1435?–1482
Błog. Szymon urodził się w Lipnicy Murowanej, małym miasteczku leżącym na szlaku handlowym z Krakowa na Węgry. Podczas studiów na Akademii Krakowskiej porwał Go urok kazań św. Kapistrana, misjonarza i znanego reformatora zakonu franciszkańskiego. Po ukończeniu studiów zgłosił się więc do klasztoru bernardyńskiego na Stradomiu. Tu odbył nowicjat i przygotowywał się do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Szymon dzięki pobożności, gorliwości i wierności w zachowywaniu reguł oraz głębokiej wiedzy, szybko zwrócił na siebie uwagę przełożonych. Dlatego wkrótce po święceniach kapłańskich (1460?), powierzono mu wychowanie młodzieży zakonnej. Jako mistrz nowicjatu dbał o głębokie wyrobienie młodzieży zakonnej, zaprawiając i usposabiając do wiernej służby Bogu. Szczególną uwagę zwracał na ducha ubóstwa i posłuszeństwa oraz pracowitość. Zalecał pokorę i umartwienie. Troszczył się o odpowiednią formację intelektualną.
W 1465 mianowano go gwardianem w Tarnowie, gdzie jednak krótko przebywał, bowiem władze powołały go, ze względu na wyjątkowe zdolności krasomówcze, na urząd kaznodziei do Krakowa. Tu właśnie rozwinęła się w pełni działalność błog. Szymona. Porywał słuchaczy, podobnie jak błog. Władysław z Gielniowa. Posiadał dziwną moc kruszenia serc nawet wielkich grzeszników. Wielu nagle nawróconych porzucało życie światowe, pokutując w świecie lub w klasztorach.
Uczył ludzi szacunku i miłości dla imienia Jezus, którym kończył każde swoje kazanie, przez co nawet miał przykrości od swych zwierzchników za wprowadzanie nowego zwyczaju. Z takim zapałem mówił jednakże o potrzebie kochania tego imienia, że przekonał wszystkich. Od tego czasu w Polsce rozpoczął się kult imienia Jezus.
Piastował kilkakrotnie wysokie urzędy w zakonie. Był komisarzem prowincjalnym, wizytował klasztory, wyjeżdżał do Włoch na kapitułę generalną jako delegat polskiej prowincji. Udał się z pielgrzymką do Ziemi Świętej, zwiedzając z pobożnością miejsca, gdzie żył i działał Jezus Chrystus.
Do świętości wyniosły go wszakże nie stanowiska i poważanie, którymi się cieszył, ale z trudem i stopniowo zdobywane cnoty. Świętość rozumiał, jako dokładne i sumienne przestrzeganie przepisów reguły zakonnej, której nauczył się na pamięć, żeby przeciw niej nie wykroczyć. Nawet w chorobie nie chciał korzystać z przysługujących mu wtedy ulg od niektórych przepisów. Był wielkim pokutnikiem, o czym wiedzieli tylko najbliżsi. Nie zadowalał się, bowiem ogólnie przyjętymi przez zakon praktykami pokutnymi, które i tak były surowe. Szymon w nocy, gdy inni odpoczywali „ciało swe wraz z błędami i namiętnościami ujarzmiał czuwaniem, postami, dyscyplinami i innymi surowymi umartwieniami zmuszał do służenia duchowi, aby stać się dobrą wonią Chrystusową… wśród płaczu, boleści, odmawiając psalmy pokutne i inne pobożne modlitwy, błagał Boga o miłosierdzie”. Wobec innych braci uważał się za największego grzesznika. Umierając prosił, aby go pochowano pod progiem, u wejścia do kościoła, żeby ludzie wchodząc do świątyni deptali po nim. Mawiał, że gotów jest do końca świata pokutować w czyśćcu, byleby mógł kiedyś oglądać Boga. Z wielką pokorą spełniał najniższe posługi i czynności w klasztorze. Nie widziano go nigdy próżnującego. Jeżeli nie modlił się, to przygotowywał kazania lub studiował Pismo św. i pisma Ojców Kościoła, przepisywał traktaty i kazania wybitniejszych teologów i kaznodziejów, pozostał po nim gruby tom przepisanych tekstów. Gdy był zbyt zmęczony pracą umysłową, brał się do prostych czynności fizycznych: rąbał drewno, pomagał przy budowie klasztoru, kopał studnię. Radzącym mu odpoczynek miał zwyczaj mówić: „Gdy w grobie złożę kości, będę miał długotrwały odpoczynek”.
Wiedział dobrze, że w jego wytrwałej, ale ludzkiej walce o czystość i świętość duszy, jest za słaby. Od najwcześniejszych więc lat młodości oddawał się w opiekę Matce Najświętszej. Kult maryjny odgrywał decydującą rolę w całym jego życiu. Był wielkim czcicielem Maryi i dzięki Niej potrafił zachować duszę swą od zepsucia. Świętość jego zajaśniała szczególnym blaskiem podczas ostatniej choroby. Pielęgnując chorych podczas epidemii panującej w Krakowie, zaraził się, ale z radością przyjął chorobę, jako zapowiedź szybkiego przejścia do wieczności. Gdy zaogniło się ciało i przybrało ciemny kolor, z chrześcijańskim heroizmem zaczął gotować się na śmierć.
Zmarł 18 lipca 1482 r., pogrzeb odbył się tego samego dnia. Ciało pochowano w kościele klasztornym, w podziemiach, pod wielkim ołtarzem.
Szymon z Lipnicy stał się wzorem nie tylko świątobliwego zakonnika, który usilną pracą doszedł do heroizmu cnót na drodze zachowywania reguły zakonnej, ale jest przykładem ewangelicznego pasterza, który życie własne oddał za owce swoje. Podczas bowiem szalejącej w Krakowie epidemii, gdy ludność zmarła, a zdrowi i ci, którzy mieli obowiązek opiekować się chorymi, uciekali za miasto kryjąc się po lasach. Szymon szedł na rynek, by nawoływać do pokuty, a następnie wchodził do domów nieszczęśliwych, by jednać z Bogiem umierających, pocieszać, osobiście opatrywać. Przez szereg tygodni niósł pomoc sakramentalną i materialną tym, których inni opuścili.
Zaraz po śmierci rozpoczął się kult świątobliwego zakonnika. Garnęli się do jego grobu mieszkańcy Krakowa doznając za jego wstawiennictwem łask, skrzętnie zapisywanych w osobnej księdze, która dochowała się do naszych dni. Tłumy modlących się do tego stopnia cisnęły się do grobu, że przeszkadzały współbraciom zakonnym w ich zwyczajnych chórowych modlitwach. Wobec tego, na prośbę przełożonych, Stolica Apostolska zezwoliła na przeniesienie relikwii spod kościoła do bocznej nawy, żeby licznie przybywający wierni mieli do grobu łatwiejszy dostęp.
Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w 1637 r., a papież Innocenty XI w roku 1685 zatwierdził istniejący kult, ogłaszając Szymona z Lipnicy błogosławionym. W 1767 roku wszczęto starania o kanonizację, ale utrata przez Polskę niepodległości na długie lata odwlekła ich realizację. Dopiero po II wojnie światowej odżyła myśl o kanonizacji. Obecnie trwają prace komisji historycznej.
Wspomnienie błog. Szymona z Lipnicy obchodzi Kościół katolicki w Polsce dnia 18 lipca.
(Na podstawie: Ks. Władysław Padacz, Z polskiej gleby, Kraków, 1971, S.119.)