„A gdy Duch Św. Pocieszyciel przyjdzie, będzie karał świat z grzechu i sprawiedliwości i z sądu. Z grzechu, mówię, iż nie wierzą we mnie” (J 16, 8)
Drodzy Wierni!
Ta przepowiednia Zbawiciela o karaniu świata przez Ducha Św. za to, iż nie uwierzono w Chrystusa, spełniła się najpierw na niewiernym narodzie żydowskim. Przyszedł Duch Św. na ziemię, pocieszył strapionych Apostołów i uczniów Chrystusowych, napełnił ich swoimi darami, aby mogli ze skutkiem rozszerzać wiarę po całym świecie, natchnął ich odwagą i męstwem, oświecił ich umysły nauką i mądrością niebiańską, obdarzył ich mocą czynienia cudów, i w końcu świat pogański z całą swoją zarozumiałą mądrością i nauką, z swoimi cezarami i królami przyjął wiarę chrześcijańską, zgiął kolana przed Chrystusem Bogiem i poddał się pod apostolską władzę Kościoła. Sami tylko Żydzi w swoim uporze, nie poruszeni ani cudami, ani powagą Apostolską, ani widoczną mocą Bożą, nie uwierzyli w Bóstwo Chrystusa, dla tego wkrótce za to ukarał ich Duch Św. w sposób najstraszliwszy, bo odjął im na zawsze berło królewskie, pomieszał ich genealogię, pokolenia ich rozproszył po wszystkich krańcach ziemi, uczynił ich tułaczami świata bez kapłana, bez ołtarza i bez ofiary.
Ta kara Ducha Św. za niedowiarstwo, przewidziana przez Chrystusa, spełnia się również widoczniej także na heretykach i odszczepieńcach; ci bowiem psując wiarę Chrystusową, odrzucając artykuły objawione przez Chrystusa Pana i ogłoszone przez Apostołów i ich następców, ponieśli wyraźną karę Św. Ducha, gdy przez sobory i papieży zostali wykluczeni od Kościoła, od łaski Boskiej, od zbawienia. Żyją i oni, jak Żydzi, bez kapłanów, bez ofiary, bez Sakramentów świętych. Mają wprawdzie niektórzy sakrament Chrztu św., ale nie posiadają innych sakramentów koniecznych do zbawienia.
Czy katolicy są wyjęci od tej kary Ducha Św.? Tak by powinno być; lecz niestety spostrzegamy i na katolikach podobne skutki kary Św. Ducha. Bo czym że jest u wielu z dzisiejszych katolików ona obojętność względem artykułów wiary, ono zaniedbanie i pogarda Sakramentów św., ona miękkość życia i to panowanie Ciała nad duchem – to zuchwałe, jawne, bez wszelkiej bojaźni gwałcenie przykazań kościelnych – ta ślepota, która nazywa rozumem, mądrością i oświatą to, co Pan Bóg od wieków nazwał głupstwem, która podaje w wątpliwość objawione prawdy o sądzie, o piekle, o wieczności? Czy to wszystko nie są skutki kary Ducha Św.? Bo cóż im pomoże mieć ołtarz i ofary, jeśli do niego nie przystępują dla posiłku duszy? Cóż pomoże mieć kapłanów, jeśli ich nie słuchają? Co pomoże mieć Sakramenty, jeśli przez nie nie szukają łaski Boskiej?
Więc kara Ducha Św. cięży rzeczywiście i na katolikach; a jeśli kara, wtedy jest i grzech między katolikami, że nie wierzą w Chrystusa tak, jak wierzyć są zobowiązani.
Jest to grzech katolików, za który Duch Św. ich karze, że nie mają zupełnej, czynnej wiary. Nie trzeba być uczonym i głębokim teologiem, aby zgodzić się na to, że nasza wiara powinna być zupełna, t. j. że powinna obejmować wszystkie artykuły, które nam Bóg objawił, żadnego nie wyjmując i nie wyłączając. Bóg przecież nie może nikogo omylić ani wprowadzić w błąd, bo inaczej nie byłby Bogiem, istotą nieskończenie doskonałą. Z tego wynika, że cokolwiek nieomylny Bóg objawił, musi być prawdziwym; że wszystko, cokolwiek nieomylny Bóg podał do wierzenia, ludzie powinni koniecznie uznać za prawdę. Kto by więc nie uwierzył choć w tylko jeden artykuł objawiony od Boga, lub o nim wątpił, już by tym samym zaprzeczył Bogu Jego nieomylność i prawdomówność – i jakiem prawem mógłby jeszcze w siebie i w drugich wmawiać, że ma wiarę, że jest wierzącym? W naszej katolickiej wierze, objawionej od Boga, nie godzi się jeden artykuł przyjmować a drugi odrzucać, w jedną prawdę wierzyć a w drugą nie wierzyć. Heretycy XVI stulecia wierzyli w piekło, ale odrzucili czyściec; wierzyli w tajemnicę Trójcy Św., ale błędnie wierzyli w tajemnicę Najśw. Sakramentu – dla tego Kościół św. taką ich niezupełną wiarę wyklął i potępił.
Jeśli więc kto nie wierzy w jeden tylko artykuł, tym samym zaprzecza Bogu Jego nieomylność, staje się niewiernym we wszystkim, traci wiarę nadprzyrodzoną, która opiera się na nieomylności Boga i jest niezbędna do zbawienia. Co należy sądzić o tych, którzy dają się słyszeć: ja jestem głęboko wierzącym, tylko nie wierzę, że Chrystus był Bogiem. Ja jestem dobrym katolikiem, wierzę we wszystko, nawet w piekło, tylko na to jedno nie mogę się zgodzić, że piekło jest wieczne. Ludzie, co tak mówią, nie mają zgoła żadnej nadprzyrodzonej wiary. Ewangelia, mówi św. Cyprian, nie może być pewną w jednej rzeczy a w drugiej niepewną.
Wiara również powinna być czynną. Któż, patrząc na obyczaje ówczesnych katolików, nie widzi tu sprzeczności? Przypatrzmy się ludziom chciwym i łakomym. Wierzą oni wprawdzie w tajemnicę Trójcy Św., wierzą, że jest Bóg, jeden w naturze a troisty w osobach, Ojciec, Syn i Duch Święty: ale nie chcą dać wiary tym słowom Zbawiciela Pana, że „nic nie pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeżeli duszę swoją straci” (Mt 16, 26); nie chcą wierzyć, że „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, aniżeli bogaczom wnijść do królestwa niebieskiego” (Mt 19, 24). Przypatrzmy się pysznym. Wierzą oni, że Chrystus dla naszego zbawienia „uniżył się aż do przyjęcia postaci sługi, stawszy się nam ludziom we wszystkim podobnym, oprócz grzechu”: ale nie wierzę, że „Bóg pysznym się sprzeciwia i odmawia im swej łaski” (Przyp 3, 34). Patrzmy na ludzi gniewnych i mściwych. Wierzą, że Bóg jest sprawiedliwy, który dobrych nagradza niebem, a złych karze piekłem, ale nie wierzą, że trzeba się modlić za swoich nieprzyjaciół, że trzeba im dobrze życzyć i dobrze czynić, że żadna ofiara nie może podobać się Bogu, dopóki nie zostanie nagrodzona krzywda bliźniemu. Spójrzmy na leniwych, zbytecznie dbających o swoje wygody. Wierzą oni, że Kościół przykazuje pod ciężkim grzechem, aby wierni w dni świąteczne słuchali Mszy św., aby zachowywali przepisane posty: ale nie chcą uwierzyć, że „ciasna jest droga, która prowadzi do nieba”. Czy ci wszyscy mają zupełną wiarę? Dlaczego – woła Tertulian – dzielicie na połowy naukę Jezusa Chrystusa, jednej połowie wierząc, a drugą połowę od wiary waszej wykluczając? Czy nie tę samą powagę i nieomylność mają wszystkie nauki Chrystusa, naszego Boga?
Wiara tylko wtenczas może się na coś przydać, kiedy ją stwierdzamy zewnętrznymi uczynkami, bądź dla okazania na zewnątrz naszych przekonań i dla zbudowania drugich, jak się wyraził św. Jakub, mówiąc: „Ja tobie okażę wiarę moją z uczynków” (Jak 2, 18) – bądź dla nadania blasku, świetności i ozdoby naszej wierze, jak powiedział jeden z Ojców Kościoła: „Wiara uwieńcza się uczynkami” (św. Paulinus). „Wiara, jeśliby nie miała uczynków, martwa jest sama w sobie” (Jak 2, 17). Póki ludzkie ciało działa, oddycha, mówi, słyszy, chodzi, póki się przynajmniej porusza, mówimy, że ono żyje, że w nim jeszcze znajduje się dusza, która jest przyczyną tych wszystkich działań i poruszeń człowieka. Ale skoro dusza opuściła ciało, już więcej nie pokazuje żadnego znaku czynności, jest martwym. Jak więc dusza jest złączona z ciałem tylko dlatego, aby ożywiała ciało i swym życiem udzielała czynności: tak podobnież, według zdania Ojców soboru Trydenckiego, wiara bez miłości może być prawdziwą wiarą, ale nie będzie wiarą żywą, nie będzie wiarą czynną, nie będzie pożyteczną dla zbawienia. Wiara jest jak dobre, zdrowe nasienie, które wrzucone do ziemi, wydaje kwiat i owoce. Skoro nasienie z ziemi nie wybuja, jest znakiem, że albo w ziemi zgniło, albo obumarłe potrzebuje wilgoci. Dlatego mówi św. Augustyn, że niepodobna jest, aby ten, który ma żywą wiarę, prowadził złe życie.
Kupiec mający pewność, że rozprzeda towar, chętnie wydaje pieniądze na zakupienie towaru; lecz gdy widzi tylko możliwość zysku, a możliwość nie dość pewną, ledwo po długim namyśle odważy się pieniądze poświęcić na los szczęścia. Podobna różnica zachodzi między katolikiem mającym wiarę, a katolikiem mającym tylko mniemanie o prawdziwości nauk zawartych w Ewangelii. Do tych katolików, u których nie widać uczynków wiary, śmiało można powiedzieć: Na próżno nazywacie się katolikami, bo wy bynajmniej nie wierzycie w prawdy objawione o sądzie, o piekle, o niebie. Macie o tych rzeczach ostatecznych jakieś tylko mniemanie, że one mogą być prawdziwymi, ale też macie zarazem wątpliwość. Ponieważ więc mamy o sądzie i piekle tylko mniemanie, a nie silną wiarę, wstrzymujemy się co prawda od grzechów, lecz tylko od takich, do których jesteśmy mniej skłonnymi – i to nas już ubezpiecza, że sobie powtarzamy: nie mam się czego lękać piekła; ja nic nie ukradłem, nikogo nie zabiłem. Ponieważ mamy mniemanie tylko, a nie wiarę, czynimy wprawdzie niektóre dobre uczynki, ale tylko takie, które nam wiele nie kosztują – i jeszcze przechwalamy się: dziś byłem na nabożeństwie, uczestniczyłem na Mszy św., nie jadłem mięsa w piątek.
Odstępstwo od wiary, herezja i apostazja nie bywa zazwyczaj pierwszym grzechem apostaty; muszą pierwej poprzedzić inne grzechy, po których ludzie zstępują do niedowiarstwa i herezji, jak po szczeblach. Muszą pierwej opuścić drogę cnoty, a wtedy już dziwnie łatwo zbaczają z drogi wiary. Stąd, jak zauważa św. Grzegorz, dopuszcza Bóg często za karę, że skoro człowiek porzuca drogę cnoty i przez grzech traci łaskę, w tym samym czasie traci też i wiarę w konieczność i skuteczność Sakramentów, i wkrótce, nie mając innych prześladowców wiary, bywa przez same swoje grzechy przywiedziony do utraty wiary. W ten oto sposób Duch Św. karze dzisiejszych obojętnych katolików zupełnym odjęciem wiary. A któż tego nie widzi, jak to łatwo dojść do zupełnego niedowiarstwa? Cóż bowiem łatwiejszego, jak porzucić wiarę, która nam to czynić zakazuje, co my chcemy koniecznie czynić; która nam to przykazuje, czego my nie mamy chęci czynić dla naszego lenistwa?
Ożywmy więc naszą wiarę przez dobre uczynki. Wierzmy Bogu, wierzmy Jego Ewangelii, wierzmy Jego nieomylnemu Kościołowi; ale wierząc, czyńmy to, co Bóg rozkazuje, czego domaga się Ewangelia, co zaleca Kościół Boży, bo równie, jak wiara, tak i uczynki wiary koniecznie są potrzebne do zbawienia. Amen.
Ks.E.N.
(Na podstawie: Kamil Praszałowicz w: Kazania i szkice księży Towarzystwa Jezusowego, t. IV Kraków 1900, s. 118.)