Niedziela Palmowa, 17.04.2011

Drodzy Wierni!

Dzisiaj obchodzimy pamiątkę bardzo ważnej chwili z życia Chrystusa Pana, tj. pamiątkę Jego uroczystego wjazdu do Jeruzalem, do której On przyjechał po raz ostatni, aby spełnić za nas krwawą ofiarę na krzyżu. Już bowiem nadszedł czas tej ofiary, już wybiła godzina Jego wojny z piekłem o nasze wyzwolenie: dla tego dziś On wstępuje do świętego miasta dla rozpoczęcia tej walki – wstępuje uzbrojony nie w ziemską moc i potęgę, ale w miłość, pokorę i cichość, jak to dawno zapowiedział Prorok: „Raduj się córko Syjon: oto król Twój przyjdzie tobie sprawiedliwy i Zbawiciel; on ubogi, a wsiadający na źrebię oślice!” (Zach 9, 9).

Rozumiemy, jak ważny dla świata był ten moment. Szło tu bowiem o pokonanie szatana, o wybawienie ludzi z jego niewoli, o powrócenie nam Nieba. Dla tego Bóg chciał, aby to wystąpienie Zbawiciela do boju odbyło się uroczyście. Jego natchnieniu należy przypisać ów zapał, z jakim rzesze spotykały idącego Chrystusa, owo rzucanie gałązek pod Jego stopy, owe serdeczne okrzyki, którymi Go witały: „Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!” Tę uroczystą chwilę przypomina dziś Kościół, i dlatego daje nam do rąk palmy, abyśmy łączyli się duchem z owymi pobożnymi rzeszami, witającymi Pana.

Oczywiście, nie dość przelotnych uczuć wdzięczności na wspomnienie tego, co Syn Boży dla nas uczynił. Przecież i owa rzesza zdawała się bardzo wzruszoną, kiedy Go radośnie witała, a jednak w kilka dni potem ci sami ludzie wołali: „Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj!” Pamiętajmy, że Zbawiciel jest naszym Królem i Panem w najściślejszym słowa znaczeniu, bo nas wyrwał z rąk piekła, bo kupił nas własną krwią – i dla tego każda chrześcijańska dusza należy do Niego całkowicie, jest wyłącznym Jego królestwem, w którym tylko On jeden powinien niepodzielnie władać. Ale na czym polega to panowanie Chrystusa, jak powinno się objawiać? Oczywiście, panowanie Chrystusa Pana nad nami, nie ma żadnego podobieństwa z panowaniem ziemskich mocarzy. Jest ono całkiem duchowe, Pan Jezus chce władać naszymi duszami i naszym sercem. Otóż to panowanie duchowe Zbawiciela nad nami powinno się objawiać trojako: powinien On królować nad naszym umysłem przez wiarę, nad naszym sercem przez miłość, a nad naszą wolą przez posłuszeństwo.

I. Mówimy więc, że Chrystus powinien najpierw panować nad naszym umysłem przez wiarę. To znaczy, że trzeba zupełnie, szczerze i pokornie poddać nasz rozum prawdom przez niego objawionym – prawdom, których stróżem i tłumaczem jest Kościół. Syn Boży sam stal się Nauczycielem ludzkości pogrążonej w błędach; On sam i jeden tylko, jak mówi św. Jan, jest „światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego”. Gdyby nie ta niebieska światłość, bylibyśmy pozostali w wiecznej nocy i duchowej ślepocie! Jeśli więc Chrystus jest prawdą, wtedy jasne, że wiara w tą prawdę powinna być mistrzynią naszego słabego rozumu; że trzeba z pokorą i wdzięcznością przyjmować jej nauki; że trzeba się jej trzymać jako nieomylnego przewodnika w tym życiu.

Tę zaś uległość wierze powinniśmy okazywać praktycznie w ten sposób: Nie naśladujmy tych, którzy mówią, jak Tomasz: „jeśli nie ujrzę, nie uwierzę”, tj. którzy dlatego nie wierzą, że wiara ma tajemnice niedostępne dla naszego rozumu. To prawda, lecz jeśli te tajemnice objawił nieomylny Bóg, czyż można o nich wątpić? Przecież tyle tajemnic otacza nas wokoło, a jednak je przyjmujemy, chociaż są niepojęte; jakże więc chcieć, aby nasz nędzny rozum przenikał wszystkie prawdy, które nam dano z Nieba? Pokorna wiara w te tajemnice jest hołdem miłym Bogu, bo gdybyśmy w niej wszystko widzieli jak na dłoni, wtedy nie moglibyśmy uczcić Go naszym rozumem. Piękny przykład w tym względzie zostawił nam św. Ludwik, król Francji: kiedy pewnego razu przybiegł do niego zadyszany dworzanin i wzywał Go, aby oglądał cudowne zjawienie się Zbawiciela w hostii, on odpowiedział spokojnie: „Niech ci idą patrzeć, którzy nie wierzą – ja wierzę na słowo Boga!”

Dalej zaś nie idźmy w rzeczach wiary za przykładem tych ludzi, którzy jedne prawdy przyjmują, a drugie odrzucają. Mówią np.: wierzę w Najśw. Sakrament, ale nie wierzę w piekło! Czy jest takie postępowanie rozsądne? Czyż nie te same usta Boże objawiły obie te prawdy? Więc tu nie ma wyboru; tu nie można kierować się kaprysem, tj. przyjmować to, co mile i słodkie dla duszy, a to co straszne odrzucać, i mówić na wzór żydów: „Twarda jest ta mowa i któż jej słuchać może?” Należy przyjąć wszystko, poddać się wszystkim prawdom, bo wszystkich ich jeden początek, jedno źródło: sam Bóg!

II. Obok zaś panowania nad naszym rozumem przez wiarę, Chrystus Pan powinien też panować nad naszym sercem przez miłość. To druga, święta i konieczna danina, jaka Mu się należy od naszej duszy. Czy nie słusznie mówi św. Jan: „Chrystus umiłowawszy swe, do końca je umiłował” (J 13, 1)? Tak, Jego miłość ku nam istotnie nie ma granic. On, Bóg wszechmogący, zstępuje dla nas z Nieba i staje się maluczkim, ubogim, pokornym, jakby ostatni z ludzi: „Wyniszczył sam siebie, powiada Apostoł, przyjmując postać sługi” (Fil 2, 7)! On trzykroć Święty, którego chwały pełne są Niebiosa i ziemia, przeszedł dla nas wszelkie poniżenia, obelgi, i stal się Mężem boleści! To wszystko nas woła, abyśmy wzajemną miłością ukochali naszego Zbawiciela. Czy jest więc coś świętszego dla duszy chrześcijańskiej, jak płacić Chrystusowi Panu tę słodką daninę miłości? Wzór i miarę takiej miłości daje nam św. Apostoł Paweł, w tych ognistych wyrazach: „Któż tedy nas odłączy od miłości Chrystusowej? Pewien jestem tego, że ani śmierć, ani żywot, ani moc, ani żadne stworzenie, nie odłączy nas od miłości, która jest w Jezusie Chrystusie Panem naszym!” (Rom 8, 38).

Jak to uczucie miłości dla Chrystusa powinno się objawiać w naszym codziennym życiu, jak można je praktykować nawet wśród doczesnych prac i kłopotów? Miłujmy Go najpierw w Najśw. Sakramencie Ołtarza, w którym nam się oddaje jako duchowny posiłek, jako manna Nowego Zakonu – a więc często, lub przynajmniej w większe uroczystości, spieszmy do stołu Pańskiego. Prawda, że mamy przeszkody, bo żyjemy w pracach i troskach, które nas rozpraszają; ale przy dobrej woli można znaleźć chwilę spokoju, aby się przygotować do Komunii św.

Miłujmy nadto Zbawiciela w Jego wizerunkach, tj. korzystajmy z różnych sakramentaliów w życiu codziennym, a nie tylko w świętach i w kościele. Zawsze nośmy na sobie pamiątkę Jego męki – św. krzyż, ze czcią chowajmy w naszych domach Jego obrazy. Smutno zauważyć, że dzisiaj w wielu domach chrześcijańskich, a szczególnie zamożnych, nie ma tej świętej ozdoby! Znajdziesz tam najrozmaitsze wymysły, nawet posągi bałwanów pogańskich przywiezione z krajów egzotycznych, a obrazu Chrystusowego nie znajdziesz! To co najczęściej widzimy i o czym sobie przypominamy, to i pobudza najczęściej nasze uczucia przywiązania i miłości.

III. Nareszcie zaś, panowanie Chrystusa Pana powinno się rozciągać także i nad naszą wolą. To znaczy, że jeśli Go istotnie uznajemy za Króla, musimy Mu poddać naszą wolę przez zupełne posłuszeństwo, tj. spełniać wiernie, dokładnie i ochoczo wszystkie Jego rozkazy. Panowanie Zbawiciela nad nami byłoby tylko czczym słowem, gdybyśmy Mu nie płacili daniny posłuszeństwa, gdybyśmy nie poddali naszej woli Jego przykazaniom. „Owce moje, powiada, słuchają głosu mego”; kto by więc tego głosu nie słuchał, już tym samem nie uznawałby nad sobą Jego królewskiej władzy. Naprawdę i szatan wierzy, powiada Pismo św., nawet ludzie niewierzące potrafią pokazywać powierzchowne znaki miłości, ale najważniejsza jest wola i jej poddanie się woli Chrystusowej. Obok wiary, obok szczerej miłości, czcijmy naszego niebieskiego Króla ofiarą posłuszeństwa, tj. umiłujmy Jego prawo, nie przekraczajmy Jego najwyższych rozkazów, tak postępujmy, aby i nasza dusza mogła powiedzieć z Maryją: „Oto ja służebnica Pańska!” To zaś posłuszeństwo, aby było prawdziwym i godnym jego Majestatu, musi mieć następujące warunki:

Powinno być najwyższe, tzn. Jego świętą wolę powinniśmy przenosić nad wszystko, nad wszystkie dobra tego świata. Gdyby więc nam powiedziano: zostaniesz od razu bogatym i szczęśliwym, jeśli złamiesz choć jedno przykazanie, nie powinniśmy odważyć się na to, i raczej mówmy z Apostołem: „Wszystko poczytuję za gnój, byłem Chrystusa pozyskał” (Fil 3, 8). Dalej, to posłuszeństwo względem Chrystusa Pana jako naszego Króla, powinno być zupełne. Powinniśmy wykonywać cały Jego zakon, wszystkie przykazania, a nie to tylko, co nam się podoba. Przecież jeden Chrystus jest naszym prawodawcą; jeśli więc słuchamy Go w jednych rzeczach, powinniśmy tak samo być ulegli we wszystkich. Dlatego mówi św. Jakub: „Ktobykolwiek zachował wszystek Zakon, a w jednym by upadł, stałby się winien wszystkiego” (Jak 2, 10). Tak np. zabić lub ukraść większość mieliby sobie za zbrodnię; ale kłamać, czernić, oszukać, to tylko drobiazgi, zwykła słabość. Albo ludzie boją się krzywdy bliźniego, ale krzywda Boga, np. nie pójść do kościoła w dni święte, albo łamać przepisy postu, to w ich przekonaniu drobnostka!

Oto jest potrójne królowanie Chrystusa nad córką Syjońską, tj. nad naszą duszą: „Powiedzcie córce Syjońskiej: oto król twój idzie tobie cichy!” Powinien On panować najpierw nad naszym rozumem przez wiarę, dalej nad naszym sercem przez miłość, a w końcu nad naszą wolą przez ścisłe posłuszeństwo. „Pan mój i Bóg mój!” jak mówił nawrócony Tomasz, oto jedyne hasło, z którym chrześcijanin powinien żyć i umierać! Wówczas to wypłacimy się wiernie naszemu Królowi z obowiązków wdzięczności; wówczas to zasłużymy sobie nosić palmy niezwiędłe i obchodzić Jego tryumf w Jego królestwie niebieskim. Amen.

 

Ks.E.N.

 

(Na podstawie: Kazalnica parafialna, t. 1, 1906, s. 261.)