„Pewien człowiek… wezwał wielu… I zaczęli się wszyscy wymawiać” (Łk 14, 16).
Drodzy Wierni!
Ewangelia jest „dobrą nowiną” o Królestwie Bożym. Obrazy swojskie, codziennie widziane, nasuwał Jezus przed pamięcią słuchaczy, aby im ustawicznie przypominać, że Bóg woła wszystkich do swego Królestwa na świętą ucztę wiary i miłości. Wtedy myślał Jezus i o nas. Jego oczy przebijały zasłonę wieków, a usta mówiły i nam o Królestwie niebieskim. To miłość Boga, co idzie nieraz krętymi śladami ludzkich dróg i woła wszystkich na „Wielką wieczerzę”. Lecz z drugiej strony, słowa dzisiejszej ewangelii są najsmutniejszą przypowieścią wszystkich czasów i ludzi. Troska o chleb, pieniądze, miłość ukochanych stają się często zaporą w pójściu za Bożym wołaniem na przyjęcie wiary i miłości. „Zaczęli się wszyscy… wymawiać”.
W Starym Zakonie słyszymy raz po raz święte wołania Boże. Występują tu jakby wszystkie odcienie Jego miłości, świadcząc o bezbrzeżnym ukochaniu, co „nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył”. Tak samo i w Nowym Zakonie płynie ten głos: o tym woła żłóbek betlejemski i Nazaret, najświętsza krew krzyża i wszystkie nauki Jezusa… Najwspanialsze przypowieści – o synu marnotrawnym, o owcy zgubionej i drachmie, odnoszą się do tego wołania. W każdym niemal zdaniu Jezusa wyczuwamy prośbę, abyśmy poszli za Nim. Widzimy wyciągnięte ręce z krzyża po nasze serce! Kto z nas nie zna tego proszącego gestu Jezusa na obrazie jego Najśw. Serca albo na obrazie Miłosierdzia Bożego? Prosi Jezus, byśmy oddali mu miłość za miłość.
Jaki jest zakres tych głosów Bożych? Nasza przypowieść odnosi się w pierwszym rzędzie do tych, co Bogu nie chcą wierzyć. Lecz odnosi się i do tych, co wierzą a nie rozumieją, że Bóg stał się człowiekiem na to, by człowieka uczynić podobnego do Boga… Rozmaitymi sposobami woła Bóg do człowieka. Szepty Boże słychać i w sercu dziecka, co jeszcze nie zaznało grzechu, i w duszy starca, który woła: „Niespokojne serce moje, aż odpocznie w Bogu”. Często są te wołania czysto nadprzyrodzone, gdy Bóg bezpośrednio oświeca rozum, umacnia wolę i napełnia serce szczęściem. On św. Bernardowi wskazał mury Citeaux, aby potem zapalił cały świat miłością Męki Pańskiej. On O. Maksymilianowi Kolbe dał moc, że z miłości poszedł na śmierć za nieznajomego człowieka. On w trudach pracy misyjnej taką radością zapalił serca św. Franciszka Ksawerego, że nie mógł w piersi pomieścić jej ogni… Pośrednio przemawia Bóg do nas przez Kościół, gdyż głos Kościoła jest głosem Boga. Wszystkie te głosy, czy natchnienia, kierowane do nas pośrednio czy bezpośrednio, to Boże słowo…
Boże słowo stwarzało światy, ono z Rybaka z Betsaidy uczyniło „Opokę” Kościoła, z celnika – Ewangelistę… To słowo zaprasza na życie prawdziwie boską i nadprzyrodzoną. Kto to zrozumie, ten otwiera przed sobą nieskończone możliwości życia łaski Bożej i zatopienia się w Bogu. Dzisiaj gdy jeszcze błąkamy się w cieniach, nie doceniamy szczęścia „przyszłej chwały, która się w nas objawi”, ale gdy wejdziemy coraz głębiej w światło łaski i wiecznego szczęścia, – wszystko nabierze pełnych barw, i zrozumiemy wartość uczty Królestwa niebieskiego, której wstępem i początkiem jest święte życie w Kościele.
„Zaczęli się wymawiać”… Całe stworzenie słucha Boga, każda gwiazda, każdy kwiat i nawet kamień, choć nieświadomie, ale już przez swe istnienie uwielbiają Boga. Jedno tylko serce człowieka tak często ucieka przed Bogiem. Oto część zaproszonych nie idzie za głosem wezwania, i tak będzie przez całe wieki. Nie idą, a usprawiedliwiają swą nieobecność troską o chleb i bogactwa. „Kupiłem wieś… miej mnie za wytłumaczonego”. I tak, jednych wstrzymuje głód, niedostatek dóbr ziemskich. Więc gdy chleb można zdobyć, czy nabyć go pod dostatkiem, choćby za cenę grzechu, nie wahają się zapomnieć o Bogu i zatkać uszy na jego wołania. A może jeszcze czynią Bogu wyrzuty, że ich nie rozumie. Drugich odwrotnie wstrzymuje posiadanie majątku i bogactwo.
Jezus nauczył nas, jak wielką wartość ma „ubóstwo w duchu”, żeby nikt nie mógł się odgrodzić od niego – ani domem ani gospodarstwem ani ziemią… W nauce katolickiej, jeżeli nastaną czasy, że chleb można zdobyć tylko grzechem, mamy jasne wskazania, że grzechu popełnić nigdy nie wolno.
W Kartaginie za prześladowania Decjusza siedziało w więzieniu więcej niż trzystu męczenników. Tylko co pięć dni dawano im wody i kawałek chleba. Umierali. I gdy w końcu przez pięć dni nic im nie dano, jeden z pozostałych przy życiu drżącą ręką napisał te słowa: „I my za nimi pójdziemy” (List Lucjana do Celeryna 21). On rozumiał zaproszenie na gody pańskie i nie wyrzekł się wiary nawet kosztem życia…
Jak wymawiał się inny? „Kupiłem pięć par wołów i idę ich spróbować, miej mnie za wytłumaczonego”. Pieniądz najważniejszy: oto wymówka dni dzisiejszych, nasiąkłych materializmem. Walka o pieniądze zostawia straszne przekleństwo. I to ludzi zatrzymuje, że nie idą na ucztę. Odrzucają prawdę wiary, łamią przykazania, idą w przepaść na zatracenie doczesne i wieczne. Oczywiście, pieniądz nie jest przeklęty w swojej istocie; może on być również wielką pomocą w uczynkach miłości. Św. Julitta z Cezarei niegdyś bogata doszła prawie do ruiny wskutek intryg i złej woli jednego z mieszkańców tego miasta, który korzystając z braku jej doświadczenia przywłaszczył sobie całą jej ziemię, domy, niewolników. W procesie, kiedy Julitta zaczęła przedstawiać swą sprawę, pozwany powołał się na artykuł z 303 roku, zabraniający chrześcijanom dochodzić swych praw. Gdy kazano jej mówić obelżywe słowa przeciwko religii chrześcijańskiej, powiedziała: „Pierwej niech zginie życie, bogactwa, ciało, zanim wyjdzie jakiekolwiek słowo przeciw Bogu, Stwórcy mojemu”. Proces przegrała. Przyprowadzona do ostatniej nędzy później została skazana na stos, jako chrześcijanka. Taka była jej wierność w drodze na Bożą ucztę (Allard, O męcz.).
Nawet miłość ziemska może zasłonić głos Pana: „Żonę pojąłem, a przeto nie mogę przyjść”. Ten głos krwi może zagłuszyć sumienie. I tak słyszymy tysiące wykrętnych słów zrodzonych w bagnie występków. Grzeszy i grzech usprawiedliwia. Ta trzecia wymówka to wieczna tragedia miłości, w której nie słychać głosu Bożego. Bo naprawdę niewiele jest Bożych darów nad dar kochania, a jednak miłość staje się dla milionów przyczyną, że nie idą za Chrystusem.
W katakumbach mamy prześliczny obraz. Oto na jednym grobu namalowano dwóch szczęśliwych ludzi, uśmiechniętych jak dzieci, a nad nimi napis: „charis theon” – miłość Boża… Ona była ponad każdą miłością ludzką. Albo św. męczennik Polyeuktos, który był kuszony przez ulubioną Paulinę porzucić wiarę. Paulina pytała go: „Czy już nie kochasz mnie, że poddajesz się śmierci?” Na to pytanie Polyeuktos umiał odpowiedzieć: „Kocham cię o wiele więcej niż siebie samego, lecz o wiele mniej niż Boga”.
Niech nic i nigdy nie potrafi nas oderwać od pełnego katolickiego życia, które zaczyna się w wierze, a dopełnia w miłości Boga i bliźniego. Takie życie już jest Królestwem Bożym na ziemi i w będzie w niebie. Idźmy zawsze za Chrystusem! Niech każdy z nas, jak mówi św. męczennik Ignacy, ma jako swoje drugie imię Teoforos, czyli noszący Boga, niech trzyma się tego Boga we wszystkich codziennych sprawach i trudnościach i wtedy będziemay mieli mocną nadzieję kiedyś wejść do wiecznej uczty Pańskiej. Amen.
Ks. E. N.
(Na podstawie: Ks. J. Majkowski T. J. w: Śladami Skargi, t. III, Kraków, 1947, s. 24.)