Liczne mamy w Polsce wsie i miasta, kościoły i kaplice, w których cześć oddają szczególnie Matce Boskiej, a które słyną z cudów i łask jakimi w tych wybranych miejscach hojnie szafuje Najświętsza Maryja Panna.
Ma też Pomorze swą cudowną Panienkę, Królową Polskiego Morza, Opiekunkę Kaszubów, rybaków i naszych żeglarzy, niezmiernie przez nich wszystkich kochaną i uwielbianą: „Matkę Boską Swarzewską”. Znajduje się Ona we wsi Swarzewie przy zatoce Puckiej, nad tak zwanym „Małym Morzem”, oddzielonym od „Wielkiego” Bałtyku półwyspem Helskim.
Swarzewo jest to starodawna osada; natrafiono tutaj na przedhistoryczne groby. W r. 1340 nadano jej prawa przez komtura gdańskiego, Winricha von Kniprode, późniejszego mistrza zakonu Krzyżaków, wspomnianego przez naszego poetę Mickiewicza w „Konradzie Wallenrodzie”. Krzyżacy bowiem zagarnęli byli wybrzeże morskie za króla naszego Łokietka w r. 1309 i je zgermanizowali, a dopiero Kazimierz Jagiellończyk złączył je na nowo z Polską. Niestety panował tu jednak nadal wpływ niemiecki, wpływ potężnego, lecz zniemczałego Gdańska, któremu starostwo puckie, a z nim i Swarzewo, dawane były w zastaw na całe dziesiątki lat w zamian za pożyczki, udzielane skarbowi polskiemu. Mimo tego ujemnego wpływu, mimo późniejszego niemczenia i chęci lutrzenia przez zabór pruski, lud przetrwał i pozostał wierny pod względem narodowym i religijnym, zachował swój język i ducha patriotycznego i katolickiego. „Żaden luter wśród swarzewskich nie dotrzyma ni roku” – powiadał jeden z mieszkańców tamtejszych, popierając twierdzenie niedawnym przykładem.
Swarzewo to wieś przeważnie gospodarska czyli „gburska”, jak tam mówią, położona na tak zwanej „Swarzewskiej kępie”, – na wzgórzu, otoczona nizinami… Lud tam – i gburzy i rybacy – to tak zwani Kaszubi; język ich kaszubski to język dawnych Pomorzan – Lechitów, takich samych Lechitów, jakimi są Polacy. Stwierdzono, że jest pokrewieństwo polsko-kaszubskie, a pod względem językowym północ Polski i Kaszuby są sobie szczególnie bliskie. Polak i Kaszuba to jakby kochający się bracia! Uczciwi, uprzejmi, mówią o swych uczuciach, pracach i stosunkach, a szczycą się tradycją rodzinną, ba, nawet dawną, bo kilkusetletnią. „Pięćset lat”, mówił mi jeden z nich, wskazując na swe zamożne gospodarstwo, „całe pięćset należy ta posiadłość, ta ziemia (150 mórg), do jednego nazwiska, a było jej daleko więcej, jeszcze raz tyle, ale, jako wiano, część przeszła do innego rodu”. Właściciel rzeczonego gospodarstwa posiada godło, herb: „miecz w ręku” i od tegoż godła wywodzi swe nazwisko, zaś godło, w drzewie wyrzeźbione, starannie przechowuje w rodzinie…
Pomimo, że w Swarzewie rybacy są w mniejszości, pomimo, że ze swego morza łowią tylko szczupaki, okonie, flądry, czasem i węgorze, jednakowoż praca i życie rybackie wre tam także. A praca i życie to niełatwe, mozolne, często niewdzięczne i niebezpieczne, ale ukochane przez nich, a ciekawe dla przyglądających się.
Co wieczora jadą na połów, na morze, na całą noc; wstrzymują się tylko w razie burzy. Wracają wczesnym rankiem. Dwie godziny snu zazwyczaj im wystarczą. Wśród dnia zabiegają koło małych swych gospodarstw, naprawiają gorączkowo sieci olbrzymie, średnie i maleńkie, dla każdego gatunku ryb inne, o różnych więc kształtach i nazwach. Na noc, koło siódmej już są gotowi, już ładują przybory potrzebne, już siedzą w łodziach, już jadą, sprawnie a cicho. Piosenki nie słychać ni wesołych pokrzykiwań. Przybysz z lądu aż zdumiewa się i tęskni na wybrzeżu za śpiewkami, za muzyką, jakimi rozbrzmiewają nasze wioski dniem i wieczorem; ale gdy dłużej pobawi wśród rybaków, gdy napatrzy się na wzburzone i huczące morze, gdy widzi wyrwy, jakie ono robi i w lądzie i w ludzie, gdy zliczy ofiary, które pochłonęło, przestanie się dziwić i rozumie ich i współczuje im. A oni jednak tak kochają to swoje groźne morze, kochają „przez nie” i „dla niego” tym więcej Matkę cudowną, Swarzewską, Orędowniczkę rybaków, Panią i Królową Morza!
Kobiety, żony i córki i siostry rybackie dzielnie pomagają w pracy mężom, ojcom i braciom: sprzedają ryby, naprawiają też sieci, gospodarują, a w każdej wolnej chwili – podobnie jak gburki, – przędą wełnę z owiec własnych i już latem robią z niej ciepłe pończochy dla siebie i rodziny. Pobożne są bardzo; wiele z nich codziennie przystępuje do Stołu Pańskiego. O głębokiej wierze i bogobojności ludu kaszubskiego w ogóle świadczą liczne krzyże kapliczki, wznoszące się na każdym nieomal kroku nad wybrzeżem. Wiele ich w Polsce wszędzie; ale tyle co tam nie widziałam nigdzie. Na jednym z krzyżów, znajdującym się na stromym urwisku nad morzem, widnieje piękny napis: „Zjednoczyłeś, Boże, ziemie, zjednocz serca nasze”. Wystawili ten krzyż w r. 1920 mieszkańcy Warszawy na pamiątkę pierwszego pobytu w Swarzewie za wolnej Polski.
Wśród wsi, wśród domów i domków kaszubskich, cmentarzy, wśród wiekowych, wspaniałych drzew, opodal morza, wznosi się na pagórku murowany, obszerny, wysoki kościół swarzewski. Panuje on nie tylko nad całą wsią, ale nad okolicą i Małym morzem. Strzelista jego wieża zdała widna i z lądu i z wody. W postaci obecnej zbudowany został w latach 1878–1880 na miejscu dawnego, drewnianego kościoła, w którym w prezbiterium stanowił jeszcze dawniejszy, pierwotny, maleńki kościółek, raczej zdaje się kapliczka. Kościół w Swarzewie posiada starodawne, zawieszone na wieży dzwony oraz cenne wota i dary, między innymi prześlicznej roboty monstrancję i ornat, ofiarowane swego czasu przez opata oliwskiego Kęsowskiego. Wchodzimy do świątyni; widzimy trzy ozdobne w figury i olejne obrazy, boczne ołtarze. Na jednym z nich zrobionym z marmuru i alabastru, a pochodzącym z XVII wieku, ustawiona jest statua Matki Boskiej Bolesnej. Podpada naszej uwadze przedziwny, głęboki, bolesny wyraz twarzy Matki Bożej i Ciało Jej syna, jakby nie z drzewa a z żywego ciała rzeźbione. Nie pierwsi to spostrzegamy: zalety tej statuy – niewiadomego wykonawcy – zwróciły niejednokrotnie uwagę znawców i artystów nie tylko naszych, lecz i obcych. Rzeźbiona z drzewa lipowego, kolorowo malowana, wykonana, zdaje się w XVI. wieku, a odnowiona w roku 1862, jak wskazuje napis łaciński, ma ta Matka Bolesna swoich czcicieli między wiernymi i strapionymi, z pośród których można widzieć zawsze kogoś, składającego u stóp Jej swe troski, prośby i podzięki.
Nie Ona „Bolesna” jednak cudami słynie, lecz inna – promienna! Szuka Tej wzrok nasz, goni wzdłuż długiej nawy i lgnie do głównego tryptykowego ołtarza, w którym znajdować się ma cudowna Najświętsza Panienka! I jest Ona tam w istocie, lecz na razie niewidoczna, gdyż zasłonięta olejnym obrazem, przedstawiającym św. Rodzinę, a będącym kopią obrazu sławnego malarza Van Dycka. Z upragnieniem czekamy na odsłonięcie posągu Matki Bożej, tak czczonej na całym wybrzeżu: obraz św. Rodziny opada i ukazuje się nam Jej maleńka postać, tak maleńka, że nieomal niknie wśród otaczających ją złocistych promieni i rozwieszonych wokoło licznych i cennych wot. W drzewie rzeźbiona, cała pozłacana, trzyma na lewym ramieniu Boże Dziecię, w prawej dłoni dzierży berło, a na głowie nosi tak samo jak Dziecina, błyszczącą koronę. Ta maleńka, a taka potężna Władczyni morza i serc ludzkich! Prześliczne legendy przywiązane są do Matki Boskiej w Swarzewie.
Pierwotnie figura Matki Boskiej Swarzewskiej znajdowała się w kościele w Helu, lecz gdy Helanom narzucono luteranizm, Matka Boska, nie chcąc pozostać wśród nich, przepłynęła sama „przy wielkiej jasności na niebie Małe morze” i ukazała się w Swarzewie. Helanie zabrali Ją z powrotem do Helu i strzegli jej pilnie, posądzając, że była wykradziona. Pomimo tego niebawem Matka Boska ponownie opuściła Hel, wypłynęła znów w Swarzewie i zajaśniała blisko morza nad studzienką, która istnieje do dzisiaj, a zawiera wodę, posiadającą moc uzdrawiającą. Studzienkę i zbudowany nad nią ołtarz ochrania starożytna kapliczka. Wewnątrz niej na ścianie widnieje wiekowy obraz. Na odwrotnej jego stronie spisano wierszem w roku 1775 legendę wyżej podaną o cudownej figurze, którą we wierszu nazwano „obrazem”. Przytaczamy ten wiersz, starożytną pisownią skreślony; charakteryzuje on bowiem wiarę i cześć, jaką od wieków otaczano Matkę Boską w Swarzewie.
„Krótkie Opisanie Ziawienia się
Cudownego Obrazu Nayświętszej Maryi Swarzewskiej nazwanego
Z Xiąg Kościoła Swarzewskiego wyięte
Y z tradycyi podane wierszem polskim,
Wyłożone Roku Pańskiego 1775”:
Nad tą studnią się obraz Maryi obiawił,
Który się rozlicznemi cudami rozsławił,
W iasności na powietrzu tu stał nie bez cudu,
Z tąd przeniesion do Hela z processyą ludu,
Gdzie przed Miastem w kościółku skoro jest złożony
Wnet na morzu y lądzie cudami wsławiony.
Świadectwo w tym żeglarze ratowani dali,
Tu w Swarzewie kaplicę gdy wymurowali.
Nie mogąc znieść czart tego, że przez czasów wiele
Lud się do nóg Maryi z nabożeństwem ściele,
Wzburzył, że odszczepieńcy Kościół spustoszyli
W Helu oraz obrazy z niego wyrzucili.
Alić Maryi Obraz w tym jak się to dzieie,
Nad tą studnią z powrotem w promieniach jaśnieje
Co postrzegłszy Swarzewo o przybyciu głosi
Po tym z tąd do kaplicy na ołtarz przenosi,
Tam nabożnie Maryą w iey obrazie wita,
Za co od niey zapłata na wszystkich obfita
Bo kto przy tym obrazie z Maryi przyczyny
Zliczy łaski co świadczy Bóg w Troycy iedyny!
O! iak wielu szczęśliwie burzące się wody
Morskie przebiegli w brzegi bez naymnieyszey szkody!
O ślepych, niemych, chromych, leżących w chorobie
Co mówić? lub też w inszey będących złey dobie,
Bez liczby o przyczynę Maryi tu proszą,
A wnet wzrok, mowę, zdrowie, pociechę odnoszą,
Tak więc różne dowody tey Matki ratunku
Niech nam będą nadzielą w naywiększym frasunku,
Że służąc iey pewniśmy przy Ieyże obronie
Na tem mieyscu pociechy w życiu y przy zgonie.
Cieszcie się mowie wszyscy, którzy to słyszycie,
Bo dziś dzień ten sam obraz w ołtarzu widzicie.
Wszak dla tego piastuie Jezusa dziecinę,
Pokazując że dzieci wnet zapomną winę.
Pod Twe więc Jezu Nogi nachylamy szyi
Prosząc racz nas wysłuchać dla prośby Maryi.
Ty zaś Matko w tey nayprzód przybądź nam potrzebie,
Byśmy zawsze kochali Syna y z nim Ciebie. Amen.
O wodzie w studzience krąży też podanie. Dawniej bywała ona zawsze w studzience przez cały rok, a chorzy czerpali z niej i znajdowali uleczenie z różnych chorób, jako że posiada moc uzdrawiającą. Od czasu jednak, gdy zaczęto wodą handlować, sprzedawać ją na krople, woda wysycha na czas odpustów, na czas wielkich zjazdów ludzi w Swarzewie. Matka Boska to sprawiła, by wodą z Jej studzienki nie frymarczono. Inny głos ludu mówi, że używano tej cudownej wody nie tylko na cierpienia ludzkie, lecz także zwierzęce, czerpiąc ze studzienki, ilekroć bydło jakiekolwiek zachorowało, i za to nieuszanowania kara taka spadła na Swarzewo, właśnie w porze, gdy najwięcej chorych i cierpiących dąży do Swarzewskiej Panienki po ulgę i pociechę, wody braknie!
Słuchając tak tych podań i legend, stojąc na miejscu cudownym i patrząc na majaczący wśród olbrzymich drzew na wzgórzu, kościół swarzewski zapytujemy się mimo woli, dlaczego przybytki Najświętszej Panienki nie wzniesiono na miejscu cudownego zjawienia się Jej – przy studzience, lecz zbudowano go dalej we wsi – na pagórku? Może miejsce było nieodpowiednie, położone w wąwozie, za ciasne, przyciśnięte do wzgórza z jednej, a przyległe do drogi, szeregu chat i innego wzgórza i drugiej strony? I to być może, ale tradycja, ujęta w prześliczną znów legendę, którą mi opowiadał staruszek przeszło osiemdziesięcioletni z przejęciem i miłością, twierdzi co innego: „Kościół nie był jeszcze zbudowany, gdy jadących na morzu łodzią spotkała wielka burza. Miotała łódką jako łupinę ją i groziła jej zatopieniem; a działo się to z dala od Swarzewa, koło sąsiadującej z nim Wielkiej Wsi. Wśród jadących powstała nieopisana trwoga, zaczęto się modlić, a znajdujące się w tym gronie trzy świętobliwe siostry – zakonnice, zwróciły się do Matki Najświętszej Swarzewskiej o ratunek dla tonących i ślubowały wraz z drugimi podróżnymi postawić kościół Panience Swarzewskiej, skoro nieszczęśliwych wybawi z tego groźnego niebezpieczeństwa. I Matka Najświętsza wysłuchała prośby tonących, uśmierzyła burzę i doprowadziła szczęśliwie żeglujących do celu podróży. Biedzili sobie teraz wybawieni głowy, w którym miejscu kościół ślubowany wznieść by mieli, aż tu w czerwcu, na św. Jana, czarna chmura zawisła nad Swarzewem, niby to zapowiedź burzy nadciągającej. Tymczasem, zamiast deszczu, spadł chmury śnieg, pokrywając ziemię jakoby płachtą białą, ale tylko w jednym jedynym miejscu: na wzgórzu wśród wsi! Wzięto to za znak cudowny, przez który Matka Najświętsza wskazywała, gdzie świątynię dla Niej wznieść miano. Zbudowano więc na tym miejscu kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, a na ołtarzu umieszczono cudowną figurę helską, która niebawem zasłynęła nowymi, licznymi cudami i łaskami, rozdzielanymi hojnie”. Do Swarzewa poczęły płynąć tłumy, składając u stóp Maryi swe żale i cierpienia, również dziękczynienia i dowody wdzięczności, wyrażone w licznych wotach i pamiątkach bólów i kalectw, których tutaj, u cudownej Matki Swarzewskiej, pozbyto się raz na zawsze. Mnogie bardzo krokwie, odkopane przy budowie nowego kościoła, to najlepsi świadkowie cudów, jakie się tu dokonały; stały się one zbędnymi dla tych którzy je tu składali a którzy przedtem bez nich obywać się w żaden sposób nie mogli.
Od wieków trwa wśród ludności katolickiej wybrzeża gorące nabożeństwo do Matki Boskiej Swarzewskiej; już protokół wizytacyjny z r. 1585 wspomina o kulcie Maryi Panny w Swarzewie. I nabożeństwo to trwa bezustannie, do dnia dzisiejszego.
Jak czczą Matkę Boską Swarzewską?
Trzeba widzieć, jak rojno tu w dni świąteczne, jak rojno tu w dni Maryi, zwłaszcza w doroczne, wielkie odpusty na 16 lipca i 8 września. Spieszy lud parafialny, licznie i z daleka, bo parafia rozległa: sięga aż na drugą stronę morza aż za wieś Chałupy. Spieszą pobożni z bliższych i dalszych wsi i miast, spieszą letnicy, rybacy i gburzy; płyną łodziami, zjeżdżają końmi i koleją, przybywają pieszo. Kto to widział, w tej czci, oddawanej Maryi, uczestniczył, zachowa podniosłe wspomnienia na całe życie. Małe morze przy Swarzewie pełne łodzi, żaglówek i motorówek, zwożących coraz to nowych wielbicieli Panienki Swarzewskiej z półwyspu Helu, z Chałup, z Kuźnicy, z Jastarni i Boru, nawet z odległej Gdyni. Srebrzą się w blasku słońca, które rozjaśniło pochmurne do tej pory niebo; uderzają wiosła w gładką, jakby lustrzaną toń morza, mieniącą się barwami szmaragdu i złota.
W przeddzień odpustów już przybywają księża z bliska i z daleka. Przybywają pielgrzymki piesze z Wielkiej Wsi, z Strzebina, z Pucka i z Jastarni. Miejscowy proboszcz, gorliwy duszpasterz i opiekun Kaszubów, X. Pronobis, spieszy z liczną procesją na powitanie. Bractwa z chorągwiami, towarzystwa z sztandarami, panny w bieli niosące feretrony, tłumy wiernych miejscowych i gości, czasowo tu przebywających dla wypoczynku czy leczenia. Wszyscy odświętnie ubrani, wszyscy w skupieniu i uroczystym nastroju wyczekują chwili spotkania. Następuje ono przy kapliczce, w miejscu cudownego zjawienia się Matki Boskiej. Pielgrzymka zbliża się, odzywają się trąby orkiestry rybackiej z Jastarni, chylą się chorągwie, sztandary i feretrony w wzajemnych pokłonach, x. proboszcz swarzewski serdeczną przemową wita przybyłych. Teraz razem już złączeni, i przybywający i miejscowi, z pobożną pieśnią na ustach zdążają do kościoła by wysłuchać uroczystych nieszporów. Na rzewną przedziwną nutę śpiewają psalmy nieszporne i na nią wtóruje z chóru znana na wybrzeżu orkiestra rybacka. Melodie te na każdym przybyszu robią głębokie wrażenie: to jakby kołysanie się fal i szum wiatru i przygłuszone wołania tonących!
Księża do nocy słuchają spowiedzi; konfesjonały oblężone; w dzień odpustu więcej jeszcze mimo wzmożonej liczby przybyłych spowiedników. Wczesnym rankiem w niedzielę, t. j. w dzień, na który odłożono uroczystość Matki Boskiej, ruch świąteczny: o 6-ej Msza św. w kapliczce nad studzienką, a potem jedna za drugą w kościele wobec odsłoniętej figury Matki Boskiej. Ile tam westchnień, próśb, ile modłów wybiega z udręczonych serc ludzkich do tej Pocieszycielki utrapionych, Wspomożycielki Wiernych! Obszerna świątynia nie może pomieścić wszystkich, pragnących brać udział w nabożeństwie i wysłuchać słowa Bożego; kazanie odbywa się cmentarzu…
„Opiekunko żeglujących”, błyszczy złotym haftem na błękicie jedwabnej chorągwi. „Ratuj tonących!” – zdają się wołać błagalnie rozchylone usta i wyciągnięte ramiona nieszczęsnych rozbitków z tonącej łodzi na wzburzonym morzu. „Ratuj” błagają wzniesione oczy w górę ku ostatniej nadziei – Maryi Najświętszej, widniejącej z dzieciątkiem w niebiosach i darzącej ich łaskawym, pełnym dobroci spojrzeniem: „Ona ich nie zawiedzie, ta Opiekunka żeglujących, bo swą ufność w Niej położyli”. Tak to żywo, tak wymownie przedstawiona na obrazie bardzo starej chorągwi. Jeszcze raz powiewa nad ludzkimi głowami, jeszcze raz rozchyla jej piękny obraz wiatr od morza, i znika nam z oczu i ona i inne chorągwie i pielgrzymi!…
(„Przewodnik Katolicki”, Poznań, 1929 nr 5, 6, 7.)