, dla tych którzy są doświadczani, czy też nawet w intencji nawrócenia grzesznika. To jest sekret ich szczęścia i wytrwałości, kiedy nas już tutaj nie będzie. Aby wytrwać dzisiaj w tym świecie, należy iść pod prąd, lecz nie można tego uczynić bez ducha ofiarnego, w przeciwnym wypadku zostaniemy porwani przez prąd, który prowadzi w sposób nieunikniony do piekła.
Bardzo ważne, że w rodzinach, gdzie króluje duch ofiarny, nie tylko dzieci staną się wzorowymi chrześcijanami, katolikami przekonanymi, lecz Pan Bóg wybiera sobie spośród nich przyszłe powołania. Jeżeli liczba powołań w tradycji jest niewystarczająca, to dlatego, że zanika duch wyrzeczenia w rodzinie, nawet w tradycji – z powodu presji nowoczesnego świata. Zbyt wielu młodych ludzi nie zadaje sobie nawet pytania, czy zostać kapłanem bądź zakonnikiem, ponieważ jedyną rzeczą o jakiej marzą to zarobić jak najwięcej pieniędzy i korzystać ze wszystkich dogodności i wygód dzisiejszego świata. W tym czasie kapłani wycieńczają się ponieważ są stosunkowo nieliczni w stosunku do wiernych. Świat się rozpada, dusze spadają do piekła i wkrótce nie będzie też kapłanów dla naszych rodzin. Prośmy więc Najświętsze Serce Pana Jezusa i Najświętsze Serce Maryi, aby dały nam zrozumienie tej tajemnicy krzyża. Oni przecież byli tak bardzo zjednoczeni w cierpieniu, a teraz są zjednoczeni w chwale i szczęściu.
V TAJEMNICA BOLESNA – ŚMIERĆ PANA JEZUSA NA KRZYŻU
Zobaczmy teraz jakie są fazy ukrzyżowania Pana Jezusa. Pan Jezus niosąc krzyż na barkach dochodzi do szczytu Kalwarii, żołnierze od razu zdejmują z Niego ten ciężar. Jest około południa. Pan Jezus w pozycji stojącej trzęsie się z gorączki. Przytwierdza się najpierw dwóch łotrów do krzyża. Przychodzi kolej na Pana Jezusa. Na nowo brutalnie zdzierają z Niego ubranie: co do ubrania zewnętrznego było to dość łatwe, lecz tunika jest ściśle przyklejona do ran. To tak jakby zerwać gwałtownie, na żywca opatrunek, który okrywa ranę. Całe Jego ciało jest jedną wielką raną. Każda nitka wełny tego ubrania jest przyklejona do obnażonej powierzchni i kiedy się nią porusza, wyrywa się liczne zakończenia nerwowe, które znajdują się w tym miejscu. Dzisiaj nie uczyniono by tego bez ogólnego znieczulenia. Jedynie boskość Zbawiciela nie pozwoliła na omdlenie z bólu, lecz z drugiej strony, nie odrzuciła tego okropnego bólu.
Oto znowu Pan Jezus nagi przed oczami wielu. Dano Mu wtedy pić wino z mirrą. Pobożne niewiasty jerozolimskie przygotowywały zazwyczaj skazańcom napój, który był przeznaczony do dodania im sił oraz powodował zmniejszenie wrażliwości na ból, wprawiając ich w stan upojenia, zamroczenia. Pan Jezus zanurza jedynie wargi przez wzgląd na niewiasty, które przygotowały ten napój, aby im podziękować za to, lecz nie pije. Pan Jezus zarazem nie chce zaspokoić intensywnego pragnienia, związanego z dużą utratą krwi, oraz jednocześnie nie chce umniejszenia tego bólu przez picie napoju odurzającego, nie chce ulżyć cierpieniom przez wypicie tego napoju. Księga kapłańska Starego Testamentu podaje nam inny powód bardzo głęboki: prawo zabraniało wielkiemu kapłanowi, aby pił jakikolwiek napój upajający, odurzający przed złożeniem ofiary. I nasz Pan jest najwyższym kapłanem, największym kapłanem, składającym najdoskonalszą ofiarę.
Tak więc żołnierze chwytają Pana Jezusa, kładą Go na krzyż, aby Go ukrzyżować. Gwoździe używane przez Rzymian były z żelaza, długie na około 12 cm i szerokie na 8 mm przy głowie. Kiedy gwóźdź wchodził w nadgarstek nacinał nerw pośrodkowy, powodując piekący i gwałtowny ból, ból który promieniował na całe ramię, dochodząc aż do szyi, idąc coraz wyżej aż do mózgu i tam eksplodował jakby wyładowaniem elektrycznym. Pierwsze uderzenie młota zabrzmiało głucho w ciszy, lecz wywołało echo w sercu Maryi. Pan Jezus nie zemdlał. W przeciwieństwie do innych ukrzyżowanych, którzy w tym momencie wyli z bólu, z ust Zbawiciela nie wyszła jakakolwiek skarga mimo okrutnego bólu. Następnie kaci przybijają drugą rękę. Te dwie ręce, które tak często błogosławiły i leczyły chorych, są teraz przybijane do drzewa przez niewdzięczność i nienawiść ludzi wobec Zbawiciela świata. Lecz Pan Jezus odpowiada na nienawiść miłosierdziem, chciał być przygwożdżony z rozciągniętymi ramionami, aby pokazać przez to grzesznikom, że jest zawsze gotów na ich przyjęcie. Kaci kładą teraz stopy na drzewie, stopę lewą na stopie prawej. Te stopy które tak często były zmęczone i zranione idąc w poszukiwaniu dusz. Wchodzi w nie gwóźdź sprawiając, że Pan Jezus cierpi niewyobrażalny ból. Następnie podnosi się krzyż z przygwożdżonym na nim Panem Jezusem, a w Jego oczach widać ustawiczny wyraz bólu. Pan Jezus jest teraz zawieszony między niebem a ziemią.
Zobaczmy teraz, jakie były cierpienia Pana Jezusa na krzyżu. Najpierw z samego czysto fizycznego punktu widzenia, agonia ukrzyżowanych należała do najokrutniejszych. Bardzo szybko pojawiły się skurcze, które zaczynały się od nóg i podchodziły coraz wyżej. Wszystkie mięśnie naprężają się, twardnieją i kurczą, niemożliwe jest ulżenie samemu sobie, całe ciało opanowane jest przez cierpienie. Oddech staje się utrudniony, przyśpieszony a serce bije coraz wolniej. Należy dodać że od biczowania serce i płuca są wzięte jakby w imadło z powodu wysięku płynu do błon je otaczających. Rysy twarzy Pana Jezusa są wyciągnięte, twarz staje się fioletowa. Jego włosy wybielone, splamione krwią spadają głęboko na szyję. Wzmaga się pocenie, co powoduje ogromne pragnienie, zwłaszcza że ciało Pana Jezusa jest odwodnione przez krwawy pot w Ogrójcu, utratę krwi podczas biczowania oraz dlatego, że od wieczora poprzedniego dnia nic nie jadł i nic nie pił. Gardło Pana Jezusa jest wysuszone i rozpalone, kurz klei się do podniebienia, swoją drogą pragnienie jest jedyną męką, która wyrwie skargę z ust ukrzyżowanego.
Lekarze są kategoryczni: jest niemożliwe z punktu widzenia medycyny, aby Pan Jezus mógł pozostać przy życiu przez trzy godziny, w stanie wyczerpania w jakim się znajdował. To dowodzi również w sposób medyczny, że śmierć Pana Jezusa nie była wywołana przez męczarnie, ponieważ normalnie od dawna musiałby już umrzeć. Przez ten czas gdy był na krzyżu Jego boskość Go podtrzymywała, umarł kiedy zechciał, tak jak sam przepowiedział: „Nikt nie bierze duszy mojej ode mnie, ale ja kładę ją sam od siebie”.
Lecz te cierpienia są jedynie szczytem góry lodowej. Zobaczmy teraz cierpienia moralne, które są bez porównania. Po pierwsze: zdruzgotanie na widok wszystkich grzechów całej ludzkości, ta sama wizja która wywołała już krwawy pot w Ogrójcu. Po drugie: przekonanie, że te cierpienia staną się nieużyteczne dla wielu ludzi, jak np. Judasz, który dopiero co się obwiesił, lub jak zły łotr, który wisiał na krzyżu obok Pana Jezusa i znieważał i złorzeczył, oraz tak wielu innych, którzy odrzucą miłosierdzie Boże i wybiorą piekło na wieki. Po trzecie: osamotniony, odrzucony gwałtownie przez własny lud, który przyszedł Zbawić, znieważony przez żołnierzy, opuszczony przez apostołów, którzy wszyscy stracili wiarę, z których jeden zdradził Go za trzydzieści srebrników i jeden z apostołów, święty Piotr zaparł się Go aż trzy razy podczas nocy w której przeraziła Go służąca – Piotr, ten sam który zarzekał się, że jest gotów umrzeć za swego Mistrza. Pod krzyżem stał oczywiście święty Jan, święta Maria Magdalena, lecz zostali oni tu przyprowadzeni przez Matkę Bożą. Już dawno stracili wiarę jak inni, jedynie Dziewica Maryja zachowała wiarę. Lecz obecność Matki Bożej nie jest wcale pocieszeniem dla Pana Jezusa. Jak wielkie musiało być Jego cierpienie na widok swej matki zatopionej w oceanie bólu, widząc swojego syna przybitego do krzyża w tak opłakanym stanie. I wkrótce Pan Jezus rozstanie się z nią powierzając ją świętemu Janowi.
Lecz aby zrozumieć co tak naprawę stało się na Kalwarii, należy iść jeszcze dalej, tzn. wejść jeszcze więcej w duszę ludzką Pana Jezusa. Na krzyżu Pan Jezus jest najwyższym kapłanem całej ludzkości. Zadajmy sobie pytanie: kim zasadniczo jest ta moc? Można powiedzieć, że kapłan jest ambasadorem, rzecznikiem a dokładniej pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi. Kapłan zbliża się do Boga, aby przedstawić Mu modlitwy ludzi, następnie powraca do ludzi aby przekazać Boże błogosławieństwo. Oczywiście jeżeli ambasador, rzecznik jest przyjacielem osoby do której został posłany, jego misja ma wielkie szanse aby się ziścić. Lecz któż mógłby być przyjacielem Pana Boga, któż mógłby być bardziej zjednoczony z Panem Bogiem, jeśli nie nasz Pan Jezus Chrystus, którego ludzka natura złączona jest istotnie z drugą osobą Trójcy Przenajświętszej? Nie może istnieć ściślejsze zjednoczenie z Panem Bogiem. To połączenie człowieka z osobą boską, zjednoczenie hipostatyczne Pana Jezusa czyni Go najwyższym kapłanem ludzkości. Pan Jezus mając dwie natury, Boską i ludzką, jest mostem między boskością a ludzkością, z drugiej strony przez to zjednoczenie Pan Jezus jest nie tylko wolny od grzechu pierworodnego a więc wolny od jakiejkolwiek winy, lecz jest samą świętością nieskończoną i wszystkie Jego czyny są nieskończenie doskonałe. To dlatego jak mówi święty Paweł: „Pan Jezus jest najwyższym kapłanem jakiego było nam trzeba, święty, niewinny, niepokalany, odłączony od grzeszników, wyniesiony nad niebiosa, którego modlitwa wzrusza nieomylnie serce Boże”.
Jakie to modlitwy Pan Jezus jako kapłan przedstawia swojemu Ojcu w imieniu całej ludzkości? Po pierwsze: modlitwy adoracji, uwielbienia. Dla nas modlitwa jest synonimem prośby, wielu ludzi przypomina sobie o modlitwie dopiero wtedy, gdy coś potrzebują, kiedy napotykają na trudności bądź nieszczęście. Gdybyśmy byli nagle przeniesieni przed tron Boży na widok tak wielkiego Majestatu, nie bylibyśmy w stanie uczynić nic poza padnięciem na twarz, uznając Pana Boga jako naszego Stworzyciela, od którego i we wszystkim zależymy. To właśnie była pierwsza modlitwa, pierwsza myśl Pana Jezusa na krzyżu, oddał wtedy swemu Ojcowi przez miłość w swoim imieniu, w imieniu ludzkości i całego stworzenia hołd nieustającego uwielbienia. Następnie uwielbienie prowadzi do dziękczynienia, że Pan Bóg tak wielki, który nie potrzebował nas, wyciągnął nas z nicości aby podzielić się z nami swoim szczęściem. Po drugie: że ludzie okazali mu niewdzięczność i zuchwałość, buntując się przeciwko Niemu i że pomimo to, zamiast nas unicestwić, zesłał nam swojego jedynego Syna aby umarł za nas w męczarniach tak okropnych, aby nas zbawić. Jakiż to znak owej miłości, w który zaledwie można uwierzyć! Widząc to wszystko Pan Jezus ofiaruje swojemu Ojcu nieskończone dziękczynienie. Wtedy to wyrwało się z Jego ust błaganie: „Pragnę, pragnę!” Pragnienie aby zrealizował się ten plan, aby Panu Bogu oddać chwałę i ażeby nas zbawić – po to przyszedł na ziemię i dlatego został przybity do krzyża. Wówczas Pan Jezus wiedząc, że Jego cierpienia zadośćuczynią dokładnie nieskończonej obrazie jaką uczyniliśmy Bogu, złożył samego siebie w ofierze miłości. On jest kapłanem i zarazem hostią, jedyną ofiarą która mogła zbawić świat. Reasumując cztery modlitwy Pana Jezusa na krzyżu: to adoracja, dziękczynienie, błaganie i zadośćuczynienie. Jako że Msza święta odnawia ofiarę krzyżową, tak i również poczwórny jest cel Mszy świętej: adoracja, dziękczynienie, błaganie i zadośćuczynienie.
Ciemności okryły Kalwarię i świat cały, konał Bóg, ludzie byli obojętni, lecz natura okryła się żałobą. Podczas tych trzech godzin na krzyżu Pan Jezus zachowywał ciszę. Cisza ta została przerwana jedynie siedem razy – ostatnie słowa, jakie wypowie Pan Jezus czyniąc z krzyża ambonę, z której będzie nauczał świat. Przez te słowa przebacza swoim katom, otwiera raj dobremu łotrowi, ogłasza swoją Matkę Matką wszystkich ludzi i Jego krew spływająca z ran zrasza świat aby go oczyścić, aby go obmyć z grzechu. Po trzech godzinach, które wydawały się Najświętszej Maryi Pannie trwać wiecznie, po tym jak wszystko się wypełniło, Pan Jezus skłonił głowę i oddał ducha, wydając okrzyk. Umarł z własnej nieprzymuszonej woli, lecz ten krzyk nie był krzykiem lęku czy też rozpaczy, ale był okrzykiem zwycięstwa. Święty Tomasz z Akwinu wyjaśnia: „Przez pasję i śmierć Pana Jezusa na krzyżu zostaliśmy uwolnieni od grzechu, od władzy szatana nad nami, uwolnieni od kary za nasze grzechy i zostaliśmy pojednani z Panem Bogiem oraz bramy raju, które zostały zamknięte po pierwszym grzechu Adama, otworzyły się teraz na nowo”. Na ten okrzyk zwycięstwa Pana Jezusa na krzyżu, odpowiedział w piekle straszliwy wrzask, krzyk wściekłości i rozpaczy diabła, który zrozumiał że został na zawsze pokonany.
Po tym jak Pan Jezus oddał ducha nie pozostało setnikowi nic innego jak otworzenie włócznią Jego serca. Krew i woda, które wypłynęły z Jego serca, Serca Pana Jezusa, są symbolem Kościoła, narodzonego na Kalwarii, oraz sakramentów. To rzeka miłosierdzia i łask, która nie przestanie płynąć aż do skończenia świata dla dusz, które do miłosierdzia Bożego się zbliżą, aby uwolnić się od grzechu i żyć prawdziwym życiem Bożym, jakie Pan Jezus nam ofiarował przez swoją śmierć na krzyżu.
Kilka wniosków praktycznych z tej tajemnicy: po pierwsze, nie ociągajmy się aby często czytać opis męki Pańskiej, który jest w Ewangelii; następnie zauważajmy, że cztery tajemnice Różańca rozgrywają się w Wielki Piątek – czyż nie jest to wyzwanie aby z każdego piątku uczynić dzień pokuty, aby pokazać Panu Jezusowi, że nie jesteśmy obojętni wobec tego co przecierpiał za nas i przez nas? W ten dzień, w piątek można np. na śniadanie zjeść suchy chleb, być może ograniczyć ilość i jakość jedzenia (oczywiście potrawy bezmięsne), można na obiad zjeść „porządny” posiłek, a ograniczyć śniadanie i kolację. W każdym bądź razie dla katolika jest niemożliwe aby spędzić piątek tak samo jak inne dni.
Następnie, ponad wszystko ta piąta tajemnica bolesna jest wezwaniem do pogłębiania tajemnicy Mszy świętej, aby żyć nią coraz bardziej. Pójście na Mszę świętą równa się wejściu na Kalwarię, aby uczestniczyć w ofierze Pana Jezusa za zbawienie świata. Na Mszy świętej dzieje się dokładnie to samo, co na Kalwarii, chociaż w sposób bezkrwawy. Zasadniczy, główny kapłan jest sam nasz Pan Jezus Chrystus. Święci podczas Mszy świętej mieli wizję, jak kapłan znika zostawiając miejsce Panu Jezusowi, który odprawiał Mszę w ornacie. Na Mszy świętej mamy również tą samą ofiarę, Pana Jezusa składającego swemu Ojcu nie jakąś nową ofiarę, lecz tę samą którą złożył na Kalwarii, która jest odnawiana na ołtarzu, aby dziś rozdać jej owoce, owoce tej Mszy. Na każdej Mszy świętej uwielbienie i dziękczynienie są składane Panu Bogu przez Pana Jezusa. Jak wielkie to zadośćuczynienie w porównaniu do obojętności i bluźnierstw tego świata oraz stosunku do naszej oziębłości! A co do nas? W zależności od naszej gorliwości wszystko to, co Pan Jezus wysłużył nam przez swoje cierpienia ponad dwa tysiące lat temu jest teraz rozdawane duszom, aby im pomóc w żalu i zadośćuczynieniu za grzechy. Pan Jezus zanosi swemu Ojcu wszystkie nasze prośby jakie do Niego kierujemy we wszelkich potrzebach duchowych i nawet materialnych. Oczywiście Novus Ordo nie dostarcza tych wszystkich owoców lub też je dostarcza w sposób ograniczony, ponieważ Kalwaria i krzyż są w nowej mszy „wielkim nieobecnym”. Tak więc uczyńmy ze Mszy świętej serce – centrum naszego życia, po pierwsze, przychodząc na Mszę na czas; po drugie, jeśli to możliwe przygotować tekst Mszy wcześniej, poprzez uprzednie czytanie przynajmniej lekcji i ewangelii; po trzecie, zajmując pierwsze ławki jak najbliżej ołtarza, umieszczając w ławkach dzieci aby lepiej widziały; po czwarte, w miarę możliwości uczestniczyć we Mszy świętej w tygodniu, gdy jest to możliwe, gdy nie jesteśmy zbyt daleko, lecz również skupiając wszystkie nasze czynności ku Mszy niedzielnej, ofiarując dobre uczynki, ofiary każdego dnia, wpatrzeni w Mszę niedzielną. Stanie się ona jak duchowy bukiet, który zostanie położony na patenie kapłana obok Pana Jezusa i zostanie ofiarowany z Panem Jezusem swemu Ojcu podczas ofertorium. A co do Komunii świętej, to podczas dziękczynienia, po przyjęciu Komunii świętej, powierzmy Panu Jezusowi cały przyszły tydzień, aby dał nam siłę i łaski konieczne do spełnienia Jego woli aby posuwać się ciągle naprzód ku niebu.
Niech rozważanie tajemnic bolesnych Różańca pomoże nam coraz lepiej zrozumieć miłość jaką Pan Jezus nam okazywał i ciągle okazuje, aby coraz doskonalej odpowiadać miłością na Jego miłość.