Epifania – Objawienie Pańskie (6. stycznia)

Dziś jest dzień światła, „Święto Świateł”, jak mówili starożytni. Blask nieba staje się widzialnie obecny na biednej, mrocznej ziemi. Oczom naszym zajaśniała światłość z wysoka. „Przyszedł Król, Pan, Kyrios. W Jego ręku jest panowanie, władza i cesarska siła”. Przyszedł Uzdrowiciel, niosący zdrowie; przyszedł Zbawca, dający wolność. Przyszedł Pacificus – Dawca Pokoju. Przyszedł Syn królewski, Filius Regis, który wraz ze swym Ojcem oddaje sprawiedliwość ubogim. Przyszedł Oblubieniec, który obmywa swą Oblubienicę w wodzie chrztu i poślubia ją. Od Wschodu do Zachodu cały świat spieszy oddać Mu pokłon; mędrcy ze Wschodu przynoszą dary, które wypaliło słońce: złoto, kadzidło i mirrę; z Zachodu przybywają statki z Tarszisz, przywożąc chłodniejsze dary morza, wysp i Bursztynowego wybrzeża. Cudowny obraz królewskiego święta roztacza się przed naszymi oczyma, a my sami jesteśmy gośćmi, obdarowanymi, ba! – samą Oblubienicą. „Powstań! świeć Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą” (lekcja, Iz 60, 1).
Jest zupełnie tak, jakbyśmy już teraz obchodzili Chrystusowe święto triumfu, jakbyśmy już teraz wołali: „Ty, który siedzisz po prawicy Ojca, zmiłuj się nad nami”. Kyrie eleison! Panie, zmiłuj się nad nami! Adveniat Dominus, Kyrios jest obecny!
Czy mamy do tego prawo?
Gdyby rok kościelny był tylko życiem z Jezusem ziemskim, wówczas nie! Wówczas nie moglibyśmy obchodzić dzisiejszego święta. Lecz jak już widzieliśmy, rok kościelny w istocie swej stanowi misterium. A misterium łączy nas z duchowym, wywyższonym Panem, Panem, który siedzi po prawicy Ojca i stamtąd udziela swoich darów. „Takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach” (Hbr 8,1). Właśnie ten Arcykapłan jest głównym ośrodkiem naszych misteriów. Przez nie udziela swych duchowych darów.
Bo przecież właśnie to jest treścią całego życia chrześcijańskiego: zjednoczyć się z przemienionym, wywyższonym, duchowym Panem, Kyriosem. „Pan zaś – to Duch” (2 Kor 3,17), mówi św. Paweł – „tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób” (2 Kor 5,16). Obecnie, odkąd Pan przez swoje cierpienia wszedł do chwały, znamy Go już tylko jako Ducha. Całe ziemskie uniżenie, cała słabość, podatność na cierpienie zostały Mu odjęte, odkąd przybił do krzyża „ciało grzeszne”, a przez to wyniszczył je (Rz 8, 3). Również Jego człowieczeństwo, Jego ciało jest teraz całkowicie przeniknięte i prześwietlone przez Bóstwo i uczestniczy w Jego godności i działaniu; a nawet dopiero teraz jaśnieją one swym nieskończonym blaskiem. Toteż także i czyny, które Jezus spełnił w ciele, dopiero teraz odsłaniają swe ostateczne i najgłębsze znaczenie: stały się misteriami, głosicielami Bożej mocy.
Z wysoka, z tronu po prawicy Ojca chwalebny, duchowy Pan zsyła nam wszystkie łaski; z wysoka mieszka w nas, a my jesteśmy w Nim. I na tym polega bycie chrześcijaninem. Ta łaska z wysoka staje się dostępna dla nas przede wszystkim w misteriach świętego Kościoła.
Każde prawdziwe misterium daje nam udział w Boskiej mocy chwalebnego, duchowego Pana. Nie ma misterium, które by nam ukazywało tylko Jego uniżenie. Albowiem łaska pochodzi od Wywyższonego, od Kyriosa.
Widzimy więc, że słusznie świętujemy w Epifanię Boski blask i zwycięską chwałę Tego, który się objawił. Epifania jest pełnym misterium zbawienia, widzianym w świetle wcielenia; w pewnym sensie antycypuje blask Wielkanocy. Bo także chrzest Jezusa w Jordanie jest niczym innym, tylko zapowiedzią chrztu krwi. Czy jednak przez to, że obecnie w misterium świętujemy Boży blask, odkładamy na bok ziemskie narodziny Pana z ich biedą i uniżeniem? W żadnym wypadku. Właśnie misterium tym wyraźniej ukazuje cudowne połączenie się tego, co niskie i tego, co wysokie, tego, co ludzkie i tego, co Boskie, pokory i wzniosłości. Jest bowiem paradoksem Bożej miłości i Bożych misteriów, że to, co najwyższe, łączy się w nich z tym, co najniższe.
Z wysoka jaśnieje misterium i opromienia to, co małe i ziemskie, prześwietla je i sprawia, że jaśnieje ono w niebiańskiej chwale. Nie wyrzeka się więc uniżenia, ofiary i krzyża, lecz sprawia, że zaczynają one jaśnieć w blasku wieczności. My jednak z dołu zbliżamy się w pokorze i uniżeniu do Bóstwa, znosimy uniżenie i krzyż w mocy łaski. Jedno i drugie należy do misterium. Boską stroną jest przemienianie ciała przez Bóstwo. Stroną ludzką zaś jest przeżywanie uniżenia Boga w mocy Ducha, tak by stopniowo dojść do przemienienia.
Święta liturgia raz po raz opiewa to niebiańskie przemienienie. Bo tylko ono wszak jest godne pieśni i uwielbienia; ono jest rozkoszą i szczęśliwością; a tylko tam, gdzie jest radość i miłość, jest i pieśń. Kościół jednakże nigdy nie zapomina o ciemnym przeciwieństwie, na którego tle tym jaśniej widnieje Boski czyn miłości oraz jego niebiańska, świetlana wspaniałość. Zawsze pokazuje on, w jaki sposób obecnie również to, co niskie, ziemskie, cielesne – przez Mękę dochodzi do chwały. Słowo stało się ciałem, a ciało staje się duchem. W tych słowach tkwi cały paradoks Boskiej miłości, która objawiła się we wcieleniu. Symbolem tego paradoksu jest Dziewica Matka, Maryja, prawdziwa kobieta, która jako Matka porodziła i wykarmiła Pana, i prawdziwa Dziewica, która poczęła z Ducha Świętego, i której łono pozostało nienaruszone. W ten sposób liturgiczne misterium ukazuje nam mistyczne wzajemne przenikanie się, zjednoczenie Boga i stworzenia.

(Odo Casel, Misterium świąt chrześcijańskich, Kraków 2007 s. 51.)