Uroczystość Trzech Króli, 6.01.2011

 

„A oto gwiazda szła przed nimi i prowadziła do miejsca, gdzie było Dziecię” (Mt 2, 9).

Drodzy Wierni!

Obchodzimy dzisiaj pierwsze wielkie święto rozpoczynającego się nowego roku. Nazwa dzisiejszej uroczystości Trzech Króli podkreśla tylko pamiątkę pokłonu Mędrców, a oficjalna nazwa uroczystości Objawienia Pańskiego wyraża dokładniej treść tajemnicy, dlatego jest właściwsza – przypomina nam bowiem stopniowe ujawnianie się Słowa ukrytego w ciele ludzkim, Boga, który stał się Człowiekiem, majestatu Bożego utajonego pod osłoną człowieczej natury. Dzisiejsza uroczystość podkreśla trzy wydarzenia, przez które stało się coraz wyraźniejsze objawienie się Boga ludziom: a) pokłon Trzech Króli, Mędrców, o których wspomina liturgia dzisiejszej Mszy św., b) chrzest P. Jezusa w Jordanie i c) cud w Kanie, o czym wspomnienie znajdujemy w liturgii dzisiejszych nieszporów i w dawniejszej oktawie dzisiejszej uroczystości.

Chrystus Pan jako Bóg ukrył się pod postacią natury ludzkiej. Ale w tym ukryciu nie zamierzał pozostawać na zawsze, gdyż wtedy nigdy nie byłby rozpoznany przez ludzi. A przecież zależało Mu na tym, byśmy Go wszyscy poznali, a poznawszy przyjęli. O tym stopniowym objawianiu się Chrystusa pisał św. Augustyn: „Wielka to zaiste tajemnica: Zbawiciel leżał (ukryty) w żłobku, a równocześnie przywiódł ku sobie Mędrców. Ukrywał się w stajni, a zarazem dawał o sobie znaki na niebie, tym łatwiej ujawnił się w stajni i aby ten dzień stał się dniem Objawienia, Epifanii” (Sermo 2 de Epiph.). Chrystus więc stopniowo ujawniał przed światem swe bóstwo, swój majestat, moc, swe boskie pochodzenie i zamiary względem całej ludzkości. Przyszedł na ziemię jako do swoich, aby Go swoi przyjęli, uznali Bogiem, uczcili i ukochali ponad wszystko.

Wieki i pokolenia, jednostki i całe narody tęskniły za Nim, za Zbawicielem, Mesjaszem. I oto chmury zesłały Rosę, niebiosa Sprawiedliwego. Ziemia otrzymała Pana, człowiek swego Zbawcę, ludzkość pogrążona w ciemnościach pogaństwa prawdziwą Światłość, która odtąd będzie oświecać każdego człowieka na ten świat przychodzącego. Ta Światłość już z betlejemskiego żłóbka rzuciła snop promieni na krainę judzką. Jej blask dotarł do oczu i serc okolicznej biedoty, do pasterzy. Swą jasnością rozpromieniła grotę Narodzenia. Oświeciła i Mędrców przybyłych z dalekiej krainy. Ci zrozumieli znaczenie światła, prawdziwej Gwiazdy. Kierując się cudownym drogowskazem doszli do samego źródła światła, do Światłości, do nowonarodzonego Dziecięcia, i uznali Go Bogiem, który stał się Człowiekiem, Słowem, które stało się Ciałem.

Uznali to i uczcili – złożyli pokłon według zwyczaju, swej godności i stanowiska. Złożyli dary serca i dłoni. Złożyli Mu w dani akt pokornej wiary, miłości i czci, oraz dar złota, mirry i kadzidła. Dar ten miał znaczenie dosłowne i symboliczne. Chcieli nim uczcić Chrystusa, uznać Bogiem, okazać posłuszeństwo Jego woli i nauce, okazać swą wiarę w Jego posłannictwo, z jakim przyszedł na ziemię. Mędrcy złożyli pokłon Mądrości, potężni hołd Najpotężniejszemu. Przedstawiciele pogańskiego świata chcieli uczcić prawdziwego Boga w osobie małej Dzieciny. Przez aniołów złożyło pokłon Wcielonemu Słowu Bożemu niebo, przez okolicznych pasterzy cały naród żydowski, a przez Mędrców cały świat pogański. Był to początek i pierwociny pokłonów składanych Chrystusowi, który objawił się światu.

Mędrcy Wschodu wczytywali się w pismo gwiazd. Z tych niebieskich liter gwiezdnych i znaków, z ich światła, z ich biegu, z ich rojnego mnóstwa zawieszonego w przestrzeniach wszechświata, z ilości, wielkości i z obiegu wszelkich ciał niebieskich rozpoznawali wielkość Stwórcy – Pana niebios i ziemi. Jako Mędrcy przynajmniej ogólnie znali wiarę Izraela, jego tęskne oczekiwanie na przyjście upragnionego Mesjasza. Choćby „z grubsza” orientowali się w proroctwach mesjańskich. Resztę ich wiedzy uzupełniła ich Mądrość, która była z wysoka, światło Boże, które przenikało do ich szlachetnych serc. Ostateczne odnalezienie Go ułatwił im znak z nieba, cudowna gwiazda, ów przedziwny przewodnik wskazujący im bezbłędną drogę do Dzieciątka, do Prawdy bóstwa ukrytego pod powłoką ludzkiej natury.

Dla Mędrców Chrystus to coś więcej niż nowonarodzony Król żydowski, więcej, niż monarcha w politycznym tego słowa znaczeniu. To także Król wszechświata, wszechmocny Bóg, istota najdoskonalsza, po trzykroć Święty. Do zwykłego króla żydowskiego mieli czas przyjść w chwili, gdy już dorośnie, obejmie tron, zacznie panować, gdy wsławi swe imię, wzbudzi podziw dla swej potęgi. Mędrcy nie czekali dojrzałego wieku króla żydowskiego. Nowonarodzony w ich oczach był od razu dojrzałym, godnym najwyższej, monarszej czci. Bo był Bogiem. Dlatego przyszli z wiarą w sercu, z zamiarem złożenia Mu hołdu, pokłonów i darów.

Mędrcy szczerze pragnęli pokłonić się Dziecięciu. Także Herod, mówił o chęci złożenia pokłonu Królowi królów: „Wywiadujcie się pilnie o Dzieciątku, a gdy znajdziecie, oznajmijcie mi, abym i ja przyjechawszy pokłonił się Jemu” (Mt 2, 8). Ten ponury dzieciobójca w koronie mówił o pokłonie, a myślał o zdradzie. „Herod będzie szukać Dziecięcia, aby je zatracić” – wyjaśnia ewangelista Mateusz (Mt 2, 13). Prawdziwy gniew i strach przed tym Dziecięciem ukrył pod osłoną fałszywego pragnienia oddania Mu pokłonu. Takim już był ten tchórzliwy, podejrzliwy a pyszny i zazdrosny o władzę, ów mały królik o wielkich ambicjach.

O tym królu pisze dzisiejszy historyk: „Herod nie cofał się nigdy przed środkami ostatecznymi, gdy chciał zagrodzić drogę komuś, kto zdawał mu się zagrażać. Ten Beduin, człowiek o krwi mieszanej, był rozmiłowany w okrucieństwie jak artysta w swej sztuce” (D. Rops, Dzieje Chrystusa, 1, 150). Wszak to on zamordował swoich dwóch szwagrów, Arystobula i Józefa Hirkana, Mariamme, swą żonę, dwóch synów, Arystobula i Aleksandra, a w przeddzień swej śmierci kazał ściąć głowę trzeciego syna Antypatra. 40 młodych łudzi kazał żywcem spalić za zerwanie złotego orła ze świątyni, a gdy konał na pół szalony, kazał wymordować wszystkie główniejsze osobistości żydowskie, by z tej okazji był płacz w dniu jego pogrzebu. Ale niebezpieczny przeciwnik zawiódł się w swych nadziejach i pomylił w obliczeniach. Nie znalazł miejsca narodzin Dziecięcia, ani nie dosięgnął Jego samego. Herod skonał „na pół szalony”, Dziecię żyło i żyje. Chrystus miał wielu przeciwników, ma ich i dziś. Wielu było zdradliwych. Wielu z nich czyhało i czyha na Jezusa, Jego Ewangelię, Krzyż, na Jego Kościół – aby Go pogrążyć, unicestwić, wyrwać z serc i z pamięci. Wielu z nich działało i działa z wewnętrznej przewrotności, z pychy. z chorobliwej ambicji. A wielu z nieświadomości, z braku rozeznania, znajomości Jego pochodzenia, natury, nauki, celów i zamiarów względem człowieka, którego pragnie uświęcić i zbawić.

Ludzie dobrej woli, człowiek poszukujący, jak mędrcy, prawdy zachowuje się wobec Chrystusa i Jego Ewangelii jak pasterze i jak Trzej Królowie. Gdy do poszukującego prawdy dotrze Światłość, przyjmuje Ją. Kto Go dobrze pozna, uczci szczerym pokłonem, pocznie wysławiać naśladowaniem Jego życia, chwalić głoszeniem Jego Ewangelii i postępowaniem według ducha tej Ewangelii. Tak postąpili pierwsi uczniowie, gdy Go poznali w rozmowie, nad jeziorem, z cudów, przy łamaniu Chleba. Tak postąpili wszyscy, na których objawiła się Chrystusowa wszechmoc, wszyscy uzdrowieni z niemocy, uwolnieni z trądu, kalectwa, opętania, z objęć śmierci. Złożył Chrystusowi szczery pokłon czci i uwielbienia setnik z Kafarnaum, niewiasta na krwotok cierpiąca, celnik, sparaliżowany, ślepy, który odzyskał wzrok i tylu innych, od tamtych czasów do dziś.

Któż bowiem zliczy wszystkie świątynie całego świata, kościoły, kaplice, ołtarze, obrazy, kielichy, szaty, ozdoby, wszystkie napisane księgi i odmawiane modlitwy. To wszystko to dary dla Chrystusa, wspaniałe, szczere, złożone z przekonania jak dary pasterzy i Mędrców i jak ich pokłony u żłobka. Wieki i pokolenia śpiewają Mu hymn chwały „Chwała na wysokościach Bogu”. A jak ja czuję się dziś wobec Chrystusa, wobec żłóbka i Dziecięcia? W jakim usposobieniu ducha? Jak pasterze, Mędrcy? Szczerze czy obłudnie podchodzę do Jezusa? Do ołtarza, konfesjonału, Stołu Pańskiego? Chcemy przełamać w sobie pychę, fałszywy wstyd, obojętność religijną, chcemy przyłączyć się do chóru aniołów, pasterzy, Mędrców, rozmodlonych wyznawców Chrystusa, złożyć Mu pokorny pokłon i czyste serce w dani. Wtedy doznajemy w duszy prawdziwego wesela, pokrzepienia, jak Mędrcy, którzy z radością odeszli do swojej krainy. Powróćmy do swego domu, do swych zajęć z błogosławieństwem Syna Bożego, Boga, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Amen.

 

Ks. E. N.

 

(Na podstawie: Ks. Józef Dąbrowski w: Współczesna ambona, 1957 Nr. 4(40), s. 534.)