Dzisiaj Kościół św. obchodzi największe święto adwentu – uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP. Maryja jest, podobnie jak św. Jan Chrzciciel, postacią adwentową. Jak ta gwiazda zaranna, jak jutrzenka przed słońcem, jawi się Maryja przed Jezusem, Słońcem Sprawiedliwości, aby Go nie tylko ukazać, jak Jan, rzeszom, ale by Go światu dać jak matka wydaje na świat dziecko.
Od samego początku jawi się Ona w całym blasku czystości i świętości, jak Niepokalanie Poczęta. Różdżka, w której nie powstała ani sęk pierworodnej, ani skaza uczynkowej winy. Różdżka Jessego, z której zakwita śliczny kwiat. „Tota pulchra es, Maria…” – śpiewa dziś ziemia wraz z niebem, „Cała piękna jesteś, Maryjo, a zmazy pierwotnej nie masz w Tobie”.
Co nas tak zachwyca w Matce Bożej? Jej świętość, czystość, niepokalaność, czyli wolność od grzechu pierworodnego. My, nędzne dzieci Ewy, przychodzimy na świat obciążeni tą dziedziczną winą Adama i jej opłakanymi skutkami. I choć chrzest święty obmył nasze dusze z grzechu jako takiego, dzięki zasługom męki Chrystusowej, to przecież pozostały w naszej skażonej naturze liczne jakby rysy, tak dotkliwie dające nam się we znaki przez całe życie. A spośród nich największa i najdotkliwsza rysa, prócz śmierci, to rozdarcie między duszą a ciałem, tymi dwoma pierwiastkami naszej natury. Rozdarcie, które nie było zamierzone w planach Boga-Stwórcy. Sprowadził je grzech.
Daje mu świadectwa bolesna skarga św. Pawła: „Widzę w członkach moich inny zakon, sprzeciwiający się zakonowi umysłu mojego, poddający mnie w niewolę pod zakon grzechu, który jest w członkach moich. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała tej śmierci?” (Rz 7, 26). Zakon umysłu i zakon członków. Duch i ciało w ciągłej walce. „Ciało bowiem pożąda przeciw duchowi, a duch przeciw ciału, bo tych dwoje sprzeciwia się sobie nawzajem” (Gal 5, 16). Walkę tę musi człowiek toczyć całe życie, całe życie się z sobą zmagać, aby zwyciężył duch. „Według ducha postępujcie, a pożądliwościom ciała nie ulegajcie” – upomina Apostoł.
Spośród trzech pożądliwości, które szarpią biednym ludzkim sercem, o których mówi Jan, że napełniają cały świat, „Albowiem wszystko, co jest na świecie: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota…” (Jn 2, 16) pierwsze miejsce zajmuje pożądliwość ciała, która sieje chyba największe spustoszenia. Ta pożądliwość, którą sobór Trydencki nazywa „fomes peccati” – „zarzewie grzechu”, a św. Paweł „ościeniem grzechu – stimulus peccati” – to chyba najbardziej oczywiste znamię naszego obciążenia dziedzicznego, najbardziej brudne wody wypływające z zatrutego źródła pierworodnej winy. Sęk pierworodny i uczynkowe zmazy ściśle do siebie należą jak skutki do przyczyny. „A jawne są uczynki ciała, mówi św. Paweł, takie, jak: porubstwo, nieczystość, bezwstyd, rozpusta… (Gal 5, 19). Fale zepsucia szeroko się rozlały po naszej ziemi, jak fale potopu, zagarniając po drodze i młodych, i starszych. Jak zarzewie pożarów cielesna namiętność sieje spustoszenia w duszach.
Ostrożnie z ogniem! – nawołuje się wszędzie, gdzie grozi niebezpieczeństwo pożaru. Ale mało kto przestrzega przed ogniem zepsucia, przed pożogą rozpasanych namiętności albo raczej mało kto słucha tych przestróg. Ludzie lekceważą sobie te niebezpieczeństwa, przeciwnie: podobają sobie w nich, szukają ich i gonią za nimi jako za szczęściem.
Ojciec Św., Pius XII, w swym wigilijnym orędziu radiowym z 1955 r. budził sumienia ludzkie, które już w tych czasach znieczuliły się na grzech pierworodny i uczynkowy. Ludzie bowiem dziś często nie wierzą w grzech, mówił papież, a w grzech trzeba wierzyć jak się wierzy w Boga i w szatana. Kto nie wierzy w Boga, a śmieje się z szatana – ten nigdy nie pojmie czym jest grzech, ten będzie go lekceważył. Dziś ludzie to, co dawniej nazywało się grzechem, nazywają koniecznością natury lub schorzeniem tej natury. Zatraca się sens, pojęcie a co za tym idzie, poczucie grzechu i winy.
Niepokalana pokonała grzech, starła głowę piekielnego smoka i pragnie, abyśmy i my poszli w Jej ślady. Wzywa nas do walki z grzechem, i najpierw z grzechem ciała. Gdy się zjawiła sto pięćdziesiąt lat temu w Lourdes (1858), najważniejsze, co miała do powiedzenia grzesznemu światu przez usta św. Bernadetty, było wezwanie do pokuty i modlitwy. Już Pan Jezus wskazał na ten sam oręż w walce z duchem nieczystym, kiedy to po uzdrowieniu chłopca-lunatyka powiedział do otaczającej Go rzeszy: „Ten rodzaj żadnym sposobem wynijść nie może, jeno przez modlitwę i post” (Mk 9, 28). Modlitwa i post, modlitwa i umartwienie, walka z namiętnością, pokusami. Tego nas uczy, do tego wzywa dzisiejsze święto: budować tamy, groble, aby powstrzymać rozhukane fale potopu grzechu i zepsucia; gasić pożary ognia, który już tu, na ziemi, zapala piekło! Niepokalana zachęca nas tworzyć jakby brygady ratownicze, które z krzyżem i różańcem w ręku ruszają na ratunek tonącym w brudzie i pogorzelcom duchowym. Przyłączamy się do nich i będziemy otrzymali skuteczną pomoc naszej Niepokalano poczętej Matki. Amen.
(Na podstawie: Współczesna ambona, 1957, Nr. 4 (40))