Święci miesiąca – Pięciu Braci Męczenników

12 listopada w całej Polsce – w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej jest to uroczystość I klasy – obchodzimy święto Śś. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pierwszych Męczenników Polski.
Zaledwie sześć lat upłynęło od bolesnej śmierci męczennika św. Wojciecha i nie przebrzmiały jeszcze echa głośnej pielgrzymki pokutnej cesarza Ottona III do jego grobu, gdy polską ziemię znów zrosiła krew następnych apostołów wiary Chrystusowej: pięciu braci eremitów. Było to w roku Pańskim 1003. Bolesław Chrobry, władca młodego państwa polskiego, dobrze rozumiał, że aby wzmocnić i zjednoczyć podległe mu plemiona słowiańskie, trzeba w nich wyrobić poczucie wspólnoty, nauczyć pracy i cnót. Do tych zamierzeń należało wszakże zapewnić sobie pomoc Kościoła. Na ziemiach Chrobrego wiele jeszcze było ludzi nie rozumiejących i nienawidzących krzyża, który powoli zajmował miejsca pogańskich bożków. Nic dziwnego, że w ukryciu pogaństwo jeszcze trwało i gdzie nie sięgała mocna ręka Bolesława, zdarzały się napady i okrucieństwa. Ziemie polskie czekały na dalszy trud pracy apostolskiej. Bolesław budował kościoły i obsadzał zakonnikami sprowadzanymi z krajów chrześcijańskich. Prosił nawet Ottona III o wstawiennictwo u św. Romualda, kierującego wówczas ośrodkiem życia zakonnego w Pereum, koło Rawenny. (Eremita benedyktyński Romuald 9 lat później założył nowe zgromadzenie kamedułów.)
Św. Romuald na zgromadzeniu mnichów przedstawił sprawę Chrobrego. Znalazło się trzech ochotników, gotowych do wyruszenia na prace misyjne do kraju słowiańskiego księcia. Pierwszy z nich, Benedykt, dawny kanonik z Neapolu, młody i pełen gorliwości, rwący się do pracy misyjnej, chciał iść śladami św. Wojciecha. Drugi – Jan, starszy wiekiem, niewidomy na jedno oko, ale niezwykle pogodny, prawdziwie pokorny, który doszedł do tego, że ukochał przeciwności i przykrości, które znosił dla Chrystusa, wyraził pragnienie towarzyszenia Benedyktowi. Otrzymawszy odpowiednie wyposażenie w postaci ksiąg i przedmiotów liturgicznych, wyruszyli ci dwaj bracia z zakonu św. Benedykta na północ, żeby przed rozpoczęciem misji nauczyć się języka Polan. Trzeci, zaś Brunon z Kwerfurtu, udał się do Rzymu, żeby uzyskać od papieża zezwolenie na prace misyjne, a potem miał przybyć do Polski.
Bolesław z radością przyjął eremitów i osadził ich w pustelni, zapewniając odpowiednie utrzymanie. Znajdowała się ona w pobliżu Międzyrzecza nad Obrą, obok wsi, która potem nosiła miano wsi św. Wojciecha, później – Wojciechowa. Pustelnicy prowadzili surowe życie według reguły św. Benedykta i wskazań swego mistrza Romualda. Modlili się, pościli, uczyli ludność nowych sposobów uprawiania roli, karczowania lasów i ulepszania narzędzi pracy. Na ich nabożeństwa zbierali się okoliczni wieśniacy. Zakonnicy, pokonawszy pierwsze trudności językowe, nawiązali z nimi żywą łączność, a mając dar przyciągania serc, osiągnęli niezwykły sukces: wkrótce bowiem zgłosili się do nich dwaj rodzeni bracia Polscy. Nie są znane ich polskie imiona. Św. Brunon podaje, że jako nowicjusze mieli imiona: Izaaka i Mateusza. Krystyn, chłopiec, również przystał do pustelników; odznaczał się wyjątkową pobożnością.
Zakonnicy nie mogli wszakże rozpocząć pracy misyjnej bez zezwolenia papieskiego, a Brunon nie przyjeżdżał. Tym czasem czas się dłużył. Dni oczekiwania przerwał Benedykt, który w zapale młodego człowieka zdecydował się sam odszukać Brunona. Wyruszył w drogę na południe. Dotarł do Pragi i napotkał tam księcia Bolesława Chrobrego. Książę Polan stanowczo odmówił zezwolenia na dalszą drogę. Wiedział bowiem, że podróż jest niebezpieczna, gdyż po śmierci Ottona III i wyborze nowego cesarza Henryka II, zaostrzyły się stosunki z Niemcami. Pragnąc wszakże złagodzić gorycz odmowy Benedyktowi na podróż, zamiast jego, wysłał zakonnika Barnabę na poszukiwania Brunona. Z biegiem czasu okazało się jednak, że ani Brunon ani Barnaba nie mogli spełnić poleconych im zadań. Brunonowi cesarz nie zezwolił udać się do Polski, a Barnabę zatrzymano w Magdeburgu. Zakonnicy w pustelni trwali nadal na modlitwie i oczekiwaniu. Marzyli o misjach i śmierci dla Chrystusa, a nie wiedzieli, że jest ona już tak blisko.
Włodarz, który z rozkazu Bolesława przez pewien czas usługiwał zakonnikom dostarczając im żywności, wiedział, że bracia otrzymali pewną ilość srebra na podróż do Italii, ale nie było mu wiadome, że nie mogąc wyruszyć, Benedykt zwrócił Chrobremu otrzymany dar. W nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku, włodarz zebrawszy garść ludzi, wtargnął do pustelni i wymordował Pięciu Braci, chcąc zagarnąć srebro i cenne przedmioty liturgiczne. Zabójca potem opowiadał, że zbudzeni bracia głośno się modlili i z radością przyjęli wieść o zamierzonym męczeństwie, a Benedykt odezwał się: „Przyjacielu, po coś tu przyszedł?”. Włodarz najpierw skłamał, że Bolesław kazał ich związać, ale gdy mu Benedykt zaprzeczył, powiedział wprost: „Po prawdzie chcemy was pozabijać”. Zabójcy usłyszeli: „Niech wam Bóg pomaga i nam”. „Pustelnicy radowali się, że są zabijani i błogosławili swego mordercę obyczajem dotąd nie spotykanym”. „O jak dobrze jest nam, którym samo miłosierdzie Zbawiciela zesłało noc tak dobrą i godzinę tak szczęśliwą, na jaką nie zasłużyliśmy naszymi uczynkami. Niech wam Bóg błogosławi, ponieważ dobrodziejstwo nam wyświadczacie”. Mateusz pobiegł w stronę kościoła i po drodze został przeszyty dzidą. Krystyn w obronie skromnego mienia zakonników chwycił do rąk polano. Został zabity na miejscu. Zabójcy byli wstrząśnięci i zdziwieni spokojem i radością, z jaką bracia przyjęli śmierć.
Na rozkaz Chrobrego morderców schwytano i oddano w niewole klasztorowi, przeznaczając ich do dożywotniej pokuty i pracy w klasztorze; oszczędzono natomiast ich rodziny i mienie. Biskup poznański, Unger, odprawił nabożeństwo i kazał pochować ciała Pięciu Braci w miejscowym kościele. Spoczęli więc wszyscy razem we wspólnej mogile. Do pustelni tymczasem ciągnęły tłumy pielgrzymów, mnożyły się cudowne uzdrowienia i szerzył kult męczenników. W pogrzebie, jak na kraj świeżo nawrócony, wzięło udział wiele ludzi. W ich świadomości utrwalało się przekonanie, że „nowa wiara dziwnie jakoś przeobraża człowieka i stosunki między ludźmi, że podnosi na wysoki poziom im dotąd nie znany. U niejednych budziła się chęć naśladowania”.
Tymczasem Brunon, uzyskawszy zezwolenie papieskie, dotarł wreszcie do pustelni. Ze zgrozą i smutkiem słuchał relacji, oglądał ślady męczeństwa. W kilka lat później napisał żywot Pięciu Braci, skąd są zaczerpnięte wyżej podane szczegóły. (Możemy dodać, że św. Brunon z Kwerfurtu został pierwszym apostołem Litwy i poniósł śmierć męczeńską na granicy Prusów i Litwy w 1009 r. W relacji o tym męczeństwie po raz pierwszy została wspomniana nazwa tego kraju, łat. Litua.)
W roku 1004 zwrócono się do Rzymu o zezwolenie na kult publiczny, ale wojna z Niemcami przerwała te starania. Kult pięciu męczenników szerzył się jednak, głównie w tych klasztorach i miejscach, gdzie przebywali zakonnicy-eremici. Brunon z Kwerfurtu w swym żywocie pisze: „Z całą pewnością Ojciec Święty polecił zaliczyć ich w poczet męczenników i jako takich czcić”. Ośrodkiem kultu Pięciu Braci był klasztor-erem w pobliżu Konina. Kazimierz Odnowiciel przeniósł bowiem siedzibę spod Międzyrzecza pod Konin, nad Gopłem, a wieś otrzymaną od Króla, nazwali zakonnicy na jego cześć Kazimierzem. Tu przygotowywali się zakonnicy do prac apostolskich, stąd rozchodzili się na misje po całej Europie, by szerzyć naukę Chrystusa. Cześć Pięciu Braci ciągle jest żywa. W ubiegłych wiekach budowano pod ich wezwaniem liczne kościoły, a rycerstwo polskie czciło w szczególny sposób św. Krystyna. Obecnie papież Paweł VI ustanowił ich głównymi patronami diecezji gorzowskiej.