Drodzy Wierni!
Nasz ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan Jezus Chrystus jest Wodzem, który się wsławił zwycięstwami, On napawa również i serca żołnierzy otuchą i pewnością wygranej. Dlatego Jezus przypominał uczniom swoim, że jest największym zwycięzcą: „Ufajcie, jam zwyciężył świat” (J 16, 33). „Nie bójcie się małe stado” (Łk 12, 32), powtarzał im często – a przecież rozbiegli się jak stado strwożonych ptaków, gdy siepacze w ich oczach ujęli Pana i powiedli na męki. Cóż dziwnego, że i nasza dusza lęka się i trwoży, że nasze serce drży ze strachu i traci otuchę w chwilach pokus, że dusza ludzka podobna jest do ptaka, który wśród wichrów i burzy, czując niemoc swoich skrzydeł, szuka schronienia, żeby go wiatr nie rzucił o skałę.
W takich chwilach schronieniem dla naszej duszy jest najsłodsze Serce Jezusowe, i takie ma znaczenie wołanie Oblubieńca w Pieśni nad Pieśniami: „Wstań gołębico moja i przyjdź, w rozpadlinach skały ukaż mi oblicze twoje” (Pnp 2, 13-14). Skałą, z której spragnionemu na puszczy ludowi popłynęła krynica ożywczej wody, „był Chrystus”, jak uczy nas Apostoł (1 Kor 10, 4). On daje naszej duszy schronienie w swoim Sercu, gdy jest miotana największą trwogą. Dlatego upomina Prorok: „Bądźcie jako gołębica, która się gnieździ przy samym kraju czeluści” (Jer 48, 28). W tej skale, czyli Najświętszym Sercu Jezusowym, lanca św. Longina uczyniła czeluść, aby było zawsze otwarte dla nas jako schronienie, przytułek i ocalenie. Tak i my róbmy, korzystajmy z rany otwartej i prośmy jak św. Ignacy Lojola: „Intra vulnera tua absconde me” – we wnętrzu ran Twoich ukryj mnie, o słodki Jezu! a nie pozwól mnie nigdy odłączyć się od Ciebie! – Ilekroć burze przeciwności, wicher namiętności, gradowa chmura nieszczęść, czarne obłoki nienawiści i prześladowania zerwą się przeciwko nam i poczną nam grozić rozbiciem, uciekajmy i chrońmy się w Sercu Jezusowym, i zawsze będziemy mogli powtórzyć słowa Psalmisty: „Serce moje i ciało moje rozweseliły się w Bogu żywym, bo i wróbel znalazł sobie domek i synogarlica gniazdo sobie: ołtarze Twoje, Panie zastępów” (Ps 83, 2-4).
Ołtarz, w którym utajony w Najśw. Sakramencie czeka na nas Jezus, oto najbezpieczniejsze schronienie, niezawodna ostoja i spokojna przystań. Dopóty będziemy miotani burzą, rzucani przeciwnymi wichrami, dopóki nie poszukamy przybytku w Sercu Jezusowym. Wszystkie inne schroniska zawiodą cię, tylko w Sercu Jezusowym uspokoi się nasze serce, ale sami musimy mieć serce, kochające Jezusa. Inaczej do nas stosować się będą słowa, którymi narzeka prorok Ozeasz na jedno z pokoleń żydowskich: „I stał się Efraim jako gołębica zwiedziona, nie mająca serca. Egiptu przyzywali, do Asyryjczyków szli – jako ptaka powietrznego potargnę je” (Oz 7, 11-12).
Nie szukajmy schronienia i ratunku nigdzie, bo szukalibyśmy daremnie. Nasze serce nigdy nie zazna pokoju, jeśli nie przyłożymy do niej jak pieczęci Serca Jezusowego i jeśli nie ukształtujemy naszego serca na wzór jego.
Rozważajmy, jakie to Najśw. Serce jest czułe na łzy ludzkie. Nikt nie widział Pana Jezusa śmiejącego się, natomiast Ewangelia opowiada, że płakał dwa razy. Raz płakał na widok swojej ojczystej stolicy, gdy miał do niej odbyć wjazd triumfalny i krótko potem ponieść okrutną śmierć. Widział ją w całej świetności, ale w duszy widział ją zamienioną w gruzy, a cały naród rozproszony jak plewy po świecie. Więc płakał, bo kochał ten nieszczęsny swój rodzony lud. Drugi raz płakał na widok łez siostry Łazarza, chociaż wiedział, że go wskrzesi, aż obecni się dziwili i mówili: „Oto jako go miłował” (J 11, 36). Na widok łez wdowy z Naim ulitował się Jezus i rzekł jej: „nie płacz” i wskrzesiwszy syna „dał go matce jego” (Łk 7, 13-14). – „Nie płaczcie nade mną” – mówił do niewiast, „które płakały Go i lamentowały” (Łk 23, 28-27). Sam bowiem dla siebie litości nie pragnął, mając pełne serce litości dla nas.
Przyrównajmy teraz ten pierwowzór, ten „kształt, który jest ukazany na górze”, do własnego serca i rozważmy: czy serce nasze jest tak samo czułe na łzy, na nędzę, na niedolę i nieszczęścia ludzkie? Czy tak samo otwarte dla miłości bliźnich, tak samo gotowe i skore im pomagać? Czy w modlitwie myślimy tylko o sobie, prosimy za siebie, tylko narzekamy sami nad sobą?
Patrzmy na „kształt, który jest ukazany na górze”, i rozważmy, jak ciche i łagodne jest Najśw. Serce Jezusowe, jak skłonne i skore do przebaczenia, do darowania uraz. Sam wybrał i powołał swoich uczniów, przeżył z nimi trzy lata, dzielił z nimi trudy i niedostatek, żył ze wspólnej skarbony, zasilanej jałmużną, a otwierał im tajemnice mądrości Bożej, wyjaśniał najgłębsze prawdy objawionej nauki. Oni Mu byli najdroższą rodziną, i dlatego wskazując na nich mówił: „Oto matka moja i bracia moi” (Mt 12, 49). Kochał ich jak matkę, miał za swoich braci, a oni w ostatniej chwili jakie Mu okazali braterstwo? Jeden z nich nawet zdradził Go i haniebnie sprzedał za marną cenę, tak samo jak synowie Jakuba sprzedali swego brata Józefa. Nawet umówił się ze siepaczami, że pocałuje tego, którego mają wiązać, „i pocałował Go”. „A Jezus rzekł mu: przyjacielu na coś przyszedł?” (Mt 26, 50). Nazywa go przyjacielem i tylko łagodnym pytaniem daje poznać, że wie, co znaczy ten Judaszowy pocałunek. Drudzy uczniowie wszyscy uciekli, został tylko jeden pod krzyżem. „Przeszedł, dobrze czyniąc” (Dz 10, 38) cały swój kraj, a oto bratni lud, odpłaca się Mu niewdzięcznością i domagając się Jego śmierci, jednogłośnie woła: „Strać, strać, ukrzyżuj Go” (J 19, 15). Łagodne Serce Jezusa odpłaca im za to prośbą do Ojca przedwiecznego: „Ojcze odpuść im, boć nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34).
„Przyłóż mnie jako pieczęć do serca twego”, mówi nasz Oblubieniec, a przede wszystkim chce, aby jedno znamię i piętno odbiło się na naszym sercu, gdy mówi „Uczcie się ode mnie, i żem jest cichy i pokornego serca” (Mt 11, 29). Tej cichości i pokory serca uczy nas bezustannie, utajony w Najśw. Sakramencie, w którym tak często przez nas opuszczony, tak rzadko nawiedzany, nieraz tak bardzo znieważany, a czczony tak mało, zawsze czeka na nas, żeby Go jako pieczęć przyłożyli do swego serca.
„Patrz i uczyń na kształt, który jest ukazany na górze”, mówił Bóg do Mojżesza, kiedy ten miał wykonać siedmioramienny świecznik; nam zaś trzeba uczynić serce na kształt Najśw. Serca Jezusowego. Malarz nie od razu potrafi wykonać portret i pochwycić podobieństwo; Mojżesz nie od razu wykonał świecznik na kształt, który był mu ukazany na górze; tak i my nie od razu zdołamy stać się podobnymi Jezusowi i doskonałymi, ale na to dał nam przykład Pan Jezus, „abyśmy, jako On sam czynił i my czynili”. Więc czyńmy ciągle i wytrwale, wpatrujmy się w ten pierwowzór jak najczęściej, przykładajmy Najśw. Serce Jezusowe jako pieczęć do serca i do ramion, a wtedy spełni się na nas obietnica i zapewnienie Apostoła: „Wiemy, iż gdy się okaże, podobni Mu będziemy”.
(Na podstawie: Ks. Władysław Chotkowski, Kazania eucharystyczne, 1922 s. 5)
Wasz duszpasterz, ks. Edmund Naujokaitis