Drodzy Wierni!
Gdyby człowiekowi wolno było stworzyć sobie samemu nowe ciało, pewnie by każdy pragnął nadać sobie wzrost i kształt jak najokazalszy, a twarz jak najpiękniejszą. Jednakże ani to w naszej mocy, ani by się też na wiele nie przydało, bo i najpiękniejsze ciało na pewno kiedyś zamieni się w zgniliznę. „Omylna jest wdzięczność i marna jest piękność” (Prz 31, 30), mówi Mędrzec Pański. Prawda tych słów tak wstrząsnęła św. Franciszkiem Borgiaszem, gdy ujrzał w trumnie rozkładające się ciało prześlicznej królowej hiszpańskiej Izabeli, że porzucił świat, wstąpił do zakonu Towarzystwa Jezusowego i tak się starał o nieznikomą piękność duszy, iż został policzony między świętych. Piękny to przykład dla nas, bo nikt nie może „przydać do wzrostu swego łokieć jeden” (Mt 6, 27) – ale każdy może za łaską Pana Jezusa nadać swojej duszy taką ozdobę, że może się stać nad wyraz piękną, przemienić się na obraz i podobieństwo samego Boga. Na odwrót jednak może się też z naszej winy stać ohydną i straszną jak obraz potępieńca, zamienić się na podobieństwo szatana.
Jest więc każdy z nas jakby malarzem, który chcąc podobieństwo pochwycić w portrecie, bezustannie wpatruje się w twarz, którą odtwarza na płótnie. Albo jak snycerz, gdy najpierw lepi formę z gliny, z której następnie ma wykuć obraz w kamieniu. Musimy patrzeć na doskonały wzór naszego życia duchowego, którym jest Najświętsze Serce Jezusowe i przez całe życie próbować stać się choć trochę podobnymi do tego Ideału.
Musisz błagać Pana jak ta Oblubienica z Pieśni nad pieśniami (8, 6): „Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu”. Przyłóż Najśw. Serce Jezusowe jako pieczęć do swego czoła i porównywaj swoje myśli z myślami, jakie może mieć Jezus. Rozważ: jakie myśli przeważnie opanowały twoją głowę, o czym myślisz najczęściej, najwięcej i najchętniej? Czy nie górują nad wszystkimi innymi myślami kłopoty i troski o ziemskie i doczesne sprawy? Czy nie stosowałyby się do ciebie słowa Zbawiciela: „Marto, Marto, troszczysz się i frasujesz około bardzo wielu, ale jednego potrzeba” (Łk 10, 41-42)?
Przyłóż Serce Jezusowe do czoła i rozważ, jaka jest twoja wiara, skoro rzeczy ziemskie panują w twoim rozumie, a tak mało miejsca zostawiają dla myśli o rzeczach zbawienia. Pan Jezus kazał apostołowi św. Tomaszowi dotknąć się palcem rany swego boku, a niewierny, uczyniwszy to, zaraz uwierzył, padł na kolana i zawołał: „Pan mój i Bóg mój” (J 20, 28). Czyń to samo, dotykaj się tego Serca, przykładaj Jezusa jako pieczęć do czoła, a będziesz częściej myślał o Nim, o tym jednym, który wszystkim nam jest niezbędnie potrzebny ku zbawieniu naszej duszy.
Doświadczyli tego Święci i Święte Pańskie. Św. Klara nigdy nie pominęła dnia, żeby nie oddać osobnej czci najsłodszemu Sercu Jezusowemu i zawsze doznawała stąd nieopisanej radości. Założycielka osobnej kongregacji pp. benedyktynek od adoracji Najśw. Sakramentu, św. Mechtylda często mówiła, że gdyby mogła spisać wszystkie łaski i dobrodziejstwa, jakie sobie uprosiła przez nabożeństwo do Najśw. Serca, powstała by stąd księga większa niż brewiarz.
Spróbujmy, a przekonamy się, że im częściej będziemy przykładali do swego czoła Najśw. Serce jako pieczęć, tym częściej będą nasze myśli wznosić się wysoko do nieba, do tej ojczyzny obiecanej nam biednym wędrowcom „na tym łez padole”. Zresztą, nie mamy wyboru, bo na chrzcie św. wyrzekliśmy się szatana, „wszelkiej pychy jego i wszelkich spraw jego” – a przysięgliśmy Chrystusowi. Nie godzi się więc, nie wolno nam chwiać się na dwie strony, bo jesteśmy napiętnowani na czole żołnierze i słudzy Chrystusa. Nie mamy ani większego pana, ani większego wodza nad Jezusa, więc też nie znajdziemy ani ozdobniejszej służby, ani szlachetniejszego zajęcia, bo to „wielka jest chwała naśladować Pana” (Mdr 23, 38).
W czasach dawnych dworacy, urzędnicy, żołnierze i poddani zwykli byli naśladować swoich królów i panujących. Król Polski Batory nie umiał dobrze po polsku więc pomagał sobie łaciną, a stąd u całej szlachty nastał zwyczaj przeplatania polskiej mowy łaciną, co nazwano „makaronizmem”. Przykład panujących ma wielki wpływ, ale nie zawsze zbawienny. Natomiast nasz Król i Pan, Chrystus Jezus, daje przykład najdoskonalszy i żąda, abyśmy się do niego stosowali: „Albowiem dałem wam przykład, abyście jakom ja wam uczynił, tak i wy czynili” (J 13, 15). Przypuściwszy jednak, żeby król dawał i najlepszy przykład, to jeszcze nie będzie tak skuteczny jak przykład Chrystusowy, bo On daje łaskę, a przez nią pociąga do Siebie, dźwiga słabych, oświeca rozum i rozpala serce miłością. Jako matka, widząc dziecię, które jeszcze nie umie chodzić, czołgające się ku niej i wyciągające rączki, podnosi je z ziemi i przytula do serca, tak i Chrystus, gdy zaczniemy tę próbę, gdy okazujemy chęć i dobrą wolę, już nas podniesie, dźwignie i przyłoży Najśw. Serce do naszego czoła.
Nie zatwardzajmy serca, gdy usłyszymy głos Zbawiciela: „Przyłóż mnie jako pieczęć do ramienia twego”. Dawnymi czasy żołnierze brali do walki na ramię tarczę, bo nią zastawiali się przed pociskami i ciosami nieprzyjaciela. Na tarczy wypisywali rodowe hasła i wojenne znaki. Tarczę utracić w walce, oznaczało najwyższą hańbę i stąd opowiadają o matce spartańskiej, że dając na wojnę idącemu synowi tarczę do ramienia, żegnała go tymi słowy: „Z nią lub na niej”. Poległych bowiem żołnierzy niesiono na tarczy.
I my wszyscy jesteśmy żołnierzami Chrystusowymi i musimy bez przerwy toczyć śmiertelny bój. W tej walce nie mamy nigdy zawieszenia broni, ani pokoju, ani odwrotu, jedno ustawiczne łamanie się z wrogiem, którego każdy z nas musi zwyciężyć, bo inaczej czeka go śmierć, gorsza nad śmierć ziemską. Nasz wróg jest podstępny i chytry, a tym niebezpieczniejszy, że ukryty i niewidzialny, że potrafi się wedrzeć do wnętrza naszych okopów, robi zasadzki w samym naszym sercu. Więc w tej walce potrzebna nam tarcza wielka, wykuta ze spiżu niezłomnego, bo nam trzeba wciąż się nią zastawiać i zasłaniać. Ale i hetman, nasz przepotężny wódz, ma wszechwidzące oko i wie o każdym swoim żołnierzu, żadnego nie spuszcza z oka, ani nie zostawia bez ratunku w tej walce, samoistnie toczonej ze śmiertelnym wrogiem. Owszem, sam się daje za tarczę, gdy mówi: „Przyłóż mnie jako pieczęć do ramienia twego”.
Przyłóż Najśw. Serce do ramienia, a poczujesz niezłomną moc, bo na imię naszego wodza pierzchają piekielne moce, przed nim „zginają kolana wszelkie stworzenie ziemskich, niebieskich i piekielnych potęg” (Iz 45, 23). Wziąwszy na ramię taki puklerz, nie ulękniesz się nigdy strasznego wroga, a „choćby stanęły przeciwko tobie wojska, nie będzie się bało serce twoje, choćby powstała przeciwko tobie bitwa, w tym pokładać nadzieję będziesz” (Rz 4, 11). Bądź podobny do owych wybranych a nielicznych żołnierzy Gedeona, którzy w jednej ręce trzymali zwycięski miecz, a w drugiej gorejące pochodnie, bo i tobie należy jedną ręką zwalczać pokusy, a drugą świecić dobrym przykładem i zachętą dla drugich.
(Na podstawie: Ks. Władysław Chotkowski, Kazania eucharystyczne, 1922 s. 5)
Wasz duszpasterz, ks. Edmund Naujokaitis