Drodzy Wierni!
„Bojowanie jest żywot człowieczy na ziemi” (Job 7, 1), czytamy w księdze Joba. Doświadczenie codziennego życia potwierdza w zupełności prawdziwość tych słów. Nasze życie od kolebki do grobu jest nieustanną walką. Z kim walczymy? Kto jest naszym wrogiem? Znamy go dobrze! Naszym wrogiem jest szatan, który „jako lew ryczący krąży, szukając kogo by pożarł” (1 Pt 5, 8). Wrogiem naszym są własne pożądliwości cielesne. Wreszcie musimy walczyć ze złym światem, który nas chce pozbawić cnoty i oderwać od Boga. Walka z tymi wrogami jest ciężka i trudna. Aby z niej wyjść zwycięsko, musimy mieć pomoc. Skąd jej wzywać, gdzie jej szukać, jeśli nie od Pana Boga? Ale czy nas Bóg wysłucha, czy jesteśmy godni tego? Nie traćmy ufności! Mamy w niebie potężnych orędowników, którzy patrzą na nasze zmagania, litują się nad nami wypraszając potrzebne łaski do oparcia się złemu i wytrwania w dobrym. Tymi Orędownikami to Święci Pańscy. Uroczystość jednego z takich świętych będziemy obchodzili we wtorek – to święty męczennik Rzymski Wawrzyniec.
Wawrzyniec jest niezwykłym świętym. Codziennie we wszystkich świątyniach na całym świecie wzywają kapłani wstawiennictwo św. Wawrzyńca we mszy św., wymawiając jego imię w Kanonie. W litanii do Wszystkich Świętych prosimy go, by się modlił za nami. Św. Wawrzyniec to jeden z najstarszych i najpotężniejszych świętych Kościoła. Przy życiu jako diakon, to znaczy sługa papieża troskliwą opieką otaczał chorych i ubogich. Ale przede wszystkim jest podziwu godnym jako św. Męczennik, gdy wśród niewypowiedzianych męczarni leżał na rozpalonych kratach. Po czym poznać prawdziwą pobożność, świętość? Czy po zewnętrznych pozorach, po słowach? Św. Jan mówi: „Synaczkowie moi, nie miłujmy słowem, ani językiem, ale uczynkiem i prawdą” (1 Jn 3, 18). Tu słowa nie wystarczą, trzeba czynami okazać, że jesteś dzieckiem Bożym. Kto umie znosić różne trudności z pogodnym umysłem, cierpliwie, tej daje dowód, że Boga miłuje. Jeśli za cierpienia Bogu dziękujesz, okazujesz swą miłość w wyższym stopniu. Ale dowodem niezwykłej cnoty jest pragnąć cierpieć. Niestety tak mało dzisiaj katolików, którzy spokojnie znoszą dopusty Boże bez szemrania, bez narzekań; jeszcze mniej takich, którzy cieszą się z nieszczęść, a znikoma ilość, którzy by ich pragnęli. Taki właśnie cud cnoty staje dzisiaj przed naszymi oczyma.
Czegóż pragnie św. Wawrzyniec? Ku czemu wyciąga ręce? Posłuchajmy co sam mówi do swego przełożonego papieża Sykstusa II, jak czytamy w Brewiarzu jego święta: „Gdzie idziesz bez syna, ojcze? Gdzie, kapłanie święty, spieszysz bez diakona? Nie miałeś nigdy zwyczaju spełniać ofiary [Mszy św.] bez sługi. W czymże więc nie podobało się we mnie ojcostwu twojemu? Może przekonałeś się, że stałem się gorszym? Przekonaj się, czy wybrałeś odpowiedniego sługę, któremu zleciłeś rozdawnictwo Krwi Chrystusowej”. Gdzież to papież spieszył? Może udawał się w jaką podróż, może na ucztę? Nic z tego: szedł na śmierć. Św. Wawrzyniec prosi, by go ze sobą zabrał, skoro zawsze brał go, gdy odprawiał Mszę św. Papież odpowiada: „Nie opuszczam cię, mój synu, ani pozostawiam samego, ale czekają cię ciężkie walki za wiarę Chrystusa. Za trzy dni i ty, lewito, pójdziesz za mną kapłanem”.
Sykstus II został ścięty 6. sierpnia 258 r. Jego przepowiednia spełniła się. Cesarz Walerian kazał św. diakona umęczyć. Każe go biczować, całe ciało szarpać żelaznymi hakami tak, że odpadało od kości. Takie męki zdołałyby odebrać odwagę najdzielniejszemu, ale nie świętemu Wawrzyńcowi. On pragnie dalszych cierpień, przyjmuje je z radością i mówi do katów: „Czczę mego Boga i dlatego nie boję się mąk”. Wreszcie kładą go na rozżarzonej kracie. Czy wyobrażamy sobie, jaki ból musiał znosić Święty? Sparzymy sobie palec w ogniu i jęczymy z bólu, szukamy sposobu, by go umniejszyć. A jakie okropne boleści musi odczuwać ten, którego palą na całym ciele? Świętego Wawrzyńca palono nie od razu, ale po woli. Ogień przenikał ciało z daleka, palił długo. Różne męki znosili Męczennicy. Św. Ignacego rozszarpały dzikie zwierzęta, św. Sebastiana przeszyły strzały, święci Piotr i Ambroży zginęli na krzyżu, innych w różny sposób torturowano. Straszne były ich męki, ale czy były tak straszne, jak św. Wawrzyńca? Czy były tak bolesne?
A jak się zachowuje św. Diakon? Czy rozpacza? Czy przeklina oprawców? Może prosi o litość? Nie! Przeciwnie! Mówi do katów: „Już upieczone, obracaj i jedz. Wiedz, marny człowiecze, że twoje węgle są dla mnie ochłodą”. Dziękuję Bogu za męki: „Dzięki ci, Boże, że zasłużyłem wejść w twoje podwoje”. Doznawał bólu niesłychanego na ciele, ale wewnętrzny ogień miłości ku Bogu czynił go nieczułym na męki cielesne. Cierpiał dla Chrystusa i to napełniało go niezmierną radością, która głuszyła wszelkie uczucie bólu.
Któż z nas, rozważając katusze św. Wawrzyńca, nie współczuje, ale równocześnie nie doznaje zawstydzenia? I nas Bóg próbuje, nasza wiara, nadzieja i miłość musi przejść przez ogień przeciwności, nieszczęść, różnych prób Bożych. „Naczynia garncarskiego piec doświadcza, a ludzi sprawiedliwych pokusa utrapienia” (Eccl 27, 6), mówi Mędrzec. Bóg nas próbuje w różnoraki sposób. Przychodzi klęska powodzi, pożaru, popadasz w chorobę, tracisz majątek, stanowisko, pracę, wybucha wojna. Gdy ci się dobrze powodzi, zwyczajnie pozostajesz wierny Bogu, dziękujesz mu za dobrodziejstwa, Ale przychodzi czas próby Bożej. Jak się zachowujesz? Czy modlisz się w dalszym ciągu, czy chodzisz do kościoła, przystępujesz do Sakramentów Św.? Czy to wielka zasługa wobec Boga być dobrym, pobożnym, gdy Bóg cię obsypuje swymi dobrodziejstwami, gdy opływasz w dostatki? Ale wytrwać w dobrym w nieszczęściu, w niedoli służyć Bogu, gdy krzyże cierpień przygniatają nasze barki, to chwała dla nas i nagroda w niebie. Czy to wielka rzecz być odważnym, gdy niema nieprzyjaciela, nie gniewać się, gdy niema przeciwnika, nie przeklinać, gdy niema kogo? Mówi zawistny szatan do Boga: „Czy Job darmo Boga się boi? Błogosławiłeś uczynkom rąk jego i dobytek jego rozrósł się na ziemi. Ale ściągnij trochę rękę swoją, a dotknij wszystkiego, co ma, jeślić w oczy błogosławił nie będzie” (Job 1, 9-11). Szatan chce więc przeciwnościami wypróbować cnoty Joba. One wychodzą na jaw nie wtedy, gdy Job był szczęśliwy, ale gdy widzi utratę majątku, śmierć wszystkich dzieci. Ogrom jego wierności dla Boga wychodzi na jaw, nie gdy czyni jałmużnę, gdy pociesza strapionych, ale gdy mówi w największym nieszczęściu: „Niech będzie Imię Pańskie błogosławione” (Job 1, 21).
W czasie obecnym w naszych terenach niema Walerjanów, niema tortur, ale gdyby trzeba cierpieć za wiarę, czy wytrwałbym, czy miałbym stałość męczenników? Czy ochotnie znosiłbym prześladowania, jak kiedyś katolicy w Rosji, w Meksyku? Czy gotów byłbym dla Chrystusa poddać ciało męczarniom, ja, który ciału dogadzam, szukam wygód, nie chcę znieść żadnego cierpienia, skarżę się, gdy mi coś dolega, gdy mię choroba przykuwa do łóżka? Czy idę śladami św. Patrona, gdy narzekam na zrządzenia Boże, gdy upadam na duchu z powodu niedostatku, zapominam, że Opatrzność nade mną czuwa? Kto pokłada ufność w Boga, tego on nie opuści, jak o tym świadczy, tak historia całych narodów, jak i żywot poszczególnych ludzi. „Gdzie potrzeba największa, tam pomoc Boża najbliższa.” „Kto z Bogiem, Bóg z nim.” Tylko ludzie bez wiary opuszczają bezradnie ręce, popadają w rozpacz, przeklinając swój los. Bóg zsyła na nas różne klęski, by nas doświadczyć, by nam dać sposobność do zasług. Nikt z nas tak nie cierpi jak św. Wawrzyniec. Nasze dolegliwości są drobnostką w porównaniu z tym, co on znosił.
Cokolwiek nas w życiu spotyka, przyjmujmy wszystko, dobrą i złą dolę, a przyjmijmy dlatego, bo tak Bóg chce. Zgadzając się z wolą Bożą w nieszczęściu, okażemy, że Boga kochamy nie tylko słowami, ale sercem. Bądźmy wdzięczni Bogu, że nas doświadcza, bo daje nam dowód, że nas kocha i chce, byśmy za cierpliwe znoszenie wszelkich przeciwności otrzymali wieniec chwały wiecznej. Amen.
Wawrzyniec jest niezwykłym świętym. Codziennie we wszystkich świątyniach na całym świecie wzywają kapłani wstawiennictwo św. Wawrzyńca we mszy św., wymawiając jego imię w Kanonie. W litanii do Wszystkich Świętych prosimy go, by się modlił za nami. Św. Wawrzyniec to jeden z najstarszych i najpotężniejszych świętych Kościoła. Przy życiu jako diakon, to znaczy sługa papieża troskliwą opieką otaczał chorych i ubogich. Ale przede wszystkim jest podziwu godnym jako św. Męczennik, gdy wśród niewypowiedzianych męczarni leżał na rozpalonych kratach. Po czym poznać prawdziwą pobożność, świętość? Czy po zewnętrznych pozorach, po słowach? Św. Jan mówi: „Synaczkowie moi, nie miłujmy słowem, ani językiem, ale uczynkiem i prawdą” (1 Jn 3, 18). Tu słowa nie wystarczą, trzeba czynami okazać, że jesteś dzieckiem Bożym. Kto umie znosić różne trudności z pogodnym umysłem, cierpliwie, tej daje dowód, że Boga miłuje. Jeśli za cierpienia Bogu dziękujesz, okazujesz swą miłość w wyższym stopniu. Ale dowodem niezwykłej cnoty jest pragnąć cierpieć. Niestety tak mało dzisiaj katolików, którzy spokojnie znoszą dopusty Boże bez szemrania, bez narzekań; jeszcze mniej takich, którzy cieszą się z nieszczęść, a znikoma ilość, którzy by ich pragnęli. Taki właśnie cud cnoty staje dzisiaj przed naszymi oczyma.
Czegóż pragnie św. Wawrzyniec? Ku czemu wyciąga ręce? Posłuchajmy co sam mówi do swego przełożonego papieża Sykstusa II, jak czytamy w Brewiarzu jego święta: „Gdzie idziesz bez syna, ojcze? Gdzie, kapłanie święty, spieszysz bez diakona? Nie miałeś nigdy zwyczaju spełniać ofiary [Mszy św.] bez sługi. W czymże więc nie podobało się we mnie ojcostwu twojemu? Może przekonałeś się, że stałem się gorszym? Przekonaj się, czy wybrałeś odpowiedniego sługę, któremu zleciłeś rozdawnictwo Krwi Chrystusowej”. Gdzież to papież spieszył? Może udawał się w jaką podróż, może na ucztę? Nic z tego: szedł na śmierć. Św. Wawrzyniec prosi, by go ze sobą zabrał, skoro zawsze brał go, gdy odprawiał Mszę św. Papież odpowiada: „Nie opuszczam cię, mój synu, ani pozostawiam samego, ale czekają cię ciężkie walki za wiarę Chrystusa. Za trzy dni i ty, lewito, pójdziesz za mną kapłanem”.
Sykstus II został ścięty 6. sierpnia 258 r. Jego przepowiednia spełniła się. Cesarz Walerian kazał św. diakona umęczyć. Każe go biczować, całe ciało szarpać żelaznymi hakami tak, że odpadało od kości. Takie męki zdołałyby odebrać odwagę najdzielniejszemu, ale nie świętemu Wawrzyńcowi. On pragnie dalszych cierpień, przyjmuje je z radością i mówi do katów: „Czczę mego Boga i dlatego nie boję się mąk”. Wreszcie kładą go na rozżarzonej kracie. Czy wyobrażamy sobie, jaki ból musiał znosić Święty? Sparzymy sobie palec w ogniu i jęczymy z bólu, szukamy sposobu, by go umniejszyć. A jakie okropne boleści musi odczuwać ten, którego palą na całym ciele? Świętego Wawrzyńca palono nie od razu, ale po woli. Ogień przenikał ciało z daleka, palił długo. Różne męki znosili Męczennicy. Św. Ignacego rozszarpały dzikie zwierzęta, św. Sebastiana przeszyły strzały, święci Piotr i Ambroży zginęli na krzyżu, innych w różny sposób torturowano. Straszne były ich męki, ale czy były tak straszne, jak św. Wawrzyńca? Czy były tak bolesne?
A jak się zachowuje św. Diakon? Czy rozpacza? Czy przeklina oprawców? Może prosi o litość? Nie! Przeciwnie! Mówi do katów: „Już upieczone, obracaj i jedz. Wiedz, marny człowiecze, że twoje węgle są dla mnie ochłodą”. Dziękuję Bogu za męki: „Dzięki ci, Boże, że zasłużyłem wejść w twoje podwoje”. Doznawał bólu niesłychanego na ciele, ale wewnętrzny ogień miłości ku Bogu czynił go nieczułym na męki cielesne. Cierpiał dla Chrystusa i to napełniało go niezmierną radością, która głuszyła wszelkie uczucie bólu.
Któż z nas, rozważając katusze św. Wawrzyńca, nie współczuje, ale równocześnie nie doznaje zawstydzenia? I nas Bóg próbuje, nasza wiara, nadzieja i miłość musi przejść przez ogień przeciwności, nieszczęść, różnych prób Bożych. „Naczynia garncarskiego piec doświadcza, a ludzi sprawiedliwych pokusa utrapienia” (Eccl 27, 6), mówi Mędrzec. Bóg nas próbuje w różnoraki sposób. Przychodzi klęska powodzi, pożaru, popadasz w chorobę, tracisz majątek, stanowisko, pracę, wybucha wojna. Gdy ci się dobrze powodzi, zwyczajnie pozostajesz wierny Bogu, dziękujesz mu za dobrodziejstwa, Ale przychodzi czas próby Bożej. Jak się zachowujesz? Czy modlisz się w dalszym ciągu, czy chodzisz do kościoła, przystępujesz do Sakramentów Św.? Czy to wielka zasługa wobec Boga być dobrym, pobożnym, gdy Bóg cię obsypuje swymi dobrodziejstwami, gdy opływasz w dostatki? Ale wytrwać w dobrym w nieszczęściu, w niedoli służyć Bogu, gdy krzyże cierpień przygniatają nasze barki, to chwała dla nas i nagroda w niebie. Czy to wielka rzecz być odważnym, gdy niema nieprzyjaciela, nie gniewać się, gdy niema przeciwnika, nie przeklinać, gdy niema kogo? Mówi zawistny szatan do Boga: „Czy Job darmo Boga się boi? Błogosławiłeś uczynkom rąk jego i dobytek jego rozrósł się na ziemi. Ale ściągnij trochę rękę swoją, a dotknij wszystkiego, co ma, jeślić w oczy błogosławił nie będzie” (Job 1, 9-11). Szatan chce więc przeciwnościami wypróbować cnoty Joba. One wychodzą na jaw nie wtedy, gdy Job był szczęśliwy, ale gdy widzi utratę majątku, śmierć wszystkich dzieci. Ogrom jego wierności dla Boga wychodzi na jaw, nie gdy czyni jałmużnę, gdy pociesza strapionych, ale gdy mówi w największym nieszczęściu: „Niech będzie Imię Pańskie błogosławione” (Job 1, 21).
W czasie obecnym w naszych terenach niema Walerjanów, niema tortur, ale gdyby trzeba cierpieć za wiarę, czy wytrwałbym, czy miałbym stałość męczenników? Czy ochotnie znosiłbym prześladowania, jak kiedyś katolicy w Rosji, w Meksyku? Czy gotów byłbym dla Chrystusa poddać ciało męczarniom, ja, który ciału dogadzam, szukam wygód, nie chcę znieść żadnego cierpienia, skarżę się, gdy mi coś dolega, gdy mię choroba przykuwa do łóżka? Czy idę śladami św. Patrona, gdy narzekam na zrządzenia Boże, gdy upadam na duchu z powodu niedostatku, zapominam, że Opatrzność nade mną czuwa? Kto pokłada ufność w Boga, tego on nie opuści, jak o tym świadczy, tak historia całych narodów, jak i żywot poszczególnych ludzi. „Gdzie potrzeba największa, tam pomoc Boża najbliższa.” „Kto z Bogiem, Bóg z nim.” Tylko ludzie bez wiary opuszczają bezradnie ręce, popadają w rozpacz, przeklinając swój los. Bóg zsyła na nas różne klęski, by nas doświadczyć, by nam dać sposobność do zasług. Nikt z nas tak nie cierpi jak św. Wawrzyniec. Nasze dolegliwości są drobnostką w porównaniu z tym, co on znosił.
Cokolwiek nas w życiu spotyka, przyjmujmy wszystko, dobrą i złą dolę, a przyjmijmy dlatego, bo tak Bóg chce. Zgadzając się z wolą Bożą w nieszczęściu, okażemy, że Boga kochamy nie tylko słowami, ale sercem. Bądźmy wdzięczni Bogu, że nas doświadcza, bo daje nam dowód, że nas kocha i chce, byśmy za cierpliwe znoszenie wszelkich przeciwności otrzymali wieniec chwały wiecznej. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Ks. Karol Perenc, w: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLIX, 1935.