3. niedziela po Wielkanocy, 15.05.2011

„Płakać będziecie wy, a świat się będzie weselił” (J 16, 20)

Drodzy Wierni!

Dzisiejsza Ewangelia przytacza nam słowa Zbawiciela, którymi zapowiadał Apostołom rychłe rozstanie z nimi: najpierw przez śmierć, a potem przez odejście do Nieba. „Maluczko, powiada, a juz mię nie ujrzycie, iż idę do Ojca”. Razem zaś z tym oświadczeniem oznajmia im, że po Jego odejściu będą czekały ich na świecie wielorakie uciski: „Zaprawdę, powiadam wam, że będziecie płakać wy, a świat się będzie weselił”. Ta przepowiednia Pańska ziściła się co do słowa. Któż bowiem nie wie, ile to prześladowań doznali Apostołowie od Żydów i pogan, ile goryczy wypili w swoim życiu? A jednakże to wszystko oni przenosili ochoczo, bo ich krzepiła nadzieja zapłaty, którą im Zbawiciel przyrzekał w dalszych słowach tej mowy: „wy się smucić będziecie… lecz będzie się radowało serce wasze, i radości waszej nikt od was nie odejmie”.

Lecz nie sądźmy, że te słowa stosowały się tylko do Apostołów: „płakać będziecie wy, a świat się będzie weselił”. Owszem, stosują się one i do nas, bo chociaż dziś nie cierpimy krwawych prześladowań, wszakże już samo życie prawego chrześcijanina – życie, które wymaga ciągłej walki ze skażoną naturą, jest drogą prawdziwie ciernistą. Przeciwnie zaś, świat się raduje, tj. życie podług świata zdaje się na pozór wesołym, bo świat w niczym nie krępuje człowieka, lecz owszem dogadzania sobie we wszystkim, nasycenie wszystkich namiętności uważa za najwyższe szczęście. Jak przeto Zbawiciel ostrzegał Apostołów, aby dla nadziei niebieskiej zapłaty mężnie znosili doczesne uciski, tak i nas upomina, abyśmy nie przykrzyli sobie w trudach i walkach chrześcijańskiego życia. Mówi On do nas także: „płakać będziecie wy”, tj. życie wasze na ziemi nie będzie wesołe w rozumieniu światowym, bo kto chce być moim uczniem, musi ukrzyżować skażone swoje skłonności; ale nie traćcie męstwa i nie zazdrośćcie światu pozornego wesela! Chwilę tylko wytrwajcie, a potem nastąpi odpłata i radość: „Znowu jednak was zobaczę, i będzie się radowało serce wasze, i radości waszej nikł od was nie odejmie”.

Co należy rozumieć przez szczęście i wesele świata? Wielu sobie wyobraża, że mowa o tym przedmiocie stosuje się tylko do ludzi dostatnich, do łudzi postawionych wysoko, a innych się wcale nie tyczy. Takie przekonanie jest błędnym. Owszem stosuje się ona do wszystkich, bo nawet przy ubóstwie i nędzy można używać światowego wesela, tak samo jak wśród dostatków i blasku go nie kosztować. Przez szczęście i wesele świata rozumie się życie przeciwne duchowi Ewangelii, życie podług namiętności, życie oddane wyłącznie rozkoszom doczesnym – słowem życie czysto ziemskie, zmysłowe, którego bogiem jest mamona lub ciało, a głównym celem nasycenie skażonej naszej natury. Dokładny i żywy obraz takiego szczęścia świata, podaje nam Pismo Św., przemawiając językiem bezbożnych: „Mówili tedy: krótkie a tęskliwy jest czas żywota naszego. Pójdźcież więc, a używajmy dóbr niniejszych, a zażywajmy rzeczy stworzonych prędko jako w młodości. Winem drogim i olejkami napełniajmy się, a niech nie mija kwiat czasu. Chodźmy w wieńcach różanych póki nie uwiędną, a wszędzie zostawiajmy ślady rozkoszy, gdyż to jest cząstka nasza, i ten jest dział nasz” (Mądr 2).

Można to zawrzeć w dwóch słowach: wyrzeczenie się krzyża i jego surowej nauki, a oddanie się w służbę trojakiej pożądliwości: oczu, ciała i pychy żywota. Takie to życie świat nazywa szczęśliwym, do takiego nas woła, a z boleścią musimy wyznać, że woła niedaremnie! Ileż to bowiem ludzi pospiesza na to wezwanie, ile to ludzi: młodzieńców i starców, bogaczy i ubogich upędza się za tym szczęściem, niosąc mu na ofiarę duszę, zbawienie i niebo? Różnią się oni w pojęciu tego szczęścia, różnią się w drogach, którymi do niego zmierzają, ale cel jeden u wszystkich: żyć dla chwili obecnej, bez względu na to, co czeka nas w wieczności! Straszne to zaślepienie! Czyż takie życie, wylane na rzeczy doczesne, jest szczęściem? Niestety, to raczej smutne złudzenie, o którym słusznie powiada Psalmista: „Synowie człowieczy, dlaczego jesteście ciężkiego serca? Bo miłujecie marność i szukacie kłamstwa” (Ps 4). Tak, to mniemane szczęście świata, jest tylko wielkim kłamstwem, które nam nic nie daje oprócz doczesnego i wiecznego zawodu! Wiara, rozum i doświadczenie wieków, stwierdzają wymownie tę prawdę.

To widzimy na tysiącznych przykładach, że ludzie szczęśliwi podług świata, ludzie, na których nie jeden rzuca zazdrosne spojrzenie, są w rzeczy samej istnymi nędzarzami, godnymi szczerej litości. Uchylmy zasłonę ich mniemanego szczęścia, a ujrzymy za nią: smutek, tęsknotę, zniechęcenie i rozpacz, które jak robak toczą im wnętrze serca. „Jedliście, mówi Prorok, a nie jesteście nasyceni!” Nie masz więc prawdziwego zadowolenia w szczęściu tego świata, a przeto czymże jest ono jeśli nie kłamstwem, zawodem?

To szczęście świeci na pozór i zdaje się być wolnym od wszelkiej goryczy, lecz ileż to nędzy, burz, niepokojów i zachodów kryje się pod tym pozornym uśmiechem? Słusznie powiada Piotr Skarga: „Słodkości ziarno, a pracy i kłopotów korcy sto!” Całe to bowiem szczęście opiera się na służbie namiętnościom, a namiętności są to srogie tyrany, które wkładają nam na szyję ciężkie jarzmo. Namiętność pali takiemu człowiekowi ogniem, zatruwa mu spokój, spędza sen z jego powiek, prowadzi do różnych zbrodni, trzyma go w ciągłej trwodze. A służba cielesności, czyż ma mniejsze ciężary i kolce? Utrata zdrowia, choroby, sponiewieranie najpiękniejszych darów Bożych, a w końcu przesyt i obrzydzenie życia.

Lecz szczęście i wesele świata nie tylko jest zwodniczym, tj. niezdolnym uszczęśliwić człowieka. Jest ono nadto znikome. Gdyby szczęście ziemskie, jakkolwiek zdradliwe, mogło trwać nieskończony czas, nie byłoby takim szaleństwem gonić za jego marą; ale ono mija, mija w jednej chwili, i nic nie zostawia po sobie! „Dni moje, mówi Hiob, prędsze były niż goniec, uciekły a nie widziały dobra. Minęły jako orzeł lecący do żeru!” (Job 9, 25). „Widziałem bezbożnika, mówi Dawid, wyniosłego jak cedry libańskie, i minąłem, ale go juz nie masz; szukałem go, a nie nalazło się miejsce jego!” (Ps 36).

Oto jeden z największych mocarzy tej ziemi, Alexander Macedoński: jak pisze księga Machabiejska, „zwiódł wiele bitew…, pozabijał króle ziemskie, przyszedł aż do granic ziemi, i zabrał łupy mnóstwa narodów, i umilkła ziemia przed oczami jego… A potem, powiada pisarz św., upadł na łozę i poznał ze miał umrzeć!” (1 Mak 2). Widzimy co chwila, że wielkość i sława, dostatki i rozkosze, słowem wszystko, co świat nazywa szczęściem, za co nieraz płacimy naszą duszą, staje się pastwą śmierci, która nikogo nie oszczędza. I cóż zostaje człowiekowi z jego zabiegów i pracy? Czy idzie z nim jego chwała, czy weźmie z sobą do grobu choć część z uzbieranych skarbów? Niestety, całym jego bogactwem, całą rozkoszą i chwałą będzie deska grobowa i łachman, który mu rzucą na ciało!

Cóż więc wypływa z tych uwag? Oto ta wielka prawda, że raczej potrzeba dołożyć wszelkich starań, aby zapewnić sobie owo prawdziwe szczęście, szczęście trwałe jak wieczność, które nam nie uczyni zawodu. „Zwierzchnich rzeczy szukajcie, powiada Apostoł, gdzie Chrystus jest na prawicy Bożej siedzący. O te się starajcie, które są na górze, nie które są na ziemi” (Kol 3, 1). „Bo cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a zgubiłby duszę swą?” (Mt 15, 26).

Nie przywiązujmy serca do znikomych dostatków, bo my dziedzice królestwa Bożego, my stworzeni do dóbr wiecznych, niebieskich, które jedne są warte naszej miłości. Nie znaczy to, że należy opuścić ręce i zaniechać starania o dobra i rzeczy doczesne; ale nie miejmy tych rzeczy za jedyny cel życia, nie gromadźmy dostatków sposobem niegodziwym, nie sprzedawajmy za nie naszego sumienia i cnoty, czyli mówiąc inaczej, nie poniżmy się nigdy do takiej nikczemności, aby dobra ziemskie zastąpiły nam Boga. Pracujmy więc, ale bez gorączki łakomstwa; zbierajmy, ale bez obrazy Bożej i bez szkody dla duszy; posiadajmy, ale nie miłujmy mamony – słowem, tak postępujmy, abyśmy dla marności doczesnej nie stracili skarbów niebieskich.

Dla nas tu na ziemi nie ma szczęścia, dla nas tu nie ma kwiatów – ale walka, krzyż, umartwienie, bo wyraźnie mówi Zbawiciel: „wchodźcie przez ciasną bramę; kto chce iść za mną, niech zaprze się samego siebie, a weźmie krzyż i naśladuje mnie”. Prawda, że z krzyżem umartwienia na barkach droga nie jest wesoła; lecz słyszycie, co przyrzeka Chrystus za dźwiganie Jego jarzma przez krótki czas tego życia: „Znowu jednak was zobaczę, i będzie się radowało serce wasze, a radości waszej nikt od was nie odejmie”. Amen.

 

Ks.E.N.

 

(Na podstawie: Kazalnica parafialna, t. 1 Lwów 1906, s. 303.)