Boże Ciało, 23.06.2011

Drodzy Wierni!

Wszystkie dzieła Boskie, czy to na niebie, czy na ziemi, czy pod ziemią, są przedziwne, niezmiernie mądre i cudowne, wszelako Najśw. Sakrament jest największym cudem, jaki Bóg uczynił na ziemi. Ta mała, niepozorna Hostia na ołtarzu, przed którą my padamy na kolana, mieści w sobie więcej cudów, niż cała ziemia, niż całe stworzenie Pańskie. Jeden ze sławnych biskupów trafnie powiedział, że podwójny łańcuch styka się w tym cudownym chlebie. Jeden łańcuch podnosi się z ziemi do nieba, a drugi spuszcza się z nieba do ziemi, a obydwa łączą się w tym Najśw. Sakramencie. A tłumacząc swoje słowa, powiada dalej: Ten łańcuch, który podnosi się z ziemi ku niebu to jest tęsknota człowieka za Bogiem, tęsknota, którą każde ludzkie serce ma i czuje. A drugi łańcuch, który się spuszcza z nieba na ziemię, to pragnienie Boga za człowiekiem.

Tak jest w istocie! Człowiek chce i pragnie widzieć Boga, słyszeć Go, dotykać się, mówić z Nim, a najdobrotliwszy Pan zaradza temu pragnieniu serca ludzkiego przez Najśw. Sakrament, bo zstępuje z nieba i ukrywając się pod postacią chleba, mieszka między nami, mówiąc niejako: „Kochanie moje być z synami człowieczymi” (Przyp 8, 32). Tęsknisz za mną – oto jestem z tobą i przy tobie!

Każdy człowiek czuje w swoim sercu silne, nieugaszone pragnienie Boga, podobnie jak dziecię wyciągające rączki ku swej matce. Tę tęsknotę wszczepił sam Bóg w sercach ludzi, i to sprawił, że nic ziemskiego, żadne uciechy, przyjemności, ani rozkosze ziemskie nie zdołają nas zaspokoić i uszczęśliwić, tylko sam Bóg. Słusznie woła św. Augustyn: „Niespokojne jest serce moje, dopóki nie odpocznie w Tobie, o Boże!”, a woła imieniem całej ludzkości, bo cały rodzaj ludzki, od początku swego istnienia, pyta się o Boga i szuka Go. Nie wystarcza mu modlić się tylko do Boga, rozmyślać o Nim, wszelki człowiek chciałby Boga oglądać własnymi oczyma, pragnie z Nim rozmawiać swymi ustami, chce Go słyszeć, chce Go się rękami dotykać, chce z Nim się połączyć.

Pierwszy człowiek Adam widział Boga w raju na własne oczy, słyszał Go mówiącego, obcował z Bogiem, przez grzech jednak stracił to obcowanie z Bogiem, a straciwszy szuka Go, wzdycha, pragnie widzieć, znowu przestawać z Nim. Potomkowie Adama dziedziczą po nim tę tęsknotę, bo słysząc z ust Proroków obietnicę Mesjasza, wołają przez 4000 lat z upragnieniem: „Obłoki niech spuszczą z deszczem sprawiedliwego, niech się otworzy ziemia i zrodzi Zbawiciela” (Iz 45, 8).

Po tylu tysięcy lat przyszedł wreszcie Zbawiciel na ziemię, i „stawszy się podobnym nam ludziom”, wziął swe ciało z Maryi Panny, złączył z nim Bóstwo, i narodził się w Betlejem. Najpierw Najśw. Panna i św. Józef przyciskali Go do serca, potem pastuszkowie i Trzej królowie oglądali Go, potem ludzie szukali Go i dotykali się Go, a On je błogosławił. Grzesznica Maria Magdalena także łzami obmywała i całowała Jego nogi, Tomasz Apostoł kładł palec w Jego bok, tłumy ludu szły za Nim, słuchały nauki, rozmawiały z Nim.

I tak to trwało przez lat 33, aż wstąpił do nieba i zasiadł na prawicy Ojca. Ale czy ludzkość się uspokoiła, choć widziała, słyszała, dotykała się Boga? Nie! Widział Go jeden kraj, to jest Ziemia święta, widziała mała cząstka ludzkości, a wielka niezmierna liczba ludzi żyjąca podówczas i jeszcze liczniejsze następne pokolenia, pragnęły Go także widzieć, słyszeć, z Nim mówić, Jego się dotykać tak, jak Maryja, Józef i Apostołowie. Pan Jezus znał tę tęsknotę serc ludzkich za Bogiem i powiedział: „Nie zostawię Was sierotami” (J 14, 18), owszem zaspokoję waszą tęsknotę. A co obiecał, to też wypełnił. Z niewymownej miłości ku ludziom, swoją nie znającą granic wszechmocą, uczynił cud nad cudami, ustanowił Najświętszy Sakrament, abyśmy wszyscy, – wszyscy bez wyjątku aż do końca świata mogli Jego widzieć, dotykać, a nawet z Nim się najściślej łączyć.

My wiemy z katechizmu, że P. Bóg, istota nieskończona i nieogarniona, wszędzie jest obecny, że napełnia cały świat, bo nie masz miejsca, w którym by go nie było. Wszak Pismo św. powiada: „Dokąd, Panie, ucieknę od oblicza Twego? Jeśli wstąpię do nieba, tam Ty jesteś, jeśli wezmę skrzydła i będę mieszkał na końcu morza, i tam trzymać mnie będzie prawica Twoja” (Ps 138, 7-10). Taka jednak niewidoma obecność naszego serca nie zaspakaja. Człowiek, mający nie tylko duszę, ale ciało i zmysły, pragnie P. Boga widzieć, dotykać się, z Nim obcować.

A gdyby Pan Jezus w postaci ludzkiej, tak jak to było za czasów apostolskich, nie wstąpił do nieba, lecz pozostał na ziemi, żył i ciągle obcował z ludźmi, czyby taka obecność zaspokajała tęsknotę ludzką widzenia i obcowania z Bogiem? Nie wystarczałaby, bo ziemia jest bardzo obszerna, a liczba ludzi bardzo wielka. Musiałby się Pan przenosić z kraju do kraju, i z jednej części świata do drugiej, od miasta do miasta, od wsi do wsi, albo okazywać się wszystkim ludziom naraz i z nimi obcować. Ale gdyby nawet i to uczynił nieograniczoną swoją mocą, jakiż by taka obecność miała skutek?

Kiedy P. Bóg dawał żydom 10 przykazań na górze Synaj, a góra zaczęła się dymić i bić pioruny, a przy tym rozlegał się potężny głos Boży, zadrżał ze strachu cały naród i mówił do Mojżesza: „Mów ty do nas i słuchać będziemy, niech Pan do nas nie mówi, byśmy (z bojaźni) nie pomarli” (Wyjść 20, 19). Podobnie i z nami by się działo. Patrząc na straszny majestat Boży jedni marliby ze strachu, a innym to obcowanie z Bogiem, osobiste i codzienne, spowszedniałoby zupełnie i mówiliby, jak owi żydzi żyjący za czasów Zbawiciela: „Czyż ten nie jest syn Józefa, którego my ojca i matkę znamy? Jakoż tedy on powiada, iż z nieba zstąpił?” (J 6, 42).

Otóż mądrość Boża wymyśliła inny, nowy sposób, aby przemieszkiwać stale między nami. Dzień przed swoją śmiercią Zbawiciel zgromadził swoich uczniów do ostatniej wieczerzy, wziął chleb pszenny w ręce, błogosławił i uroczyście mówił: „Bierzcie i jedzcie: To jest Ciało moje”. A wziąwszy kielich z winem dzięki czynił i dał im mówiąc: „Pijcie z tego wszyscy, albowiem ta jest krew moja” (Mt 26, 25). Wszechmoc Boża to sprawiła, że chleb i wino przemieniły się w Ciało i Krew Pańską. W końcu dodał Zbawiciel: „To czyńcie na moją pamiątkę”. Ten rozkaz pański spełnia się przy każdej Mszy świętej, albowiem kapłan powtarza nad Hostią i winem słowa Pana Jezusa, a moc Boża sprawia taką samą przemianę, jak przy ostatniej wieczerzy. Abyśmy się zaś nie lękali majestatu Bożego, abyśmy nie drżeli ze strachu, ukrywa się Bóg pod postacią chleba i wina i przemieszkuje z nami jako ojciec z dziećmi i zaprasza: Pójdźcie do Mnie wszyscy, wszyscy bez wyjątku, starzy i młodzi, bogaci i ubodzy, zdrowi i chorzy, pójdźcie bez strachu, o każdej godzinie.

W taki sposób w tym Najśw. Sakramencie łączą się dwa łańcuchy razem, to jest tęsknota człowieka za Bogiem i pragnienie Boga za człowiekiem, albowiem Bóg zstępuje z nieba i okazuje się człowiekowi, a człowiek może na Niego patrzeć i nie tylko patrzeć, ale także w Komunii świętej dotykać się ustami, pożywać Go i z Nim się najściślej łączyć, ile razy jego dusza tego zapragnie.

Podziwiajmy mądrość Bożą, która taki sposób wymyśliła, aby zamieszkać między nami; podziwiajmy dobroć Bożą, która się tak bardzo poniżyła, aby się ściśle połączyć z nami; podziwiajmy wszechmoc Bożą, która w tej małej Hostii pomieściła tyle cudów. Wielkie cuda zdziałał P. Bóg przy stworzeniu świata, wielkie cuda działa dzień w dzień, lecz niema większego cudu po nad Przenajśw. Sakrament! Dlatego to woła św. Augustyn: „Śmiem twierdzić, że sam Bóg, choć wszechmocny, więcej dać nie mógł; choć nieskończenie mądry, więcej dać nie umiał; choć nieskończenie bogaty, nie ma co by więcej dał”. I my wtedy przed tym cudem cudów padajmy na kolana, i my pożywajmy ten cudowny Chleb anielski z mocną wiarą, z czystym sercem, z płomienną miłością, mając w pamięci owe słowa naszej pieśni: „W tej Hostyi jest Bóg żywy Choć ukryty, lecz prawdziwy”. Amen.

 

Ks. E. N.

 

(Na podstawie: Ks. Tomasz Dąbrowski, Szesnaście kazań o Najśw. Sakramencie, Lwów, 1910, s. 13.)