Cnota Wiary II, 21.11.2010

Drodzy Wierni!
W poprzednią niedzielę zaczynaliśmy badać tą pierwszą ze cnót nadprzyrodzonych, wiarę św. Zobaczyliśmy co to w ogóle znaczy wierzyć? jak działa nasza wiara?
Dzisiaj możemy zapytać, co to jest wiara o ile jest cnotą nadprzyrodzoną?
Jest to dar Boży, światło nadprzyrodzone, którym oświeceni mocno wierzymy w to wszystko, co Bóg objawił i czego nas naucza przez swój nieomylny Kościół. Wiara nadprzyrodzona – to niezłomne przekonanie i pewność o wszystkim, co Bóg objawił z powodu powagi Boga objawiającego (S. Th. II-II q. 1). Że cnota wiary teologicznej, niezbędnej do zbawienia, jest istotnie nadprzyrodzonym darem Boga, którego nikt nie może osiągnąć własnymi siłami, wynika jasno z orzeczeń I Soboru watykańskiego: „Kto by twierdził, że człowiek nie uprzedzony natchnieniem Ducha Św. i nie wzmożony Jego pomocą, może wierzyć, mieć nadzieję, miłować albo żałować za grzechy jak potrzeba dla utrzymania łaski uświęcającej: niech będzie wyklęty” (Sess. IV can. 3).

Wierzyć – nie jest to to samo, co myśleć, mniemać, lecz przez to słowo rozumiemy zupełną zgodę, doskonałe przyzwolenie umysłu na prawdę, którą Bóg objawił, jakkolwiek byłaby trudną do pojęcia, i to bez żadnego wahania i powątpiewania. Wiara obejmuje rozum i wolę. Rozum uczy, że jeżeli trzeba wierzyć wiedzącemu i mówiącemu prawdę, tym bardziej Bogu, a wtedy wola wsparta łaską idzie za rozumem i daje swe przyzwolenie.
Wierzymy wszystko, co Bóg objawił, wszystkie prawdy, które Bóg dał poznać ludziom są przedmiotem wiary. Kto by dobrowolnie powątpiewał o jednym artykule, wcale nie miałby wiary. Byłoby to to samo co powiedzieć Bogu: w to wierzę, Boże, w tym prawdę mówisz, ale w tym innym – nie!
Bez wątpienia wyższą i wznioślejszą jest wiedza wierzącego nad wiedzę tylko rozumującego, bo najpierw dar wiary nie tępi ostrza rozumu, owszem go hartuje, i do czego można dojść drogą rozumowych badań, do tego dochodzą i wierzący. Ale tą drogą ludzie uczeni dochodzą tylko do znajomości rzeczy podrzędnych, przemijających. Lecz skoro jest mowa o wyższych, wiecznych – rozum słabieje, omdlewa, chwyta tylko pewne podobieństwa, przypuszczenia, niedające umysłowi bezpieczeństwa; gdy tymczasem ludzie, prześwietleni darem wiary, jakby sięgają wyżej do samego Boga. Tak więc wiara podnosi godność człowieka, niejako przebóstwia go, czyniąc go uczestnikiem życia Bożego, które polega na poznawaniu prawdy i kochaniu dobra zawartego w tej prawdzie.

Akt wiary pochodzi zarazem od rozumu i od woli, wspartych łaską Ducha Św. Ale wierzenie jest bezpośrednim czynem samegoż umysłu, jak naucza św. Tomasz (De virt. fidei. Art 2). Więc można powiedzieć, że wiara mieszka w rozumie jakby w swym ognisku. Lecz wola odgrywa tu ważną rolę. Wola musi być dobrze usposobioną do przyjęcia łaski wiary, inaczej odwraca się od światła, a skłania do tego, w czym ma upodobanie.
Wiara jest pierwszą z cnót nadprzyrodzonych, jest podwaliną duchowej budowy. Ona uprzedza nadzieję, bo, aby się spodziewać, trzeba wiedzieć, jaki jest przedmiot tej nadziei. Uprzedza miłość, bo, aby coś ukochać, trzeba poznać, że ono jest godne kochania. Otóż wiara daje nam to poznanie i dla tego na niej spoczywają nadzieja i miłość.

Następne pytanie: czy wiara jest konieczna?
Wiara jest nam koniecznie potrzebna i dla tego Bóg zobowiązał nas do wierzenia.
Już samo wyświetlenie co to jest wiara, wykazuje bezwzględną jej konieczność. Wiara nadprzyrodzona jest nieodzownym warunkiem zbawienia. „Bez wiary, naucza Apostoł, niepodobna spodobać się Bogu” (Żyd 11, 6). Jak bowiem drzewo z korzenia, tak z wiary wyrasta całe życie chrześcijańskie. Wiara, naucza Sobór trydencki, jest „początkiem ludzkiego zbawienia, fundamentem i korzeniem wszelkiego usprawiedliwienia” (Sess. VI c. 8).
Na cóżby się przydał Bóg dla człowieka bez wiary? Jeżeli nie wierzymy wszystkim faktom, które nam ukazują Boga, kierującego ludzkość do jej prawdziwych przeznaczeń, jak ojciec przygotowuje przyszłość swej rodziny: czymże stałby się Bóg dla nas? Istotą oderwaną, metafizyczną, konieczną dla umysłu, jak klucz sklepienia, który podtrzymuje i wyjaśnia rzeczy; ale cóż nam mówi do serca? Czymże jest On dla mnie, jeśli nie obcym, najnieprzystępniejszym, istotą obojętną na moje szczęście, która rzuciła mnie w to życie, jakby w przepaść wątpliwości, niepewności i błędów, która pozostawia mnie na igraszkę losu, nie czyniąc nic, by mnie z tej przepaści wydobyć.
Ale nie, Bóg do nas mówił; On się nam objawił jako Początek i Kres naszych przeznaczeń, jako Droga do osiągnięcia Go. Dla tego, kto wiary nie przyjmuje, lub przyjętą traci, lub wedle wiary nie żyje, nie może być zbawionym; niedostaje mu bowiem korzenia zbawienia. Więc nic innego tak nam Boski Zbawiciel nie poleca w Ewangelii, jak wiarę, jako podwalinę religii chrześcijańskiej, jako warunek zbawienia. Tak ona stanowi istotę chrześcijaństwa, że od niej mamy imię wiernych. „Kto wierzy i ochrzci się zbawiony będzie, a kto nie wierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16).

Ktoś może zapytać, dlaczego to Bóg Chrystus zobowiązał nas do wierzenia? Otóż miał do tego różne powody.
Pierwszym jest, aby nam dał możność cnoty i zasługi. Wiara bowiem uczy nas cnoty. Bez niej cnota nie byłaby możliwą. Bez wątpienia, mógł Bóg stworzyć człowieka doskonałym; mógł mu udzielić od pierwszej chwili jasnowidzenia wszechrzeczy i bezwolnie skłonić jego serce ku dobremu. Człowiek byłby wtedy dziełem przedziwnym, świadczącym o potędze swego Stwórcy, ale nie zasługiwałby na żadną osobistą chwałę.
Mógł też Bóg zrobić z człowieka mędrca, któryby bez objawienia wyrozumował sobie wszystkie prawdy, jakie miałyby karmić jego umysł. Ale wtedy, gdzie byłaby wielkość człowieka? Czyż jego wiedza odpowiadałaby idei człowieka, idei godnej Boga? Czyż Bóg mógłby sobie podobać w tym, że człowiek poznałby wszystkie prawdy wiary, jak prawdy matematyczne? Czyż nie budziłby litości świat, przekształcony na szkołę suchych geometrów i matematyków, opierających wszystko na cyfrach, albo dowodzących wszystkiego liniami nakreślonymi kredą na czarnej tablicy? Tworząc zaś człowieka wolnym, zdolnym do wierzenia lub niewierzenia, zrobił z niego dzieło najbardziej zadziwiające, bo go uczynił zdolnym do cnoty. Dał nam możliwość doskonalenia się, czyli, że nasza doskonałość zależy od nas samych, jest naszym dziełem, owocem naszych wysileń i osobistych zasług. Jest to chwałą dla Boga, kiedy patrzy, jak my z naszej nędzy, z naszej nicości, wydobywamy coś pięknego, wspaniałego i cennego. Bóg wcielony podziwia bądź wiarę, bądź pokorę swych stworzeń!
Inny powód, dla którego Bóg obowiązuje nas do wierzenia, jest ten, iż wiara jest konieczną, byśmy mogli Boga miłować. Bóg jest miłością, a prawem koniecznym miłość żąda odwzajemnienia. Bóg nie może kochać swych stworzeń, nie domagając się, by i one Go kochały; stworzenia zaś nie mogą Mu okazywać miłości inaczej, jak wierząc w niego.
Niestety, są ludzie zimni, czuli tylko na własne interesy, przywiązujący się tylko do tych, co ich otaczają. Bez wątpienia są oni zdolni i do heroicznych czynów. Napotykamy w nich cnoty, ale to są cnoty ludzkie, naturalne. Oni odbiorą za nie nagrodę, bo Bóg nagradza wszystko, co cnotliwe; ale ta nagroda będzie tylko naturalna, a nie nadprzyrodzona, więc nie wieczna. Otóż wiarą przystajemy do Boga w sposób nadprzyrodzony, tj. z miłości, jako do najwyższego Dobra. Wiara jest korzeniem miłości, czyli miłość jest rozkwitem i owocem wiary.

A cóż nadaje wartość miłości? Najpierw to, że miłość jest aktem wolnym. Miłość się sama daje, a nie można porywać jej gwałtem. Otóż, gdyby Bóg nam się ukazał, jakim jest, bez cieniów, z całą swą pięknością, porwałby nasze serca w niewysłowiony zachwyt, wtedy my nie moglibyśmy nie oddać Mu naszych hołdów i uczuć. Nasza miłość nie byłaby wolną, ale koniecznością. Wiara zatem była niezbędną, by nam pozostawić wolność wyboru, tj. potrzeba było, by się Bóg nie ukazał całkowicie, lecz w półcieniu, ile było potrzeba, by nasza obojętność dla niego nie miała wymówki.
Ci, którzy chcą poznawać Boga nie przez wiarę, tylko przez własny rozum, przez ludzką mądrość – nie kochają Boga, nie myślą o Nim, nie modlą się do Niego – słowem nie jednoczą się z Bogiem. Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu, ani zdobyć na wieczność żadnej zasługi. Kochajmy więc Ojca naszego w niebiesiech, żyjąc na ziemi z wiary. Amen.

Ks.E.N.

(Na podstawie: Ks. Józef Stanisław Adamski, Kazania na niedziele całego roku, t. III, Kraków, 1913.)