Bł. Jan Sarkander, Męczennik, 1576–1620

Urodził się w Skoczowie, miasteczku na Śląsku Cieszyńskim, dnia 20 grudnia 1576 roku, jako ostatni z czterech synów polskiego szlachcica Macieja Sarkandra i Heleny Góreckiej. Rodzice na pewno odznaczali się przywiązaniem do wiary katolickiej, skoro aż dwóch synów poświęciło się stanowi kapłańskiemu. Jan mając 12 lat stracił ojca i wychowywała go matka. Były to czasy wojen o tron polski, a także walk religijnych, których skutki odbijały się boleśnie na polskiej i katolickiej ludności Skoczowa. Wobec panowania w Skoczowie protestantyzmu i wynikłych stąd niepokojów, matka z dziećmi opuściła miasto. Przyczyniły się do takiej decyzji również warunki materialne. Łatwiej jej było żyć i pracować u najstarszego syna z pierwszego małżeństwa w Przyborze. Tam właśnie Jan uczęszczał do szkoły parafialnej, będąc zaś pod opieką wychowawcy, który umiał mądrze kierować chłopcem, szybko postępował w nauce i w gorliwości religijnej. Mając 15 lat Jan wyjechał na dalszą naukę do Ołomuńca do oo. jezuitów. W ich szkole umocnił się na czekające go cierpienia i zaczerpnął dużo hartu ducha. Pilność w nauce i postęp w cnotach przyśpieszyły jego przyjęcie do Sodalicji Mariańskiej w 1596 r. Jan rozwinął w sobie wówczas jeszcze bardziej cześć dla Matki Bożej. Przebywając nadal w kolegium jezuickim, rozpoczął studia filozoficzne (1597). Z powodu zarazy zamknięto uczelnię i młodzież wróciła do domów. Jan nie chciał jednak przerywać nauki, dlatego niebawem udał się do Pragi i zamieszkał w konwikcie. W dwa lata potem uzyskał stopień bakałarza nauk filozoficznych. Ugruntowana wiedza łączyła się z zasianym przez matkę dobrym ziarnem nieskazitelnego życia. Pragnąc poświęcić się całkowicie służbie Bożej w kapłaństwie, przeniósł się do Grazu w Austrii. Tam uzyskał stopień doktora teologii, a mając 32 lata – został kapłanem (1609).

Pracę duszpasterską rozpoczął jako wikary u swego brata, który był proboszczem w Opawie. Szybko zyskał opinię gorliwego kapłana, który bez wzburzania błądzących i bez okazywania nienawiści względem innowierców umiał pouczać o prawdach wiary katolickiej. Biskup przekonawszy się o dużej wiedzy Jana i zbawiennym nauczaniu błądzących, wysłał go na bardziej odpowiedzialne stanowisko, współpracownika proboszcza w Chorwatach, następnie do Unczowa. Tu wszakże, z powodu ucieczki uwięzionego starszego brata, dziekana w Opawie, Jan został aresztowany jako zakładnik. Dołączyła się do tego nienawiść za jego gorliwą obronę zasad wiary katolickiej. Dalszą przyczyną wielu aresztowań zarówno kapłanów jak i katolików świeckich było rozdwojenie polityczne: jedni opowiadali się za cesarzem Rudolfem, inni – za jego bratem Maciejem. W więzieniu nie skarżył się na swe położenie, lecz – jak wynika z pisanych listów – niepokoił się o swych parafian. Błagał jedynie o uproszenie mu u Boga łaski cierpliwości, bo nie ma na czym spać i brak mu najpotrzebniejszych rzeczy. W więzieniu przebywał 8 miesięcy. Pod koniec 1610 roku Jan Sarkander otrzymał probostwo w Zdunkach k. Ołomuńca Jako gorliwy proboszcz usilnie pracował nad nawróceniem parafian, którzy przeszli na protestantyzm. Każdego więc tygodnia obchodził inną wieś, rozdzielając Komunię św. potrzebującym. Nie znał zmęczenia w nauczaniu, napominaniu, jednaniu z Bogiem. Prócz tego nie obce mu były materialne potrzeby sierot i biednych, odwiedzał i pocieszał chorych, umiał łagodzić spory i gniewy.

Pracując w kilku innych parafiach, gdzie go przenoszono, doszedł do miary męża doskonałego. Odznaczał się roztropnością, czystością obyczajów, spokojem zewnętrznym, zamiłowaniem do modlitwy i ciągłego pogłębiania swej wiedzy. Ktokolwiek odwiedził go na plebanii, zastawał proboszcza Sarkandra albo na klęczniku, albo z książką w ręku, lub też na rozmowie z parafianami.

Nic dziwnego, że kard. bp Dietrichstein znając kapłańską gorliwość posłał go tam, gdzie niebezpieczeństwo utraty wiary katolickiej było szczególnie groźne. W r. 1616 powierzył Janowi – Holeszów – placówkę bardzo trudną, bo opanowaną prawie całkowicie przez protestantów. Położenie było trudne, tym bardziej że zastana sytuacja polityczno-religijna była ciężka. Działalność Jana spotkała się z silną reakcją innowierców. Sprzymierzeńców jednak znalazł w jezuitach, którzy w tym czasie osiedlili się w Holeszowie oraz u wielkorządcy Moraw Władysława Popiel Lobkovica. Wspólnie z nimi pracował nad powrotem tych, którzy odeszli od katolicyzmu. Działalność jego od samego początku spotkała się z silną reakcją innowierstwa, a on sam i jego sprzymierzeńcy stali się przedmiotem ogromnej nienawiści. Sytuacja stała się niebezpieczna a do tego wybuch wojny trzydziestoletniej (1618) sytuację na tym terenie jeszcze bardziej pogorszył. Władzę przejęli protestanci. Zaostrzyły się prześladowania katolików. W parafii ks. Sarkandra protestanci domagali się natarczywie jego usunięcia. Znalazłszy się w tak trudnej sytuacji, ks. Jan postanowił wyruszyć na pielgrzymkę do Częstochowy, zlecając opiekę duszpasterską parafii sąsiedniemu księdzu (1619). Przez miesiąc modlił się żarliwie o ratunek dla swej parafii. W drodze powrotnej dowiedział się, że protestanci zajęli jego kościół. Mimo to wrócił do Holeszowa, by podtrzymać na duchu pozostałą garstkę katolików. Tymczasem wojsko polskie w pościgu za oddziałami protestantów popierając austriaków znalazło się w okolicach Holeszowa. Wysłany przez Zygmunta III Wazę oddział lisowczyków na pomoc Ferdynandowi II w lutym 1620 r. wywołał panikę i lęk. Ks. Sarkander, chcąc obronić mieszkańców przed niepokojem i rabunkiem, gwałtem i okrucieństwem, wyszedł na ich spotkanie w procesji z Najśw. Sakramentem. Polacy zdziwieni, że w kraju protestanckim trafili na katolicką procesję, oddali klęcząc cześć Bogu i nie uczynili miastu żadnej szkody. Czyn ten, podyktowany roztropnością i gorliwością kapłańską, był ratunkiem dla Holeszowa, ale jednocześnie spowodował wybuch nienawiści protestantów przeciwko ks. Sarkandrowi. Obwołano go wrogiem Czech, posądzono, że jeździł do Polski po to, by sprowadzić pomoc wojskową przeciw protestantom. Niebawem został aresztowany, zakuty w kajdany i zaprowadzony do więzienia w Ołomuńcu. Parokrotnie przesłuchiwany i badany wyjaśniał szczerze, że był w Polsce na Jasnej Górze, aby modlić się przed cudownym obrazem Matki Bożej o zgodę religijną w swym kraju. Do poprzednich zarzutów dołączono posądzenie o szpiegostwo, bezczeszczenie grobów, sprowadzenie jezuitów itp. Wprawdzie szczegółowe badanie upewniło sędziów o niewinności Sarkandra, jednakże nienawiść wzięła górę nad słusznością. Postanowiono siłą wymóc na oskarżonym przyznanie się do zarzucanych mu przestępstw. Zastosowano tortury: naprzód rozciągnięto ciało na kole, aż kości wyszły ze stawów, potem przypalano ciało płonącymi pochodniami. Katusze te powtarzano przez kilka dni z rzędu. Ks. Jan modlił się bez ustanku, prosił Boga o cierpliwość i męstwo. Gdy nie mógł odmawiać dłuższych modlitw słychać było tylko szept: „Jezus, Maryja, Anna”. Nie mogąc wydobyć nieprawdy z ust straszliwie cierpiącego kapłana, kazano mu powtórzyć treść spowiedzi jednego z współuczestników pielgrzymki do Częstochowy, również oskarżonego o zdradę kraju. Jan odpowiedział z mocą: „Chociażbym nawet wiedział, że mnie w kawałki porąbiecie, że mnie żelazem, ogniem i najwymyślniejszymi mękami zabijecie i w popiół obrócicie, wolałbym przecież to wszystko znieść z łaską Bożą, aniżeli na moment przeciwko tej tajemnicy zgrzeszyć”. Nienawiść do torturowanego kapłana była nienawiścią do Kościoła katolickiego. Broniąc świętości spowiedzi przypalany był ogniem, głowę ściskano żelazną obręczą, ciało rozciągano ze wszystkich sił na katowni. Wreszcie, gdy i to nie pomogło, zaprzestano dalszych męczarni. Nieprzytomnego kapłana rzucono na słomę w celi i przykryto sutanną. Znaleźli się wszakże litościwi i odważni, nie tylko katolicy, którzy konspiracyjnie nieśli mu pomoc w postaci bandaży i pożywienia.

Razem z Janem Sarkandrem w więzieniu było trzech kartuzów, którzy łączyli się we wspólnych modlitwach i opiekowali umierającym. Stan chorego pogarszał się, rany opalone gniły, ciało odpadało kawałkami. Jan, mimo bólu, ustawicznie trwał w skupieniu i modlitwie. Nie mogąc rękami, połamanymi i opuchniętymi, przewracać kartek brewiarza, czynił to językiem. Powolne konanie trwało cztery tygodnie. W łączności z umiłowanym Chrystusem oddał Bogu duszę dnia 17 marca 1620 roku. Żył 43 lata. Pochowany został, po przezwyciężeniu różnych trudności ze strony protestantów, w kościele farnym w Ołomuńcu, w kaplicy św. Wawrzyńca. Kult świętego męczennika trwał od początku. Świadczą o tym liczne obrazy, statuy, napisy, życiorysy. Koncentrował się przede wszystkim w miejscu jego męczeństwa zamienionym na kaplicę. Pius IX zaliczył Jana Sarkandra w poczet błogosławionych dnia 11 IX 1859, uroczystości zaś beatyfikacyjne odbyły się 6 V 1860 r.

Relikwie świętego męczennika znajdują się obecnie w kościele św. Wacława w Ołomuńcu. Uroczystość błog. Jana Sarkandra obchodzi Kościół katolicki w Polsce dnia 17 marca.

 

(Na podstawie: Ks. Władysław Padacz, Z polskiej gleby, Kraków, 1971)