Kto z nas nie widział w swoim życiu obrazu męża odzianego w wielbłądzią skórę, przepasanego rzemieniem, wychudzonego, stojącego nad brzegiem rzeki w otoczeniu ludzkiego tłumu lub samotnie przebywającego na pustkowiu. To poprzednik Chrystusa – św. Jan Chrzciciel, stojący jakby na miedzy dwóch wielkich obszarów, na granicy Starego i Nowego Testamentu, na granicy dwóch czasów, dwóch Zakonów – Mojżeszowego i Chrystusowego. Stojąc na tym pograniczu, pamiętny długiej przeszłości oczekiwania i wytężając wzrok w bliską przyszłość wypatrywał Chrystusa, nowego Zakonodawcy.
Na Jego przyjście i powitanie przygotował się gruntownie, dogłębnie – poprzez surową pokutę usposobił swego ducha na powitanie oczekiwanego Zbawiciela. Całe lata pokutował surowo i do pokuty wzywał swych ziomków, człowieka, ludzkość: „Prostujcie drogą Pańską” (J 1, 23). A do faryzeuszów, których nazywał plemieniem żmijowym, obciążonych występkami, potężnie wołał: „Czyńcie tedy godny owoc pokuty” (Mt 3, 8). Ten umartwiony, wysuszony pokutnik Jan w zbliżającym się nad Jordan Mesjaszu Chrystusie widzi nowego Pokutnika i to na miarę boską, który swą pokutę za grzechy świata posunie aż do granicy śmierci. „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzech świata” (J 1, 29). Tak oto pokutnik poznał Pokutnika, który jako Baranek Boży w duchu wielkiej, wyniszczającej aż do śmierci krzyżowej pokuty odda siebie na całopalną ofiarę za grzechy świata.
Św. Jan szedł przez życie drogą pokuty, choć sam był świętym. I zalecał pokutę. Nawoływał do niej. Ziemska droga Chrystusa to także droga pokuty, umartwienia, wyniszczenia. – A wszystko z powodu grzechów świata, wszystko za grzechy ludzkie. Grzech bowiem od samego początku rodzaju ludzkiego był tym powodem, dla którego pokuta stała się życiową koniecznością człowieka. Odkąd grzech stał się nieodłącznym w życiu ludzkim, pokuta stała się naszym codziennym chlebem, potrzebą duszy. Dlaczego?
Grzech pierworodny skaził naturę ludzką, choć nie zniszczył jej zupełnie, zwichnął ją tylko, skierował bardziej w stronę zła. Odtąd człowiekowi łatwiej jest czynić zło, popełniać grzech, niż praktykować dobro. Grzech nie pozbawił człowieka zdolności czynienia dobrze, lecz ją zmniejszył, osłabił, spowodował w człowieku większą skłonność do grzechu. Św. Paweł wraz z pogańskim poetą (Owidiusz, Metamorfozy 7, 20) narzeka, że „nie to czynię, co zamierzam dobrego, lecz to czynię, co znienawidziłem, jako złe” (Rz 7, 15). Tak więc, na skutek grzechowego skażenia, choć widzimy dobro, skłaniamy się ku złu, ku grzechowi.
Pokuta to naprawa naruszonego ładu, porządku moralnego, to zadośćuczynienie.
Od pokuty odróżniamy umartwienie. Pokuta dobrowolna czy przymusowa to trud podjęty przez człowieka celem zadośćuczynienia za grzechy przeszłe, własne czy cudze. Umartwienie to także trud, ale zmierzający do opanowania ciała, namiętności, nałogów, złych skłonności i zamiłowania do przyjemności, które mogą się stać źródłem grzechów. Umartwienie, podobnie jak i pokuta przyczynia się do oczyszczenia nas z grzechów dawnych. Jednak głównym jego celem jest zabezpieczenie nas przed grzechami teraźniejszymi i przyszłymi. Pokuta to wynagrodzenie Bogu i bliźnim za popełnione grzechy, umartwienie to zabezpieczanie się przed grzechami nowymi. Pokuta i umartwienie stanowią nieodłączną część ascezy chrześcijańskiej, której celem jest panowanie nad sobą zgodnie z wola Bożą, z nauką objawioną. To panowanie nad sobą polega na zmuszaniu się do takiego wyboru, do którego nas zachęca właśnie Bóg, Jego Zakon i nasze sumienie. Nasze skłonności, pożądania, uczucia, wyraźne nieraz nałogi, skłaniają człowieka do wyboru niezgodnego z wolą Bożą. Dzięki nim „mamy pociąg do rzeczy wzbronionych i do zakazanych żądzą pałamy” – powiada ten samy poeta (Owidiusz). Zraniona grzechem natura skłania nas do wyboru zła, grzechu, występku, nawet zbrodni, do cudzołóstwa, kradzieży, zabójstwa, kłamstwa – różnych ludzi w różnym stopniu skłania, w zależności od stopnia urobienia duchowego. Pokuta i umartwienie zaprawiają nas do walki z takimi skłonnościami do złego, do grzechu, a więc ćwiczą naszą słabą naturę, wzmacniają ją w dążeniu do panowania wyższych władz duchowych nad zmysłowymi. Pokuta i umartwienie wzięte w sensie katolickim nie poniżają i nie pomniejszają człowieka. Przeciwnie – doskonalą go, przyczyniają się do jego wzrostu duchowego, chronią go przed zejściem do zera moralnego.
Pokuta i umartwienie więc jest potrzebne nie tylko kapłanowi, zakonnikowi, zakonnicy, średniowiecznemu mnichowi, ascecie, eremicie na pustyni. Nie tylko były potrzebne człowiekowi za czasów Chrystusa, mieszkańcom z dorzecza Jordanu i z czasów przedchrystusowych, ludziom Starego Zakonu. Potrzebne są i nam, ludziom XXI wieku. Bo natura ludzka jest dziś i jutro będzie taka sama jak była wczoraj i przedwczoraj.
A dlaczego? Bo w niej tkwi nieodłącznie nie sam grzech, jak twierdził Luter, lecz zarzewie grzechu, skłonność do grzechu. A gdzie istnieje iskra, tam zawsze istnieje niebezpieczeństwo ognia, pożaru – niszczącego pożaru i ognia grzechu, żaru namiętności prowadzących do upadku.
Już człowiek okresu starotestamentowego świadomy tego niebezpieczeństwa poskramiał swą skłonną do grzechu naturę pokutnymi ćwiczeniami i praktykami. Celem ich było odpokutowanie za grzechy swej przeszłości i smutnej, grzesznej przeszłości innych ludzi, i zabezpieczenie są przed nowymi wykroczeniami. Izraela do tej pokuty często zachęcał sam Bóg. Upominał przez patriarchów, nawoływał przez wybitnych mężów Bożych, zwłaszcza przez proroków. A gdy te zachęty do dobrowolnej pokuty nie skutkowały, zmuszał go do pokuty, niekiedy długiej i uciążliwej.
Na czym ten duch pokuty polegał według wskazań proroków przepowiadających w imieniu Boga? Przywódcy, wychowawcy i prorocy wybranego narodu stosowali pokutne praktyki zewnętrzne, często rytualne, które później przerodziły się w bezduszny formalizm faryzeuszy, potępiany wielokrotnie przez samego Chrystusa. Izraelici znali wstrzemięźliwość od pewnych określonych pokarmów mięsnych, jak wieprzowina, mięso zwierząt dławionych i inne. Zachowywano post w określone dni, a nawet pory dnia. Dla umartwienia się i uczczenia Jahwe zadawali sobie pokutę przez ograniczenie miejsca poruszania się w dni szabatnie, wstrzymywali się od dalszych podróży, zajęć, nawet zrywania owocu. Z pobożności i w duchu pokuty składali wyznawcy Jahwe śluby, np. nazareatu, który zabraniał strzyżenia włosów, picia wina i innych napojów upajających. Wielu poświęcało się na służbę świątyni lub życiu pustelniczemu. Przyodziewanie się w pokutne wory, siadywanie w popiele to inny rodzaj upokarzającej pokuty. Tak pokutowali Niniwici, Dawid. Wzorem ducha pokuty był Tobiasz, Eleazar, Daniel ze swymi towarzyszami w niewoli.
Jednak wskazania Boże i prorockie nie ograniczały się tylko do zewnętrznych praktyk pokutnych, lecz miały na względzie sprawę istotną. Umartwienie ciała ma zmierzać do podporządkowania go duchowi. Pokuta swym wpływem ma sięgać tam, dokąd dotarł grzech – do wnętrza duszy, do umysłu, woli i serca. Wszak Niniwitom pokutującym we włosiennicy i popiele Bóg odpuścił grzechy, gdyż ta ich zewnętrzna pokuta była połączona z głębokim, wewnętrznym, duchowym przeżyciem. Prorok Joel wołał do ludu, by odmienił swe szaty i pokutował w popiele i włosiennicy, by pościł i płakał, a więc, by pokutę zewnętrzną przeżywał wraz z wewnętrznym wzruszeniem duszy, w płaczu. Oddając się zewnętrznym praktykom pokutnym pokutujący miał wołać: „Przepuść, Panie, przepuść ludowi twojemu” – a więc praktyka zewnętrzna połączona z błaganiem o odpuszczenie grzechów, a więc i skierowanie myśli do wnętrza swej duszy. Pokuta to nie tyle rozdzieranie szat i gnębienie ciała, ile raczej rozdzieranie obarczonego grzechami sumienia i serca: „Nawróćcie się do mnie ze wszystkiego serca waszego w poście i w płaczu, i w żalu. I rozdzierajcie serca wasze, a nie szaty wasze” (Joel 2, 12-17).
Gdy Izrael grzeszył, a nie chciał pokutować, Bóg zmuszał go do pokuty. Wszak odbył on długą i surową pokutę w domu niewoli egipskiej. Gdy nieprawość tego ludu wołała już o pomstę do nieba, Bóg część tego ludu, izraelską część rozdzielonego królestwa – poddał w niewolę asyryjską. Był to wielce bolesny dopust Boży. „Okaleczenie, oślepienie, nawet nawlekanie na pal – to jeszcze najmniejsze z cierpień, jakie królowie asyryjscy zadawali zwyciężonym; często zdarzało się, że kazali obdzierać ich żywcem ze skóry, aby tą skórą okryć mury swoich miast” (Daniel Rops, Od Abrahama do Chrystusa, W. 1952 s. 258). Siekano, żywcem palono, odbierano wzrok, obcinano ręce, nosy, uszy, ucinano głowy. Tak więc przeciągnął z dopustu Bożego nieprzyjaciel „miecz gniewu przez historię Izraela”, aż Pan dopełnił swego dzieła zgodnie z zapowiedzią proroka Izajasza. W dwieście lat później mieszkańcy państwa judzkiego za te same występki dostali się do niewoli babilońskiej, w której przebywali 70 lat. I ta niewola, zapowiedziana przez Jeremiasza, była bolesna, gdyż Nabuchodonozor zniszczył im świątynię i ograbił z naczyń świętych. Niewola, tułacza dola, brak ojczyzny stały się później niemal codzienną strawą wybranego niegdyś ludu. I narodom chrześcijańskim nie poskąpił Bóg kar, które na nich dopuszczał za ich niewierności, za osłabienie wiary, za ucisk ludu, za rozpasanie i rozwiązłość możnych.
Przyjmijmy to w duchu pokuty jak Izrael swe doświadczenia. Wyrzekając się błędów przeszłości starajmy się teraz szerzyć miłość Boga, miłość prawdziwą do współbliźnich, bo na tych dwóch przykazaniach wspiera się cały Zakon i Prorocy, cały lad ludzki i boży, porządek świata. Miejmy w poszanowaniu pokutę, ascezę. Jej praktykowanie bowiem uchroni nas od upadków, podniesie duchowo, uszlachetni, uświęci. Amen.
(Na podstawie: Ks. Józef Dąbrowski w: Współczesna ambona, 1957, Nr. 4 (40).)