Drodzy Wierni!
Syn Boży, który się stał człowiekiem i nam we wszystkim równym oprócz grzechu, miał być kuszony. Jak nieprzyjaciel rodu ludzkiego kusił pierwszego rodzica Adama, tak miał to uczynić z drugim Adamem, odnowicielem ludzkości. Historia kuszenia Jezusa, jak ją opowiada Ewangelia, pozostawia niejedno w ciemności. Ledwo możemy pojąć, jak Bóg mógł dopuścić, aby kusiciel zbliżył się do Syna Bożego. Nie wiemy, w jakiej postaci do niego przystąpił. Niepewną jest rzeczą, czy się to stało z ciałem lub bez ciała, gdy – jak nam opowiada Ewangelia – szatan wziął Jezusa ze sobą i postawił Go na narożniku Świątyni, i na bardzo wysokiej górze. Tak samo i św. Paweł nie wiedział, czy w ciele lub poza ciałem był zachwycony aż do trzeciego nieba. Nie rozumiemy, jak dla Jezusa mogła istnieć pokusa i jak szatan mógł wpaść na myśl, aby Go kusić. Tego wszystkiego nie można jasno wytłumaczyć. Jednak to wiemy, że Jezus był Bogiem i prawdziwym człowiekiem i że rzeczywiście był kuszony; Ewangelia opowiada, jak był kuszony i jak te pokusy oddalił.
Człowiek nie zdobywa nic bez mozołu i wysilenia, tak też niema żadnej cnoty bez pracy i walki. Cały czas młodości Jezus poświęcił przygotowaniu do swego zawodu i chcąc niejako otrzymać ostatnie poświęcenie, udał się na miejsce samotne i przebywał tam czterdzieści dni na poście i modlitwie. Nie myślmy, że jest inna droga do cnoty i doskonałości. Gdy wszystkim swoim zmysłom zostawimy wolną drogę, nie nakładając sobie żadnego hamulca, gdy zaniedbamy modlitwę i nigdy się nie zastanawiamy nad sobą i swoim stanem, jeżeli sobie niczego nie odmawiamy, to nie myślmy, że jesteśmy prawdziwymi naśladowcami Jezusa. „Królestwo niebieskie gwałt cierpi”, cnota musi być zdobyta. Dlatego też jest ustanowiony czas postu, aby nas wezwać do poważnego zastanowienia się i do gorliwej pracy nad sobą, ten czas, który nam przypomina czterdziestodniowy pobyt Jezusa na puszczy, powagę jego rozmyślań, żar jego modlitwy i surowość jego umartwienia. Korzystajmy z tego czasu.
Też Pan Jezus miał się okazać w pokusach, które dopuścił Ojciec niebieski; zwycięstwo tych pokus miało być uwieńczeniem jego przygotowania. Stąd możemy widzieć, jak jest potrzebnym, abyśmy i my byli doświadczani. Któżby bez tego był świadomym swej słabości, i kto by starał się o swoją moralną moc? Jeżeli sam Pan Jezus miał być doświadczany, kto mógłby żądać, aby był wolny od próby?
Pokusy są bardzo różnej natury, u każdego człowieka inne, u każdego jednak odpowiednio do tego, w czym trzeba się poprawić. U Jezusa miały być pokusy tylko sprawdzeniem tego, że mu nic nie braknie z tego, czego wymagało jego wzniosłe zadanie. Ono wymagało od niego, aby dla swego posłannictwa chętnie przyjął na siebie wszystkie umartwienia i wszystkie trudy ciała. Dlatego do Jezusa, który po czterdziestodniowym poście łaknął, przystąpił diabeł i mówił: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, by te kamieni stały się chlebem”. Miał On więc w ucisku głodu potajemnie dla siebie, dla zaspokojenia własnej potrzeby ciała, użyć mocy czynienia cudów, która miała służyć potwierdzeniu jego wysokiego posłannictwa. Miał użyć mocy Bożej przeciw jej przeznaczenia w niegodnej zależności od zmysłowego popędu. Jezus odrzuca to żądanie, wskazując na pomoc Bożą, która tak często się okazała u Izraelitów na puszczy. Stwierdza więc swoją niezależność i oświadcza, że zadowoli się wszystkim, co mu da Bóg, który zna jego potrzeby. Jego wielkie dzieło wymagało od niego, aby mocy czynienia cudów i daru Bożego nigdy nie używał dla próżnej własnej chwały, aby zdobyć podziw tłumu, bo Mu była daną tylko dla zbawienia i uświęcenia świata.
Szatan stawia Go na narożniku Świątyni i mówi do Niego: „Rzuć się na dół; napisano bowiem, Aniołom swoim da rozkaz o Tobie, a oni Ciebie na rękach poniosą, byś snąć nie zranił swej nogi o kamień”. Jezus mu odrzekł: „Napisano również, nie będziesz kusił Pana Boga swego”. To znaczy, nie możesz spodziewać się pomocy Bożej dla popisywania się. Jak był ponad wszelką zmysłowość, tak też ponad wszelką chciwość sławy.
Trzecią rzeczą, której jego posłannictwo wymagało, było to, aby ani żadna posiadłość, ani żadna potęga nie mogły wpływać na jego serce. Szatan próbował, czy chciwość lub żądza władzy nie zwiedzie Go, dlatego ukazał Mu wszystkie królestwa świata i ich przepych jako nagrodę za odstępstwo od Ojca niebieskiego. Wtedy rzekł Jezus: „Idź precz, szatanie! Napisano bowiem, Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz i Jemu samemu służyć będziesz”. Jego królestwo nie było z tego świata, więc też jego dusza nie chciała nic o nim wiedzieć. On widział swoją cześć i chwałę jedynie w posłuszeństwie dla woli swego Ojca. I tak wszystkie pokusy służą do tego, aby udoskonalić przygotowanie Pana Jezusa do jego posłannictwa i stwierdzić jego niezależność od wszystkich ziemskich ponęt. Dlatego opuścił Go szatan. A Jezus podejmuje teraz swój zawód.
I my wszyscy mamy swój zawód wspólny z wszystkimi ludźmi i nasz osobisty; więc i my liczmy na to, że musimy złożyć próbę w pokusach i okazać swoją dzielność, jak dla naszego ziemskiego tak i dla wiecznego zadania. Dla jednego jest pokusą bogactwo, więc on ma pokazać, że nie zapomina o Bogu wśród obfitości ziemskich dóbr, że jest miłosiernym dla biednych współbraci i nie da się porwać zachciankom swego serca. Dla drugiego pokusą jest współżycie z dziwacznym, nieznośnym człowiekiem; ma złożyć próbę cierpliwości i pokory. Do innego zbliża się osoba ze zwodniczymi propozycjami; ma tu walczyć ze zmysłową pożądliwością i namiętnością. W każdej pokusie mamy poznawać siebie; tam się okaże, kim jesteśmy i czego nam braknie. Pokusy też powracają w ten lub inny sposób, a my korzystajmy z tego, aby one nas znalazły i mądrzejszymi i mocniejszymi.
Ogólnie człowiek bywa kuszony w trzech rzeczach, których nazywamy trojaką złą pożądliwością: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę żywota. Wszystkie trzy odważyły się zbliżyć do Jezusa, który był kuszony niedozwolonym używaniem, żądzą chwały i posiadania. Z tego mamy się uczyć, jacy nieprzyjaciele czekają i na nas, których my musimy zwalczać. Na początku postu mówi nam Kościół Boży o tych pokusach Pana Jezusa, a pościć znaczy zniszczyć tych trzech naszych nieprzyjaciół. Możemy zdziałać wielkie rzeczy i gorliwie pracować, gdy jednak tych trzech nie zwalczamy i nie zwyciężymy, jest to niczym. Każdy cielesny post ma tylko o tyle wartość, o ile jest walką z tymi trzema pokusami.
W jednej pokusie szatan zdaje się pokładał przede wszystkim swoją nadzieję, to jest, czy Jezus przy swej wysokiej godności nie da się nakłonić do pychy. Prócz tego, że Go kusi, aby się rzucił na dół, odzywa się do Niego dwa razy: „Jeżeliś jest Syn Boży, uczyń to”. Chciał Go nakłonić, aby rzeczywiście pokazał, że jest Synem Bożym. Jak szatan pierwszego Adama uwikłał w swe sieci, tak miał nadzieję złowić i drugiego, przecież i szatan sam upadł przez pychę. Ta pokusa jest nadzwyczaj niebezpieczną, pycha jest głęboko zakorzeniona w sercu, trudno ją zniszczyć, a nawet trudno ją rozpoznać. Jakże łatwo pozwalamy się schwycić na to słowo: Jeżeli tym jesteś, jeżeli to możesz, to możesz to lub owo zrobić! I tak nie tylko poddajemy się namowie do złego, lecz często zatruwamy i to dobre, które czynimy.
Boimy się pokus szatana jako potężnego i przebiegłego przeciwnika; może nawet usprawiedliwiamy upadek nasz, że to diabeł nas pokonał, który ma nad nami przewagę. Lecz opowiadanie Ewangelii pokazuje nam, co już jest w naturze rzeczy, że diabeł może nas kusić tylko posługując się zmysłowością i samolubstwem naszego serca. Nie odważa się Jezusa inaczej kusić, jak próbując w nim rozbudzić pragnienie używania, znaczenia i posiadania, aby go za pomocą tych pragnień wprowadzić na nieprawą drogę. Gdy jednak nie mógł o nie zaczepić, stał się bezsilnym. Tak się i z nami dzieje. Szatan drażni i łechce trojaką złą żądzę w naszym sercu; właściwym nieprzyjacielem i właściwym niebezpieczeństwem jest niestrzeżona i nieopanowana żądza w nas samych. Gdy się jej oprzemy i opanujemy, to już szatana pokonaliśmy; wtedy dla niego niema drogi do nas. Więc nie oskarżajmy szatana i jego chytrości, lecz naszą nieuwagę i powolność. Moc szatana jest małą, rośnie dopiero, gdy nasze lenistwo i niesumienność ją spotężniały. Więc w uczuciu naszej słabości módlmy się: „Panie, nie wódź nas na pokuszenie” i będziemy bezpieczni.
Gdy Jezus pokonał pokusy, szatan odstąpił od niego, a Aniołowie przystąpili i służyli Mu. Bądźmy i my wytrwali w pokusach, które nas spotkają; ani są niezliczone, ani przewyższają naszą siłę. Jest ich tyle, ile ich potrzebujemy ku wypróbowaniu i oczyszczeniu nas, a mają tylko tyle mocy, ile my możemy pokonać. Gdy zwyciężymy, Aniołowie z radością wejrzą na nas, chociaż nie zjawią się widzialnie ku naszej posłudze. Życzliwość Boża zaś okaże się w pokoju naszego serca, w pokoju, który przewyższa wszystkie pojęcia, i którego świat nie może ani dać, ani wziąć. Amen.
Ks.E.N.
(Na podstawie: Ks. Włodzimierz Sypniewski, Niedzielne ewangelje, t. I, s. 222.)