Drodzy Wierni!
Wiemy, jak straszliwymi są żywioły, gdy zerwą swe pęta! Ogień spada w grzmiącym piorunie z chmury i niszczy w jednej chwili, czego dotknie; woda zwala się niszcząco z gór, wylewa się ponad tamy brzeżne i rozwala mieszkania ludzi. Gdy człowiek widzi takie straszliwe wzburzenie żywiołów, wtedy spostrzega swoją słabość i niemoc. A jednak czymże jest natura w swym ogromie wobec jej Stwórcy? Jest jego sługą bez własnej woli jemu poddanym.
Jak Ojcu przedwiecznemu, Stwórcy nieba i ziemi, natura jest posłuszną i poddaną, tak i przedwiecznemu Synowi, jednorodzonemu Ojca, przez którego wszystko jest stworzone. Syn mówi do burzy: uspokój się! i dzika burza zatrzymuje się i ucisza. Nie powoli uspokaja się przyroda na jego rozkaz, lecz słucha go natychmiast, naraz powstaje cisza, a rozhukane morze staje się gładkim jak zwierciadło. Watry, morze i wszystkie stworzenia nie mogą odpowiedzieć: nie będziemy posłuszne gdy Bóg rozkazuje!, bo są jego własnością, i rządzi nimi wolniej i więcej nieograniczenie, niż my naszą ręką. W ten sposób możemy wejrzeć w ukrytą wielkość i majestat Syna. Jest człowiekiem i zdaje się, patrząc zewnętrznie, niczym więcej jak człowiekiem, a oto rozkazuje burzy i morzu, bo chce dać kolejny dowód swej boskości. Tu widzimy, jak się spełnia słowo, które Jezus kiedyś sam wypowiedział: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”. Mógł był to powiedzieć, i przez to niczego nie wypowiedział, czego by już nie był dowiódł boskimi czynami.
Dlatego pokłońmy się w pokornej wierze przed tym słowem. On powiedział: „Owce moje słuchają głosu mego, Ja też znam je i one idą za Mną. A Ja im daję życie wieczne, i z pewnością nie zginą na wieki; nikt też nie wydrze ich z ręki mojej” (J 10, 27). Tak mówił Ten, który ma moc na niebie i na ziemi. Jeżeli my jesteśmy jego owieczkami i słuchamy jego głosu, stoimy pod pewną opieką jego wszechmocy i nigdy nie chybimy celu, do którego On nas chce doprowadzić w swej miłości. Utrapienie, niesprawiedliwość, prześladowanie, wszystko to jest udziałem świata, lecz On zwyciężył świat i jest od niego potężniejszy.
Ewangelia pokazuje nam naturę w stosunku do Stwórcy, lecz także w jej stosunku do człowieka. Natura jest wielką i wspaniałą. Poganie klękali przed nią w uwielbieniu, a wielu jeszcze teraz leży przed nią na kolanach. Zdaje im się, że rozwiązali wszelkie pytania, gdy się odwołają na siły natury, i nie mogą wyjść ponad dwa słowa: konieczność i przypadek, działające w naturze. A jednak to niczego nie wyjaśnia.
Opanowanie tej natury jest powołaniem człowieka, lecz jak często przyroda odmawia swej służby i staje się narzędziem kary Bożej. Gdy rozgniewana natura podniesie się przeciw człowiekowi, jak wtedy jest małym i słabym! Może się jej podda w niemej rozpaczy. Ale gdy wiara we wszechmocnego Stwórcę i w jego jednorodzonego Syna zapuściła korzenie w jego sercu, wtedy człowiek zawoła w swej potrzebie razem z uczniami: „Panie, ratuj nas!” Jest bezsilnym, ale wie, że jest dzieckiem Tego, któremu natura posłusznie służy. Tak ma wołać, ale nie małodusznie i trwożliwie, jak uczniowie, którzy mówią: „bo giniemy”. Pan Jezus gani ten brak zaufania: „Dla czego się boicie, wy małej wiary!” We wszystkich niebezpieczeństwach mamy się tego trzymać niezachwianie i bezwarunkowo. Pan Bóg jest Ojcem naszym, On wie wszystko i chce wszystkiego, co służy zbawieniu naszemu.
Gdybyśmy się niewzruszenie tego trzymali, jakże szczęśliwymi bylibyśmy wtedy! Wszystkie niebezpieczeństwa koło nas nie byłyby żadnym zagrożeniem. Pozbylibyśmy się wszystkich trosk, które nas codziennie męczą, i nasze życie płynęłoby spokojnie. Złożylibyśmy troski nasze w ręce Boże i czulibyśmy się pewni w jego ręku.
Gdyby człowiek doszedł do tego, osiągnął by więcej niż tylko pociechę i spokój. Wtedy był by w ogóle wyniesionym ponad świat i jego złudę, nie uwiązł by w rzeczach tego świata, lecz objął by mocnym i wiernym duchem Zbawiciela. Wtedy już nie chciał by nic wiedzieć o swoim dobru, o samolubnych pragnieniach. Nie szukał by tego lub owego; w nieograniczonym oddaniu się nie szukał by nic prócz woli Bożej.
Powstała silna burza, fale groziły pochłonięciem łodzi – ale Jezus spał. Jaki widok! Huczące i szumiące morze, chwiejąca się łódź, a w tej wątlej barce Jezus w spokojnym śnie! Jest to obrazem tego, który niewzruszenie zaufał Bogu i we wszelkich niebezpieczeństwach zachowuje odwagę i pogodę duszy. Gdy obudzono Jezusa, czy był zaskoczony i odurzony straszliwym widokiem? Nie, On wstał spokojnie i w świadomości swej wszechmocy nakazał wichrom i morzu. Może myślimy: gdy się ma świadomość wszechmocy, nie jest trudno zachować spokojny majestat wobec niebezpieczeństw. To jest prawdą. Ale uważajmy: każdy prawdziwie wierzący może posiąść taką świadomość w swoim rodzaju. Czy ojciec ziemski ma swą siłę tylko dla siebie czy też dla dziecka, które drzemie w jego ramieniu? Najpierw myśli on ochronić dziecko. Czy Ojciec niebieski i Syn jego, nasz Zbawiciel, ma swoją nieograniczoną moc tylko dla siebie? O nie, lecz dla wszystkich, którzy są pod jego opieką. Gdy więc Syn Boży powstaje przeciw burzliwemu morzu w świadomości swojej wszechmocy, to tę świadomość winni mieć wszyscy, którzy naprawdę mają odwagę wierzyć. Stoją przecież obok wszechmogącego i mają się w nim czuć niezwyciężonymi. To było to, czego żądał od uczniów: nie powinni się bać, bo jego moc była i ich mocą, zawsze czujną i dla nich czynną.
Jezus spał. Cały dzień uczył i wysłuchał mnóstwo próśb. Nastał wieczór, więc usunął się od ludu, aby wypocząć, zmęczony usnął na łódce. Jezus zasnął i stał się całkiem człowiekiem, nam równym. Męczy się jak my i potrzebuje spokojnego snu, jak my. Obyśmy i my także w tym go naśladowali, szukając odpoczynku tylko po dokonanej pracy! Po spełnionym obowiązku można odpocząć, bo zmęczenie czyni odpoczynek słodkim, świadomość wypełnienia obowiązku napełnia duszę spokojem i pogodą. Zaś sen leniwca jest niezasłużonym i niejako kradzionym. Dzień i noc, praca i odpoczynek, czuwanie i spanie zmieniają się w pewnym porządku, i należy się nam tego porządku nie naruszać. Korzystajmy z czasu, póki trwa dzień, i oddajmy się spoczynkowi, gdy nastaje wieczór. Niepotrzebna praca nocna nie przynosi błogosławieństwa Bożego i owoców, jak i niepotrzebny sen dzienny prawdziwego odpoczynku.
Noc i dzień, pracę i odpoczynek dzielą ludzie na wiele małych części. Nasza uwaga ma się troszczyć tylko na krótki czas, a energię mamy wzbudzać przez kilka godzin. Całe wielkie zadanie życia rozkłada się nam na wiele części, i zawsze ma nas zająć tylko pewna cząstka. I tego porządku nie mamy obalać, zbyt troszcząc się o daleką przyszłość, każdy dzień ma bowiem dosyć swego trudu. Taka jest wola Boża, On uświęca ten rytm życia i ratuje nas nieustannie, co chwila. Kiedyś przejdzie wszelki dzień, i przyjdzie noc, gdy się na zawsze ułożymy do snu. Wtedy niech Bóg nam udzieli słodkiego pokoju i wzbudzi nas na szczęśliwy dzień, który nie zazna wieczoru. Wtedy nie będzie ni umęczenia, ni snu, ni trwogi, tylko wieczne, radosne czuwanie w nieskończonym szczęściu. Amen.
Ks. E. N.
(Na podstawie: Ks. Włodzimierz Sypniewski, Niedzielne Ewangelje, t. 1, 1920, s. 148)