Niedziela Septuagezima, 20.02.2011

Drodzy Wierni!

Skończył się okres Bożego Narodzenia. Dzisiaj z niedzielą starozapustną wstępujemy w okres pokuty, rozmyślania męki, śmierci i uwielbienia Pańskiego. Kościół wdziewa na się poważne szaty fioletowe i napomina do pokory i pokuty, gdyż już w tym czasie przedpościa chce nas przygotować na dni łaski, na czas zbawienia i wewnętrznego odrodzenia.

W dzisiejszej Ewangelii wzywa nas, byśmy korzystali z czasu i łaski, pracowali nad duszą „póki dzień” jest, póki nie nadejdzie „noc, w której nikt nie może działać” (Jan 9, 4). W przyszłą niedzielę stanie przed nami wieśniak, który rozsiewa ziarno na swojej roli. To obraz niebieskiego siewcy, który do ludzkich dusz rzuca nasienie swej prawdy, to obraz naszych serc, które mają przyjmować owe ziarno prawd Bożych chętnie i z gotowością, by nie zmarniało, lecz przyniosło owoc stokrotny. W niedzielę Zapustną albo Pięćdziesiątnicę przesunie się przed naszymi oczyma zapowiedź męki i śmierci Zbawiciela, która ma być przedmiotem naszych rozmyślań w czasie wielkopostnym, pobudką do unikania grzechów, zachętą do noszenia krzyżów w duchu Chrystusowym.

Dzisiaj zastanówmy się nad wyrzutem Chrystusa, wypowiedzianym do bezrobotnych, nieczynnych, gnuśnych, niedbałych: „Dlaczego tu stoicie cały dzień bezczynnie”. Pomyślmy też nad jego wezwaniem, wystosowanym do nas wszystkich: „Idźcie i wy do winnicy mojej”. Gospodarz, to Bóg; winnica, to Królestwo Boże na ziemi w duszy każdego z nas; rynek to świat; praca codzienna, czy wielo lub tylko jednogodzinna to życie jednostki, to historia dusz ludzkich; wieczór, to koniec życia, to koniec świata i sąd szczegółowy i powszechny i początek wieczności; grosz to zapłata wiecznego oglądania i posiadania Boga równa w istocie, różna w stopniach. Już przed Chrystusem nawoływał niebieski gospodarz całą ludzkość, bezczynnie pogrążoną w grzechach, do pracy nad zbawieniem; wołał każdą poszczególną duszę, wołał w różnych okresach historii, w różnych okresach życia do pracy nad duszą własną i nad duszami innych.

Niebieski gospodarz wołał i woła każdego z nas, o różnych porach do winnicy. Nie stój bezczynnie, pracuj nie tylko dla przemijającej doczesności, lecz spoglądaj na wieczór twego dnia, na koniec. Więc pracuj równocześnie dla wieczności, dla zbawienia duszy! Czas jest lotny, krótki i przemijający. Wezwanie czyli łaska to dar Boży, którego udziela według swej najmędrszej woli, a który raz odrzucony przez człowieka, rzadko wraca.

Wczesnym rankiem wyrusza gospodarz, by szukać i najmować pracowników. Zaledwie niemowlę stanęło na rynku życia, prowadzi je natychmiast do winnicy przez Sakrament Chrztu św. – czyni je swoim robotnikiem, zawiera z nim umowę, skoro mu przez swych zastępców, rodziców chrzestnych, ślubowało wierną pracę: Wyrzec się szatana, wszelkiej jego pychy, wszystkich jego uczynków, wierzyć w trójjednego Boga, Ojca, Syna i Ducha Świętego, wytrwać wiernie w znojnym trudzie mimo „ciężaru dnia i spiekoty”. Oczyszcza młodego najemnika życiodajną wodą chrzcielną, gładzącą winę dziedziczną, ozdabia i umacnia łaską poświęcającą, czyni je już nie robotnikiem, lecz przybranym swym dzieckiem.

Gospodarz wychodzi powtórnie o godzinie trzeciej. Młody pracownik się zmęczył, ciężar dnia i spiekota nieraz go bardzo osłabiły. Gospodarz prowadzi go w cień, gdzie może w ustronnym miejscu badać, liczyć i ważyć swe ciężary, brzemiona swego sumienia a kajając się szczerze, przepraszać gospodarza za swą niewierność, bezczynność, za swe przewiny. W Sakramencie Pokuty Pan zawiera z nim nową umowę. Pod warunkiem wiernej, wytrwałej pracy, bezwzględnej walki przeciw pokusom i ponętom do grzechu, przyrzeka ponownie grosz wiecznej nagrody.

O godzinie szóstej – w samo południe – gdy siły maleją, prosi Gospodarz na posiłek, zaprasza do swego stołu, podaje nie pokarm ziemski, lecz Chleb żywota, siebie samego, pod osłoną chleba w pierwszej uroczystej Komunii św. Wzmocniony Ciałem Pańskim pracownik, wraca do winnicy, podejmuje pracę na nowo.

Nadeszła godzina dziewiąta. Gospodarz znów troska się o orzeźwienie. Na młodą duszę zlewa z nieba ogień i światło, nadnaturalne łaski i pomoc w św. Sakramencie Bierzmowania. Przychodzi Duch Święty, ten Dawca drogich łask, ten, który jest ochłodą w pracy, utuleniem w płaczu, słodką radością serc i słodkim orzeźwieniem.

Zbliża się godzina jedenasta. Dzień pracy, trudu i znoju ma się ku wieczorowi. Gospodarz pokrzepia jeszcze raz swego spracowanego robotnika, olejem sakramentalnym w Ostatnim św. Namaszczeniu, leczy rany, zadane wskutek spiekoty, zdejmuje ciężar dnia, napełnia znękaną duszę otuchą i siłą, by przetrwała ostatnią najważniejszą godzinę w winnicy. A gdy wieczór zapada, daje przyrzeczoną nagrodę, denar wiecznej szczęśliwości.

Tak Bóg nas powołał w niemowlęctwie, woła obecnie w młodości, wołał będzie w późniejszym wieku – o ile go dożyjemy – do godziny jedenastej. Obyśmy zawsze przyjmowali zaproszenia, obyśmy nigdy nie zatwardzali naszych serc!

O różnych godzinach wołał do pracy winniczej. Wielkiego wieszcza i kaznodzieję pokuty Jeremiego, poprzednika Mesjasza, Jana Chrzciciela, wcześnie rano, jeszcze przed narodzeniem; innych o godzinie trzeciej, jak swego wybrańca Samuela w wieku dziecięcym; innych o szóstej, jak Jana Apostoła od sieci rybackiej, innych z pośród wygód i rozkoszy świata, jak Benedykta z Nursji z pałacu patrycjuszowskiego, Stanisława Kostkę z domu kasztelańskiego; a drugich o szóstej i dziewiątej, jak Ambrożego z urzędu pretora, Augustyna z katedry profesorskiej, Ignacego Lojolę z szeregów rycerskich; innych – a tych niewiele – o godzinie jedenastej. A oni wszyscy szli do winnicy, wytrwali w żmudnej pracy, znosząc ciężar dnia i spiekotę, wykorzystując im udzielony dłuższy lub krótszy czas życia doczesnego, wyzyskując im udzielone łaski.

Ilekroć do nas wystosował Gospodarz winnicy wezwanie: „Idźcie i wy do winnicy mojej”? Ile razy musiał nam powtórzyć zarzut dzisiejszej przypowieści: „Dlaczego tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzmy sobie, czy i ile godzin naszego dnia, ile możliwości zasługi i nagrody poszło na marne, bezpowrotnie, na zawsze? Czas, życie, siły, zdolności, talenty, łaski zaprzepaszczone… Czas ucieka, niknie, a niknie bezpowrotnie. To wszystko stracone wskutek lenistwa, lekkomyślności, niedbalstwa, oziębłości. „Dlaczego tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Pan wołał w różnoraki sposób, zapraszał, zachęcał, prosił, swą łaską próbował przełamać obojętność, tchórzliwość, by wyrwać chwast grzechów, nałogów, nawyknień z winnicy duszy, oczyścić winne latorośle, by przynosiły owoc nadnaturalny.

Były różne starania, zabiegi, prace, było krzątanie koło pracy, sportów, rozrywek, samokształcenia się itd., ale to nie było w związku ze zbawieniem duszy. O tych wszystkich zajęciach, powiedział Pan swój sąd: „Marto, Marto, troszczysz się i frasujesz około bardzo wielu, ale jednego potrzeba” (Łk 10, 41). Czas i łaska… to dwa dary, których nie wolno lekceważyć. Od nich zawisła nasza wieczność.

„Idźcie i wy do winnicy mojej.” To wezwanie posłyszał w swym sercu pewien młodzieniec, Maksymilian mu na imię – we Francji. Urodzony 6. maja 1758 w Arras wcześnie osierociał. Posłyszał wśród ówczesnego zepsucia głos wewnętrzny, który go wołał do życia doskonałego. Pewnego dnia stanął przed gwardianem klasztoru kapucynów i prosił o przyjęcie do nowicjatu. Gwardian badał młodzieńca i przekonał się, że ma powołanie do życia zakonnego, dał mu list polecający do przełożonego nowicjatu. Młodzieniec ucieszył się, nim jednak list oddał adresatowi, chciał jeszcze zrobić kilka wizyt pożegnalnych u znajomych i krewnych. Ci, wychowani w atmosferze Rousseau, Voltaire’a, Diderota i innych wolnomyślicieli, tak długo na niego wpływali, aż go odwiedli od zamiaru wstąpienia do klasztoru. Młody człowiek przecież w młodości nie będzie się zamykał w ponurych murach klasztoru i nie będzie prowadził życia umartwionego podczas gdy się świat do niego uśmiecha. Szkoda młodych lat, szkoda jego młodości – tam u Kapucynów ma zamkniętą wszelką karierę. Młodzieniec się wahał, lecz ostatecznie dał się przekonać. Zamiast do klasztoru, do którego go Bóg wołał, poszedł do College Louis le Grand, do Paryża na studium prawa, stał się wpływowym zamożnym adwokatem, w r. 1789 członkiem Zgromadzenia Narodowego, klubu Jakobinów, głową trybunału rewolucyjnego, jednym z triumwirów. To Maksymilian Robespierre. Strumieniami niewinnej krwi splamił swe ręce, mordami tysięcy ofiar obarczył swe sumienie, potoki łez wytoczył z oczu swych ofiar. Nareszcie 27 lipca 1794 został uwięziony przez tych samych rewolucjonistów. W więzieniu próbował skończyć swe życie samobójstwem, ale przeszkodzono mu, i stracono kilka dni później na szafocie.

A wieczność, a dusza? Napracował się dużo, lecz nie w winnicy Pańskiej, zdobył wszelkie dobra ziemskie, lecz utracił wieczność. Gdyby był poszedł za głosem gospodarza, byłby się stał wielkim i szczęśliwym w Królestwie Bożym na ziemi i w wieczności.

„Idźcie i wy do winnicy mojej!” Pan Bóg nas wołał i dotychczas woła pełen miłości i wyrozumiałości. Pracujmy w winnicy zbawienia naszej duszy, każdy według specjalnego wezwania, póki mamy czas, póki pomaga łaska. Niespodzianie może zapaść noc, w której wszelka praca w winnicy duszy stanie się niemożliwą! Praca w stanie łaski poświęcającej, nie według haseł świata: nabyć, używać, lecz według haseł Gospodarza: pracować, cierpieć, znosić. Oby nas nie spotkał zarzut: „Dlaczego tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Oby się ziściło na nas to, co powiada przypowieść o pracownikach: „Zwołaj robotników i oddaj im zapłatą, zaczynając od ostatnich aż do pierwszych”. Obyśmy wszyscy otrzymali po denarze. Amen.

 

Ks. E. N.

 

(Na podstawie: Ks. Rudolf Tomanek w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVI 1934, s.16.)