Z pewnością Pan Bóg wysłucha Was z wielką szczodrobliwością, a to dlatego, że przyjechaliście tu na rekolekcje. Proszę Państwa o zachowanie ciszy i nie rozmawianie z sobą przez czas trwania rekolekcji. Dlaczego cisza? Pan Bóg do dusz ludzkich mówi w ciszy, tak więc jest to w ramach skupienia, aby te rekolekcje przyniosły właściwe owoce. Proszę zapomnieć o swoich troskach w świecie, o wszystkich pozostawionych problemach, złożyć to Panu Bogu, On się tym wszystkim zajmie. Proszę o wielką szczodrobliwość w czasie tych rekolekcji i korzystać z tego, że jest tu Najświętszy Sakrament, często Go odwiedzać i w skupieniu adorować. Jak już mówiłem w sprawach organizacyjnych, po każdej konferencji udajemy się do kaplicy na skupienie modlitewne nad tym, co usłyszeli Państwo na konferencji. Jeśli wolą Państwo, to mogą np. modlić się w kaplicy lub też w pokoju mieszkalnym, a jeżeli będą Państwo mieli jakąś inspirację w postaci wyrzeczenia, to możecie Państwo ofiarować to Panu Bogu. Np. jutro jest piątek, dzień postny, możecie Państwo poczynić postanowienie związane z postem w postaci ograniczenia posiłku, ograniczenia jego treści czy też wielkości.
Proszę się nie martwić, jeżeli będą się Państwo czuli jakoś nieswojo w czasie trwania tych rekolekcji lub odczuwali jakieś zniechęcenie, ale to diabeł się niepokoi, gdy ktoś bierze udział w rekolekcjach i podsuwa różne pokusy i niepokoje, proszę się tym nie przerażać i nie czekać, ale skontaktować się ze mną lub z O. Wesołkiem. Te rekolekcje są przede wszystkim czasem, w którym należy poznać samego siebie, swoją wadę główną. Z pewnością otrzymacie Państwo odpowiednie światło, co w Państwa życiu należy zmienić. W czasie tych rekolekcji powinniście się Państwo zastanowić, jakie złożycie postanowienie naprawcze na koniec tych rekolekcji. Powierzmy te rekolekcje Matce Bożej Fatimskiej, aby się nami zaopiekowała, tak więc proszę nie czekać i wzywać Ją jak najczęściej.
Tak więc te rekolekcje polegają na przeniknięciu, na wniknięciu w tajemnice Różańca, każdą z nich będę rozwijał, co pozwoli nam wszystkim lepiej odmawiać Różaniec każdego dnia, aby nie odmawiać Go mechanicznie, aby się skupić na jego rozważaniu. W trakcie konferencji mogą Państwo zanotować to, co uważają za ważne.
W swojej książce „Tajemnice Pana Jezusa” abp Lefebvre pisał: „Nasz Pan Jezus Chrystus jest centrum i sercem naszego życia i będzie w nim aż do końca życia. On jest nie tylko naszym liderem, ale naszą przyczyną, siłą naszego uświęcenia, to w Nim odnajdujemy to wszystko, co jest potrzebne do naszego uświęcenia.” Najważniejsza wiedza jaką człowiek może zdobyć tu na ziemi, to wiedza o Panu Jezusie. Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort mówił: „Poznać Pana Jezusa, poznać jasność przedwieczną, to jest wszystko, lecz znać wszystko i nie znać Pana Jezusa, to znaczy nic nie znać.” Jednym ze środków, jakie nam daje Kościół święty poza czytaniem Ewangelii jest rok liturgiczny. Każdego roku Kościół święty celebruje w świątyniach najważniejsze tajemnice życia Pana Jezusa, nie tylko celebruje, ale nam daje łaskę abyśmy je odtwarzali w naszym życiu. Na tym właśnie polega rok liturgiczny od Bożego Narodzenia do Wielkanocy. Objawiając Różaniec święty św. Dominikowi, Matka Boża chciała nam dać prosty środek, abyśmy mogli w pewien sposób przedłużyć podczas naszego dnia, tygodnia tę akcję działania liturgii. Różaniec sukcesywnie odsłania przed naszymi oczami piętnaście tajemnic, najbardziej charakterystycznych z życia Pana Jezusa i te „obrazy” będziemy przeżywać z Matką Bożą. Przez modlitwę „Zdrowaś Maryja”, przez różańce otrzymamy łaski, które pozwolą nam naśladować tajemnice, które będziemy rozważać.
Ojciec Le Grande, mistrz życia wewnętrznego liturgicznego, porównuje Różaniec do ruchu spiralnego, który opisuje drogę, która wije się wężykowato wokół góry aby dotrzeć aż na szczyt. Jakie jest zadanie Różańca? On obraca nas wokół każdej tajemnicy, abyśmy je kontemplowali, rozważali ze wszystkich stron i we wszystkich aspektach. Nie robiąc wciąż na nowo tej drogi naszego tygodnia, każdego roku podnosimy się wciąż wyżej. Począwszy od tajemnic radosnych, aż do tajemnic chwalebnych, Różaniec nas w ten sposób pociąga do drogi z Panem Jezusem, od ziemi, gdzie nastąpiło wcielenie, aż do nieba, gdzie On Króluje dzisiaj, przechodząc przez Krzyż, w tajemnicach radosnych, bolesnych aż do chwalebnych. To rozważanie, które jest zjednoczone z modlitwą „Zdrowaś Maryjo” również i nas podnosi powyżej grzechu, przekształcając nas sukcesywnie w Pana Jezusa.
Oczywiście te tajemnice są niewyczerpane, będzie to tylko zarys, tak że będą mogli Państwo rozważać, rozwijać te rozważania podczas całego życia na ziemi i również podczas życia w niebie, oglądając Pana Boga twarzą w twarz.
TAJEMNICE RADOSNE
I TAJEMNICA RADOSNA – ZWIASTOWANIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNIE
Udajemy się do Palestyny, do Galilei, do Północy Jerozolimy dwa tysiące lat temu, do małego miasteczka, tak bardzo nieznanego, że zostało ono wymienione tylko jeden raz w Starym Testamencie. To miasteczko nazywa się Nazaret. To było 24 marca, zbliżała się właśnie noc, wszyscy spali z wyjątkiem kogoś w małym domku, który przylegał do pewnej skały. Była tam jak pisze św. Łukasz Ewangelista, „Dziewica poślubiona mężowi z domu Dawida, który miał na imię Józef, a imię dziewicy Maryja”. Była bardzo młoda, nie miała nawet piętnastu lat i modliła się. Psalm 44 mówi, że „cała chwała córki króla, jest wewnątrz jej serca (duszy)” i ten stan przypisywany jest całkowicie dziewicy Maryi. Tak więc na początku będziemy rozważać wnętrze duszy Matki Bożej.
Jest dogmatem naszej wiary, że Matka Boża została zabezpieczona od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego od pierwszej chwili jej poczęcia. To właśnie określa tytuł „Niepokalanie Poczęta”. Ten przywilej nie oznacza jedynie czegoś negatywnego, w tym przypadku braku grzechu pierworodnego i jego konsekwencji. Te konsekwencje to tzw. rany które dotykają naszą zmysłowość, inteligencję i wolę i czynią nas wrażliwymi na pokusy. Matka Boża jest ich pozbawiona. Tak więc Niepokalane Poczęcie jest przede wszystkim bogactwem, pełnią łaski uświęcającej od pierwszego momentu, w którym to momencie przewyższała wszystkich Aniołów i wszystkich świętych w niebie.
Papież Pius IX pisał w swojej encyklice, że poza świętością samego Pana Boga, nie można znaleźć, nie można pojąć świętości większej, niż świętość Matki Bożej. Niestety w trybie Soboru Watykańskiego II i później można było usłyszeć, że wszyscy autorzy duchowi przesadzali w czasie wieków mówiąc o Matce Bożej. Lecz nie możemy mówić o przesadzie, ponieważ są to słowa Papieża w encyklice, która zdefiniowała dogmat o Niepokalanym Poczęciu, tak że mamy do czynienia z Magisterium Kościoła, który tak o tym mówi. Nawet liturgia mówi: „Cała jesteś piękna, o Dziewico Maryjo”. Podczas wielu objawień maryjnych, dzieci które widziały Matkę Bożą, wykrzykiwały często: „Jaką piękną Panią widzieliśmy!” Nawet jeżeli dzieci widziały tylko stronę zewnętrzną Matki Bożej, nawet to piękno zewnętrzne było obrazem piękna jej duszy. Powodem, dla którego Trójca Przenajświętsza chciała aby Dziewica Maryja była tak piękna było to, aby stała się Ona Tabernakulum Króla Królów, naszego Pana Jezusa Chrystusa, który miał z niej przyjąć ciało. Tak że możemy z tego przykładu wnioskować jak bardzo jest święty Pan Jezus, że trzeba mu było przygotować tak godne tabernakulum, aby mógł do nas przyjść. Świętość bez miary duszy Matki Bożej kieruje nas do świętości samego Pana Jezusa. Było niemożliwe, aby Pan Jezus przyszedł do tabernakulum, który mógłby być mniej święty.
Moderniści na Soborze Watykańskim II twierdzili, że nabożeństwo do Matki Bożej odciąga nas od nabożeństwa do Pana Jezusa, co objawiało się w tym, że odrzucili wszystkie pobożne praktyki wobec Najświętszej Maryi Panny, być może nie w Polsce, ale w wielu krajach na Zachodzie. Im bardziej będziemy wychwalać Maryję, tym bardziej będzie wzrastał jej Syn. W jednym z objawień Matki Bożej we Francji, Matka Boża powiedziała do tego, któremu się objawiła: „Rozgłaszaj moją chwałę”, a od Soboru Watykańskiego II można powiedzieć, że upokorzono Matkę Bożą, co się w sumie kończy na tuszowaniu boskości samego Pana Jezusa. Często możemy słyszeć o Panu Jezusie, że był to „zwykły człowiek”. Tak więc ekumenizm, którego najgorszym efektem są spotkania w Asyżu, jest przykładem zanegowania boskości Pana Jezusa, ponieważ kładzie się Go na równi z innymi postaciami fałszywych religii.
Zaczynamy od „Fiat” Matki Bożej – czyli „Niech mi się stanie według słowa Tego”. Przypomnijmy sobie, że Pan Bóg nie zbawia nigdy i nikogo bez zgody tej osoby. Pan Bóg nie zbawi nas bez nas, zawsze wymaga naszej współpracy, naszej kooperacji. Dlaczego Pan Bóg wymaga naszej współpracy? Ponieważ święci się nie „wynoszą”. To jest prawdziwa opinia teologów, którzy są zgodni, że w samej chwili poczęcia Najświętsza Maryja Panna, kiedy została ubogacona w sposób cudowny pełnią łaski, otrzymała w sposób mniej cudowny poznanie woli Bożej, aby mogła ją przyjąć, zaakceptować i odpowiedzieć swoje pierwsze „Fiat – Niech mi się stanie” – nawet przed Zwiastowaniem Najświętszej Maryi Pannie. Także można powiedzieć, że chociaż nie wiedziała, że zostanie Matką Bożą, lecz od pierwszej chwili swojego życia zaofiarowała całą siebie Panu Bogu, prosząc Pana Boga, aby uczynił z Nią, cokolwiek mu się spodoba. Począwszy od tego momentu bez przerwy aż do swojej śmierci, zawsze odpowiadała na łaskę Bożą bez żadnego oporu, zasługując w ten sposób aby łaska uświęcająca zawsze w niej wzrastała. Także akceptując łaski, przysposabiała się do przyjęcia następnych łask. Ojciec Le Grande opowiadał, że ten wzrost w łasce nie był jednostajny, ale przyśpieszony, tak jak kamień, który spada na ziemię: im jest bliżej ziemi tym większą osiąga prędkość. Tak samo dusza, która pozwala pociągnąć się Panu Bogu, zbliża się do Niego coraz szybciej. Nigdy do tej pory Trójca Przenajświętsza nie spotkała takiej duszy, która byłaby tak pokorna i posłuszna miłości Bożej, w całym swoim życiu była zawsze posłuszna Panu Bogu, jak Maryja. Ta wierność w każdej chwili życia przygotowywała ją do tego wielkiego dnia zwiastowania, kiedy właściwie miała dać swoje przyzwolenie na ofiarę krzyżową. Ten który jest wierny w małych rzeczach, jest wierny i w wielkich.
Pan Jezus miał przyjść na ziemię jedynie po to, aby cierpieć i zadośćuczynić za nasze grzechy. Dając swoje przyzwolenie na wypełnienie się słowa Bożego w jej łonie w imię całej ludzkości, Maryja dała swoje przyzwolenie na jej odkupienie przez krzyż i przez to swoje przyzwolenie została przyłączona do cierpień Pana Jezusa, które miały nastąpić. To zezwolenie podczas Zwiastowania wprowadzi Matkę Bożą do świata boleści. Także całe jej życie będzie życiem bolesnym, które wzrasta i nie przestało wzrastać aż do śmierci. Serce Maryi stanie się Sercem Niepokalanym i Bolesnym. Matka Boża stanie się Matką Bożą od Siedmiu Boleści. Nastąpił właśnie dzień kiedy niebo miało jej to objawić, ona sama miała spowodować nadejście tego dnia przez swoje modlitwy, ponieważ to Ona sama nie przestawała wzywać Miłosierdzia Bożego, by wreszcie zesłał Zbawiciela na świat. Na tym polegała jej główna modlitwa od momentu, gdy została ofiarowana przez swoich rodziców na służbę do świątyni, począwszy od trzeciego roku życia. Św. Bernardyn ze Sienny mówił, że modlitwa Matki Bożej była ukoronowaniem wszystkich modlitw Sprawiedliwych i Świętych Starego Testamentu, których to modlitwy i prośby nie mogły spowodować przyjścia Pana Jezusa na ziemię.
To był dzień 24 marca, zbliżała się już noc… Przyszedł nareszcie moment kiedy modlitwa pokornej i czystej Dziewicy miała otworzyć tamę Miłosierdzia Bożego, aby to miłosierdzie wylało się na świat. Trójca Przenajświętsza wysłała Archanioła Gabriela do Najświętszej Maryi Panny z największą misją wszechczasów. Po to właśnie mała 15-letnia Dziewica Maryja drży z szacunku i z trwogi przed Archaniołem, który przybrał postać ludzką, aby dał się rozpoznać, którego natura tak bardzo przewyższała jej własną. Lecz Archanioł posłany przez samego Pana Boga w swojej wizji uszczęśliwiającej widzi pełnię łask, która jest bliższa Najświętszej Maryi Pannie, a jej opanowanie jest dla niego podziwem. Jest on przed swoją Królową i klęczy przed nią na ziemi, także jej mówi: „Zdrowaś Maryjo łaski pełna” – są to pierwsze słowa modlitwy „Zdrowaś Maryjo” i Różaniec się rozpoczął. Tak więc autorem pierwszych słów modlitwy jest sam Archanioł Gabriel i ludzie, przynajmniej ci, którzy będą się modlili „Zdrowaś Maryjo”, będą kontynuowali te słowa aż do końca świata.
Przypomnijmy jeszcze sobie przedtem historię ludzkości, dialog między Ewą, pierwszą kobietą, i upadłym aniołem, który objawił się jej w postaci węża, który to był przyczyną naszej zguby. Można powiedzieć, że woda sodowa uderzyła Ewie do głowy, ponieważ usłyszała jak szatan do niej mówił: „Skoro tylko zjesz ten owoc, staniesz się jak Bogowie, znając czym jest dobro i czym jest zło”. Co oznaczają te słowa? Oznaczają to, że człowiek sam będzie decydował co jest dobre, a co jest złe – niezależnie od Pana Boga. Ewa wzięła owoc, dała go Adamowi i cała ludzkość została wtrącona w przepaść nędzy.
Lecz w Nazarecie rozegrała się całkiem nowa scena. Na początku Archanioł Gabriel zaprasza słowami Najświętszą Maryję Pannę do pozostania z Panem Bogiem: „Pan z tobą, Błogosławionaś ty między niewiastami. Oto właśnie poczniesz w swoim łonie i porodzisz Syna, któremu dasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazywany Synem Najwyższego i Pan Bóg da mu tron Dawidowy, i będzie królował wiecznie nad domem Jakuba”. Wtedy Maryja pyta go: „Jak to się stanie, ponieważ nie znam męża?” „Duch Święty zstąpi na ciebie – odpowiedział Archanioł – i moc Najwyższego ocieni Cię”. Na to Maryja Panna odpowiada: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. Maryja przyciągnęła Zbawiciela do siebie, stając się służebnicą, niewolnicą planu Bożego. Skoro tylko zostały wypowiedziane słowa „Fiat – Niech mi się stanie”, druga osoba Trójcy Przenajświętszej – Słowo Boże według planu Bożego przyjęło ciało w łonie Dziewicy Maryi. Po tej chwili nasz Pan Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek zamieszkał między nami. Można powiedzieć, że również Syn Boży powiedział swoje „Fiat – Niech mi się stanie”, i to „Fiat” Syna Bożego zstąpił na ziemię, aby ofiarą z samego siebie na chwałę swojego Ojca i dla zbawienia dusz zjednoczył się natychmiast z „Fiat” Najświętszej Maryi Panny. Dwie wole – Pana Jezusa i Matki Bożej – w ten sposób zjednoczyły się tworząc jedną wolę i od tej pory Serca Pana Jezusa i Matki Bożej są jak jedno serce, otwarte na tę samą misję: wyrwać ludzi od grzechu i przyprowadzić ludzi Panu Bogu, aby cieszyli się razem z Panem Bogiem w chwale.
Przypomnijmy sobie słowa, które słyszeliśmy na początku. Pan Bóg, który stworzył nas bez naszej pomocy, bez nas nie zbawi nas, bez nas, bez naszej pomocy. Musimy wybrać między Ewą i Maryją: Ewa oznacza pychę, miłość własną, niezależność, i to wszystko kończy się zazwyczaj nieczystością, a Maryja oznacza ufność, pokorę, miłość Boga bez granic. Każda chwila, którą nam Pan Bóg daje, jest również obciążona wolą Bożą, której towarzyszy łaska Boża, która nam pozwala wypełnić tę wolę. Za każdym razem, kiedy jednoczymy naszą wolę z wolą Bożą, można powiedzieć, że dokonuje się wcielenie Pana Jezusa Chrystusa w nas. To oznacza, że Pan Jezus narodzi się, będzie wzrastał, osiągnie swoją dojrzałość w nas, w miarę jak będzie z Matką Bożą wzrastało nasze „Fiat”. Lecz dlaczego w naszej duszy tak wiele oporu? Ponieważ do tej pory nie zrozumieliśmy, że plan Pana Boga co do nas jest planem miłości, nawet jeśli jest związany z krzyżem.
Tak więc tajemnica Zwiastowania jest tajemnicą początkową, tajemnicą która coś rozpoczyna, nie tylko ponieważ ona uczyniła, okupiła zbawienie ludzkości, lecz dlatego, że zbawienie wchodzi w nasze życie, w miarę jak odtwarzamy tę tajemnicę w naszym życiu. Dlatego właśnie św. Maksymilian Maria Kolbe miał często przed oczami tę tajemnicę Zwiastowania, którą rozważał bardzo często. Tak więc kiedy recytujemy trzy razy dziennie „Anioł Pański” postarajmy się nie robić tego mechanicznie, myśląc o czymś innym, lecz raczej korzystajmy z tej sposobności, aby za każdym razem poprosić Pana Boga, aby dał nam łaski, abyśmy byli powolni Jego planowi, tak jak Matka Boża. Wtedy to Matka Boża, a razem z nią my, przygarnięci przez Pana Jezusa, przebrniemy przez tajemnice radosne, bolesne i chwalebne życia chrześcijańskiego, aż do celu naszego życia, którego celem jest chwała Boża.
II TAJEMNICA RADOSNA – NAWIEDZENIE ŚWIĘTEJ ELEŻBIETY
Pierwszym prowadzącym te nasze rekolekcje jest nasz Pan Jezus Chrystus, dlatego należy bardzo mocno i bardzo często prosić, aby nam pomógł w tych rekolekcjach. Przez modlitwę otrzymają Państwo dużo światła i siły dla duszy.
Kiedy Archanioł Gabriel oznajmił Matce Bożej, że stanie się Matką Zbawiciela bez utraty dziewictwa, dał jej jako znak, który miał potwierdzić to słowo: „Oto właśnie Elżbieta Twoja krewna poczęła syna swej starości i ten miesiąc jest szóstym, tej którą nazywają niepłodną, ponieważ nie ma nic niemożliwego dla Pana Boga”. Tak więc kontynuuje Ewangelista św. Łukasz, „Maryja wyruszyła pośpiesznie w góry do miasta Judy, wstąpiła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Skoro tylko przybyła Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi i stało się, że dzieciątko w jej łonie skoczyło (dosłownie: poruszyło się)”.
Ta scena jest najpiękniejszą ilustracją miłości bliźniego jaką mamy w doktrynie katolickiej. Miłość względem bliźniego nie jest jakimś nieokreślonym uczuciem sentymentalnym, humanitarnym. Na całym świecie, zwłaszcza świecie Zachodnim, jest dużo zachęt, dużo próśb aby pomóc biednym ludziom np. z krajów Trzeciego Świata. Nie jest to złe samo z siebie lecz to jest pomoc ludzka dosyć uproszczona, ponieważ każdy to może uczynić i nie musi być chrześcijaninem, katolikiem. Jest dobrem pomóc komuś kto jest daleko od nas, ale często zapominamy o naszym sąsiedzie, o kimś kto jest bardzo blisko i jest potrzebujący, cierpi w szpitalu, nikt go nie nawiedza, nikt mu nie pomaga. Także dzisiaj promuje się zwłaszcza w Kościele posoborowym przykład Matki Teresy, która wraz ze swoimi siostrami zbierała na ulicach Kalkuty umierające dzieci. Sama w sobie ta czynność jest dobra, ale też trzeba znać intencje Matki Teresy: nigdy nie miała intencji ażeby nawrócić lub wychować te dzieci w duchu chrześcijańskim. Jej hasło to: „pomóc hindusom żeby byli lepszymi hindusami, muzułmanom by byli lepszymi muzułmanami”. Jest to karykatura miłosierdzia, miłości bliźniego!
Zapytajmy się więc czym jest prawdziwa miłość bliźniego? Miłość bliźniego jest miłością Pana Jezusa, która rozlewa się na naszych braci, aby ich prowadzić do Pana Boga. Jak mówi Św. Tomasz z Akwinu: „Powodem miłowania bliźniego jest Pan Bóg, jako że w bliźnim powinniśmy miłować bycie w Bogu”. Oznacza to, że Pan Bóg stawia nas na drodze innych, abyśmy przez nasze miłosierdzie prowadzili ich do Pana Boga. Na przykład małżeństwo: największym pragnieniem męża, żony powinno być to, aby współmałżonek przybliżał się coraz bardziej do Pana Jezusa. Połączona rola obojga małżonków powinna polegać na tym, aby ich dzieci stawały się coraz lepszymi chrześcijanami. To jest właściwie prawdziwa miłość chrześcijańska!
Miłość względem bliźniego można rozpatrywać z dwóch punktów widzenia: pierwszy negatywny, drugi pozytywny. Aspekt negatywny jest to walka wewnętrzna jaką musimy prowadzić przeciwko wadom, które zabijają w nas miłość bliźniego i które niszczą dobrą reputację bliźniego, w szczególności niesprawiedliwe sądy i obmowa, o czym często zapominamy w naszych spowiedziach i często nawet jeśli się wyspowiadamy, zapominamy aby naprawić szkodę jaką wyrządziliśmy. Aspekt pozytywny: należy patrzeć na naszego bliźniego w świetle wiary, wiara powinna przekształcić nasz sposób widzenia wszystkiego, tak więc musimy widzieć wszystko pod kątem dogmatów w jakie wierzymy. Widzieć w bliźnim duszę za którą nasz Pan Jezus Chrystus przelał swoją Krew. W ten sposób wady naszego bliźniego, które nazbyt często nas denerwują, stają się drugorzędne. Wiara czyni to, że wychodzimy ponad wadę bliźniego, rozważając w bliźnim tę duszę, która została odkupiona przez Pana Jezusa, i często nawet to co tak bardzo nas denerwuje w bliźnim, to nie są przewinienia w oczach samego Pana Boga.
Niecierpliwość w naszym życiu, to raczej wady temperamentu i charakteru które nie były obce nawet Świętym. Pan Bóg sam zezwolił, aby nawet Świeci posiadali wady temperamentu, aby ich ćwiczyć w miłości wobec innych. Tak że nie naśladujmy faryzeusza, który wychwalał samego siebie a pogardzał celnikiem, gdy widzimy naszego bliźniego, który czyni coś złego, przypomnijmy sobie kilka słów z Pisma Świętego z Ewangelii według św. Łukasza: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. „Dlaczego widzisz źdźbło w oku swojego brata, a nie postrzegasz belki, która jest w Twoim oku?” I z listu św. Pawła do Koryntian: „Kto mniema, że stoi niech baczy żeby nie upadł”. Tak więc zamiast myśleć źle o bliźnim, starajmy się raczej spędzić nasze życie czyniąc dobro wokół nas i praktykując miłość bliźniego.
Św. Tomasz z Akwinu uczy nas, że miłość posiada trzy odruchy, trzy reakcje: 1. wznosi się ponad siebie, 2. ofiaruje się, 3. jednoczy ze sobą, aby później jednoczyć z naszym Panem Bogiem. Sam Pan Jezus dał nam przykład: 1. Przyszedł na ziemię, 2. ofiarował się za nas umierając na krzyżu i przez to 3. zjednoczył nas samych z sobą, aby w ten sposób zjednoczyć nas ze swoim Ojcem i całą Trójcą Świętą. Nie zapominajmy, że zbawił nas, a jesteśmy Jego nieprzyjaciółmi przez grzech, tak że miłość bliźniego rozciąga się aż do miłości wrodzonej. Niekoniecznie chodzi o miłość zmysłową albo naturalną, lecz raczej o miłość dusz, aby pragnąć i dla nich zbawienia.
Teraz zobaczymy jak w tajemnicy Nawiedzenia św. Elżbiety Matka Boża zaraz po Panu Jezusie jest przykładem doskonałej miłości bliźniego, oczywiście w przypadku Matki Bożej nie można mówić o niesprawiedliwych sądach ani o obmowie. W ludziach tkwią dusze, które mają być zbawione przez Pana Jezusa, ze względu na zjednoczenie z wolą Pana Jezusa w tej wielkiej misji. Zobaczymy teraz trzy reakcje Matki Bożej, przypomnijmy, że: 1. po pierwsze miłość wychodzi z samej siebie, w tym przypadku z samej Matki Bożej; 2. po drugie, zwróćmy uwagę, że Archanioł Gabriel nie prosił, wyraźnie nie wymagał, aby Matka Boża udała się z wizytą do Elżbiety, lecz skoro tylko Matka Boża dowiedziała się, że jej kuzynka w podeszłym wieku była w szóstym miesiącu ciąży, która była zmęczona i potrzebowała pomocy, to wystarczyło Matce Bożej aby ruszyć w drogę bez czekania. Jednakże zauważmy, że dopiero co „Słowo Boże” wcieliło się w jej łonie, i Matka Boża mogła wymagać kilku chwil, aby spokojnie rozważać nad tą tajemnicą, która się w niej dokonała, nad wielką misją Zbawiciela, która stała się również jej misją. Całe jej życie miało się zmienić, lecz nie, kiedy jej krewna jest w potrzebie, należy ją nawiedzić! Miłosierdzie nie czeka, Matka Boża zapomina o sobie, aby pomyśleć i dopomóc swojej kuzynce. Jeżeli ona zareagowała w ten sposób, to dlatego również Matka Boża potrafiła się postawić w miejscu innych. Wniosek: jest to jedna z cech miłosierdzia czyli postawienie się na miejscu naszego bliźniego, aby wiedzieć co należy uczynić. Dlatego trzeba wyjść, trzeba opuścić „starego człowieka” egoistę, swoją drogą. Będąc młodszą od swojej kuzynki, Matka Boża przyszła jej z pomocą. Tak że Królowa Nieba uczy nas czci, szacunku i służby osobom, które są starsze od nas.
Następna reakcja: miłość, miłosierdzie ofiarowuje się. To jest bardzo ważna kwestia, wiele problemów z niej wynika szczególnie dzisiaj i szczególnie w rodzinach, ponieważ zapomina się o duchu ofiary. Ma się problem, ażeby znosić się nawzajem, ażeby tolerować innych, dlatego wszystko się rozpada jak to widzimy dosyć często i coraz częściej. Dom Elżbiety znajduje się w kraju najbardziej górzystym, w kraju pokolenia Judy. Należało wykonać pięć dni długiego marszu aby tam dotrzeć. Matka Boża się nie zawahała. Św. Łukasz Ewangelista precyzuje, że „wyruszyła pośpiesznie” i po dotarciu na miejsce celem Matki Bożej nie było spędzenie kilku dni lekkich wakacji, lecz raczej poddanie się przez okres trzech miesięcy ciężkiej pracy, czyli pracy w domu i na gospodarstwie, aby całkowicie ulżyć w trudzie swojej kuzynce. Nie zapominajmy, że była to dziewczyna piętnastoletnia, wiek dosyć młody aby zająć się utrzymaniem całego domu. Nawet kiedy św. Elżbieta wyda na świat Jana Chrzciciela, Matka Boża nie skorzysta ze święta, które jest zawsze organizowane podczas obrzezania dziecka. W tym momencie będzie ona w drodze powrotnej do Nazaretu, chce pozostać dyskretna i jakoby „usunięta na bok”. Elżbieta podziękowała Jej duchowo, tak więc Matka Boża nie szuka u ludzi podziękowania bądź zapłaty. Tak jak Pan Jezus powiedział: „Niech twoja lewa ręka nie wie co czyni prawa”. Podczas kiedy wszyscy będą dobrze się bawić na tym święcie, Matka Boża będzie w trakcie marszu, sama w górach, śpiesząc się, bo wie, że w domu w Nazarecie czeka na nią św. Józef.
Przypominam pierwszy ruch: miłosierdzie wychodzi z siebie, i drugi: miłosierdzie ofiaruje się, wreszcie trzeci: miłosierdzie jednoczy ze sobą, aby zjednoczyć z Panem Bogiem. Oczywiście Matka Boża nie złożyła wizyty Elżbiecie, aby jej wyświadczyć usługę czysto materialną. Począwszy od wizyty Archanioła Gabriela nosi przecież pod swoim sercem Pana Jezusa. Tak więc przynosi ona Pana Jezusa do domu Zachariasza i Elżbiety, a powodem jej pośpiechu było to, że ktoś w jej łonie bardziej się śpieszył niż ona sama, śpieszył się aby „dać się ludziom”. Pan Jezus nie przyszedł po to aby być zamkniętym i pilnowanym lecz po to aby się oddać. Cytat z „Życia zakonnika Luidora Kartuza”: „Pan Jezus był w gruncie rzeczy początkiem i przyczyną pośpiechu Matki Boże, śpieszył się żeby uświęcać swojego poprzednika przez tę ukrytą obecność”.
Maryja była posłuszna Synowi Bożemu, którego nosi w swoim łonie, ona ruszyła w góry pośpiesznie, ciesząc się z wieści, którą Anioł jej przepowiedział, pragnąc wyświadczyć rodzinną przysługę swojej krewnej. Można więc śmiało twierdzić, że nawiedzenie św. Elżbiety przez Matkę Bożą było pierwszym zewnętrznym owocem, jakby promieniowaniem słonecznym wizyty samego Pana Boga, wizyty którą złożył światu podczas swojego wcielenia. Pierwszy krok jaki chciał uczynić nasz Boski Gość na tej ziemi, pierwsze dobro jakie chciał uczynić ludziom, to wszystko chciał uczynić przez Maryję. Z Ewangelii wdług św. Łukasza: „Oto bowiem kiedy zabrzmiał głos pozdrowienia Twego w uszach moich, skoczyło z radości dzieciątko w łonie moim”. Jeśli jej dzieciątko skoczyło z radości, to dlatego, że było dotknięte łaską, oczyszczone z grzechu pierworodnego na głos Maryi. Widzieliśmy więc potęgę modlitwy Matki Bożej, która sprawiła, że Zbawiciel zstąpił na ziemię, co nazywać możemy pośrednictwem wznoszącym, wstępującym Matki Bożej. Są to prośby które wznoszą się z jej Serca, aby wyjednać nam zbawienie. W naszym przypadku, przypadku Nawiedzenia św. Elżbiety mamy do czynienia z pośrednictwem zstępującym. Oczywiście, Matka Boża jest przyczyną łaski w duszach w sposób podporządkowany Panu Jezusowi, którego jest ona instrumentem, narzędziem. Św. Elżbieta dotknięta, poruszona łaską chwali Matkę Bożą, która to odsyła chwałę Panu Bogu nie zatrzymując jej dla siebie w swoim Magnificat.
Wyciągnijmy kilka lekcji dla nas samych: Nawiedzenie św. Elżbiety jest modelem wszelkich odwiedzin chrześcijańskich, katolickich. Matka Boża nosiła w swoim łonie samego Zbawiciela i tegoż właśnie Zbawiciela przynosi do domu Elżbiety i Zachariasza. Chrześcijanin, katolik, który otrzymuje Pana Jezusa w Komunii świętej, którego to komunia przekształca w samego Chrystusa, musi również zanosić Pana Jezusa innym ludziom. Np. czynimy to, gdy jesteśmy zobowiązani czynić jakieś dobro wokół nas. To właśnie Kościół nazywa dziełami miłosierdzia, które dzielą się na dwie kategorie:
1. uczynki miłosierdzia względem ciała, które polegają na ulżeniu Panu Jezusowi w swoich cierpiących członkach. Można wyróżnić siedem uczynków względem ciała: głodnych nakarmić; spragnionych napoić; nagich przyodziać; podróżnych w dom przyjąć; uwięzionych nawiedzić; wykupywać tych co są w niewoli (dotyczy to głównie czasów, kiedy muzułmanie kultywowali niewolnictwo); umarłych pogrzebać. To wyliczanie wszystkich dzieł można przyrównać do litanii dobrodziejstw jakie Kościół święty przyniósł ludzkości w ciągu dwudziestu wieków. Dzięki okoliczności życia oraz cnoty roztropności będziemy wiedzieć co powinniśmy w danym przypadku uczynić. Oczywiście obyśmy mieli do czynienia z prawdziwą miłością bliźniego, miłością chrześcijańską, należy to czynić dla Pana Jezusa, czyli widzieć Pana Jezusa poprzez ludzi, biednych grzeszników, którym pomagamy. Lecz to dzieło miłosierdzia względem bliźniego nie jest celem samym w sobie, w przeciwnym przypadku jest to zwykły humanitaryzm. Człowiek nie składa się jedynie z ciała. W jaki sposób można troszczyć się o potrzeby cielesne, doczesne jakiejś osoby nie myśląc o tym, że ta osoba ma duszę wieczną, duszę nieśmiertelną, która jest stworzona dla nieba i nie chcieć jej tam doprowadzić?
2. Dlatego właśnie są również dzieła miłosierdzia co do duszy. Są to różne uczynki przez które możemy działać bezpośrednio na duszę. Po pierwsze, co jest najważniejsze, polega to na tym, aby pouczać nieumiejętnych, jako że wiara jest fundamentem naszego Zbawienia. Największym dobrem, jakie możemy uczynić jest danie komuś wiary, nawrócenie kogoś. W jaki sposób to uczynić ? Np. pożyczając komuś katechizm, jakąś dobrą książkę, zapraszając na konferencję itp. Można to nazwać miłosierdziem prawym. Zadajmy sobie więc pytanie: czy jesteśmy apostołami prawdy? Lecz oprócz tego dzieła miłosierdzia względem duszy, są również inne: wątpiącym dobrze radzić; strapionych pocieszać; grzeszących upominać z roztropnością. Czynić dobrze oznacza nie zawsze czynić komuś przyjemność, należ o tym pamiętać szczególnie w edukacji dzieci. Dalej: chętnie darować urazy; znosić cierpliwie krzywdę. Jest rzeczą całkowicie normalną, że miłosierdzie tego wymaga. Zło, które uczyniliśmy Panu Jezusowi przez nasze grzechy, cierpienia fizyczne i moralne jakich doświadczyliśmy są bezspornie nie do porównania z jakimś złem, które inni ludzie czynią nam. Mimo wszystko Pan Jezus zawsze gotów jest nam przebaczyć, lecz Pan Jezus stawia jeden warunek, abyśmy zaczęli najpierw od przebaczania tym, którzy są naszymi winowajcami. O tym mówimy każdego dnia w „Ojcze nasz”: „Przebacz nam nasze grzechy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Katolik powinien nie tylko łatwo przebaczać, ale również prosić o przebaczenie – to bardzo ważne w obcowaniu z innymi. Wreszcie siódme dzieło miłosierdzia względem duszy polega na tym aby modlić się za żywych i umarłych. Modlitwa jest wielkim dobrem, jakie możemy uczynić ludziom, w przypadku umarłych jak i żyjących możemy zamówić Mszę w ich intencji.
Wszystkie te dzieła, wszystkie te akcje są nawiedzeniem Pana Jezusa, jakie On czyni przez nas naszemu bliźniemu. Tak że odnajdujemy ruch, potrójną akcję, która charakteryzuje miłość, której doskonałymi przykładami byli Pan Jezus i Matka Boża, aby wypełnić dzieła miłosierdzia co do ciała i co do duszy: wyjść z siebie; ofiarować siebie; jednoczyć z sobą aby później zjednoczyć z Panem Jezusem.
Zobaczmy teraz, jaka jest nagroda za miłosierdzie. Tą nagrodą jest życie wieczne: „Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie mieć miłość wzajemną” (Jan). Tak więc jeżeli będziemy praktykować tą prawdziwą miłość nadprzyrodzoną wobec bliźniego, na sądzie ostatecznym usłyszymy z ust Pana Jezusa następujące słowa z Ewangelii według św. Mateusza: „Za każdym razem kiedy cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście samemu uczynili. Pójdźcie błogosławieni Ojca mego, posiądźcie Królestwo zgotowane od założenia świata”. Prośmy więc Matkę Bożą by pociągnęła nas swym przykładem, byśmy i my pewnego dnia mogli usłyszeć te słowa Pana Jezusa.
III TAJEMNICA RADOSNA – NARODZENIE PANA JEZUSA
Przechodzimy do trzeciej tajemnicy radosnej: Narodzenie Pana Jezusa. Ta tajemnica ma swoją preambułę, swój wstęp, którą możemy nazwać pasją, męką św. Józefa. W swej nieskończonej mądrości Trójca Przenajświętsza odwiecznie zadecydowała, aby nas zbawić przez krzyż. Należało więc aby Matka Boża wraz ze św. Józefem, którzy mieli być przyłączeni do planu Bożego w sposób szczególny, byli skonfrontowani z tajemnicą krzyża. Widzieliśmy, że Matka Boża podczas zwiastowania anielskiego, kiedy odpowiedziała swoje „Fiat – Niech mi się stanie”, zawczasu odpowiedziała swoje „Fiat” na wszystkie cierpienia współ odkupieńcze, które miały stanowić istotę Jej życia. A co miało się stać ze św. Józefem?
Święty Józef w planie Bożym miał być przeznaczony jako opiekun dziewictwa Najświętszej Maryi Panny i jako żywiciel Pana Jezusa. Pierwsze ważne spotkanie św. Józefa z krzyżem miało miejsce po epizodzie nawiedzenia. Jakież było jego zdumienie odnajdując Matkę Bożą po trzech miesiącach jej nieobecności i widząc ją w stanie błogosławionym! Przecież byli poślubieni sobie i mieli między sobą obietnicę dziewictwa, tak więc co się stało? Matka Boża nie mogła nic powiedzieć, to nie należało do niej aby objawiać tę tajemnicę, która w niej się dokonała. Jest to dobry przykład dla nas, którzy jesteśmy zbyt pochopni, zbyt szybcy mówić o czymś, wyjawić naszą tajemnicę. Matka Boża cierpiała więc, widząc cierpienie św. Józefa, czego nie mogła powstrzymać. Czasem wypełniając wolę Bożą, trafia się, że cierpią inni, ci których kochamy. To doświadczenie było bardzo ciężkie dla św. Józefa. Św. Jan Chryzostom mówi: „Było to jak miecz obosieczny, który rozdzielił serce Józefa od serca Maryi”. Św. Józef już wewnątrz zdecydował o odesłaniu Matki Bożej. W planie Opatrzności Bożej św. Józef miał najpierw wyrzec się przywilejów by być małżonkiem św. Dziewicy, aby później zasłużyć na jej otrzymanie w małżeństwie jako małżonek.
W naszym życiu często Pan Bóg prosi nas o coś, wymaga od nas czegoś abyśmy się tego wyrzekli dla Niego, wyrzekli się tego co najbardziej lubujemy, aby oddać nam to później, po tym jak uczyniliśmy z tego ofiarę. Pewni pisarze Kościoła sądzili nawet, że św. Józef podejrzewał Matkę Bożą, że popełniła cudzołóstwo i przez delikatność wobec niej, nie chcąc aby była osądzona, miałby postanowić by jej się potajemnie wyrzec. Lecz Kościół święty w swojej liturgii wolał zachować opinię św. Hieronima: „Józef znając wierność Maryi i podziwiając to co się wydarzyło, zakrył ciszą tajemnicę, której nie mógł ogarnąć”. Tak więc św. Józefowi obce było wszelkie podejrzenie co do Matki Bożej, którą tak dobrze znał, i jeśli zamierzał usunąć się na bok, to tylko dlatego, że czuł się źle w obecności wydarzenia Bożego, którego nie rozumiał i którego czuł się niegodnym. Pan Bóg chcąc jednak zrealizować swój plan wysłał Anioła do św. Józefa gdy ten spał, aby on nie oddalał Maryi. Cytat ze św. Mateusza: „Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć Maryi małżonki swojej, albowiem to co się w niej poczęło z Ducha Świętego jest. Porodzi zaś syna i nazwiesz Jego imię Jezus, albowiem On zbawi lud swój od ich grzechów”.
Zobaczymy teraz opis narodzenia Bożego. Józef i Maryja mieszkają teraz w Nazarecie, mają miejsce przygotowania do narodzenia. Tymczasem według przepowiedni Micheasza, narodzenie miało mieć miejsce w Betlejem a nie w Nazarecie: „A ty Betlejem, co prawda malutkie jesteś między tysiącami judzkimi, z ciebie mi wyjdzie ten, który będzie panującym w Izraelu”. Lecz nie należało ani do Matki Bożej ani do św. Józefa wyprzedzanie Bożej Opatrzności. Mieli Oni jedynie współdziałać z planem Bożym, a nie być jego sprawcami. Czekali więc z wiarą, cierpliwie i z ufnością, aż Bóg sam zacznie działać. W samej rzeczy wydarzenia potoczyły się dosyć szybko. Szybko doszły wieści, że Cesarz August wydał edykt, aby spisać ludność swojego cesarstwa, imperium. Ta decyzja zainspirowana była jedynie pychą Cesarza Augusta, aby policzyć ludzi, którzy są pod jego panowaniem. Każdy więc musiał dać się spisać w swoim mieście rodzinnym. Św. Józef będąc z rodu Dawida z Betlejem, musiał dać się spisać w tej osadzie, aby przepowiednia, która zapowiadała narodzenie Zbawiciela mogła się wypełnić. Cesarz August nie myśląc nawet o tym współpracował z planem Bożym. Przykład ten obrazuje, że rządzący tym światem są w ręku Boga. To On rządzi tym światem posługując się nawet złem, które rządzący czynią, aby wyciągnąć z tego jakieś większe dobro.
Między Nazaretem a Betlejem jest około 165 km lichej drogi. Proszę sobie wyobrazić, czym była taka podróż dla szesnastoletniej panienki, której czas rozwiązania był bliski. Było to pewnej zimy, wiemy też, że św. Józef wystarał się dla Matki Bożej o osiołka, na którym mogła usiąść i podróżować, lecz to nie był wielki komfort. Liczni podróżni, którzy mijali na swojej drodze Matkę Bożą i św. Józefa, być może złorzeczyli na edykt cesarski, który zmuszał ich do podróży w tę porę roku. Podróżni nie domyślali się nawet, że cały świat został poruszony dla tej jednej pary, którą mijali: oczywiście nie wiedzieli jaki skarb Maryja nosiła w swoim łonie.
Podczas gdy Maryja i Józef wędrują z trudem, skierujmy nasz wzrok na Betlejem, aby zobaczyć jak to miasto Dawidowe przygotowuje się na narodziny swojego Zbawiciela. Powinno być to miasto na bieżąco, ponieważ Micheasz zapowiedział ten fakt przed ośmioma wiekami, a proroctwo Daniela wskazuje, że ten wielki dzień jest już bliski. Zajrzyjmy najpierw do gospody, która jest centrum aktywności, działalności miasteczka, bez porównania z dzisiejszymi nowoczesnymi hotelami. W Betlejem była tylko jedna gospoda, która można przyrównać do miejsca postoju, był to rodzaj wielkiego kwadratowego dziedzińca z dachem na cztery strony, gdzie ludzie tłoczyli się razem ze zwierzętami. Na środku rozpalano ogień, aby można było na nim coś ugotować i ogrzać się, spało się zawinięty w koc. W każdym bądź razie dla gospodarza wielkich trudności przysparzał tłum, był to więc dla niego dobry interes. To pierwsze święto Bożego Narodzenia będzie dla tego gospodarza wielkim interesem handlowym, podobnie jak dzisiaj Boże Narodzenie jest wielkim interesem w naszym świecie. W tym świecie Zbawiciel jest wielkim nieobecnym.
Nieco dalej w polu, w ciszy pasterze pilnowali swoich stad. Byli oni ubodzy i czuwali w ciszy. Stanowili tę resztkę w Izraelu, która zachowała wiarę w obietnicę Zbawienia. Znacie Państwo ciąg dalszy: Józef i Maryja przybywając do Betlejem otrzymują w gospodzie odpowiedź, że nie ma tu dla was miejsca, idźcie gdzie indziej. Ofiarując to upokorzenie, kierują się na południe gdzie znajdują się osady, groty wydrążone w piaskowcu, które służyły jako schronienie dla pasterzy i ich stad podczas nocy i podczas burzy. Zakwaterowali się w jednej z nich, aby spędzić tam noc. To tu w tym skromnym miejscu, nocą tuż po północy, Król i Zbawiciel Świata ukarze się po raz pierwszy ludziom. Jak promień słoneczny przechodzi przez szkło nie łamiąc go, tak samo Syn Boży opuści w sposób cudowny łono Matki Najświętszej, nie naruszając jej dziewictwa. Matka Boża i św. Józef adorują Pana Jezusa w ciszy, następnie Dziewica Maryja owija dzieciątko w pieluszki. Był tam żłób na jęczmień dla zwierząt, więc Matka Boża złożyła tam dzieciątko.
Zobaczmy ten przykład dla nas, przykład jaki możemy wyciągnąć z tej tajemnicy. Jest to duch ubóstwa. Czyż nie jest to zadziwiające, że Król Świata, wszystkich nacji i całej ziemi przychodzi na świat w takim ubóstwie? Później, kiedy na Górze Błogosławieństw objawi nowe prawo, które przyniósł ludziom, ubóstwo postawi na pierwszym miejscu mówiąc: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie”. Duch ubóstwa po pierwsze polega na oderwaniu się od dóbr materialnych. W pierwotnym znaczeniu nie oznacza to, że dobra materialne są złe same z siebie, lecz my musimy oderwać od nich swoje serce. One są jedynie środkiem, którego potrzebujemy, aby żyć godnie, co nam pozwoli na pracę nad naszym zbawieniem. Te dobra materialne nie są celem naszego życia. Otóż żyjemy w epoce bardzo niebezpiecznej, niż moglibyśmy nawet sądzić. Dzisiaj mamy do czynienia ze wzrostem dóbr materialnych, co może stanowić zagrożenie jak nigdy dotąd. Jesteśmy bez przerwy pobudzani by podnieść nasz komfort, nasz dobrobyt. Znamy dobrze witryny wystawowe, reklamy i półki supermarketów, które proponują nam zakup jakiegoś towaru lub gadżetu, które mają zmienić nasze życie. Niestety nawet ludzie Kościoła dzisiejszej hierarchii nie pomagają nam w tym, rzadko mówią o niebie, szukają raczej nieba na ziemi, chcą uczynić ziemię lepszą, łatwiejszą. Mówi się często o sprawiedliwości i pokoju, o współpracy religii. Niestety nikt nie sprzeciwia się potopowi dóbr materialnych. Lecz miejmy się na baczności, ponieważ wszystkie te reklamy, które niezmiernie przyciągają naszą zranioną naturę działają w ten sposób, że jeżeli nie będziemy uważać, te dobra materialne powoli zawładną całym naszym sercem. Stąd ryzyko, że jeżeli będziemy zaniedbywać coraz bardziej kontakt z Panem Bogiem, stracimy dla siebie prawdziwe bogactwo, ponieważ to ono zapewni nam wieczne szczęście w niebie.
„Żaden sługa nie może dwóm Panom służyć – mówi Pan Jezus w Ewangelii wg św. Łukasza – albo jednego będzie miał w nienawiści a drugiego będzie miłował, albo z jednym trzymać będzie a drugim wzgardzi. Nie można służyć Bogu i mamonie”. Katolik powinien żyć zgodnie ze swoją pozycją społeczną, prosto i skromnie. Świat którego księciem jest szatan, nie przestaje pobudzać w ludziach potrzeb, które są sztuczne, które przywiązują człowieka do ziemi i odwracają od prawdziwego celu życia. Jak wielu dało się już na to złapać! To jest pierwsza przyczyna obecnej dechrystianizacji, szczególnie na Zachodzie, ale i w Polsce są już tego oznaki. Pan Jezus mówi: „Gdzie jest mój skarb, tam jest moje serce”. Mamy wiedzieć, jaki jest nasz własny stosunek do dóbr materialnych, spytajmy siebie jakie są nasze główne troski. Mimo różnych problemów zawodowych i rytmu życia dzisiejszego, zapytajmy się czy troszczymy się oto by np. czytać jakąś dobrą pobożną książkę. Druga rzecz: jeżeli jest to możliwe i nie jest to zbyt daleko, czy w ciągu tygodnia uczestniczymy we Mszy świętej – oczywiście tradycyjnej, trydenckiej, i czy w miarę naszych możliwości uczestniczymy regularnie w rekolekcjach? Rzeczywiście mamy nadzieję, że to nie są Państwa ostatnie rekolekcje, i jeżeli w tej kwestii mamy jakieś zaniedbania, oznacza to że dajemy się pociągać przez materializm i ten ateistyczny świat. Wtedy to należy natychmiast, bezzwłocznie uporządkować te rzeczy, stawiając Pana Boga na pierwszym miejscu, mając odwagę odciąć się od tego wszystkiego, co przeszkadza nam, spowalnia nas, hamuje nas w tym uświęcaniu.
Cytat ze Św. Mateusza: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i to wszystko będzie wam przydane”. Należy abyśmy wyciągnęli lekcję z przykładu mieszkańców Betlejem. Troski materialne, pragnienie zysku pochłonęło mieszkańców Betlejem tak bardzo, że ani w gospodzie, ani w żadnym domu tej osady nie otworzyły się żadne drzwi aby przyjść im z pomocą. Józef i Matka Boża, która miała wkrótce rodzić, w rejonie świata, gdzie przecież gościnność jest przysłowiowa – zgodnie z powiedzeniem: „Gość w dom, Bóg w dom”, tej gościny nie otrzymali. Materializm konserwuje egoizm i czyni człowieka obojętnym na nędzę bliźniego. Tego wieczora ich egoizm sprawił, że przeszli całkowicie obojętnie obok zbawienia. Rok później można będzie usłyszeć na ulicach Betlejem krzyki i zawodzenia matek, trzymających w swoich ramionach trupy swoich dzieci, całe we krwi, zamordowane i zmasakrowane przez żołnierzy Heroda. To nam pokazuje, że społeczeństwa, które wypędzają Pana Jezusa, są w wielkim niebezpieczeństwie. Naśladujmy wiec raczej skromnych pasterzy w ich prostocie, w ich życiu prostym oddalonym od sztucznego zbawienia świata, co usposobiło ich na przyjęcie orędzia Bożego Narodzenia. Otrzymają oni przywilej bycia zaraz po Maryi i Józefie pierwszymi świadkami wcielenia Syna Bożego.
Zobaczmy teraz drugi etap ducha ubóstwa – czyli po pierwsze po oderwaniu się od dóbr materialnych tego świata, po drugie – oderwanie się od samego siebie. Lecz oderwanie się od dóbr tego świata, które ma na celu doprowadzenie nas do nieba, na nic się nam nie przyda, jeżeli nie oderwiemy się od nas samych, tzn. jeżeli nie polecimy samemu Panu Bogu kierownictwo naszego życia. Naszymi podstawowymi wrogami w tym przypadku jest pycha, miłość własna i ambicja. Pycha sprawia, że przywiązujemy się zbytnio do własnego zdania, nie słuchając porad innych, zamiast poszukiwać uczciwie i szczerze prawdy. Drugi nasz brud – miłość własna – sprawia, że mamy zbytnie poważanie dla siebie samych, że jesteśmy często chytrzy i zręczni, aby poszukiwać szacunku innych. W rezultacie oślepiamy samych siebie co do naszej słabości i co do naszych wad oraz nie znosimy przez to najmniejszej uwagi, najmniejszego zarzutu. Pan Jezus, który nas miłuje, zezwoli abyśmy przeszli w tym życiu liczne doświadczenia np. problemy ze zdrowiem, porażki, niepowodzenia różnego rodzaju, aby nas oczyścić z naszej pychy i z naszego egoizmu. Zechciejmy więc zobaczyć w tych doświadczeniach palec Boży i chwyćmy tę okazję by się nawrócić. W miarę jak nie będziemy się przywiązywać do własnego zdania, do własnego osądu, oraz gdy pozbędziemy się poważania samych siebie, wtedy Pan Bóg będzie mógł nas uświęcić w sposób dogłębny i posłużyć się również nami, aby czynić dobro wokół nas. Cała reszta jest złudzeniem. Krzyż jest miarą naszego ubóstwa duchowego i naszego oderwania się oraz całkowitego zdania się na wolę Bożą.
Jakże przykład Matki Bożej i św. Józefa są dla nas przykładami tej tajemnicy Bożego Narodzenia! Przecież warunki, w jakich miało miejsce Narodzenie Syna Bożego, mogło każdego innego „strącić ze stropu”. Przecież mógł narodzić się w Nazarecie, w jakże odmiennych warunkach, bardziej godnych, a nie w podróży, w przypadkowym schronieniu. Do tego można dodać, że Narodzenie zakończyło się wydarzeniami, w których można było stracić orientację. Wkrótce będą musieli uciekać do Egiptu, do kraju czysto pogańskiego. Przez te wszystkie perypetie Opatrzność Boża chciała wznieść Matkę Bożą i św. Józefa ku heroicznemu ubóstwu duchowemu, aby potem mogły nam służyć jako jego przykłady. Prowadzą oni dzień po dniu, nigdy nie tracąc wiary w nieomylność Bożej Opatrzności.
Mamy również inny przykład ubóstwa duchowego, w tej trzeciej tajemnicy radosnej, przykład samego Zbawiciela, przykład najdoskonalszy. Czyż nie jest zadziwiające, że wśród tych wszystkich wydarzeń Syn Boży, Król Świata, który rządzi wszystkimi narodami, daje się prowadzić z Nazaretu do Betlejem, stanie w całkowitej zależności wobec swojego stworzenia? Jest to zależność dziecka które jest w łonie swojej matki, następnie dziecka które przychodzi na świat i które owija się w pieluszki. Pan Jezus chciał dać ustawiczny przykład swojego ubóstwa duchowego, ustanawiając Najświętszy Sakrament Ołtarza. Wcale nie oddalamy się od tematu, ponieważ Betlejem oznacza „dom chleba”. Pan Jezus jest przecież „chlebem żywym, który zstąpił z nieba” – są to jego własne słowa. Zapytajmy się więc, czy Zbawiciel chcąc zamieszkać między ludźmi aż do końca świata, czy mógłby On przybrać postać bardziej uniżoną, niż postać Białej Hostii, wystawiając się przy tym na profanację ze strony ludzi? Kiedy więc przyjmujemy Pana Jezusa w Komunii świętej do swego serca, prosimy Go o łaskę posiadania tak wielkiego ubóstwa duchowego, takiego oderwania się od samego siebie, byśmy oddali się całkowicie Jego planowi, który chce w nas realizować.
IV TAJEMNICA RADOSNA – OFIAROWANIE PANA JEZUSA W ŚWIĄTYNI
Kontynuujemy życie naszego Pana Jezusa Chrystusa i dochodzimy do czwartej tajemnicy radosnej: Ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni. Należy połączyć ten epizod z epizodem obrzezania, który go poprzedzał i do którego odwołuje się. Prze te dwa wydarzenia Pan Jezus pokaże nam na początku swojego ziemskiego życia znaczenie wcielenia, a mianowicie aby nas zbawić przez swoją krew i aby nas zbawić przez swój krzyż. Tak więc w świątyni Matka Boża będzie musiała odnowić swoje „Fiat” wobec planu naszego zbawienia. Jesteśmy ciągle w tajemnicach radosnych, lecz te epizody stanowią jak gdyby przejście ku tajemnicom bolesnym, takie jak tajemnica zgubienia i odnalezienia Pana Jezusa.
Zaczynamy od obrzezania Pana Jezusa. Podczas ostatniej konferencji widzieliśmy obraz Matki Bożej i św. Józefa w grocie Betlejemskiej, adorujących razem z pasterzami Dzieciątko Jezus, które dopiero co się narodziło. Kiedy tylko pasterze odeszli, św. Józef zabrał się do poszukiwania jakiegoś mieszkania dla Świętej Rodziny. W rzeczywistości grota, w której narodził się Zbawiciel mogłaby być jedynie tymczasowym schronieniem na kilka godzin, było nie do pomyślenia, aby wraz z niemowlęciem powrócili do Nazaretu, który był odległy o 165km. Musieli zorganizować dach nad głową i musieli to zrobić szybko. Po ośmiu dniach według prawa Jahwe należało obrzezać dzieciątko. Obrzezanie jest małą operacją bolesną, dokonaną przez ojca rodziny. Ryt ten pochodził aż od Abrahama. Był to znak przymierza, jaki Bóg uczynił z Abrahamem i poprzez Abrahama z jego potomstwem. Jednocześnie był to dla Żydów rodzaj chrztu. Był to sakrament Starego Testamentu, który dawał łaskę uświęcającą i usuwał zmazę grzech pierworodnego. Lecz musimy pamiętać, że był to sakrament starego przymierza tzn. że sam z siebie nie miał żadnej skuteczności. Skuteczność ta zależała od wiary rodziców.
Św. Józef i Matka Boża musieli z pewnością zadać sobie pytanie: czy należało obrzezać Syna Bożego? Przecież począł się bez grzechu, nie przez poczęcie właściwe człowiekowi, ale poprzez działanie Ducha Świętego, który to sprawił, że Matka Boża stała się brzemienną. Tymczasem nie otrzymując żadnego znaku z nieba, który zadecydowałby inaczej, św. Józef i św. Maryja wywnioskowali, że należy działać według prawa Jahwe. Św. Tomasz z Akwinu daje kilka przyczyn, dla których Pan Jezus chciał być obrzezany:
– po pierwsze, aby ukazać nam rzeczywistość swojego ludzkiego ciała;
– następnie, aby objawić się jako spadkobierca obietnic danych Abrahamowi;
– wreszcie biorąc na siebie ciężkie jarzmo starego prawa ze swoimi ciężkimi przepisami i licznymi nakazami, Pan Jezus nas od nich uwolnił.
Z jakim wzruszeniem św. Józef i św. Maryja musieli patrzeć na pierwsze krople krwi Zbawiciela, przez które pewnego dnia nas zbawi na krzyżu! Podczas obrzezania dziecko otrzymywało imię – zatrzymaliśmy ten zwyczaj w czasie chrztu chrześcijańskiego. Św. Józef dawał dzieciątku imię Jezus tzn. Zbawiciel, imię które Anioł wskazał jeszcze przed Jego poczęciem.
Zobaczmy teraz tajemnicę ofiarowania. Najpierw znaczenie ceremonii. Czytamy u św. Łukasza: „Gdy się wypełniły dni oczyszczenia Maryi według nakazu Mojżeszowego przynieśli dziecko do Jeruzalem, aby je stawić przed Panem”. Jako że chodzi o ceremonię starego przymierza, które zanikły, podajmy kilka wyjaśnień: prawo żydowskie zobowiązywało każdą kobietę, która poczęła do wypełnienia oczyszczenia legalnego, według prawa 40 dni po narodzeniu dziecka. Dlatego też musiała zanieść do świątyni na ofiarę rocznego baranka, lub jeżeli była uboga gołąbka albo synogarlicę. Św. Tomasz wyjaśnia, że ta ofiara miała za cel zadośćuczynienie za grzech, w którym dziecko zostało poczęte i porodzone, i również miało za zadanie poświęcić dziecko. Niech to prawo nas nie oburza: po pierwsze jest to prawo starego przymierza, a więc niedoskonałe, które zostało uchylone; następnie, jeżeli mówiono o kobietach w Starym Testamencie, że były nieczyste z powodu nowych narodzin, to chodzi jedynie o nieczystość według prawa tzn. czysto zewnętrzną, która nie dosięgała osoby. Akt małżeński kiedy jest spełniony w stanie łaski i według prawa Bożego, jest aktem świętym i zasługującym na niebo, dlatego wcale nie może być aktem nieczystym. Jaki więc jest cel, jaki jest sens tego prawa? Aby przypomnieć, ze to podczas aktu małżeńskiego, a dokładnie poprzez nasienie mężczyzny, grzech pierworodny jest przekazywany, nawet jeśli sam akt jest święty i nieskażony. To prawo Starego Przymierza przypominało ludziom o rzeczywistości grzechu pierworodnego, począwszy od upadku Adama i szczególnie przez Mękę Pana Jezusa.
Drugi punkt, po wyjściu z Egiptu, Pan Bóg rozkazał, aby pierworodne dzieci izraelskie były od Niego odkupione za cenę 5 srebrnych monet, które wrzucano do skarbca, aby pokryć wydatki dotyczące kultu i również utrzymanie kapłanów i religię. Było to przypomnienie tej nocy, w której pierworodne dzieci Egipcjan zostały zabite przez Anioła Zabijającego, podczas gdy pierworodne dzieci hebrajczyków zostały ocalone, ponieważ Pan Bóg je sobie w pewnym stopniu przypisał, zachował sobie. Dlatego więc należało wykupić je u Pana Boga.
Postawmy sobie jeszcze raz pytanie w stosunku do Józefa i Maryi: czy byli zobowiązani aby przestrzegać to prawo? Pismo Święte mówiło o dziecku, które zostało poczęte przez nasienie i które otwierało przez swoje narodziny łono swej matki. Lecz Pan Jezus począł się nie z nasienia ludzkiego, ale z Ducha Świętego. Było to więc poczęcie, które nie przekazało grzechu pierworodnego. Pan Jezus wyszedł, opuścił łono swojej matki, pozostawiając to łono zamkniętym. Następnie, w jaki sposób stworzenia mogły odkupić tego, który należy do Niego na zawsze? Tym czasem niebo nie zsyła żadnego znaku dla Maryi i Józefa, tak że jest oczywiste, że powinni się poddać prawu tak jak inni ludzie, dając nam przykład posłuszeństwa i pokory. Lecz przede wszystkim w planie Bożej Opatrzności należało pozwolić na to, aby Pan Jezus w początkach swojego ziemskiego życia przyszedł i ofiarował się swojemu Ojcu w świątyni, w tym samym miejscu, gdzie Żydzi składali ofiary ze zwierząt, które to Pan Jezus zamierzał znieść przez ofiarę krzyżową – jedyną ofiarę, która była zdolna pogodzić ludzi z Bogiem.
Tak więc czterdzieści dni po narodzeniu Pan Jezus, Święta Rodzina udała się do świątyni w Jerozolimie. Wspinając się na wzgórze świątynne, jakże Pan Jezus, św. Maryja i św. Józef nie mogli rozważać, że na początku historii zbawienia Abraham, nasz ojciec w wierze, wspinał się również na to wzgórze ze swoim synem Izaakiem, niosąc drewno na ofiarę? Anioł nie pozwolił wtedy Abrahamowi na złożenie ofiary ze swego syna, wskazując mu na zwierzę ofiarne, na baranka. Działo się to na szczycie wzgórza dokładnie w tym miejscu, gdzie znajdowało się święte miejsce. Izaak wyobrażał, zapowiadał samego Jezusa Chrystusa, który miał zostać złożony na ofiarę nową za nas. Oto właśnie Pan Jezus 2 lutego wchodzi na to samo wzgórze z Maryją i Józefem. Było to wcześnie rano o godzinie, o której zazwyczaj odbywały się ceremonie oczyszczania i ofiarowania ich dzieci. Matka Boża dobrze znała to miejsce, ponieważ tu spędziła swoje dzieciństwo. Po przepisanych na dziedzińcu ofiarach i po złożeniu 5 monet, Maryja i Józef mogli przejść do dziedzińca wewnętrznego, aby mogło nastąpić ofiarowanie. Ten dzień był najchwalebniejszym z dni w tej świątyni. Można nawet powiedzieć, że ta świątynia została zbudowana przez Dawida i Salomona, od całkowitej ruiny przez Pana Boga wspaniale odbudowana jedynie po to, aby pewnego dnia mogła przyjąć Syna Bożego we własnej osobie, który miał złożyć swojemu Ojcu zawczasu ofiarę ze swego własnego życia.
Nie było specjalnej ceremonii co do ofiarowania dzieci, więc Matka Boża wypełniła to zadanie sama. W tłumie, który przechadzał się po krużgankach świątyni, nikt nie zwrócił uwagi na Świętą Rodzinę. Tajemnice radosne rozwijają się w dyskrecji, lecz Boża Opatrzność chciała, aby było dwóch świadków tej tajemnicy: Symeon i Anna. Z Ewangelii wg św. Łukasza: „I oto był w Jeruzalem człowiek, któremu imię było Symeon, człowiek sprawiedliwy i bogobojny, wyczekujący pociechy Izraela, a Duch Święty był w Nim. I otrzymał zapowiedzi od Ducha Świętego, że nie miał oglądać śmierci dopóki wpierw nie ujrzy Chrystusa Pańskiego”. Symeon przybył do świątyni jakby „popchnięty” przez Ducha Świętego. Skoro tylko zobaczył Świętą Rodzinę „oświecony z góry”, zbliżył się i ku zaskoczeniu świętego Józefa i Maryi, wziął dzieciątko w swoje objęcia i wykrzyknął: „Teraz puszczasz Panie sługę Twego w pokoju według słowa Twego, gdyż oczy moje oglądały Zbawienie Twoje, które zgotowałeś przed obliczem wszystkich narodów. Światłość na objawienie pogan i chwałę ludu Twego izraelskiego”.
To właśnie na wspomnienie tej przepowiedni, Kościół 2 lutego karze nam maszerować w procesji ze świecami w ręku. Płomień świecy przypomina nam, że Pan Jezus jest światłem, które oświeca wszystkie narody. Również w noc Wielkiej Soboty idziemy w procesji w ciemności, maszerując jak za przewodnikiem, za światłem Świecy Paschalnej, która przedstawia Jezusa Zmartwychwstałego. W rzeczywistości Pan Jezus jest światłem świata, On tylko i On jedynie może rozproszyć ciemności błędów i grzechów. Jeżeli świat jest dzisiaj tak bardzo wzburzony, to dlatego, że ludzie opuścili to światło. Cytat ze św. Pawła: „Przyjdzie bowiem czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości zgromadzą sobie nauczycieli. Mając uszy chciwe w pochlebstwa i od prawdy słuch odwrócą, a obrócą się ku waśniom”. Żyjemy właśnie w tym czasie niestety, kiedy to dzisiejsza hierarchia kościelna nie daje nam tego światła. Boskość Jezusa Chrystusa już nie jest głoszona, ceremonie ekumeniczne sprawiają, że ludzie wierzą, iż religie są sobie równe. Tak więc ludzie błądzą jeszcze bardziej w ciemności jak ślepcy. Jeżeli my mogliśmy poznać to światło prawdy, nie myślmy jednak, że to dlatego że jesteśmy lepsi od innych lub bardziej inteligentni. To dzięki łasce, która jest darem Bożym darmo danym, dzięki której inni skorzystają na tej łasce. Cytat ze św. Mateusza: „Jesteście światłem świata, niech wasze światło świeci w oczach ludzi, aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili waszego Ojca, który jest w niebie”. Jednakże nie oświecimy innych, jeżeli zadowolimy się jedynie wypełnianiem obowiązku niedzielnego pójściem na Mszę świętą, lecz jedynie pod warunkiem, że Pan Jezus będzie naprawdę sędzią naszego życia w świetle nauczania i doktryny Pana Jezusa.
Symeon kontynuuje i zmienia ton: „Oto to dziecię położone jest na upadek i powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Kierując się ku Matce Bożej dodaje: „a duszę Twoją własną przeniknie miecz”. Św. Jan powie: „Światłość w ciemnościach świeci, a ciemności jej nie ogarnęły”. Symeon postawił przed oczami Matki Bożej ogromną walkę, którą spowoduje przyjście jej syna na ziemię. Dla niej, która była tak święta i tak czysta, ten zalew zła i grzechu, który Symeon jej przepowiedział, było dla niej niewysłowionym cierpieniem. Lecz to cierpienie wzrastało z faktem, że to jej własny Syn będzie stawką tej walki, że ostateczna potyczka zakończy się śmiercią jej syna.
To było jak morze boleści, które zalewało duszę Maryi. Ona wiedziała bardzo dobrze, że zbawienie dusz wypełnia się przez ofiarę jej własnego Syna, dała przecież na to swoją zgodę w dzień Zwiastowania. Lecz dziś Symeon dał jaj do zrozumienia, że rozpoczęło się właśnie to co miało zaprowadzić jej Syna na krzyż. Tajemnica śmierci unosiła się teraz nad głową jej dziecka. Pan Bóg zaprowadzi Matkę Bożą do świątyni nie tylko po to, aby zjednoczyła się zawczasu ze śmiercią jej Syna, ale również po to ażeby Go ofiarowała na śmierć za zbawienie wielkiej liczby ludzi. Wyobraźmy sobie co to mogło znaczyć dla matki! Matka Boża uczyniła tę wielką ofiarę, mając serce przebite boleścią, lecz to serce zostało wypełnione również ogromną miłością do Pana Boga i do nas. Tymczasem sam Pan Jezus podczas swej mowy pożegnalnej w wieczerniku przestrzega nas, że jeżeli pójdziemy za Nim, również staniemy się znakiem sprzeciwu. Cytat ze św. Jana: „Jeśli was świat nienawidzi wiedzcie, że mnie pierwej niż was znienawidzi. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to co jest jego, ale że nie jesteście ze świata, lecz Ja sam was wybrałem ze świata i dlatego was świat nienawidzi. Nie jest sługa większy, niż swój Pan. Jeżeli mnie prześladowali i was prześladować będą”.
Kiedy podąża się za światłem i przyciąga się dusze dobrej woli, uruchamia się tym samym wrogość tych, którzy idą za ciemnością. Oczywiście nie chodzi o prorokowanie tej opozycji. Starajmy się praktykować miłość względem wszystkich, także tych którzy nas nie rozumieją, którzy nami pogardzają, ponieważ, jak mówiliśmy, miłosierdzie obejmuje również miłość nieprzyjaciół. Fakt, że chcemy pozostać prawdziwymi katolikami w świecie, który jest coraz mniej katolicki (również w Polsce) prowokuje czasami wrogość. Cytat ze św. Pawła: „Wszyscy co chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie prześladowanie cierpieć będą”. Jako przykład możemy podać kampanie medialne, które oczerniają Tradycję w mediach, niestety nawet przez ludzi Kościoła. I cóż z tego? Jesteśmy przecież braćmi pierwszych chrześcijan, którzy byli oskarżani o wszelkie zbrodnie, jesteśmy więc w wyborowym towarzystwie. Być może boleśniejsza jest dla nas czasem wrogość członków naszej rodziny, naszych przyjaciół i współpracowników. Nie należy się tym zniechęcać, ponieważ w sumie jest to dla nas błogosławieństwo. Pan Jezus będzie o tym mówił podczas swego kazania na górze: „Błogosławieni jesteście gdy będą wam mówić wszystko złe przeciwko wam, kłamiąc na mnie. Radujcie się i weselcie albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiosach”.
Przybywa niespodziewanie Anna, która służyła Bogu we dnie i w nocy, która miała dar przepowiadania, dar prorocki. Cytat ze św. Łukasza: „Wyznawała Pana i opowiadała o Nim wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia Izraela”.
Następnie Święta Rodzina wraca do Betlejem, lecz nic już nie było jak poprzednio. Matka Boża nosiła w swoim sercu miecz przepowiedziany przez Symeona i każdy dzień zbliżał ją do Kalwarii, sprawiał że ten miecz wbijał się coraz głębiej. Takie odtąd miało być życie Matki Bożej, aż do Wielkiego Piątku. Niech przez rozważanie tej tajemnicy, złączonej z modlitwą „Zdrowaś Maryjo”, otrzymamy łaskę, by mieć oczy zawsze utkwione w Panu Jezusie, który jest jedynym światłem świata oraz by być Jemu wiernymi we wszystkich krzyżach.
V TAJEMNICA RADOSNA – ZGUBIENIE I ODNALEZIENIE PANA JEZUSA W ŚWIĄTYNI
Starzec Symeon powiedział: „Oto to dziecię położone jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Te słowa, wypowiedziane w świątyni jerozolimskiej, zapowiadały ogromną walkę między światłem i ciemnościami, którą miało wywołać przyjście Pana Jezusa na tę ziemię. Dopóki jedynymi osobami, które przyszły oddać hołd Dzieciątku Jezus w grocie byli nieliczni pasterze, dopóki Święta Rodzina żyła w spokoju, nieznana przez nikogo w skromnej osadzie, dopóty nie stanowiło to większego problemu dla świata. Lecz tego dnia, kiedy Trzej Królowie ze wschodu przybyli do stolicy wraz ze swoim orszakiem i zapytali się gdzie jest Król, który się narodził, całe Jeruzalem było poruszone, władze polityczne przestraszyły się, a władza religijna niepokoiła się, by ochronić tego, którego pewnego dnia ukrzyżują. Rozpoczęło się pierwsze prześladowanie przeciwko Kościołowi w zarodku, którym była Święta Rodzina. Ciekawe jest, że to właśnie zapowiedź królestwa Chrystusa spowodowała to prześladowanie. W rzeczywistości królowie ze wschodu określili z wielką precyzją, że Pan Jezus jest nie tylko prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, ale jest również królem, a Jego królestwo, Jego królowanie jest wynikiem Jego człowieczeństwa i Jego boskości. Natura ludzka Pana Jezusa jest zjednoczona z drugą osobą Trójcy Przenajświętszej, w ten sposób Pan Jezus jest jedyny spośród ludzi, który może być nazwany Bogiem. Jest królem wszystkich ludzi, nawet tych którzy Go nie uznają, nawet tych nie są katolikami. To nazywa się Jego królestwem wynikającym z natury.
Lecz również Pan Jezus przyszedł po to, aby otrzymać królestwo przez podbój, podbój przez śmierć na krzyżu. Byliśmy poprzednio niewolnikami, On nas wyzwolił i zasłużył na to, by stać się naszym królem. Herod jest obrazem rządzących na tej ziemi, którzy zapomnieli o tym, że władza została im dana przez Boga nie po to aby schlebiali ich władzy i panowaniu, lecz po to aby zorganizować państwo doczesne, które ma ułatwić poddanie ludzi naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi i tym samym wspomóc ich w tej drodze do nieba. Co do kapłanów i faryzeuszy, to ich pycha sprawiła, że rozumieli na opak sens proroctw. W ich rozumieniu Mesjasz miał wypełnić misję czysto doczesną sprawiając, że Żydzi zapanują nad całym światem. Nie jest to prawdą, bo Chrystus sam otrzymał wszystkie nacje w dziedzictwie, a naród izraelski nie różni się sam w sobie od innych narodów. Zapowiedź Trzech Króli zniszczyła więc plany faryzeuszy. Odnajdziemy na nowo faryzeuszy w Wielki Piątek, zjednoczonych z Piłatem aby wydać Pana Jezusa na śmierć. Dla Żydów było nie do pomyślenia, żeby po tym jak otrzymali przywilej przygotowania przyjścia Zbawiciela mieli wejść do Kościoła razem z innymi nacjami, aby stanowić jego najbardziej żywotną część według słów św. Pawła: „Żydzi są jakby naturalnymi gałęziami drzewa, podczas gdy my jedynie szczepem”.
Jednakże jakże bolesny i pełny tajemnicy jest obraz dzisiejszej hierarchii Kościoła idącej ramię w ramię z wrogami Kościoła, aby walczyć przeciwko królestwu Chrystusa, przeciwstawiając się by ten królował nad społeczeństwem. Tymczasem Trzej Królowie oddali z radością hołd Dzieciątku Jezus w domu Świętej Rodziny w Betlejem. Lecz skoro tylko wyjechali, w nocy Anioł ukazał się św. Józefowi i nakazał mu aby uciekali bo życie dziecięcia było w niebezpieczeństwie. Proroctwo Symeona zrealizowało się. Rozpętały się ciemności przeciwko światłu, należało uciekać w nocy, podczas gdy święci młodziankowie, święte niewiniątka uczyniły ze swoich wątłych ciał szaniec, by ułatwić ucieczkę Bożego Dzieciątka i nagrodą dla nich będzie wieczna chwała w niebie. Należało ukryć dzieciątko w obcym pogańskim kraju w Egipcie. Po śmierci Heroda, ukazał się Anioł św. Józefowi, zapewniając, że może wrócić teraz do Nazaretu. Lecz podczas drogi powrotnej św. Józef uprzedzony ostrzeżeniem z nieba omija Jeruzalem, w którym Królował Archelaus, brat Heroda. Po tych wszystkich perypetiach Święta Rodzina odnajduje wreszcie swój skromny dom, który był świadkiem Zwiastowania.
Otwiera się nowa faza: życie ukryte w Nazarecie. Dla Matki Bożej te lata były zarazem radosne i bolesne. Życie ukryte miało trwać kilka zaledwie lat z dala od świata, aby pozwolić Panu Jezusowi na przygotowanie się na Jego wielką misję przez ciszę i modlitwę. Należało również zapewnić Panu Jezusowi intymność, by nie był odkryty przez swoich wrogów. W tych okolicznościach św. Józef był człowiekiem opatrznościowym. W jednym ze swoich kazań francuski teolog z XVII wieku tak porównywał misję św. Józefa i apostołów: „Pan Jezus został objawiony apostołom aby Go przepowiadali na całej ziemi, został dany św. Józefowi aby o Nim milczał i Go uczył”. W innym miejscu św. Hieronim mówi: „Święty Józef ukrył Pana Jezusa przed demonem i dzięki świętemu Józefowi ludność żydowska nic nie wiedziała o Panu Jezusie, jedynie to, że był synem cieśli, pracował w warsztacie z Józefem, o którym sądzono, że jest Jego ojcem”.
Był posłuszny swoim rodzicom i pomagający im w prowadzeniu skromnego gospodarstwa. Mijają lata, Pan Jezus ma teraz dwanaście lat, wiek który u Żydów był wiekiem pełnoletnim. Począwszy od tego wieku mężczyźni byli zobowiązani udać się na pielgrzymkę do Jerozolimy trzy razy w roku: na Paschę, na Zielone Świątki i na święto Namiotów. Święta Rodzina udaje się więc do Jerozolimy aby wziąć udział w uroczystościach święta Paschy. To święto było wspomnieniem przejścia przez Morze Czerwone. Ofiarowano wtedy baranka na pamięć baranka paschalnego spożywanego przez hebrajczyków w każdej rodzinie, w nocy, podczas której opuścili Egipt oraz krwią którego pomazali nadproża drzwi swoich domów, co ich uchroniło przed Aniołem-Niszczycielem. Do Jerozolimy przybywa właśnie ten, który zostanie pewnego dnia prawdziwym barankiem paschalnym, który zostanie ofiarowany za zbawienie wszystkich.
Święta Paschy trwały siedem dni. Ósmego dnia po ostatniej wizycie w świątyni Święta Rodzina przygotowywała się do opuszczenia miasta, lecz jak mówi św. Łukasz: „Dzieciątko Jezus pozostało w świątyni i nie zauważyli tego Jego rodzice, jak to się stało”. Podczas tych pielgrzymek mężczyźni i kobiety wychodzili z miasta przez różne bramy, aby się odnaleźć dopiero wieczorem po dobrym marszu. Matka Boża i święty Józef myśleli, że Pan Jezus jest z tą drugą osobą i nie martwili się zbytnio. Lecz jakież było ich osłupienie Maryi i św. Józefa, gdy odnajdując się wieczorem zobaczyli, że dziecka nie ma z nimi! Jakaż trwoga i jakież rozdarcie w ich sercach, ogromne morze smutku zalało ich wnętrze. Podczas całego ich życia aż do tej chwili, nic bardziej bolesnego im się nie przytrafiło.
Bezzwłocznie mimo zapadającej nocy ruszyli z powrotem do Jerozolimy. Najpierw udali się do świątyni, ponieważ sądzili, że tam będą mieli największe szanse aby Go znaleźć, lecz również po to, aby przedstawić przed Panem Bogiem ich zmartwienie. Lecz Pana Jezusa tam nie było. Tak więc przebiegali na wszystkie strony ulice miasta, wpierw do swoich przyjaciół, następnie pytając się tych, którzy mogli Go widzieć. Niepokój Matki Bożej wzrastał cały czas, przed jej oczyma był miecz boleści o którym mówił starzec Symeon. Czyżby to miała być ta chwila, pierwsza pascha w której miałaby stracić swojego syna dla Zbawienia wszystkich? Matka Boża próbuje sobie przypomnieć gdzie widziała Go po raz ostatni. Gdyby wiedziała nie spuściłaby Go z oczu nawet na chwilę. Wszystkie te myśli trapiły niezmiernie umysł Matki Bożej. Co do św. Józefa to był on całkowicie przygnębiony. Co uczyniłeś, biedny Józefie, co się stało z depozytem, który Ojciec niebieski ci powierzył? Podczas trzech dni szukali Jezusa, św. Józef i Maryja przebiegają ulice Jerozolimy, z miasta do świątyni i z powrotem.
Drodzy Bracia, możemy zgubić Pana Jezusa na dwa sposoby: po pierwsze, przez grzech śmiertelny. Ta strata jest największym nieszczęściem jakie się może przytrafić człowiekowi tu na ziemi, ponieważ Pan Jezus jest dla nas wszystkim. Pan Jezus jest naszym przywódcą, naszym modelem, naszym wzorem, naszym Zbawicielem, naszym życiem, ostatecznym celem naszego życia, jedyną racją bytu naszej obecności na ziemi. Jeżeli Go stracimy, stracimy wszystko. To zgubienie Pana Jezusa jest największym nieszczęściem dzisiejszego świata, ponieważ to co charakteryzuje świat, to chęć aby się urządzić bez Pana Boga. To jest właśnie ateizm społeczny. I jak mówi abp Lefebvre, ateizm jest organizacją społeczeństwa w grzechu. Rezultatem tej polityki jest to co Matka Boża ukazała trojgu dzieciom z Fatimy 13 lipca 1917 roku. Z rąk Matki Bożej wyszedł wtedy promień, promień, który, jak mówi siostra Łucja, dał się przenikać do ziemi. Widzieliśmy jakby wulkan ognia i stopione w ogniu demony i dusze jakby rozżarzone węgle przeźroczyste i czarne albo brunatne mające postać ludzką. Unosiły się w pożarze, wznoszone przez płomienie, które z nich wychodziły razem z dymem padając na wszystkie strony, podobne do iskier podczas wielkich pożarów, bez ciężaru i równowagi z krzykiem i jękiem, bólem rozpaczy, co wywoływało zgrozę i paraliżujący strach. Matka Boża mówi do dzieci: „Módlcie się, módlcie się wiele, czyńcie dużo ofiar za grzeszników, ponieważ wiele dusz idzie do piekła, ponieważ nie ma nikogo kto by się za nich modlił”.
Bardzo łatwo się potępić w dzisiejszym świecie, lecz również łatwo jest się zbawić. Ponieważ Pan Jezus czeka na grzeszników w konfesjonale, aby ich uwolnić od grzechu i ich podnieść. Jego łaska jest wszechmocna, aby wyciągać dusze z najbardziej zawiłych sytuacji. Oprócz grzechu śmiertelnego jest sposób, w jaki możemy zgubić Pana Jezusa. Istnieje strata Pana Jezusa, która jest przez nas niezawiniona, która jest jedynie stratą pozorną. W życiu chrześcijańskim, w rzeczywistości dobry Bóg zsyła zazwyczaj doświadczenia, które oczyszczają dusze, które to oczyszczenie jest dla nas konieczne. Koniecznym jest abyśmy nie zawsze mieli pociechy na modlitwie, byśmy czasami cierpieli na ciele przez jakąś chorobę. W przeciwnym razie będziemy mieli pojęcie zbyt wyrachowane, zbyt interesowne co do życia chrześcijańskiego i w konsekwencji będziemy uciekać od wysiłku i od krzyża, co oznaczać będzie zaprzepaszczenie naszego Zbawienia. Jest również konieczne abyśmy napotykali pewne upokorzenia, w przeciwnym razie pycha zawładnie całkowicie nami, pycha, która jest grzechem Lucyfera, jest to grzech najniebezpieczniejszy. Jest również konieczne aby nie spełniło nam się wszystko to czego pragniemy, w przeciwnym razie to nie wola Pana Jezusa, która się stanie naszym ideałem, lecz pragnienie miłości samego siebie czyli egoizm. Lecz kiedy te doświadczenia przybywają, jako że jesteśmy oślepieni, jest to dla nas pewien rodzaj przerażenia. Wydaje się nam, że wszystko runie. Jak bardzo brak nam wiary! Lecz nie, Pan Jezus nie odszedł! Tak naprawdę nigdy jeszcze nie był tak blisko nas. Jest On jak dobry mistrz, który przycina winorośl aby przynosiła więcej owocu. To nam czasami sprawia ból, lecz to jest dla naszego dobra oraz to sprawia, że będziemy mieli w przyszłości wielkie szczęście w niebie.
Te doświadczenia nie są jedynie oczyszczające. Te doświadczenia zjednoczone z męką Pana Jezusa nabierają mocy zadośćuczynienia za grzechy, za nasze własne oraz za grzechy naszych braci, mają więc one wartość odkupieńczą. Podczas tych nocy i tych ciemności należy tak jak św. Józef i Maryja szukać Pana Jezusa bez wytchnienia np. nie skracając naszych modlitw, nawet modląc się więcej, ponieważ potrzeba jeszcze więcej łask. Chwytając się za wszelką cenę woli Jezusa Chrystusa będziemy kontynuować nasze obowiązki, światło przyjdzie i odnajdą Pana Jezusa.
Począwszy od świtu trzeciego dnia Maryja i Józef udali się znowu do świątyni, aby tam na modlitwie, kiedy mieli właściwie ją opuścić, wspomożeni pomocą z góry, przeszli do jednej z sąsiednich sal, w której doktorzy prawa zazwyczaj dawali lekcje. I tam ujrzeli swojego syna siedzącego pośrodku doktorów, słuchającego i zadającego pytania. Wielu malarzy przedstawiało tę scenę: dzieciątko Jezus jest na nich pełne majestatu, jest Ono słowem, które naucza ludzi. Zakon Dominikański kiedyś miał święto, które nazywało się świętem Odnalezienia Pana Jezusa Między Doktorami, które opiewało chwałę Pana Jezusa, światłość wszystkich umysłów, źródło wody, sędzia uczonych. Oczywiście Pan Jezus będąc wtedy młodszym od doktorów nauczał ich z wielkim szacunkiem i delikatnością tak jak przystało na Jego wiek, bardziej ich słuchając i zadając pytania, niż mówić do nich z autorytetem i powagą. Lecz przez same te pytania, które im zadawał, dawał im światło zrozumienia Pisma Świętego, światło którego po Nim się nie spodziewali. Oni byli nauczycielami w Izraelu i Pan Jezus starał się przygotować ich serca, aby mogli Go później przyjąć i miłować, kiedy się objawi jako Zbawiciel świata.
Z Ewangelii wg św. Łukasza: „Synu, cóżeś nam tak uczynił? Oto ojciec Twój i ja bolejąc szukaliśmy Cię. Cóż jest żeście mnie szukali? Nie wiedzieliście, że w tych rzeczach, które są Ojca mego potrzeba abym był?” Nie staramy się doszukać w tym dialogu żadnego zarzutu ni co do Matki Bożej, ni co do Zbawiciela. Było całkiem normalne, że Matka Boża była zdziwiona, że Pan Jezus ujawnił się już publicznie w samym środku życia ukrytego, bez żadnych zapowiedzi. Pan Jezus nie miał nic Matce Bożej do zarzucenia. Chciał jedynie przez swoje słowa przypomnieć swoim rodzicom aby im dodać odwagi o wielkiej misji jaka została mu powierzona od swego Ojca, misji Zbawienia Świata. Mamy więc do czynienia z jasnym potwierdzeniem Jego boskości. Św. Łukasz powiedział: „Józef i Maryja nie zrozumieli tych słów”. To oznacza zdaniem komentatorów, że nie zrozumieli całkowicie tych słów Pana Jezusa. Dobrze wiedzieli, że Pan Jezus jest Synem Bożym, lecz nie znali Planu Bożego w szczegółach, byli więc zmartwieni przez to co się wydarzyło. Przez ten epizod Pan Jezus chciał na początku swojego wieku dojrzałości zapowiedzieć swoje życie publiczne. Ta tajemnica stanowi jakby łącznik między życiem ukrytym i życiem publicznym Pana Jezusa, lecz to jest jedynie zapowiedź a nie początek.
Tak więc Święta Rodzina rusza w drogę do Nazaretu, gdzie Pan Jezus poddany swoim rodzicom będzie „wzrastał w mądrości, w latach i w łasce przed Bogiem i przed ludźmi”, dając wraz ze św. Józefem i Maryją przykład doskonałych cnót rodzinnych.