W tej i w następnej niedzieli możemy porozmyślać o jednej ze cnót chrześcijańskich, o tej pierwszej, podstawowej, niezbędnej cnocie wiary. „Bez wiary, naucza Apostoł, nie podobna spodobać się Bogu” (Żyd 11, 6).
Może wyglądać dziwne, że z pomiędzy wszystkich poruszeń serca ludzkiego, z pomiędzy wszystkich czynów, które zapełniają dzieje ludów, jeden tylko jest akt, ogłoszony za konieczny do zbawienia i do tego, aby się stać miłym Bogu, i tym aktem jest wiara, o której Pismo św. mówi: „Przez wiarą sprawiedliwi zwalczyli królestwa, czynili sprawiedliwość, dostąpili obietnic, zawarli lwie paszczaki, zgasili gwałt ognia itd.” (Żyd 11, 33). I gdzieindziej: „Ktokolwiek by rzekł tej górze: Wznieś się i rzuć się w morze, a nie wątpiłby w sercu swoim, lecz wierzył, że stanie się to, co mówi, spełni mu się” (Mk 11, 23).
Czy w ogóle zrozumiemy co to znaczy wierzyć?
Wierzyć jest to wskutek wiarogodnego świadectwa uznać za prawdę to, czegośmy sami nie widzieli. Nie byłem n. p. w Tokio, a jednak uznaję za prawdę, czyli wiem, że to miasto istnieje; wiem bo wierzę. Wierząc, wiem wiedzą drugiego; jest to wiedza pośrednia, ale zawsze wiedza. Inaczej w rzeczach, o których mam jasne pojęcie n. p. 2X2 = 4; lub „co jest, jest”. Tu umysł łączy orzeczenie z podmiotem, bo widzi oczywistą zgodność tych dwu pojęć: podmiotu i orzeczenia. W wierze zaś tym łącznikiem nie jest samo moje oczywiste poznanie, że orzeczenie mieści się w podmiocie, lecz łącznikiem tych dwu pojęć jest wiadomość wiarogodnego świadka.
W każdej wiedzy trzeba w coś wierzyć, np.: wierzyć obserwacjom astronomów, więc ich zmysłom, ich obrachowaniu. Dlaczego? bo dziedzina prawdy jest zbyt rozległą, iżby umysł jednego człowieka zdołał ją ogarnąć; dlatego musi się on w wielu względach spuszczać na innych. Kto by nic nie chciał słyszeć o wierze, ten nie mógłby sobie rościć prawa do wiedzy. Wiara bowiem jest i początkiem i uwieńczeniem wiedzy ludzkiej.
Najpierw początkiem. Czym jest życie naszego niemowlęctwa i młodości? Życiem wiary; wiary w rodziców, w pedagogów… Cóż wiedziało dziecię w kołysce samodzielnie? Tylko uwierzyło powadze rodziców i tych, którzy je otaczali w zaraniu życia; i tak się rozwijało, wychowywało. Rozum rozwijał się wiarą. Powiedziano nam, że pewien napisany znak znaczy liczbę trzy i uwierzyliśmy słowu nauczyciela.
Czym jest stosunek rodzinny, przyjacielski, towarzyski? Ustawicznym ćwiczeniem wiary w ludzi. Wierzymy, że ci są naszymi rodzicami; wierzymy prawnikom, lekarzom, a taką dajemy im wiarę, iż powierzamy im nasze mienie, życie. A przecież nie zawsze przenikamy przyczyny ich działania. Wierzymy, że każdy wie, co powinien czynić i na tym polegamy. A czyż komu przyszło na myśl, że to zaufanie ludziom jest przeciwne rozumowi?
Wiara jest też uwieńczeniem wiedzy. Jeśli chcemy coś użytecznego zdziałać, musimy się ograniczyć do jednej gałęzi wiedzy. W innych – musimy się zadowalać wiarą. Tak czyni każdy prawdziwie uczony. Uczony to ten, który się czegoś od kogoś nauczył. Uczyć się jest to przyjmować prawdy od kogoś innego, jest to ćwiczyć się w wierze.
Więc jeśli wiara dana ludziom nie jest przeciwną rozumowi, dlaczego wiara dana Bogu miałaby być nierozumną? Pomiędzy wierzeniem ludzkim, a Boskim jest przecież przedział nieskończony; gdzież bowiem jest człowiek, któryby się nigdy nie omylił lub nie mógł omylić?
Ale czy Bóg mówił do ludzi? czy nam ogłosił jakie prawdy? W tym leży cała trudność. Jeżeli bowiem mówił, jeśli odsłonił nam swe prawdy – wtedy samo powątpiewanie o nich byłoby w najwyższym stopniu nierozumnym.
Czy Bóg mógł nam mówić, czyli ogłosić nam swe prawdy? Otóż o tym nikt nie może wątpić. Bo, jeśli Stwórca dał nam władzę komunikowania naszych myśli drugim, czyż sam miałby być pozbawiony tego, co udzielił stworzeniu? Otóż już w zaraniu świata Bóg objawił nam swe prawdy. I tak musiało być. Objawienie, mówi Doktór anielski św. Tomasz, było moralnie konieczne nawet dla poznania prawd, które ludzki rozum mógł poznać własnymi siłami. Bez objawienia mało ludzi doszłoby do poznania tych prawd. Wiele jest bowiem umysłów przytępionych. Największa część ludzi nie ma czasu na spekulacje naukowe. A jakich badań, wysiłków, studiów filozoficznych one wymagają! Wielu od tego by powstrzymało też własne lenistwo. Ci, którzy by doszli do rozwiązania ważnych zagadnień o Bogu, o ostatecznym celu człowieka, o naszych powinnościach, zawdzięczaliby to chyba swym wytrwałym i długim wysiłkom. Namiętności młodości po największej części powstrzymałyby wielu w tych badaniach. Rozum ludzki zwyczajnie odkrywa prawdę z przymieszką błędu. Patrzcie na systemy najgłośniejszych filozofów od czterech tysięcy lat. Czyż jest choć jeden, którego byśmy nie musieli potępić dla pewnych zboczeń i błędów? Czyż jedni drugim nie zaprzeczali? Nie, Bóg nie mógł zostawić biedną ludzkość sobie samej; nie mógł pominąć tego, co przystało Jego Mądrości.
Wynosząc zaś człowieka ponad stan przyrodzony, musiał Bóg mu dać poznać swój cel nadprzyrodzony i środki wyższe, aniżeli te, jakie mu podawała natura: tak np. gdyby per absurdum koń był wyniesiony do stanu ludzkiego – musiałby posiadać świadomość prawd wyższych nad jego zwierzęcy instynkt i uczucie. Prawdy zatem nadprzyrodzone musiał nam Pan Bóg objawić, byśmy poznali nasz najwyższy kres, do którego Mu się podobało nas wynieść w swoim niewysłowionym miłosierdziu. Nie pożądamy bowiem tego, czego nie znamy (ignoti nulla cupido). Te prawdy objawione dają nam doskonałe pojęcie o Bogu, utwierdzając w nas przeświadczenie, że jest nieogarniony, ukracają pychę i zarozumiałość naszego umysłu, który chciałby się uważać za zdolnego wszystko zrozumieć, dają nam odczuć naszą słabość, w szczególniejszy sposób podnoszą naszą duszę, zwracając nasze pragnienia ku dobrom nieskończenie wyższym, niż dobra z dziedziny natury.
Mógł więc człowiek poznać wiele prawd nie przewyższających jego przyrodzonej zdolności, jak np.: religię naturalną, tj. stosunek człowieka do Boga, istnienie Boga, Jego przymioty. Poznali to filozofowie Grecji i Rzymu. U wszystkich bowiem ludów widzimy pojęcie o Bóstwie, religię, ofiary, kapłanów. Naród bez bóstwa, bez religii, jak już przed dwoma tysiącami lat powiedzieli Seneka, Plutarch i Cycero – jest urojeniem, utopią, marzeniem. Cała ludzkość poznaje i uznaje Istotę najwyższą – Boga. Ale nadprzyrodzony stan człowieka wymagał poznania wyższych prawd, które tylko Bóg mógł objawić ludziom. Objawienie, czyli odsłonienie wielu prawd, które człowiek mógł sam zdobyć, ale je poznawał źle lub niepewnie; też objawienie prawd przewyższających pojęcie ludzkie, udzielone prarodzicom, przechowane i uzupełniane przez Patriarchów i Proroków – to objawienie zachował naród żydowski, opatrznościowo na to wybrany, by stał na straży depozytu wiary aż do przyjścia Chrystusa Pana.
Oto, co mówi Apostoł narodów: „Rozmaicie i wieloma sposobami mówiwszy dawno Bóg ojcom przez proroków, na ostatek tych dni mówił do nas przez Syna” (Żyd 1, 12). Chrystus Pan dowiódł swego Bóstwa, równocześnie, kiedy Jego usta mówiły, Jego ręka działała cuda, które jasno wykazywały to samo. Syn Boży umarł dla naszego zbawienia, by się okazała równie wielka miłość w Jego czynach jak prawda w Jego twierdzeniach. Sam siebie wskrzesił jak zapowiedział swym przyjaciołom i nieprzyjaciołom.
Ale to nie wystarczało. Powiew wieków byłby rozwiał Jego słowa. Musiał więc je nam przekazać przez swój nieomylny organ. To też przed zgonem powiedział do Piotra: „Tyś jest opoka, a na tej opoce zbudują Kościół mój”. I odtąd Kościół mówi nam w imię Boga i Jezusa Chrystusa, który go uczynił powiernikiem swych wyroczni, nieomylnym tłumaczem i szafarzem prawdy objawionej. Każdy wierzący z ufnością skłania głowę przed jego nauczaniem. Akt wiary jest podstawą życia chrześcijańskiego, on bierze początek w rozumie, w którym się zaczyna nasze zjednoczenie z Bogiem, wykończa się zaś we woli aktem miłości. Ten pobieżny rzut oka na Boską osobę Chrystusa i Jego naukę, przekazaną Kościołowi, wystarcza, by dowieść, że Bóg mówił, że objawił nam swe prawdy, że więc niewiara jest nierozumną.
Niewiara w istnienie Ameryki jest obrazą rozumu. Ale żaden fakt dziejowy nie jest tak autentycznie stwierdzony, jak fakt przyjścia Chrystusa Pana i przekazanie Jego nauki Kościołowi. Tu bowiem zbiegają się świadectwa wszystkich wieków i narodów. Dlatego największe geniusze schylały czoło pod jarzmo wiary. A otóż wobec tych milionów świadectw, wobec milionów świętych, geniuszów, uczonych, męczenników, występuje niedowiarek i woła: „Wy wszyscy, jesteście niemądrzy! ja jeden rozumny!” Czy tak mówi zdrowy rozum?
Trwajmy w naszej wierze katolickiej, pogłębiajmy ją czytaniem, może już po raz kolejny, naszego katechizmu, lub nawet jakiejś książki teologicznej, i wiara otworzy nam okno do wspaniałego świata nadprzyrodzonej rzeczywistości, do tego, co będzie naszym życiem przez całą wieczność. Amen.
(Na podstawie: Ks. Józef Stanisław Adamski, Kazania na niedziele całego roku, t. III, Kraków, 1913.)